Bang! - recenzja gry planszowej

Mateusz Kołodziejski
2013/11/27 13:31
6
0

Bang! to Call of Juarez: Gunslinger wśród planszówek - ma westernowy klimat, dymiące colty i pojedynki w samo południe, ale próżno szukać tu logiki.

Bang! - recenzja gry planszowej

Wyobraźcie sobie miasteczko na Dzikim Zachodzie, w którym wybuchła właśnie krwawa strzelanina. Sytuacja przedstawia się następująco: szeryf stara się odstrzelić bandytów, oni nie pozostają mu dłużni, a zastępcy szeryfa wspierają się swojego przełożonego. Jakby tego było mało gdzieś w mieście (czyt. przy stole) czai się jeszcze renegat, który chce raz na zawsze pozbyć się stróża prawa i zająć jego miejsce. Czasem w trakcie wymiany ognia ktoś szczęśliwie uchyli się przed pociskiem, innym razem ktoś wpadnie do saloonu na szybkie piwko, które pomoże mu się zregenerować. Bywa też, że miasto atakują Indianie. Wtedy wszyscy rewolwerowcy na chwilę przestają strzelać do siebie i zgodnie walą w czerwonoskórych. To właśnie Bang! w pigułce. Że niby głupie? Że bez sensu? Pewnie, ale grywalne jak diabli, przynajmniej podczas kilku pierwszych sesji.

Bang! jest grą,w której gracze wcielają się w rewolwerowców. Wszystkie wspomniane na początku role poza Szeryfem są tajne, co daje nam szerokie pole do popisu miłośnikom blefowania i strzelania w plecy mniej czujnym współspaczom. W trakcie rozgrywki podejrzeniom nie ma końca. Czy gracz, który do tej pory nie wystrzelił ani razu jest Zastępcą Szeryfa broniącego pleców swojego szefa czy Renegatem, który cierpliwie czeka aż wszyscy inni się wykrwawią? Czy Szeryf nie myli przypadkiem Bandyty ze swoim Zastępcą? Najczęściej wychodzi to na jaw dopiero pod koniec gry, a rezultaty coming outu poszczególnych uczestników strzelaniny wywołują nieraz salwy śmiechu i mnóstwo ciętych komentarzy.

Jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywki poza kartą roli losujemy również kartonik z postacią, w którą będziemy się wcielać. Tych jest 16 i pośród z nich znajdują się takie zmyślone westernowe sławy jak Calamity Janet, Lucky Duke czy Jesse Jones. Poza ich podobiznami na karcie znajdują się również ich cechy, czyli bardziej lub mniej przydatna umiejętność specjalna i liczba punktów życia wyobrażona pociskami. Punkty nie tylko mówią nam ile ołowiu możemy przyjąć na klatę, ale również wskazują jaka liczba kart może się znajdować w naszych rękach pod koniec tury. Istotnym modyfikatorem jest też zasięg naszych poczynań – domyślnie osoby w najbliższym sąsiedztwie znajdują się od nas w zasięgu 1, kolejne w zasięgu 2 i tak dalej. Dobrze jest usiąść w okręgu, aby nie było co do tego wątpliwości.

Kartoniki w grze dzielą się na brązowe o natychmiastowym działaniu oraz niebieskie, które lądują przed nami jako ekwipunek. Najważniejszą kartą w grze jest tytułowy „Bang!”, czyli strzał do rywala (albo sojusznika) w naszym zasięgu. Jako jedyna jest obłożona limitem – wolno wziąć kogoś na muszkę tylko raz na turę. Uchylić się przed ostrzałem jest „Pudło!”, ale możemy także schować się za „Baryłką”, chyba, że zostaliśmy wyzwani na „Pojedynek”. W tym przypadku poczynając od gracza będącego jego celem na przemian odrzucamy z ręki „Bangi!” – ten, któremu ich zabraknie, traci punkt życia. Prawdziwy popłoch przy stole wywołuje rzucenie „Indian” lub „Gatlinga” zadających obrażenia wszystkim rewolwerowcom.

Dystans dzielący nas od innych graczy możemy modyfikować za pomocą „Mustanga” i „Lunety”, zasięg natomiast z pomocą wszelkiej maści broni. Pukawką budzącą grozę wśród sąsiadów jest „Volcanic”, który nie zwiększa naszego zasięgu, ale za to pozwala rzucić dowolną liczbę „Bangów!” w turze. Oprócz tego do dyspozycji mamy jeszcze „Panikę” i „Kasię Balou”, które pozwalają nam ukraść kartoniki lub zmusić do ich odrzucenia innych. „Dyliżans” i „Wells Fargo” umożliwia nam dobranie dodatkowych kart z talii. Jeśli ponieśliśmy uszczerbek na zdrowiu, dobrym pomysłem jest walnięcie szybkiego „Piwka” w trakcie wymiany ognia albo odwiedzenie „Saloonu”. Dużo emocji wywołuje pojawienie się „Dynamitu”, który krąży pomiędzy graczami do momentu wybuchu – ten, któremu zostanie on w rękach traci aż trzy punkty życia, co najczęściej jest gwoździem do trumny. Mnóstwo kontrowersji wywołuje z kolei “Więzienie”, dzięki któremu możemy umieścić delikwenta za kratkami co w najgorszym przypadku kosztuje go turę, a prze to utrudnia obronę przed atakami.

