Ultimate Marvel vs. Capcom 3 - recenzja

Mateusz Kołodziejski
2011/12/09 19:00

Wydając Marvel vs. Capcom 2 na przestrzeni 10 lat kolejno na sześciu platformach Capcom uchylał się przed stworzeniem pełnoprawnej kontynuacji tej kultowej bijatyki. Prośby i groźby fanów zostały jednak w końcu wysłuchane i na początku roku premierę miała wreszcie wyczekiwana trzecia odsłona serii. Od tamtej pory minęło kilka miesięcy i oto Japończycy, zgodnie z oczekiwaniami, wydają wzbogaconą wersję swojego crossovera – Ultimate Marvel vs. Capcom 3. Czego możemy od niego oczekiwać poza dumnym tytułem?

Wydając Marvel vs. Capcom 2 na przestrzeni 10 lat kolejno na sześciu platformach Capcom uchylał się przed stworzeniem pełnoprawnej kontynuacji tej kultowej bijatyki. Prośby i groźby fanów zostały jednak w końcu wysłuchane i na początku roku premierę miała wreszcie wyczekiwana trzecia odsłona serii. Od tamtej pory minęło kilka miesięcy i oto Japończycy, zgodnie z oczekiwaniami, wydają wzbogaconą wersję swojego crossovera – Ultimate Marvel vs. Capcom 3. Czego możemy od niego oczekiwać poza dumnym tytułem? Ultimate Marvel vs. Capcom 3 - recenzja

Na Marvel vs. Capcom 3: The Fate of Two Worlds przyszło nam czekać całą dekadę, ale można śmiało można powiedzieć, że było warto. W tej kwestii wątpliwości nie miały ani branżowe media, ani sami gracze. Dużą zasługę miało przede wszystkim przystępne sterowanie, które nawet nowicjuszom pozwalało na czesanie niezwykle widowiskowych sekwencji ciosów. Jednocześnie profesjonaliści docenili zaawansowaną mechanikę, która oprócz znajomości ciosów promuje również myślenie taktyczne.

Nie wszystko jednak w dziele Capcomu zachwycało. Największym zawodem okazała się skromna lista zawodników, która objęła 36 bohaterów, a więc aż o 20 mniej niż w uwielbianym Marvel vs. Capcom 2. Był to zresztą jeden z głównych zarzutów Knicza wobec „trójki”, które zawarł w swojej recenzji. Wątpliwości budził też balans postaci. Jeżeli przejrzycie dostępne na youtube’ie fragmenty rozgrywek turniejowych, z pewnością dostrzeżecie, że Wesker, She-Hulk, Wolverine czy Dante pojawiają się częściej niż inni zawodnicy. Dzieję się tak dlatego, że The Fate of Two Worlds zdaje się przedkładać agresywną walkę w zwarciu nad wymagające większej finezji ataki dystansowe. Gdyby istniało coś takiego jak księga skarg i zażaleń MvC3 z pewnością znalazłyby się tam jeszcze wpisy mówiące o niewielkiej liczbie aren i trybów rozgrywki, a także brak podglądu walk online.

Ultimate Marvel vs. Capcom 3 jest dowodem na to, że wydawcy przynajmniej od czasu do czasu wsłuchują się w głosy fanów - niemal każdy element bijatyki, do którego wcześniej były zastrzeżenia, teraz został poprawiony. Zacznijmy od listy zawodników, ponieważ tutaj zmiany najbardziej rzucają się w oczy. Wybór poszerzył się aż o 12 nowych bohaterów, a spośród nich tylko jeden, Strider Hiryu znany jest z poprzedniej odsłony serii. Cała reszta to debiutanci, ale za to jacy! Ghost Rider, Doctor Strange czy Frank West to w końcu ulubieńcy tłumów i aż dziw bierze, że nie zdecydowano się ich wprowadzić w podstawowej wersji „trójki”.

