Chaos on Deponia - recenzja

Sławek Serafin
2012/11/16 22:59
6
0

Jest lepiej niż w pierwszej części, ale gorzej niż się spodziewaliśmy...

Jest lepiej niż w pierwszej części, ale gorzej niż się spodziewaliśmy... Chaos on Deponia - recenzja

Pierwsza Deponia skończyła się dość drastycznie... To znaczy, urwała się gwałtownie w najciekawszym momencie, trochę bezczelnie powiewając nam przed oczami perspektywą kontynuacji w postaci drugiej gry. Nie było to miłe, ale też nie aż takie tragiczne, bo na tę drugą część nie trzeba było czekać aż tak długo - zaledwie kilka miesięcy minęło i jest: Chaos on Deponia, bezpośrednia kontynuacja.

Tak dla porządku, przypomnijmy co się działo wcześniej. Na Deponię, planetę śmieci, spada Goal, dziewczyna z podniebnego Elysium. Spada za sprawą narcystycznego obiboka Rufusa, naszego bohatera, który się z miejsca w Goal zakochuje. Pomijając szczegóły, całość kończy się tym, że Goal rusza do Elysium razem z Cletusem, arcywrogiem Rufusa, a ten zostaje na Deponii ze złamanym sercem i świadomością, że jego świat czeka zagłada z rąk bezlitosnych żołnierzy Organon, którzy od dawna planują wysadzenie w powietrze całej planety. Dramatyczny finał, nie ma co.

Druga część podejmuje wątek prawie w tym samym momencie i po krótkim prologu, przezabawnym zresztą, Goal znów spada z nieba, a Rufus znów musi przez cały długi, wielki, trochę ciągnący się pierwszy akt, doprowadzić ją do psychicznego porządku. Nie wiem dlaczego autorzy popełnili ten sam błąd po raz drugi, ale zrobili to z premedytacją - znów ponad połowa gry to bieganie tam i z powrotem po wielkiej lokacji oraz rozwiązywanie kolejnych łamigłówek związanych z Goal. W pierwszej grze wyczynialiśmy cuda na kiju, żeby tylko przygotować wywar, który obudzi ją ze śpiączki - a tutaj stajemy na głowie, by przypodobać się jej trzem osobowościom. A tak, właśnie osobowościom, bowiem na skutek niefortunnego zbiegu okoliczności (oczywiście, to wina Rufusa), psychika dziewczyny została rozszczepiona na troje. I to akurat jest o wiele bardziej zabawne od śpiączki z pierwszej gry.

I zadania oraz łamigłówki też są ciekawsze i bardziej oryginalne. Jasne, niektóre nadal zmuszają do krążenia po całej lokacji i klikania w co popadnie oraz przebijania się przez wszystkie możliwe linie dialogowe napotkanych postaci, ale mimo wszystko nawet te zagadki są spójne, mają swój ukryty sens i nie są przypadkowe tudzież nielogiczne. Co nie znaczy z kolei, że są łatwe - Chaos on Deponia to nie jest przygodówka dla nowicjuszy... a przynajmniej nie dla tych, którzy nie są gotowi na trochę ostrego łamania głowy i nieszablonowego myślenia. Podobnie jak w poprzedniej części, po przydługim pierwszym akcie z najtrudniejszymi zadaniami szybko następują ekspresowe akty drugi i trzeci, z zagadkami w miarę prostymi i niezbyt wymagającymi, które pomagają utrzymać narastające tempo aż do samego finału. Finału dużo lepszego niż poprzednio, bo po pierwsze autentycznie zaskakującego, a po drugie o wiele bardziej satysfakcjonującego, mimo tego że wcale nie zamyka wątków, zostawiając to ostatniej części trylogii.

