Wii U - przegląd pierwszych gier

Krzysztof Janicki, Michał Mielcarek
2012/12/10 19:52
2
0

Nawet najlepsza platforma jest niczym bez gier. Czas więc przyjrzeć się pierwszym tytułom na Wii U, zarówno dużym pudełkowym, jak i tym dostępnym w eShopie. Sprawdzamy przede wszystkim wykorzystanie rzekomo rewolucyjnego kontrolera oraz możliwości graficzne konsoli.

Wii U - przegląd pierwszych gier

Wii miało swoje Wii Sports, które pełniło jedną kluczową funkcję - uczyło obsługi wiilota. W przypadku GamePada tę funkcję spełnia Nintendo Land. Obie gry jednak różni istotny szczegół: podczas gdy Wii Sports było dodawane za darmo do każdej konsoli, za Nintendo Land trzeba zapłacić pełną cenę. Na szczęście pakiet otrzymywany w zamian jest dużo bardziej sycący. W zestawie znajdziecie tuzin minigier inspirowanych znanymi seriami Nintendo, z których przytłaczająca większość zawiera kilka trybów lub poziomów, a każda własny system trofeów. Jest więc co przechodzić i co masterować.

Konkurencje dzielą się na trzy kategorie: wyłącznie do gry samemu, do zabawy tylko z przyjaciółmi (minimum dwie osoby) oraz pozwalającą na udział od jednej do pięciu osób. Zwróćcie uwagę, że Nintendo Land obsługuje tylko jednego padleta, reszta osób gra na wiilotach, a do minigry Metroid Blast potrzeba wiilotów plus (lub przystawek Motion Plus) oraz gałek analogowych.

Największym magnesem Nintendo Land jest asymetryczny multiplayer. Polega on na tym, że gracz z GamePadem ma inne zadanie niż reszta uczestników. Mario Chase, Luigi's Ghost Mansion oraz Animal Crossing: Sweet Day to wariacje na temat berka i chowanego, w których gracz z padletem widzi na jego ekranie coś innego (zazwyczaj więcej) niż osoby korzystające z telewizora. We wspomnianym Metroid Blast cała piątka walczy z nadciągającymi falami wroga: czworo na piechotę na ziemi, piąty w statku z powietrza.

Podobnie działa Zelda Battle Quest, gdzie drużyna składa się z czterech szermierzy oraz łucznika. Są też wymagające wyzwania do podjęcia w samotności. W DK's Crash Course przechylając kontroler należy przebić się przez tor przeszkód, co nie jest takie proste. Inna gierka zaś polega na rysowaniu na ekranie dotykowym trasy omijającej przeszkody - sęk w tym, że te ostatnie widać tylko na telewizorze. Trzeba więc patrzeć na TV, a ręką sunąć/stylusem rysować trasę na GamePadzie. Pomysłowe i ćwiczy wyobraźnię.

Wokół kontrolera zbudowane jest również ZombiU, czyli ekskluzywna propozycja Ubisoftu dla dorosłych. Ten niewybaczający błędów horror z widokiem z oczu uczy ogarniania akcji na obu ekranach (TV + padlet) niemal jednocześnie. Jako że jest to jedna z tych gier, gdzie każda potyczka może skończyć się śmiercią, funkcja kontrolera jako mapy i radaru jest nie do przecenienia. Ale to niejedyne jego przeznaczenie. Touchscreen służy również do zarządzania ekwipunkiem. Jednak kiedy gmeramy na małym ekranie, na dużym akcja wcale się nie zatrzymuje i trzeba kontrolować kątem oka, czy od tyłu nie zachodzi nas żądny mózgu zombiak. Ostrzegamy, że gra jest stresująca, ale ludzie o mocnych nerwach będą bawili się świetnie.

ZombiU proponuje również świeże podejście do trybu survival. Jeden gracz korzystając z klasycznego pada walczy z zombiakami na małej, zamkniętej arenie. W różnych jej punktach może znaleźć broń, więc generalnie musi sporo biegać, jeśli nie chce pozostać bez amunicji. Do biegania zachęca go drugi gracz obsługujący GamePada. Dotykając ekranu wskazuje miejsca, gdzie mają pojawić się zombiaki. Pierwszy gracz ma wokół siebie strefę ochronną, żeby truposze nie spawnowały się mu tuż za plecami, generalnie jednak jest ona dość mała, więc trzeba dużo ganiać po mapie i mieć oczy dookoła głowy. Osoba z padletem musi brać poprawkę na to, że do wezwania zombiaków potrzebne są punkty. Im mocniejszy trupek, tym więcej kosztuje. Bardzo fajne podejście do survivalu, choć nie ukrywamy - potrafi dość szybko się znudzić. Jest to jednak niewątpliwie pomysłowe wykorzystanie GamePada, pokaz jego możliwości i przedsmak tego, co można dzięki niemu uzyskać.