GramTV przedstawia:

Różnych efektów kart jest sporo, ale zasady Bang! są na tyle proste, że nie powinno być problemów z ich przyswojeniem. Szczególnie jeśli przy stole znajduje się chociaż jedna osoba, która z grą miała styczność już wcześniej. Nie jest to znowu takie trudne, ponieważ wersja wydana przez Barda jest już czwartą, którą spotkać można na naszym rynku. Od poprzedniej edycji nowa odróżnia się na pierwszym rzut oka pudełkiem. Nie tylko zostało ono ozdobione inną grafiką, ale jest też znacznie większe, bo pomieścić musi dodatkową zawartość. Są to plansze graczy, które ułatwiają segregowanie ekwipunku i znaczniki nabojów, służące do oznaczania aktualnej liczby punktów żywotności.

Z przykrością stwierdzam, że plansze są zwyczajnie brzydkie. Nie dość, że grafiki w żaden sposób nie nawiązują do kart, to nijak się mają również pomiędzy sobą. Wyglądają jak kiepskie kowbojskie kolorowanki oddane w ręce średnio rozgarniętego przedszkolaka ze świecówkami w obu dłoniach. Konserwatystów uspokajam - życie wciąż można oznaczać nabojami widniejącymi na rewersie kart roli. Gorzej ma się sprawa z kartami, z których usunięto ich włoskie nazwy. Co prawda nie ma to żadnego wpływu na rozgrywkę, to klimat spaghetti westernu znany z poprzednich odsłon gdzieś się ulotnił.

Szkoda też, że ingerencje ograniczyły się do zmian kosmetycznych, bo znacznie bardziej przydatna byłaby aktualizacja zasad. A tak wciąż pierwszym i najszybciej dostrzegalnym w czasie rozgrywki minusem jest to, że poza swoją kolejką gracze nie mają co robić, o ile nie przyjdzie im bronić się przed atakiem. Wciąż brakuje balansu pomiędzy postaciami i nadal poszczególne role mają różne szanse powodzenia. Zdecydowanie najłatwiej wygrać Bandytom, a szanse Renegata są mniej niż wątpliwe.

Największym zarzutem pozostaje jednak to, że celem jest eliminowanie kolejnych uczestników. Jeżeli ma się niefat, można nawet wylecieć z gry jeszcze przed swoją turą i będąc tym samym zmuszonym czekać bezczynnie nawet przez ponad pół godziny, nim rozgywka dobiegnie końca. Sporą wadą pozostaje też niska skalowalność - rywalizacja nabiera rumieńców dopiero przy sześciu rewolwerowcach, w mniejszych grupach Szeryf w zasadzie skazany jest na porażkę. Tutaj z kolei powraca problemem przestojów wynikających z oczekiwania na swoją turę.

Dobrą grę imprezową charakteryzuje przede wszystkim możliwość grania w wiele osób – cztery to minimum, a im więcej tym lepiej. Siedem to dobra, szczęśliwa liczba, w sam mieszcząca się przy średniej wielkości stole. Rozgrywka przy nim musi być szybka jak "Mustang" i dynamiczna salwa z "Gatlinga". Ale przede wszystkim musi dawać frajdę i wywoływać wśród graczy całe spektrum uczuć - od radości, przez rywalizację, aż po chęć odegrania się. Taki właśnie jest Bang!. Równocześnie to gra niedopracowana, z zasadami, które doprowadzają do rozgrywek z góry przegranych dla niektórych uczestników. A zatem wóz czy przewóz? Na to pytanie musisz odpowiedzieć sobie sam, gringo.

7,0
7 Wspaniałych na imprezie
Plusy
  • westernowy klimat
  • bardzo przystępne zasady
  • nieprzewidywalność
  • świetna na kilka sesji na imprezie czy w barze
Minusy
  • w mniej niż 6 osób nie ma sensu grać
  • długi czas oczekiwania na swoją turę
  • eliminowanie graczy w trakcie zabawy
  • niezbalansowane postacie
  • mało atrakcyjne wydanie
Komentarze
6
Usunięty
Usunięty
03/03/2014 20:53

> Gra jest bardzo fajna i w towarzystwie sprawdza się świetnie. Smuci mnie nieco brak jakichkolwiek> komentarzy. Czyżby to środowisko było już aż tak zdegenerowane, że nikt nie interesuje> się niczym poza łupaniem na komputerze?Może nikt nie grał, według mnie bardzo przyjemna gra imprezowa.

Usunięty
Usunięty
21/01/2014 13:22

Grałem w to na Pyrkonie. Całkiem miło wspominam.

Piotrbov
Gramowicz
26/12/2013 22:06

Bang! ?Toż to przecież jedna z ulubionych gier w klubie turystycznym, do którego należę. Zawsze w naszej chatce górskiej jest jedna talia tej gry ;)




Trwa Wczytywanie