Need for Speed: The Run - recenzja

Paweł Pochowski
2011/11/22 12:30

Premiera Need for Speed: The Run tuż za nami. Premiera, trzeba przyznać, dość kontrowersyjna, a to ze względu na plotki krążące wokół tego tytułu - np. że przejście trybu kariery zajmuje jedynie dwie godziny. W naszej recenzji rozprawimy się z wszystkimi nieprawdziwymi twierdzeniami dotyczącymi The Run i opowiemy Wam o tym, jaka ta gra jest naprawdę.

Need for Speed: The Run - recenzja

Cykl produkcyjny serii Need for Speed już taki właśnie jest, że przeplata ze sobą zupełnie różne gry. Wszystkie wydawane są pod szyldem NFS, ale nijak do siebie nie pasują. Wystarczy porównać np. Underground z Hot Pursuit czy nawet Shiftem, z którego zresztą stworzono osobną serię. EA nie chcąc, aby w kalendarzu premier co dwa lata brakowało ich szlagierowych wyścigów, musiało zaprzęgnąć do pracy więcej niż jedno studio. W bardzo podobny sposób powstają produkcje sygnowane marką Call of Duty. W tym roku, wózek z napisem Need for Speed przyszło ciągnąć kobyle zwanej EA Black Box. To ci sami panowie, którzy swego czasu wydali potworka Undercovera. Lata mijają lecz panowie z tego studia zbyt wiele się nie uczą. Nadal upierają się przy tym, że seria NFS potrzebuje fabuły...

The Run oparty jest na koncepcji wielkiego wyścigu, w którym startuje ponad 200 zawodników - wśród nich nasz bohater, Jake Rourke, najlepszy kierowca jaki kiedykolwiek stąpał po naszej ziemi. Umiejętność prowadzenia auta jak widać nie koniecznie kroczy w parze z umiejętnością radzenia sobie w życiu, bowiem Jake'owi udało się zaciągnąć dług u mafii - i to dług, którego nie może spłacić, ściągając tym samym na siebie prawdziwe kłopoty. Jake'a poznajemy w momencie, gdy dosłownie wyrywa się z żelaznego uścisku mafii ledwie uchodząc z życiem i udaje się do jedynej osoby, która może mu pomóc - Sam. Jest to kobieta, która wzbogaciła się na jego umiejętnościach. Widać żyłka do interesów u niej nadal mocno pulsuje, ponieważ Sam zawiera z Rourke bardzo ciekawy układ - wyplącze go z kłopotów w zamian za wygranie wyścigu z zachodniego na wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Dwudziestopięciomilionowa wygrana podzielona zostanie iście po przyjacielsku - aż 90 procent tej sumy Sam zatrzyma dla siebie. Nie ma jednak czasu na grymaszenie. To jedyna szansa na przeżycie, głupio byłoby więc z niej nie skorzystać.

Jeżeli EA Black Box chciało do Need for Speed: The Run koniecznie dołożyć fabułę, mogło przynajmniej zrobić to porządnie. Ze scenariusza dowiadujemy się naprawdę niewiele - niewiadomą pozostaje osobowość Jake'a, na jakiej podstawie określany jest mianem najlepszego kierowcy na świecie (wygrywa Nascar co roku czy jak? A jeśli tak, to dlaczego nie ma pieniędzy?), ile kapusty pożyczył i na co była mu potrzebna, od kiedy zna się z Sam oraz kto i dlaczego organizuje wyścig przez Stany Zjednoczone. Z tego też powodu trudno mówić w Need for Speed: The Run o wątku fabularnym - mamy po prostu jechać do przodu, by wygrać wyścig i dostać pieniądze których potrzebujemy.

