Card Hunter - recenzja

Sławek Serafin
2013/10/03 14:08

Nieczęsto udaje się zagrać całkiem za darmo w coś tak uroczego, tak nostalgicznie klimatycznego i tak sprytnego jak Card Hunter. A tu proszę, zero wydatków, maksimum satysfakcji.

Pamiętajcie, że uciekanie od stereotypów może się srogo zemścić. Ja nie chciałem mieć sztampowej drużyny w Card Hunter, więc za wojownika wziąłem sobie zwinną elfkę, a moim magiem został przysadzisty krasnolud. Żeby nie było standardowo i nudno. I nie było, a nawet ciągle nie jest, ale pojawiły się też problemy - moja elfka jest szybka i tak dalej, jednak dość wątła jak na wojownika, a mag z kolei jest nieruchawy, ale jak się wkurzy, to potrafi zaszarżować na wroga po drugiej stronie pomieszczenia. Tylko po co ma to robić, skoro jego specjalizacją jest magia elektryczna o dużym zasięgu? Nie wiem. Ale takie karty dostałem, to z takimi gram.

Card Hunter - recenzja

Card Hunter to wyjątkowo sprytne pomieszanie turowej gry taktycznej z karcianką. Nieślubne dziecię Dungeons & Dragons i Magic: The Gathering innymi słowy. Mamy tutaj własnoręcznie wyrzeźbioną trójkę bohaterów wybraną spośród kilku podstawowych klas i ras, którą to małą drużyną gramy w grę fabularną. Tak, w tej grze gramy w grę, taka jest właśnie zabawna. Naszym Mistrzem Gry jest młody, nieśmiały Gary, zakochany po uszy w dostarczającej pizzę Karen i tyranizowany przez antypatycznego, ale o wiele bardziej doświadczonego w prowadzeniu gier starszego brata Melvina. Ich historia jest w bardzo naturalny sposób wpleciona pomiędzy kolejne moduły i bitwy z najprzeróżniejszymi paskudami - nawet się nie zorientujemy, gdy zacznie nas naprawdę obchodzić co będzie się z nimi działo dalej. Narracja jest oszczędna, ale skutecznie odmalowuje nam stosunki pomiędzy bohaterami oraz ich emocje... każąc przy okazji przypomnieć sobie, jak wyglądały nasze własne początki "erpegowania".

Card Hunter jest graficznie stylizowany tak, by przypominał wizualnie pierwsze edycje Dungeons & Dragons, co z pewnością o wiele bardziej kojarzy się graczom amerykańskim, czy też w ogóle tym z Zachodu, niż nam tutaj w Polsce. Ale nawet jeśli nie grało się tych kilkanaście lat temu w D&D, tylko zaczynało od innych rzeczy - w stylu Warhammera czy, o zgrozo, Kryształów Czasu - to Card Hunter bardzo umiejętnie potrafi szarpnąć za tę strunę nostalgii i wywołać niski, długi dźwięk, który rezonuje nam gdzieś w piersi, ni to przyjemnie, ni to boleśnie, tęsknotą za tamtymi beztroskimi czasami, gdy zarywało się noce na polowaniu na potwory w wyobraźni i na kartkach papieru.

Tutaj też mamy kartki, a właściwie planszę na pola podzieloną, przy każdej bitwie inną, na której ustawiamy nasze kartonowe figurki bohaterów, a Gary (a czasem inny Mistrz Gry) ustawia swoje figurki bestii różnistych. Pierwszy rzut oka na taką planszę sugeruje, że mamy do czynienia z grą taktyczną, ale prawda jest taka, że o wiele większe znaczenie odgrywa tu element losowy związany z taliami kart. Nasi herosi, choć na wskroś erpegowi, nie mają żadnych współczynników poza liczbą punktów zdrowia. Ich możliwości i zdolności determinowane są przez przedmioty, w jakie ich zaopatrzymy, te zaś niosą za sobą określone zestawy kart. Na przykład miecz będzie miał zwykle trzy karty ataku przez pchnięcie i trzy karty ataku przez cięcie, buty będą miały dwie karty ruchu i kartę pancerza, tarcza wniesie nam karty bloków i parowania, a różdżka czary różne. Bohaterowie nasi, zaliczając kolejne przygody, czyli kolejne ciągi coraz trudniejszych bitew, awansują na poziomy i odblokowują kolejne gniazda na przedmioty - a po każdym wygranym starciu otrzymujemy kilka takowych, które wzbogacą naszą kolekcję.