Nie jest źle. Ale mogło być lepiej. Po pierwszej grze byłem pewien, że autorzy w Chaos on Deponia zagrają kartą przemiany głównego bohatera, czy to pod wpływem miłości, czy też ogólnie dramatycznej sytuacji. Ale nie zrobili tego, niestety. Rufus może nie jest już aż tak irytujący i nieznośny jak w pierwszej Deponii, ale nie można też powiedzieć, by choć trochę wydoroślał i się zmienił. Jego poza nadal nie jest pozą, tylko podstawą charakteru i znów tylko w finale przebija spod niej coś głębszego. Goal zaś, choć teoretycznie jest drugą główną bohaterką, to z powodu rozstrojenia osobowości służy raczej za beczkę śmiechu, a nie prawdziwą postać z krwi i kości. Nabiera trochę wiarygodności... w finale... znów. Trzeba czekać ponad dziesięć godzin, by bohaterowie zaczęli się zachowywać jakoś w miarę po ludzku. Kiepsko. Tak, wiem, że Chaos on Deponia to komedia, ale komedia wcale nie musi być płytka. To sitcomy są płytkie, a pełnometrażowe komedie mogą być naprawdę głębokie. Sęk w tym, że trylogia Deponii wyewoluowała właśnie w sitcom, wesolutki serial bazujący na schematach i stereotypach. Całkiem niezły serial, oczywiście. Ale spodziewałem się więcej.

GramTV przedstawia:

Słabych głównych bohaterów znowu, tak jak i w pierwszej części, ratują kapitalnie zarysowane (i przerysowane) postacie drugoplanowe. Niektóre fani już znają, niektóre są całkiem nowe i wszystkie są wspaniałe. I wspaniale zagrane, bo świetne jest nie tylko to, co mówią, ale też jak mówią - podłożone głosy nie są może tak fenomenalne jak w The Book of Unwritten Tales, ale niczego im nie brakuje i miejscami aż chce się klaskać z zachwytu, gdy słyszy się to, co Chaos on Deponia do nas mówi.

No i oczywiście całość znów wygląda tak jak wygląda, czyli klasycznie, kreskówkowo, wprost cudnie. Co tu dużo gadać, kreska Deponii jest po prostu mistrzowska. Lokacje skrzą się od szczegółów, postacie mają charakter wypisany na twarzy, całość uwodzi bezpretensjonalnym wdziękiem wesołej, kolorowej kreskówki. Nie da się tego nie lubić, no nie da i już. Zwłaszcza, że jest takie zabawne, bo Chaos on Deponia skrzy się od dowcipu nie gorzej niż poprzedniczka. A może nawet bardziej. Słabych żartów tu nie ma, nawet te najgłupsze i najczarniejsze (a takie też są) są przedstawione z takim wdziękiem, że nie można się nie uśmiechnąć. Chaos on Deponia rzadko przy tym wykorzystuje aluzje i nawiązania do innych gier czy dzieł kultury - owszem, zdarza się jej kilka razu mrugnąć do nas porozumiewawczo, ale to raczej wyjątek niż reguła i całość humoru jest, że tak się wyrażę, własnej produkcji. To się chwali.

I ogólnie Chaos on Deponia można chwalić. Ale nagana też jest na miejscu. Ja na przykład spodziewałem się czegoś wielkiego, czegoś, co zacznie na poziomie finału pierwszej części, pod względem dramatyzmu i emocji, a potem będzie się dalej rozkręcać. A niestety Chaos on Deponia zamiast budować napięcie po trzęsieniu ziemi, cofa się o kilka kroków, wycisza, uspokaja i zaczyna ponownie się rozkręcać dopiero przed finałem. To tylko powtórka z rozrywki, gra teoretycznie dokładnie taka sama jak pierwowzór, nawet pod względem konstrukcji. Fabuła jest nieco lepsza, to fakt, łamigłówki naprawdę przyjemne, humor niepośledni, a oprawa techniczna znów bezbłędna... Ale to jeszcze raz to samo, tyle że odrobinę lepiej. Nie tego się spodziewałem. Nie na to liczyłem. I nie to jest w stanie konkurować z The Book of Unwritten Tales, które zawiesiło poprzeczkę dla komediowych przygodówek na bardzo wysokim poziomie, poziomie, do którego Chaos on Deponia ręce wyciąga, ale dosięgnąć nie daje rady.

