Spec Ops: The Line - recenzja

Patryk Purczyński
2012/06/26 14:00

To miał być kolejny zwyczajny shooter z kilkoma elementami, dzięki którym nie zatonąłby całkowicie w morzu tytułów podobnych do siebie. Spec Ops: The Line okazało się jednak czymś znacznie więcej.

To miał być kolejny zwyczajny shooter z kilkoma elementami, dzięki którym nie zatonąłby całkowicie w morzu tytułów podobnych do siebie. Spec Ops: The Line okazało się jednak czymś znacznie więcej.

Na najnowszą strzelaninę studia Yager ostrzyłem sobie zęby w zasadzie odkąd tylko gra została zapowiedziana. Powód był jeden - obietnica interesującej fabuły, okraszonej możliwością podejmowania trudnych decyzji moralnych. Doświadczenie uczyło, że przynajmniej tę drugą zapowiedź należało traktować z mocnym przymrużeniem oka. Początkowo wszystko wskazywało na to, że rzeczywiście Spec Ops: The Line niezbyt udanie zapuka do naszego sumienia. Ot, kolejna wojenna historyjka, jak to trzech gości robi wjazd na zniszczony burzami piaskowymi Dubaj (no dobrze, lokalizacja i okoliczności rzeczywiście są dość oryginalne) z piosenką "Zróbmy więc imprezę jakiej nie przeżył nikt" (w dosłownym znaczeniu) na ustach. Choć główny bohater i jego dwaj kompani zostają rzuceni w tę egzotyczną, niegdyś rajską część świata w celu uratowania cywilów pozostałych przy życiu i ustaleniu, co stało się z zaginionym pułkownikiem Johnem Konradem, trzeba pamiętać, że to strzelanina, a więc można się śmiało spodziewać trupów na każdym zaułku.

I tak też jest. Szybko okazuje się bowiem, że kapitan Martin Walker i jego dwaj kompani z Delta Force nie są mile widzianymi przybyszami w zasypanym piaskiem Dubaju. Zaczynają się zatem typowe, powtarzalne i niewnoszące do gatunku absolutnie nic nowego sceny pakowania śrutu w głowy i korpusy tych, którzy staną na naszej drodze. Scenarzyści Spec Ops: The Line długo trzymają gracza w przeświadczeniu, że to w zasadzie kolejny niewyróżniający się specjalnie shooter, który tylko dzięki kilku pomniejszym wyróżnikom definiuje tę grę. Wszystko po to, by przy odczuciu narastającego znużenia nagle kopnąć nas raz i drugi butem w twarz, a potem jeszcze poprawić łokciem lądującym pod żebrami. Cmentarzyska pomordowanych i zostawionych na środku drogi ludzi, nad których zwłokami krążą już muchy, robią wrażenie, podobnie jak znany już z materiałów przedpremierowych obraz wisielców, kołyszących się z lekka na sznurach przywiązanych do okolicznych latarni. A to dopiero początek. Spec Ops: The Line - recenzja

W trzyosobowym oddziale rodzą się niesnaski, a gracz musi wybierać, o które dobro walczyć, a które poświęcić. Okrutna historia z nieco przedobrzonym finałem rozkręca się bardzo długo, ale jak chwyci za gardło, to nie puszcza do samego końca, zacieśniając uścisk coraz bardziej i każąc zadawać sobie pytania bez odpowiedzi. Pierwszy raz od naprawdę bardzo dawna poczułem do głównego bohatera, a może wręcz do samego siebie, tak silne uczucie (i bynajmniej nie chodzi o miłość), a przedstawione w grze sceny wgniotły mnie w fotel tak mocno, że mogłem tylko w milczeniu, z rozdziawionymi ustami pokręcić z wolna głową w prawo i w lewo, i odczekać kilka minut, aż będę mógł ruszyć dalej. Takie to są emocje - Spec Ops: The Line po mistrzowsku radzi sobie z ich wywoływaniem i pukaniem do sumienia gracza.

