Garshasp - recenzja irańskiego slashera

Patryk Purczyński
2011/12/16 13:00

Nie spodziewając się po grze niczego dobrego można nieraz przeżyć miłe zaskoczenie. Tak było ze mną i Garshaspem irańskiego studia Fanafzar Game.

Nie spodziewając się po grze niczego dobrego można nieraz przeżyć miłe zaskoczenie. Tak było ze mną i Garshaspem irańskiego studia Fanafzar Game. Garshasp - recenzja irańskiego slashera

Garshasp to bodaj pierwsza irańska gra, która trafiła na zachodni rynek. Do hitów ze Stanów Zjednoczonych, dalekiej Azji, Wielkiej Brytanii i coraz śmielej poczynających sobie ekip ze środkowej a nawet wschodniej części Europy, jesteśmy przyzwyczajeni. Tymczasem kraje Bliskiego Wschodu to w branży gier całkowita egzotyka - mówi się o nich niemal wyłącznie w kategorii pola działania wirtualnych żołnierzy w strzelaninach pierwszoosobowych, nie zaś w kontekście ośrodków zajmujących się tworzeniem wysokobudżetowych produkcji. Z tym większym zainteresowaniem przysiadłem więc do rozgrywki w Garshasp. Co ciekawe, jedyna rzecz, na jaką w tej grze liczyłem, rozczarowuje, gdyż jej obecność jest wręcz marginalna. Na szczęście tytuł ten potrafi pozytywnie zaskoczyć w innych rejonach.

Wspomnianą rzeczą jest ukazanie kultury perskiej od podszewki - tematyka ta nie była zbyt szeroko omawiana na lekcjach historii, rzadko mamy z nią do czynienia również w innych grach. Kto zatem, jak nie potomkowie tego ludu, lepiej potrafiłby ukazać niewątpliwie bogaty dorobek tejże cywilizacji? Niestety, moje podejrzenia były błędne. Garshasp ani trochę nie przybliża nam tej kultury. Trudno doszukać się interesujących szczegółów architektonicznych na poszczególnych poziomach. Główny bohater nie gromadzi też praktycznie żadnych przedmiotów. Na domiar złego fabuła jest płytka, prostolinijna i przerabiana już tysiące razy - tytułowa postać na początku rozgrywki traci brata. Ginie on w walce z pewnym czarnym charakterem, który, jakby jedna tragedia rodzinna to było za mało, przejmuje rodową buławę, śmiercionośne narzędzie zagłady. Celem Garshaspa staje się więc pomszczenie brata i odzyskanie cennego przedmiotu. I tak zaczyna się wyprawa poszukiwawcza, w trakcie której na naszej drodze stają zastępy przeciwników. Brzmi znajomo? Aż za bardzo.

Jako slasher Garshasp nie wypada najgorzej. Wraz ze zdobywanym doświadczeniem główny bohater uczy się nowych combosów. Tych nie da się jednak wyprowadzić klikając chaotycznie przyciskami myszki. Poszczególne pchnięcia trzeba wyprowadzać miarowo, w określonym tempie, by na końcu uzyskać pożądany efekt w postaci ataku specjalnego. Dzięki temu możemy np. odrzucić czy ogłuszyć kilku wrogów jednocześnie. Dodatkowo, wraz z wydłużającą się walką, rośnie nasz szał bojowy, pozwalający wykorzystać jeszcze silniejsze ciosy łączone. Na naszej drodze stają rozmaici przeciwnicy, którzy różnie reagują na nasze ataki. Jedni skutecznie bronią się tarczami, inni, podnosząc się po upadku od razu atakują w szaleńczych obrotach. Niektórych wrogów da się pokonać zwyczajnie, silniejsi do uśmiercenia wymagają zadania ciosu kończącego, na który składają się niekiedy sekwencje QTE. Walka jest dzięki temu naprawdę różnorodna, a Garshaspa z pewnością nie można oskarżyć o monotonię.

Poważną wadą z pozoru wydaje się fakt, że przez nieco ponad połowę gry nie zdobywamy żadnej nowej broni. Walczymy mieczem, który znajduje się w naszym wyjątkowo skromnym arsenale od samego początku. Dopiero po przejściu około 60 proc. kampanii zdobywamy drugi oręż - kręgosłup dinozaura zakończony jego czaszką. Wyprowadzane nim ciosy są mocniejsze, ale i siłą rzeczy wolniejsze, zatem jesteśmy w większym stopniu narażeni na kontry przeciwnika. Do końca gry władamy jedynie tymi dwoma (naprzemiennie, według własnego uznania) przedmiotami. Nie brzmi to, łagodnie mówiąc, najlepiej, ale w praktyce nie doskwiera aż tak bardzo. Wystarczy bowiem wspomnieć, że główny bohater doskonali się we władaniu każdą z tych broni, zdobywając z czasem nowe umiejętności radzenia sobie z wrogiem.