Trochę szkoda. Tym bardziej, że choć miło spędziłem czas ponownie prowadząc Rufusa przez te wszystkie przygody, to mam teraz o wiele mniejszą ochotę zagrać w część trzecią, niż chciałem zagrać w drugą po ukończeniu pierwszej. Fani pierwszej Deponii oczywiście zagrać muszą i to obowiązkowo - pozostałych zaś odsyłam najpierw do poprzedniczki, bo wprawdzie w Chaos on Deponia można grać bez znajomości pierwszej gry, tak jak oglądać Imperium Kontratakuje bez uprzedniego zobaczenia Nowej Nadziei... Tylko po co...

7,5
Solidna, rzemieślnicza robota, mało kreatywna, ale bez usterek
Plusy
  • świetna oprawa wizualna
  • bardzo dobre udźwiękowienie, zarówno muzyka jak i podkładane głosy
  • ciekawe, pomysłowe zagadki i łamigłówki
  • mnóstwo dobrego humoru
  • zaskakujący finał
Minusy
  • znów rozciągnięty, mało dynamiczny pierwszy akt
  • głównego bohatera nadal nie da się lubić
  • spodziewaliśmy się więcej emocji
Komentarze
6
Usunięty
Usunięty
30/11/2014 01:47

"... nie to jest w stanie konkurować z The Book of Unwritten Tales, "Oczywiście, że jest wstanie i robi to z powodzeniem. Grałem w obydwie części TBoUT, jedna po drugiej, bardzo mi się spodobał świat fantasy w krzywym zwierciadle i postacie, grafika, muzyka, ale też przyjazny patent w postaci możliwości podświetlania miejsc interakcji. Podobnie oceniłbym Deponie chodź zmierza ona w innym kierunku. "Post-apokaliptyczny absurd Sci-fi", ze zwariowanymi bohaterami i niekonwencjonalnymi sytuacjami. Robot rozkochany w żonie swego twórcy dla przykładu, hopla na punkcie dziobaków. Pomysł z roztrojeniem jaźni cudowny... i te ich komentarze plus poczucie humoru. Nieco dojrzalsze niż w "TBoUT" (zresztą tak jak postacie) i bardziej absurdalne, gra się śmieje sama z siebie i próbuje zaskakiwać odbiorcę (np. zając-zombie, beatbox ale też gwałtowne przejścia z komedii do mocnego dramatu z poważnymi problemami). Są niestety i minusy. Rzadko grywam w P&C i może nie jestem wyczulony ale niektóre obiekty trudno mi było dostrzec co rodziło zniechęcenie. Chodź same zagadki dość łatwe bo pomimo całego absurdu są one logiczne i jeżeli tylko dostrzeże się obiekt to idzie już z górki. Wyjątkiem w tej części jest oczywiście zagadka muzyczna, tyle niespodziewana, irytująca... co wzbudzająca podziw. Skutecznie burzą czwartą ścianę i karzą myśleć niekonwencjonalnie. Muzyka też jest niczego sobie ale prym wiedzie grafika 2d. Czego by nie powiedzieć o "TBoUT" - jego ładna grafika za kilka lat będzie niestrawna, a ta z Deponii i za dziesięć lat uroku swego nie straci.Aha - nawet Pokiemu poprawił się akcent (jego komentarze i burzenie w pewien sposób tej czwartej ściany na linii twórca-postacie-gracz to kolejny, wielki plus dla gry).Mam nadzieję, że doczekam się w tym życiu spolszczenia "Journey" abym we wszystkie Deponie mógł zagrać po polsku i wyłapać to czego nie załapałem.