Na początku będziemy korzystali z czego się tylko da, ale w miarę jak będzie pojawiało się coraz więcej łupów, a także złota, za które można dokonać potrzebnych zakupów w jednym z kilku sklepów, zaczniemy sobie układać talie wyspecjalizowane dla każdego bohatera. Naszej zwinnej elfickiej wojowniczce możemy dać na przykład bronie drzewcowe, które dzięki swoim atakom o zasięgu dwóch pól pozwolą jej razić wroga z bezpiecznej odległości. A krasnoludowi-magowi kupimy różdżki z mieszanymi zaklęciami o zasięgu bardzo dalekim i jednocześnie kilkoma morderczymi z bliska, na wypadek, gdyby ktoś go dogonił, co zawsze się zdarza, bo ten nogi ma krótkie. Obmyślanie i układanie talii w Card Hunterze to świetna zabawa i jednocześnie niesamowita motywacja do dalszego grania - tylko przez zaliczanie kolejnych modułów możemy dorwać nowe, miejmy nadzieję epickie lub legendarne przedmioty, które z kolei pozwolą nam lepiej dopieścić nasze taktyki i strategie. Części z tych przedmiotów nie będziemy mogli wykorzystać od razu, z uwagi na sprytne ograniczenia poziomów, więc całe to planowanie talii będzie długofalowe i o wiele bardziej absorbujące niż się na początku wydawało. Zwłaszcza jeśli zaczniemy się bawić w rozgrywki wieloosobowe...

Dobrze ułożona, przemyślana talia, to podstawa. Ale element losowy z Card Hunter jest dominujący i czasem po prostu karta źle nam idzie. Każde starcie podzielone jest na tury. Na początku takowej dobieramy karty, które potem kolejno zagrywamy, aż do momentu gdy zarówno gracz, jak i Mistrz Gry spasują, bo nie mogą lub nie chcą już więcej nic zagrać. Wtedy odrzucamy karty z ręki z wyjątkiem dwóch, jeśli nam w ogóle jakieś zostały, i zaczyna się kolejna tura, z dobieraniem i tak dalej. I czasem ma się strasznego pecha lub wyjątkowe szczęście z tym dobieraniem. Pech objawia się gdy nasz wojownik pociągnie same karty ruchu, pancerza lub bloków na przykład, a szczęście, gdy w bitwie z drzewcami nasz mag już w pierwszej turze wylosuje swoją jedną jedyną kartę ognistej burzy, która momentalnie załatwi sprawę z uwagi na to, że drzewa to jednak mało odporne na ogień są. Niesamowita różnorodność kart oraz element losowy sprawiają, że nie można być pewnym wyniku żadnej bitwy, co z kolei sprawia, że Card Hunter obfituje w emocje. Z drugiej strony jednak, czy będziemy się cieszyć czy wkurzać, to nigdy się nie zatniemy na amen - nawet najtrudniejszą bitwę uda się zaliczyć za którymś z kolei podejściem, gdy w końcu pójdzie nam odpowiednia karta. Oczywiście sprytny gracz sobie tę odpowiednią kartę wtasuje wcześniej w talię - modyfikowanie jej w zależności od tego, jakich wrogów się spotka, ma duże znaczenie, bo wiele kart ma zastosowanie sytuacyjne. Walcząc z bandą czarodziejów, puklerz oferujący karty parowania ataków bronią białą przyda nam się przecież o wiele mniej, niż lustrzana tarcza z kartami odbijającymi zaklęcia, prawda? No właśnie.

GramTV przedstawia:

Trzeba przyznać, że kampania dla samotnego gracza w Card Hunterze jest o wiele bardziej pomysłowa, niż można się było spodziewać. Pierwsze moduły, składające się z od trzech do pięciu bitew, zapowiadają nam rozgrywkę ciekawą, ale niezbyt urozmaiconą. To się jednak szybko zmienia, pojawiają się nowi, specyficzni wrogowie i przede wszystkim zmodyfikowane warunki zwycięstwa - im dłużej gramy, im wyższe poziomy przygód, tym bardziej trzeba kombinować i główkować pod wieloma różnymi względami. Gra w bardzo fajny sposób nabiera tempa i dynamiki, robi się coraz ciekawsza i coraz bardziej emocjonująca, a jednocześnie coraz głębsza, gdy odkrywamy nowe sposoby na budowanie talii, nowe kombinacje i zależności między przedmiotami i kartami. To wszystko podane jest z odrobiną humoru, nostalgii i całkiem ciekawej, choć delikatnie zarysowanej historii, o czym już wcześniej wspomniałem. No i jest za darmo.