Z pewnością pomaga w tym świetna reżyseria przerywników filmowych, które zarówno od strony technicznej, jak i realizacji sprawdzają się wyśmienicie. Twarz głównego bohatera, wraz z upływem rozgrywki coraz bardziej poraniona i ubrudzona, znakomicie oddaje emocje, jakie kłębią się w głowie. Pomagają w tym również sugestywne zbliżenia i niezła gra aktorów, podkładających pod poszczególne postacie swoje głosy. To wszystko ze sobą współgra i daje piorunujący momentami efekt. Żeby jednak nie było niedomówień - fabuła nie jest perfekcyjna i ma swoje wyraźne niedociągnięcia. Pewne rzeczy nadal wymagają dogłębnego wyjaśnienia, niektóre wydają się wręcz irracjonalne. Yager przesadził też miejscami z efekciarstwem, przez co główny bohater jawi się nie jako człowiek z krwi i kości, ale jako nieodczuwająca bólu maszyna do zabijania - nawet po upadku z wysokości, która w normalnym życiu zakończyłaby się (w najlepszym wypadku) licznymi złamaniami.

Mimo to fabuła jest najmocniejszą strona Spec Ops: The Line. I całe szczęście, bo gdyby nie ona, to gra byłaby po prostu przeciętna. Rozgrywka nie ma zbyt wiele do zaoferowania - ot, zwyczajny, acz dobrze zaprojektowany system osłon, za którymi można schować się po przebiegnięciu sprintem krótkiego odcinka i zakończeniu go efektownym ślizgiem na przykurczonych nogach. Główny bohater płynnie przedostaje się z jednej osłony do drugiej, radzi sobie z ich pokonywaniem górą, nie ma również problemu z odklejeniem się od niej. Czasami ma jedynie trudności ze skutecznym przełożeniem broni ponad murek, co uniemożliwia strzelanie. A strzelać można z kilkunastu rodzajów broni, z czego najwięcej jest oczywiście karabinów. Większość z nich ma niestety zdecydowanie za mały odrzut, co stanowi niepotrzebne uproszczenie. Nie brakuje sekwencji z karabinami snajperskimi, działkami stacjonarnymi, działem obrotowym umieszczonym na pokładzie helikoptera czy ostrzeliwaniem wroga podczas przejazdu ciężarówką - klasyka strzelanin.

Spec Ops: The Line dodaje też szczątkowy element taktyki. Jako dowódca trzyosobowego oddziału, gracz może wskazać cel, który jego podkomendni powinni traktować priorytetowo, lub regularnym ostrzałem odciąć go od jakichkolwiek manewrów zagrażających życiu użytkownika. Kompani prawidłowo reagują na polecenia, jednak miewają problemy z szybkim zabiciem wyznaczonego przeciwnika. Poza tym, gdy tylko rozpęta się prawdziwe piekło, funkcja wydawania rozkazów traci na znaczeniu - sami lepiej i szybciej poradzimy sobie z wrogiem niż w przypadku czekania na udaną akcję kolegów. Ci ostatni sami radzą sobie zresztą nie najgorzej, zajmując dogodne pozycje, korzystając z osłon, uciekając przed granatami i likwidując kolejnych nieprzyjaciół, nawet bez wskazywania palcem. Taktykę w strzelaninie ekipy Yager można więc traktować w kategorii gadżetu - fajnie, że jest, ale całą grę można przejść kompletnie z niego nie korzystając. Warto przy tej okazji wspomnieć również o tym, że kompani nie są nieśmiertelni. Jeśli zostaną poważnie postrzeleni, mamy określoną ilość czasu na wstrzyknięcie im cudownego eliksiru, dzięki któremu mogą wrócić do skutecznego ostrzeliwania wroga. Oj, przydałyby się takie magiczne ampułki w prawdziwym życiu...

Gra jest do bólu liniowa, może nie tyle w kwestii scenariusza, bo w kilku sytuacjach mamy możliwość dokonania wyboru, co prowadzenia nas za rączkę po poszczególnych planszach. To niekiedy prowadzi do kuriozalnych ograniczeń technicznych: a to niewidzialna ściana, a to pod usypaną z piasku ścieżkę możemy podejść tylko z jednej strony, a to znowu nasz atletyczny żołnierz nie jest w stanie pokonać jakiejś przeszkody. Jeśli zdarzy nam się wyjść nieco poza ramy scenariusza, SI przeciwnika nie zareaguje. Kilka razy wyrwałem się przed szereg swojego oddziału i beztrosko patrzyłem przez siebie, podczas gdy kilkanaście metrów za mną siedział sobie wpatrzony we mnie przeciwnik. Za pierwszym razem pomyślałem, że nie żyje (no, kilka chwil później rzeczywiście nie żył), ale celny strzał między oczy rozwiał wszelkie wątpliwości - to głupota, którą wyssał z mlekiem matki (w tym przypadku jest nią ekipa Yager) go uśmierciła.