Kończąc temat samej walki należy wspomnieć o starciu finałowym - twórcom chyba zabrakło pomysłu na jego wykonanie. Tak jak cała kampania w Garshaspie nie wynudzała, tak potyczka z ostatnim bossem, który co i rusz to posiłkuje się swoimi sługusami, wypada na tym tle wyjątkowo blado, a do tego trwa bardzo długo i nie zapewnia choćby krzty potrzebnego przy tak rozwlekłej siepaninie efekciarstwa. Karykaturalnie przedstawia się ponadto fakt, że czarny charakter władając olbrzymią bronią nie potrafi sforsować bloku stosowanego przez naszą postać. Tenże permanentny blok, w połączeniu z krótkimi sekwencjami ataku, to zresztą jedyna - i niestety wymagająca sporych pokładów cierpliwości - metoda na poradzenie sobie z tym przeciwnikiem. Rozwiązanie to jest tym bardziej idiotyczne, że już dużo wcześniej pojawiają się potwory, z którymi defensywa sterowanej przez nas postaci nie ma szans.

GramTV przedstawia:

Garshasp był przed premierą przedstawiany jako typowa siekanka, tymczasem jest to tylko pół prawdy o tej grze. Irańska produkcja to w dużej mierze także platformówka i, co ciekawe, dopóki nie przyjmiemy tego do wiadomości, irytuje pracą kamery. W przeciwieństwie do innych slasherów, jest ona bowiem statyczna - nie można wpłynąć na jej położenie, ruch myszki nie powoduje tzw. rozglądania się postaci przewodniej po wskazanych kierunkach. Czasami bywa to wadą, ponieważ twórcy źle dobiorą punkt obserwacyjny. Podchodząc jednak do sprawy bardziej generalnie, rozwiązanie to przynosi więcej korzyści niż strat. Garshasp okazuje się mieć bowiem nie tylko bardzo przyzwoicie zaprojektowany system walki, ale także świetne i, co najważniejsze, pomysłowe sekwencje platformówkowe.

W grze bywają bowiem etapy, w trakcie których na zdrowie Garshaspa czyhają nie tyle żywi przeciwnicy, co rozmaite pułapki: metalowe wirujące koła z ostrymi wykończeniami, jeżdżące od prawej do lewej maczugi z kolcami, bujające się drewniane bele czy przepaście. Wszelkie tego typu przeszkody (za wyjątkiem tych ostatnich) zabierają głównemu bohaterowi zdecydowanie za mało punktów zdrowia, przez co konieczność ich ominięcia nie wywołuje większych emocji. Na szczególne uznanie zasługują za to misje wodne. W trakcie pierwszej z nich podróżujemy tratwą, którą - o ile nie chcemy pójść na dno - musimy szybko i regularnie sterować. Problem w tym, że na pokładzie pojawiają się nieproszeni goście, a z nimi także trzeba się uporać. Podzielność uwagi i opanowanie na pewno się przydadzą. W drugiej podróżujemy na drewnianym kwadracie (bo tratwą tego nazwać nie idzie), który sam obiera sobie trasę, a my musimy skakać nad wystającymi tu i ówdzie gałęziami drzew i przeskakiwać na inne elementy otoczenia by nie wylądować w wodzie. Oba etapy stanowią bardzo miłą odskocznię od regularnych poziomów. Warto także zwrócić uwagę na oryginalne zadania polegające na zjeździe po ścianie usłanej rozmaitymi przeszkodami oraz równie nietypowe mini-gry logiczne, które także urozmaicają rozgrywkę. Szkoda tylko, że można je policzyć na palcach jednej ręki.

Czas na omówienie kwestii technicznych, a pod tym względem Garshasp niestety zawodzi. Wszelkie niedociągnięcia należy zapewne zwalić na bark niewielkiego doświadczenia Irańczyków w tworzeniu gier oraz niezbyt okazałego (prawdopodobnie) budżetu na stworzenie gry. Nie zmienia to jednak faktu, że błędy występują i trzeba je wypunktować. Poziomy pełne są niewidzialnych ścian, a jakby tego było mało główny bohater i przeciwnicy niekiedy blokują się w kuriozalnych miejscach. Dalekie od doskonałości są również animacje - brakuje w nich płynności. Grafika stoi na niskim poziomie, zarówno w zakresie postaci i plansz, jak również tła. Poszczególnym etapom brak szczegółowości. Co więcej, są one po prostu puste. Przez całą grę nie spotykamy ani jednej postaci niezależnej, próżno też szukać przedmiotów, z którymi można wejść w interakcję (poza wazami w początkowej fazie rozgrywki). Nieco lepiej wypada ścieżka dźwiękowa, ale też - mówiąc lakonicznie - nie ma się czym zachwycać.

Garshasp został wydany w polskiej wersji językowej. Do samego tłumaczenia nie można się specjalnie przyczepić, gorzej z pozostałymi aspektami. Fabułę poznajemy dzięki krótkim opowiastkom lektora, który może i próbuje wczuć się w swoją rolę, ale efekt nie jest zadowalający - wypowiadane przez niego kwestie brzmią dość sztucznie, a do tego w barwie jego głosu brakuje głębi, niezbędnej do wprowadzenia odpowiedniego nastroju. Nie jest to jednak najgorszy aspekt polonizacji. Gdy główny bohater zdobędzie nową umiejętność, u dołu ekranu pojawia się instrukcja, jak jej użyć. Aby ją odczytać potrzeba niestety sokolego wzroku lub szkła powiększającego. Nie dość, że biała czcionka na ciemno-czerwonym tle to niezbyt czytelne połączenie, to jeszcze jest to drobny druczek. Być może jest to wina oryginalnych irańskich ustawień, ale wypada to fatalnie.