W Card Hunter można zainwestować, a jakże. W grze obowiązuje waluta kawałków pizzy, które nabywa się za prawdziwą gotówkę. Za pizzę można tutaj kupić skrzynki z losowymi łupami, dodatkowe moduły z gwarantowanymi artefaktami w ramach nagród, nowe wdzianka dla swoich bohaterów i dodatkowe drużyny do rozgrywek wieloosobowych. Najbardziej atrakcyjna jest ta ostatnia opcja, ale na szczęście gra daje nam na początku wystarczająco dużo pizzy "na spróbowanie", by sobie kupić trzy lub cztery wyspecjalizowane drużyny. Można też jednak grać w multi tą jedną, uniwersalną, którą dostaniemy za darmo. Ogólnie mikrotransakcje w Card Hunter są nieinwazyjne, ale atrakcyjne, zwłaszcza członkostwo Klubu Gracza, które daje nam dodatkowy przedmiot przy podziale łupów na koniec każdej bitwy. Mamy jego podgląd nawet gdy nie mamy członkostwa, żeby kusił - i kusi zaiste, bo zwykle bardzo by nam się dokładnie ten przedmiot przydał, czy to w talii do kampanii singlowej, czy też do rozgrywek z innymi graczami.

W tych ostatnich dobrze rozplanowana, przemyślana talia ma jeszcze większe znaczenie - gramy tu postaciami na maksymalnych poziomach, ale wyposażonymi w sprzęt dowolny, czyli także w cudowne artefakty znalezione przez nas w kampanii singlowej. Specjalny system ograniczeń nie pozwala się obwiesić samymi reliktami, poza tym nawet najpotężniejsze przedmioty mają nie tyle najmocniejsze karty, co karty zwyczajnie dobrze dobrane i mające dobrą synergię z innymi - dobra talia do multiplayera nie jest więc naszpikowana legendarnymi mocami, tylko ma za sobą konkretny zamysł i realizuje konkretną przemyślaną taktykę. Bardzo to fajne jest i wnosi sporo świeżości w rozgrywki wieloosobowe, a jednocześnie nie pozwala im zdominować kampanii, bo wracać będziemy do niej ciągle, choćby po to by zdobyć jakieś nowe przedmioty - za zwycięstwa w potyczkach z innymi graczami też takowe dostaniemy, ale tylko za zwycięstwa i to w rosnącej liczbie.

Trudno jest nie dać się uwieść urokowi Card Hunter. Z jednej strony z uwagi na swoją darmową, przeglądarkową naturę wydaje się to być typowy biurowy zjadacz czasu - i w tej roli sprawdza się świetnie, także dlatego, że szybkostrzelne moduły można zaliczać w kilka, kilkanaście minut w czasie przerwy obiadowej albo gdy szef nie patrzy nam przez ramię. Ale można się też w Card Hunter mocno wgryźć i serwować sobie długie, wielogodzinne sesje starć z innymi graczami, przeplatane kolejnymi krokami w kampanii - i będzie zaskakująco przyjemnie, o wiele ciekawiej niż można by się spodziewać po internetowej darmówce. Dlatego też zdecydowanie polecam wszystkim spróbowanie się z tą grą - przeciwwskazań nie ma absolutnie żadnych. Być nie może, bo to jest wyjątkowo urocza i sprytna gra. I za darmo.

9,0
Zabić smoka w przerwie obiadowej - bezcenne
Plusy
  • nostalgiczny urok dawnego "erpegowania"
  • nienachalna, sympatyczna fabuła
  • coraz ciekawsze, coraz trudniejsze wyzwania
  • strategiczne budowanie talii z łupów
  • prosty, ale emocjonujący tryb wieloosobowy
  • za darmo!!!
Minusy
  • strasznie zjada czas
  • rzadkie problemy z serwerami resetuja stronę i trwającą przygodę
Komentarze
11
Usunięty
Usunięty
05/10/2013 10:29

> Kurcze - instaluję, robię screenshoty, konwersja na drukarkę, potem dobry papier ...> och z chęcią bym tak zrobił sobie wersję na stół :D heheAle jest taka na stół D&D Miniatures czy jakoś tak

Martimat
Gramowicz
04/10/2013 00:23

Kurcze - instaluję, robię screenshoty, konwersja na drukarkę, potem dobry papier ... och z chęcią bym tak zrobił sobie wersję na stół :D hehe

Usunięty
Usunięty
03/10/2013 19:08

Poczytaj regulaminy, jak takiś mądry. Doigrasz się, doigrasz.Piesdrawiam.




Trwa Wczytywanie