GramTV przedstawia:

Czasami niedomaga również grafika, zwłaszcza w chwilach, gdy prezentowane są wybuchy i rozpadające się budynki. Ogólnie strona wizualna wypada jednak bardzo przyzwoicie. Nie czuć może, jak wszędobylski piasek wdziera nam się pod odzież czy skrzypi między zębami, ale Dubaj ze swoimi pięknymi, a jednocześnie zrujnowanymi przez kataklizm drapaczami chmur robi wrażenie - zwłaszcza, gdy można go poobserwować z dachu jednego z takich, pnących się pod niebiosa, budynków. Doskonale wypadają również burze piaskowe: obraz ciemnieje, widoczność jest niemal zerowa, a podmuchy wiatru na tyle silne, że naszym żołnierzom ciężko jest stawiać kolejne kroki. W takich warunkach niejednokrotnie przychodzi nam walczyć z wrogiem, którego kontury z kilku metrów są ledwo dostrzegalne. Szkoda tylko, że ogromny potencjał tej siły natury został wykorzystany w tak niewielkim stopniu.

Oprócz wspomnianych burz, przez które główny bohater i jego kompani przedzierają się w Spec Ops: The Line zaledwie kilka razy, moc tkwiącą w piasku można również poznać na inny sposób - ostrzeliwując pęknięte w wyniku naporu złocistych ziaren ściany. W ten sposób przeciwnicy zostaną zasypani i już nigdy o nich nie usłyszymy. Wysoką jakość wizualizacji dopełniają płynne i realistycznie wyglądające animacje postaci. Co ciekawe, udało się to wszystko osiągnąć nie śrubując wymagań sprzętowych. W polu "zalecane" widnieje już nieco leciwy GeForce 9800 GT (tak, to ta karta, która otwiera konfiguracje minimalne niektórych tytułów), a że właśnie z tej karty korzystam, zaintrygowany ustawiłem wszystkie detale na najwyższy poziom. I rzeczywiście, gra praktycznie nie zwalnia - poniżej 30 klatek na sekundę spadła może dwa, trzy razy w trakcie całej kampanii, na ogół trzyma zaś poziom co najmniej 45 klatek. Ekipie Yager naprawdę należą się brawa za świetne połączenie ładnej grafiki i niewygórowanych wymagań.

Bardzo dobrze wypada ponadto ścieżka dźwiękowa, która w znaczący sposób ubarwia prezentowane wydarzenia i walkę z przeciwnikiem. Pobrzmiewające w tle nuty to umiejętne połączenie kawałków typowych dla klimatów wojennych z nieco lżejszymi, ale wciąż rockowymi i wpadającymi w ucho utworami. Pretensje można mieć natomiast do twórców Spec Ops: The Line za zbyt ciche głosy aktorów w porównaniu z resztą dźwięków. Jest to doskwierający problem, ale na szczęście da się go usunąć w patchu. Klimat gry buduje nie tylko muzyka, ale również nagrania wywiadowcze, które znajdujemy w różnych zakątkach plansz. Nie oferują one może takiej głębi, jak - nie przymierzając - audycje radiowe czy strony maszynopisu w recenzowanym przeze mnie niedawno Alanie Wake'u, ale na pewno pozwalają nieco lepiej poznać wydarzenia, do których doszło w Dubaju przed przybyciem oddziału kapitana Walkera.

Kończąc Spec Ops: The Line byłem smutny, zły, rozdarty - a to tylko dobrze świadczy o przedstawionej historii. Tego właśnie powinno się bowiem wymagać od każdej produkcji opartej na fabule - aby poruszała, odcisnęła na graczu swoje piętno. Strzelanina Yagera z tej roli wywiązuje się doskonale. Gra pewnie nie będzie okrzyknięta Czasem apokalipsy gier, może fabuła tylko sili się miejscami na wzniosłość, co ją nieco karykaturalizuje, ale i tak warto się w tę pozycję zaopatrzyć, zwłaszcza jeśli szukacie opowieści z wielkim dramatem; opowieści o tym, co wojna potrafi zrobić z człowiekiem. Kampania nie należy do najdłuższych - na średnim poziomie trudności jej przejście zajmuje około siedem godzin, a najbardziej wprawieni użytkownicy poradzą sobie zapewne i w pięć, pięć i pół - ale nie da się odczuć, żeby tryb dla pojedynczego gracza był robiony na kolanie. Szkoda tylko, że twórcy nieco zmarnowali potencjał tak niezwykłego umiejscowienia swojego dzieła, nie dając w pełni odczuć zagrożeń i szans wynikających z prowadzenia tej krwawej operacji na terenie, gdzie żywioł nie powinien dawać chwili wytchnienia.