Trzeba przyznać, że Garshasp zawodzi w kluczowych aspektach: fabuła jest nijaka, atmosfera mitologii perskiej ledwie wyczuwalna, kampania wystarcza ledwie na kilka godzin (mi przejście zajęło ponad siedem, ale grę da się z pewnością ukończyć szybciej - przyznaję bowiem, że utknąłem na kilku etapach), poziomy są ubogie w szczegóły, kwestie techniczne to melodia dawno minionej epoki, a walka finałowa zawodzi na całej linii. Po takiej cenzurce zwykle wystawia się notę z dolnych rejonów skali. W przypadku Garshaspa trzeba jednak wziąć pod uwagę, że nie jest to produkcja wysokobudżetowa, dlatego zwłaszcza na niedociągnięcia techniczne można przy końcowym werdykcie przymknąć nieco oko. A biorąc pod uwagę pomysłowe zaprojektowanie walki, oryginalność niektórych etapów, platformówkowy wymiar tego tytułu i rzadkie, acz udanie wykonane mini-gry logiczne, produkcja ta ląduje gdzieś w środku. Punkt dodaję za miłe zaskoczenie, jakim okazała się dla mnie ta irańska produkcja.

6,0
Może nieco na wyrost, ale to i tak miła niespodzianka
Plusy
  • system walki
  • naprawdę interesujące niektóre etapy
  • różnorodność rozgrywki i wrogów
  • cena
Minusy
  • fabuła
  • brak atmosfery do pochłonięcia
  • puste poziomy
  • słabiutka strona techniczna
  • krótka kampania
  • niewyraźne napisy
Komentarze
21
Usunięty
Usunięty
26/12/2011 18:57

Kurde, zamiast komentować recenzję lub własne odczucia z gry to temat zmienił się w jakieś kulturalne rozmowy o kraju itp...embargo? teokracja? Dajcie sobie spokój...Prawda, że te kraje są nam strasznie obce i daleko nam do zrozumienia ich zwyczajów (czasem całkowicie chorych) jednak cieszmy się, że niektórzy mają tam pasję taką jak i My...czyli gry..

Usunięty
Usunięty
19/12/2011 13:50

Dnia 19.12.2011 o 13:24, hans_olo napisał:

W każdym tzw. "normalnym" kraju jest możliwość wprowadzenia nowych zarzutów w procesie karnym. Ja też nie twierdzę, że Iran jest najwspanialszy, ale takich problemów wcale nie brakuje na naszym podwórku i to nimi powinniśmy się zajmować. Iranowi jako cywilizowanemu krajowi nie można zarzucić więcej niż Emiratom Arabskim, które są po stokroć bardziej radykalne, ale to jednak Iran jest pod ciągłą presją. Tymczasem choćby właśnie produkując gry komputerowe starające się konkurować z tymi zachodnimi, Iran udowadnia, że nie jest krajem ani zacofanym, ani wielce radykalnym.

Fakt, że pomimo teokracji, w Iranie opozycja liberalna ma się dobrze, daje nadzieje na dalsze cywilizowanie się tego kraju. Największym błędem Zachodu jest nałożone embargo, które najbardziej uderza w gospodarkę i obywateli. Kiedyś, ci ludzie którzy tworzą i grają w Iranie w gry komputerowe, zastąpią świrów z szariatu i wtedy będzie można nazwać ten kraj w pełni ucywilizowanym.

hans_olo
Gramowicz
19/12/2011 13:24
Dnia 19.12.2011 o 13:06, Yachieku napisał:

Tyle, że ten rzekomy współudział w zabójstwie został dodany ponoć później. Zresztą nie upieram się, że zachodnie media nie rozdmuchują sprawy, czy nie robią nagonki, ale ślepa wiara w zapewnienia Techeranu, to delikatnie mówiąc naiwność. Po fanatykach religijnych można spodziewać się wszystkiego, więc czemu nie zabijania za duperele jak to proponuje szariat?

W każdym tzw. "normalnym" kraju jest możliwość wprowadzenia nowych zarzutów w procesie karnym. Ja też nie twierdzę, że Iran jest najwspanialszy, ale takich problemów wcale nie brakuje na naszym podwórku i to nimi powinniśmy się zajmować. Iranowi jako cywilizowanemu krajowi nie można zarzucić więcej niż Emiratom Arabskim, które są po stokroć bardziej radykalne, ale to jednak Iran jest pod ciągłą presją. Tymczasem choćby właśnie produkując gry komputerowe starające się konkurować z tymi zachodnimi, Iran udowadnia, że nie jest krajem ani zacofanym, ani wielce radykalnym.




Trwa Wczytywanie