Ponownie nie brakuje postaci nastawionych na okładanie się w zwarciu pokroju Iron Fista, ale widać, że tym razem Capcom chce dopieścić również tych graczy, którzy preferują walkę na dystans czy z zastosowaniem nietypowych technik. Stąd też na arenę, poza wspomnianym już Doctorem Strange’m, wkraczają również Hawkeye, Strider i Firebrand. Istnieje więc spora szansa, że za jakiś czas pojedynki, szczególnie na poziomie turniejowym, cieszyć nas będą większą różnorodnością w doborze technik i najpopularniejszych postaci. Japończycy puszczają też oko w kierunku fanów dzieł Marvela i Capcomu wprowadzając do gry Rocket Raccoona i Phoenixa Wrighte’a. Szczególnie w przypadku bohatera serii Ace Attorney twórcy musieli wykazać się dużą dozą kreatywności, bo śmiało można założyć, że niełatwo było z przygodówkowego prawnika uczynić zawodnika w bijatyce. Wyszło dość zabawnie, Phoenix przez większość czasu robi to, do czego nas przyzwyczaił, czyli wymachuje papierami i miota oskarżenia w kierunku przeciwnika. Zwykłym skokiem na kasę można określić decyzję Capcomu, żeby w Ultimate nie umieszczać Jill Valentine i Shumy-Gorath, którzy wciąż dostępni są jedynie jako DLC.

Twórcy UMvC3 znaleźli też czas na bliższe przyjrzenie się znanym już postaciom, co zaowocowało lepszym balansem tychże. Wbrew pozorom nie zdecydowano się jednak na zmniejszenie mocy ciosów najsilniejszych zawodników, a wzmocnieniem wszystkich pozostałych. Niektórzy zyskali dodatkowo nowe ruchy, jak na przykład Magneto, który może teraz fizycznym atakiem rzucać przeciwnikiem po całej arenie. Natomiast chwyty Shuma-Gorath, zawodnika dostępnego jako DLC, pozwalają teraz na wysysanie energii z Super Metera oponenta. Warto jeszcze wspomnieć, że ograniczono właściwości X-Factor, czyli wspólnej dla wszystkich umiejętności, która chwilowo znacząco zwiększała szybkość, siłę i wprowadzała regenerację życia.

GramTV przedstawia:

Odkrywanie zmian może weteranom MvC3 dostarczyć sporo zabawy. Pomoże w tym znany z Fate of the Two Worlds Mission Mode, w którym to trybie gracze uczą się mechaniki walki wykonując proste zadania. Każdy z debiutujących zawodników otrzymał oczywiście własny zestaw misji, a ci już znani dostali kolejne wyzwania, które prezentują ich nowe umiejętności. Niestety Mission Mode, podobnie jak w poprzedniej odsłonie, nie jest zbyt przystępny, przynajmniej jeśli chodzi o wyświetlane informacje. Kiedy gra prosi nas o użycie konkretnego ataku, to podaje jedynie jego nazwę, a jeśli chcemy dowiedzieć się jakiej kombinacji klawiszy wymaga jego wykonanie, każdorazowo musimy odwiedzić menu z opisem ciosów. Dopóki nie wkujecie na pamięć kolejnych sekwencji będzie to dość irytujące.

Poza niewielkimi bądź co bądź zmianami w Mission Mode, w kwestii trybów Ultimate nie ma do zaoferowania wiele więcej niż podstawka. Można co prawda wreszcie wcielić się w Pożeracza Światów, czyli głównego bossa Gallactusa, ale jest to rozrywka na kilkanaście minut. Rozczarowuje decyzja Capcomu o nie zaimplementowaniu w grze trybu Shadow Mode, który we wcześniejszej wersji dostępny był w formie DLC. Ma nam to wynagrodzić zupełnie nowy tryb o nazwie Heroes and Heralds, który zapowiedziano jako bezpłatny. Będziemy w nim kolekcjonować karty oraz obdzielać nimi swoje trzyosobowe ekipy, aby odblokowywać nowe ciosy i umiejętności. Póki co jednak wiemy o nim jedynie z zapowiedzi.