A na tych, którym przygoda ze Spec Ops: The Line wyda się za krótka, czeka multiplayer z kilkoma zróżnicowanymi trybami. Klasykami, przypominającymi (odpowiednio) Team Deathmatch i King of the Hill, są Mutiny i Rally Point. Bardziej interesująco przedstawia się Buried, oparty w większej mierze na konkretnych celach. Każdy z zespołów ma trzy newralgiczne punkty, które mogą być chronione i naprawiane. Zadaniem drużyny przeciwnej jest zniszczenie tych punktów, co doprowadza do odkrycia finalnego słabego miejsca. Zniszczenie go kończy mecz. Co ciekawe, akcja trybu wieloosobowego w pewien sposób nawiązuje też do fabuły z singla - ukazuje wydarzenia, które rozegrały się w Dubaju przed przybyciem trzyosobowej ekipy kapitana Walkera. Wkrótce 2K Games uraczy nas także darmowym trybem kooperacji, który zostanie udostępniony w formie DLC.

Kup Spec Ops: The Line na PC w sklepie gram.pl
Kup Spec Ops: The Line na X360 w sklepie gram.pl
Kup Spec Ops: The Line na PS3 w sklepie gram.pl

7,5
Wgniatająca w fotel historia i niezbyt odkrywcza rozgrywka
Plusy
  • kilka miażdżących momentów w kampanii
  • rzadka umiejętność wywołania silnych uczuć
  • reżyseria
  • egzotyczne umiejscowienie
  • bardzo przyzwoita grafika i animacje
  • ścieżka dźwiękowa
  • niskie wymagania sprzętowe
Minusy
  • miejscami zbyt efekciarska
  • fabuła momentami sili się na patos
  • nie do końca wykorzystany potencjał dotkniętego kataklizmem Dubaju
  • drobne błędy w udźwiękowieniu
  • kulejąca sztuczna inteligencja
Komentarze
28
Usunięty
Usunięty
08/07/2012 22:24

Materialik z gry: http://www.youtube.com/watch?v=t2SaWoI-X28

Usunięty
Usunięty
06/07/2012 15:02
Dnia 06.07.2012 o 14:42, EmperorKaligula napisał:

Tak to wygląda w czasach dominacji coda i girsów czy pożal się thorze najnowszego ghost recona... ja tak właśnie widzę obecny rynek strzelanek i tak dzielę strzelanki.

Ale ja wolę grę ze szczątkową fabułą lub bez, a nie takie potworki jak Mass Effect 2 i 3, które to są niczym więcej, jak kolejną wariacją na temat Space Invaders, tylko z hollywoodzkim zacięciem, budzącym jednak pusty śmiech, ale i tak dzieciarnia będzie się zachwycać, jaka super to fabuła (tym bardziej super, czym bardziej tandetna i "epicka"). Jak już pisałem wcześniej, taki Kane & Lynch mi się podobał. Może nawet bardziej niż SO:TL, bo nikt nie bawił się tam w moralizowanie, a nasi bohaterowie byli od początku przegrani, bez szans na odkupienie, przez co fabuła miała mocniejszy wydźwięk. No ale The Line przynajmniej jest konsekwentne i spójne. No i tutaj przynajmniej płaczący Shepard* nie jest żenujący,

Spoiler

bo płacze nad tym, co sam zrobił

.

Dnia 06.07.2012 o 14:42, EmperorKaligula napisał:

nie związane z tematem ?

No i co z tego?

Dnia 06.07.2012 o 14:42, EmperorKaligula napisał:

No i co z e każdą grę oceniamy osobno. Shootery można uogólnić bo to co mamy obecnie to wyraźny trend odcinania kuponów od marki, powielania schematów i serwowania tego samego co konkurencja. I dlatego wielki plus dla gości z YAGER i 2K za odwagę.