Po ZombiU można się zrelaksować w New Super Mario Bros. U. To najbezpieczniejszy z dużych tytułów, jakie testowaliśmy. W skrócie: solidna dwuwymiarowa platformówka obfitująca w plansze i tryby zabawy. Jeśli lubicie Mario, będziecie w domu, jeśli nie, ta gra tego nie zmieni. NSMBU oferuje grę na ekranie samego padleta, więc możecie zwolnić telewizor drugiej połówce albo włączyć mecz/serial/prognozę pogody nie przerywając rozgrywki. Ewentualnie wyjść do innego pokoju, jeśli zasięg kontrolera na to pozwoli. Chyba, że gracie w kilka osób, wtedy znów do akcji wkracza asymetryczne multi, w którym posiadacz GamePada manipuluje otoczeniem (np. stawiając dodatkowe platformy), pomagając lub przeszkadzając pozostałej czwórce graczy.

GramTV przedstawia:

Graficznie żaden z tych trzech tytułów nie powali Was na kolana. Seria New Super Mario Bros. zawsze odznaczała się prostotą i tym razem nie ma wyjątku. Oczywiście wszystko jest w wysokiej rozdzielczości, wygląda czysto i schludnie, a tła mogą się podobać, ale powiedzmy, że autorzy poszli po linii najmniejszego oporu. Dużo lepiej, ku naszemu zaskoczeniu, prezentuje się Nintendo Land. Styl graficzny wprawdzie różni się między minigrami, ale kształtne modele postaci i otoczenia mogą się podobać, tak samo jak kolorowe i ostre tekstury. I znów, nie ma tu żadnych technicznych czarów, ale oczu nie trzeba odwracać.

Oba tytuły mają zaszczyt być pierwszymi grami od Nintendo w HD i za to dostają bonusowe punkty. Nadchodzące produkcje muszą się jednak bardziej postarać. A co z ZombiU? Miało być pokazem kontrolera, na pokaz mocy konsoli nie wystarczyło czasu lub pieniędzy. Prezentuje niezły poziom obecnej generacji, ale do Killzone, Resident Evil czy Uncharted jej daleko. Nadrabia ciekawymi filtrami i efektownym oświetleniem, co skutecznie buduje nastrój, ale po rozebraniu na czynniki pierwsze nie pozwala na zachwyt. Może zrobiłaby na nas lepsze wrażenie parę lat temu.

Wraz ze startem konsoli żywot rozpoczął także internetowy sklep, w którym znajdziecie większość tytułów wydanych w pudełkach, a także szereg wyłącznie cyfrowych perełek. Najciekawiej przedstawia się Little Inferno - nowa propozycja od autorów gorąco przyjętego World of Goo. Małe Piekiełko nie do końca można nazwać grą, to bardziej rozrywka interaktywna. W skrócie polega na kupowaniu z katalogu zabawek i różnych przedmiotów bardziej (aparat fotograficzny) lub mniej (bomba atomowa) codziennego użytku, i wrzucaniu ich do kominka. Przy okazji odkrywa się kombosy, zarabia kasę na nowe zabawki, popycha szczątkową fabułę naprzód i odblokowuje nowe katalogi z przedmiotami. Cały czas mając na ekranie tylko ten piekielny kominek. Little Inferno to raczej propozycja na kwadrans zabawy przed snem niż na kilkugodzinny maraton, ale trzeba przyznać, że autorom udało się udowodnić, że w każdym z nas tkwi mały podpalacz. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na jej temat, pięknie opisali ją nasi koledzy z Jawnych Snów. Można grać zarówno na touchscreenie" GamePada, jak i wiilotem na ekranie telewizora.

Tylu ciepłych słów nie możemy niestety napisać pod adresem Chasing Aurora. Największym plusem tej pozycji jest stylizowana oprawa. Gorzej z rozgrywką. Tryb dla jednego gracza polega na jak najpłynniejszym locie, co przekłada się na większą ilość okrążeń wokół dwuwymiarowej planszy. Opcje dla większej liczby osób (maksymalnie czworga) pozwalają pobawić się w warianty chowanego i zdobywania flagi, ale występują w liczbie trzech, więc nie dostarczają rozrywki na długo. Dodatkowo gra w żaden sposób nie korzysta z unikatowych możliwości Wii U.