Jedną z najbardziej wyczekiwanych funkcji wprowadzanych przez Ultimate Marvel vs. Capcom 3 był tryb widza w potyczkach sieciowych i trzeba przyznać, że sprawdza się on bardzo dobrze. Koniec z oglądaniem kurczących się pasków energii na pustym ekranie w oczekiwaniu na swoją kolej. Kurtyna została podniesiona i teraz akcję obserwujemy w całej okazałości. Szkoda jedynie, że nie zaimplementowano tu możliwości odtwarzania powtórek z walk, która przecież pojawiła się już w Super Street Fighter IV: Arcade Edition.

Graficznie Ultimate prezentuje się tak samo jak wersja podstawowa, czyli świetnie. To, co dzieje się na ekranie jest istną orgią dla oczu i jednocześnie poważnym zagrożeniem dla osób z epilepsją. Modele i ruchy nowych postaci przygotowano z taką samo pieczołowitością jak wszystkich pozostałych. To samo tyczy się ośmiu nowych aren, choć słowo „nowe” jest nieco zbyt łaskawym określeniem, jako że większość z nich znamy już z Marsel vs. Capcom 2. Drobne usprawnienia wprowadzono w menu, które charakteryzuje się teraz komiksową estetyką. Na ekranie wyboru postaci łatwiej teraz znaleźć swoich ulubieńców, ponieważ zostali oni teraz podzieleni na drużyny Marvela i Capcomu. Więcej zmian nie zarejestrowano.

Capcom jak żaden inny wydawca trzyma się reguły, że nie warto rozmieniać się na drobne pracując nad dużą ilością marek. Japończycy raczą nas więc regularnie odświeżanymi lub nieco bardziej rozbudowanymi wersjami swoich wcześniejszych hitów. Dlatego też niełatwo ocenić Ultimate Marvel vs. Capcom 3. Z jednej strony jest to w zasadzie podrasowana trzecia odsłona, a zmiany które wprowadza mogłyby być zaimplementowane formie jednego czy dwóch DLC. Z drugiej jednak przyznać uczciwie trzeba, że wersja Ultimate jest grą jeszcze bardziej dopracowaną niż i tak świetny Marvel vs. Capcom 3: The Fate of Two Worlds. Jeżeli nie mieliście jeszcze do czynienia z „trójką”, recenzowaną grę możecie brać w ciemno i na pewno nie poczujecie się zawiedzeni. Natomiast każdy posiadacz MvC3 na pytanie czy warto drugi raz wydać niemałe w końcu pieniądze na bardzo podobny tytuł, będzie musiał odpowiedzieć sobie indywidualnie.

8,0
Pokonaj Galactusa Phoenixem Wrightem!
Plusy
  • aż 12 nowych postaci
  • lepszy balans rozgrywki
  • tryb widza w potyczkach sieciowych
  • wciąż pięknie się prezentuje
Minusy
  • w zasadzie brak nowych trybów rozgrywki
  • nadal mało przystępny Mission Mode
Komentarze
10
Usunięty
Usunięty
17/12/2011 11:57

Bijatyka jest kozacka. Jest Vergil jest impreza:D

Usunięty
Usunięty
10/12/2011 12:30

"Graficznie Ultimate prezentuje się tak samo jak wersja podstawowa..." w tym akapicie wytłuszczone jest "Marsel vs.Capcom" powinno byc "Marve lvs.Capcom", poza tym artykuł fajny, można dużo popsioczyć, że się nie ma konsoli ;P

Usunięty
Usunięty
10/12/2011 00:29

Gra dostała więcej niż Dead Rising 2: Off the record, który wnosi więcej zmian niż parę postaci i tryb widza a w przeciwieństwie do UMvC3 nie jest sprzedawany za pełną cenę, ale został na gramie zmiażdżony za bycie odgrzewanym kotletem ;dTo powinno być w aktualizacji. Z postaciami też się nie popisali (bojowy szop? bitch plz)




Trwa Wczytywanie