Dużo tej odwagi nie było, bo odejmiesz fabułę i te wybory moralne, będące i tak z kategorii "no-win situation - i tak źle i tak niedobrze" (zresztą i tak nie wpływają w gruncie rzeczy na dalszy przebieg fabuły, a czasami wyboru nie ma), to zostaje strzelanka, jakich dzisiaj na pęczki.

Dnia 06.07.2012 o 14:42, EmperorKaligula napisał:

czy to jest recenzja mahjonka ? sudoku ? Czy shootera wybijającego się w jednym aspekcie (a czy on jest dla kogoś ważny to inna bajka) na tle innych pozycji tego gatunku ? hm ?

A kogo to obchodzi, o czym jest? Nie zasłaniaj się, że to recenzja strzelanki, bo ja równie dobrze poza graniem w tę grę mogę bawić się wyłącznie w strategie turowe, RTW, szachy czy inne Excele.

Dnia 06.07.2012 o 14:42, EmperorKaligula napisał:

tekst zawsze ma dla mnie znaczenie, szczególnie gdy się słucha utworów z 15 wieku śpiewanych w staroangielskim

XV wiek to nie staroangielski, a pierwsza faza współczesnego, nowoczesnego angielskiego. Wcześniej byś nic z tego nie zrozumiał.*Tak, wiem, że to Walker, ale dowcipy sprzed premiery o Shepardzie w Dubaju czy "Shepard does not simply walk into Mordor" itp. jeszcze mi się nie znudziły ;). Z wyglądu czasami podobny, ale wolę Nolana Northa niż Meera, bo "zły Nathan Drake" jest fajny.I tak jeszcze jako ciekawostkę podam fakt, że książkowy pierwowzór The Line to przedstawiciel nurtu, w którym fabuła też była szczątkowa i służyła jako pretekst, a owe książki modernistyczne skupiały się na psychice i osobowości bohaterów oraz poglądach i konfliktach idei. Ich uniwersalności dowodzi fakt, że można "Jądro ciemności" umieścić w afrykańskiej dżungli, w Wietnamie i Kambodży, ba, nawet w największej piaskownicy świata, a wydźwięk jest ten sam.

Usunięty
Usunięty
06/07/2012 14:42
Dnia 06.07.2012 o 14:12, Demagol napisał:

A to kiedy mordowanie jest "myślne"?

Wtedy kiedy nie jest oparte na refleksie lub rutynie z mmo (1,2,3,1,2,3...)

Dnia 06.07.2012 o 14:12, Demagol napisał:

Poza tym tak piszesz, jakby gry to były jedynie strzelanki z fabułą albo bez.

Tak to wygląda w czasach dominacji coda i girsów czy pożal się thorze najnowszego ghost recona... ja tak właśnie widzę obecny rynek strzelanek i tak dzielę strzelanki.

Dnia 06.07.2012 o 14:12, Demagol napisał:

A cała masa gier logicznych, strategicznych, itp.?

nie związane z tematem ? każdą grę oceniamy osobno. Shootery można uogólnić bo to co mamy obecnie to wyraźny trend odcinania kuponów od marki, powielania schematów i serwowania tego samego co konkurencja. I dlatego wielki plus dla gości z YAGER i 2K za odwagę.

Dnia 06.07.2012 o 14:12, Demagol napisał:

Taki przeciętny mahjong czy sudoku w wersji elektronicznej fabuły nie ma, a nie strzelasz i musisz myśleć. I ktoś tu pisał, że to JA upraszczam coś...

czy to jest recenzja mahjonka ? sudoku ? Czy shootera wybijającego się w jednym aspekcie (a czy on jest dla kogoś ważny to inna bajka) na tle innych pozycji tego gatunku ? hm ?

Dnia 06.07.2012 o 14:12, Demagol napisał:

Nie upraszczam, tylko stwierdzam coś, co i tak powinno być oczywiste. Faktem jest, że wolę np. teksty o "łańcuchach z kosmosu" niż coś, co np. Nickelback robi, ale na dłuższą metę po prostu słucham muzyki i tekst nie ma dla mnie większego znaczenia.

tekst zawsze ma dla mnie znaczenie, szczególnie gdy się słucha utworów z 15 wieku śpiewanych w staroangielskim czy jakiegoś porządnego blacku z "fabułą" :) Papki z MTV nie tykam nawet.




Trwa Wczytywanie