Ostatni z testowanych do tej pory tytułów to Nano Assault Neo, czyli staroszkolny shut'em-up w zdecydowanie "nowoszkolnej" oprawie. Sterowanie jest bardzo proste: lewa gałka odpowiada za kierunek lotu, prawa za kierunek prowadzenia ognia. Ekran aż roi się od przeciwników i wrogich pocisków, więc na bardziej skomplikowane akcje nie ma czasu: liczy się refleks i celne oko. Aż nie ma czasu podziwiać tych wszystkich przesadzonych graficznych efektów, które do swojej gry wsadzili autorzy. NAN to uczta dla oczu, gorzej z uszami, ponieważ narządy słuchu kaleczy muzyka techno w najgorszym wydaniu. Jeśli zaś chodzi o wykorzystanie padleta, to Nano Assault Neo jest kolejnym tytułem, który nie wymaga telewizora. W dowolnym momencie i w mgnieniu oka możecie przerzucić obraz na kontroler. Na mniejszym ekranie gra nie wygląda aż tak spektakularnie, ale za to wygoda większa.

Nie udało nam się (jeszcze) zdobyć tytułów multiplatformowych. Wydawcy i dystrybutorzy zapytani o kopie dla recenzentów powiedzieli nam, że w ogóle takich nie będą mieli. Zapytani o kody na duże gry (cyfrowo można kupić np. Assassin's Creed III) często nawet nie wiedzieli, że takowe istnieją. Niestety, nikomu (pominęliśmy chyba tylko Galapagos Interactive) nie udało się zorganizować takich kodów, więc na razie takie tytuły jak FIFA 13, Call of Duty: Black Ops 2, czy Mass Effect 3: Special Edition będziemy musieli zorganizować sobie sami. Teraz piszemy więc o tym, co udało nam się zdobyć w pierwszych dniach po premierze. Trzeba jednak podkreślić, że kody na gry Nintendo i wymienione małe tytuły otrzymaliśmy od dystrybutora Nintendo, czyli polskiego oddziału firmy Stadlbauer. Swego rodzaju rehabilitacja za małą ilość samych konsol?

Co można powiedzieć po pierwszych grach, w które udało nam się zagrać? Szału nie robią, jeśli chodzi o oprawę graficzną. Żadna nie pokazuje mocy konsoli. Nie zobaczyliśmy niczego, czego nie potrafiłyby Xbox 360 i PlayStation 3. Za to świetnie pokazują, że GamePad działa bez zarzutu i nie ma mowy o żadnych lagach w przesyłaniu obrazu na ekran kontrolera. Fajnie, że nie każda gra stara się na siłę wykorzystywać unikalne możliwości padleta, a te tytuły, które robią to w pomysłowy sposób. Dotykanie ekranu, żeby stworzyć platformy, na które mogą wskakiwać inni gracze w New Super Mario Bros. U to nie taka znowu pierdółka, bo podobny patent znalazł się w LittleBigPlanet 2 na PS3 w DLC stworzonym z myślą o PlayStation Move. Gry na Wii U robią takie rzeczy od pierwszego dnia.

Prawdziwy przedsmak emocji daje asymetryczny multiplayer w survivalu w ZombiU oraz w kilku minigrach w Nintendo Land. To jest coś, co może sprawdzić się na imprezach z udziałem graczy. Czy taka zabawa trafi do casuali? To się dopiero okaże, nie ma co wyciągać daleko idących wniosków. Ważne, że Nintendo ma ofertę dla "prawdziwych" graczy. ZombiU czerpiące garściami z Dark Souls może nie jest killerem, ale jak na tytuł startowy, nie sequel i nie na licencji, to pozycja wręcz obowiązkowa. Czekamy, jak rozwinie się sytuacja z grami multiplatformowymi. Na razie kilka się ukazało i jeszcze kilka jest zapowiedzianych, ale Nintendo musi aktywnie przekonywać wydawców, żeby wspierali konsolę, jeśli chcą zapewnić jej sukces.

Komentarze
2
Usunięty
Usunięty
11/12/2012 08:46

Żebym to ja jeszcze miał pod co podłączyć stacjonarna konsolę. ;p

Usunięty
Usunięty
11/12/2012 08:39

Wyłania się z tego ciekawy obrazek. Podobnie jak w przypadku Wii i Kinecta. Świeży pomysł na rozgrywkę i innowacyjność. Należy mieć nadzieję, że reszta developerów też będzie w stanie kreatywnie wykorzystać padleta. No i oby nie zabrakło wsparcia third-party.