Usunięty
Usunięty
11/02/2013 22:05

Recenzja nie jest zbyt rzetelna i muszę z przykrością stwierdzić, że kompletnie się z nią nie zgadzam. Autorzy podchodzą do narracji w bardzo żartobliwy sposób i z góry wiadomo jak będzie prowadzona historia (tak jak wiadomo od początku o planowanej trylogii). Nie tego się pan spodziewał? W jakim aspekcie, fabuły czy wykonania? Bo zarówno prowadzenie fabularne jak i wykonanie stoi na bardzo wysokim poziome. Budowanie scenariusza nie jest proste i składa się na wiele elementów takich jak wzrost dramatyzmu wraz z postępem fabularnym. W dodatku widać że twórcy najlepiej odnajdują się w tworzeniu określonego typu scenariusza - wpadanie w wielką intrygę przez pseudo geniusz i improwizację Rufusa, i świetnie im to wychodzi. Dlaczego powinni to zmieniać? Bo oczekiwał pan czegoś innego? Nie sądzę,Moje oczekiwania co do kontynuacji gra przerosła i w przeciwieństwie do pana to właśnie początek gry (tak pierwszej jak i drugiej) sprawił mi większą przyjemność. Finał pierwszej części był mocno naciągany fabularnie i nie czułem całego dramatyzmu sytuacji, choć na pewno nie był zły. W drugiej części jest lepiej ale wciąż widać, że to nie area w której twórcy czują się najlepiej.Co podoba mi się najbardziej w Deponii? Twórcy traktują gracza jak inteligentnego odbiorce, wrzucają żarty bezpośrednio skierowanych do niego, ale robią to z umiarem i doskonale potrafią wyczuć odpowiedni moment. Team bardzo się postarał - gra nie ma niedopracowań: rysunkowa grafika daje wrażenie jakby autorzy czerpali przyjemność z tworzenia tych niesamowicie kreatywnych lokacji i postaci. Co bardzo ważne, twórcy a szczególnie graficy nie boją się wyzwań dodając pełno animowanych przerywników i interakcji z otoczeniem. Przyjemność rozgrywki stoi na bardzo wysokim poziomie i choć niektóre zagadki (jak to bywa w p&c adventure) są nierozwiązywalne bez ogromnej ilości czasu lub poradnika (ściszenie muzyki w menu? Say what?) to próba ich rozwiązania dostarcza masę wrażeń, a finalny efekt daje satysfakcję. Autorska muzyka do gry(różne piosenki gondoliera kciuk w górę), świetnie napisane dialogi i oddany charakter postaci... Mogę tak długo. Gra jest niesamowicie oryginalna i stworzona z rozmachem, dostaje ode mnie 9+/10, a twórcy gry 10/10. Przykro mi, że seria została tak słabo doceniona.

Usunięty
Usunięty
21/11/2012 11:08

Wadą gry jest to, że... recenzent spodziewał się czegoś innego? Naprawdę? To teraz dajemy grom minusy bo w koncercie życzeń pojawiła się fałszywa nuta? Dostaliśmy więcej i lepiej tego co było w pierwszej części, czego chcieć więcej? To zawsze była luźna komedyjka. A z tą fabułą to naprawdę nie wiem w czym rzecz. W pierwszej części nastąpiło zawiązanie akcji, poznanie bohaterów i wykreowano cały świat, tak, że ma swój charakter. W drugiej mamy

Spoiler

zawiązanie ruchu oporu, jego pierwsze zwycięstwo nad silniejszymi siłami, powstrzymanie wysadzenia sporego kawałka świata, a wcześniej pościg za okrętem podwodnym, którym ucieka kobieta będąca 1/3 pełnej osobowości oraz informację, że ojciec Rufusa nie jest jego ojcem, co (moim zdaniem) zbliża nas do odkrycia, że Rufus i Cleatus są braćmi

Może nie zostało to przedstawione zbyt dynamicznie, ale to jest kawał fabuły... Zdaję sobie sprawę, ze recenzent się nie czepia i gra jest oceniona uczciwie, wiec nie chcę też, żeby to co napisałem było odebrane jako narzekanie. Pozdrawiam :)




Trwa Wczytywanie