Scenariusz, gra aktorska w przerywnikach filmowych, dialogi, a nawet sekwencje Quick Time Events - wszystko to swoim wykonaniem przypominało mi film akcji klasy B, choć i one z reguły zrealizowane są po prostu lepiej. W całej grze znalazły się raptem cztery sceny QTE i faktycznie zajmują one mniej niż dziesięć procent całości - nie wiem więc ani po co je w ogóle na siłę upychano do tej produkcji, ani też dlaczego postanowiono za ich pomocą reklamować ten tytuł. To nie był dobry pomysł. Need for Speed jest grą o samochodach i nikt nie oczekiwał w niej sekwencji QTE bo pasują tu dosłownie jak pięść do nosa. Zrozumiem, że ktoś wpadł na słaby pomysł podczas burzy mózgów na temat uatrakcyjnienia rozgrywki. Zdarza się najbystrzejszym. Ale dziwi mnie, że reszta ekipy Black Box nie wpadła na to, że nie jest to najlepszy pomysł. Zresztą dość już o tym. Sekwencji QTE jest mało, więc można na nie przymknąć oko, fabuła jest naciągana, ale nie atakuje nas z każdej strony, więc można ją przeboleć.

Nie wykorzystano potencjału tkwiącego w przeciwnikach. Co prawda spotykamy na trasie kilku niby bossów, ale gra w żaden sposób nie przybliża nam ich sylwetek (oprócz kilku zdań tekstu podczas wczytywania etapów), co sprawia, że tak właściwie są oni dla nas całkowicie nijacy i bezosobowi. Mijamy ich tak, jakbyśmy mijali każdego innego z ponad 200 napotkanych na trasie kierowców. Jest to zmarnowany potencjał, szczególnie mam na myśli tutaj dwie dziewczyny podróżujące Nissanami 370Z - ich wątek mógłby być poprowadzony znacznie ciekawiej, a został ograniczony do jednej cut scenki, w której ich głównym zajęciem jest wyglądanie ładnie. Do licha ciężkiego, przecież wzorowano je na pięknych pannach. Gracze lubią ładne dziewczyny. Dlaczego nie poświęcono im więcej uwagi? I to ma być gra z fabułą? Gdyby tego było mało, w The Run znalazła się porządna nielogiczność - bossów wyprzedzamy na trasie dwa razy, pomimo tego, że oni nie wyprzedzają nas ani razu (sytuacja taka musiałby spowodować nasz spadek w rankingu, tym czasem ciągle pniemy się w górę, nie spadając ani razu). Jakim cudem są przed nami mimo, że kilka etapów wcześniej zostawiliśmy ich w tyle?

Twórcy przyjęli dziwną koncepcję tworząc grę o wyścigach, w których zaplanowane jest kogo i kiedy wyprzedzimy. Poszczególne etapy składają się głównie z przebijania się do przodu. Najczęstszy tryb wyścigów to sprint, mamy w nim za zadanie wyprzedzić podaną ilość przeciwników. Całość wyliczona i zaplanowana jest dokładnie tak, byśmy przed Nowym Jorkiem na ostatnich metrach walczyli o pierwsze miejsce. Wyścig z odgórnie ustalonym przebiegiem - to takie ekscytujące.... A ja głupi zawsze myślałem, że w grach wyścigowych najfajniejsza jest ich nieprzewidywalność. Na szczęście to nieprawda, że The Run starcza jedynie na dwie godziny zabawy. Owszem, końcowy wynik to troszkę ponad 120 minut, ale tylko dlatego, że gra nie wlicza w to powtórek, cut-scenek, pobytu w menu etc. Dla mnie osobiście przygoda z trybem kariery zakończyła się po prawie sześciu godzinach. Krótko, jak na grę wyścigową, ale znacznie dłużej niż wspomniane wcześniej dwie godziny.

Sam pomysł wyścigu przez całe Stany Zjednoczone jest bardzo dobry. Dzięki niemu zwiedzamy wiele różnorodnych lokacji - od amerykańskich wielkich metropolii jak San Francisco, Las Vegas, Chicago czy Nowy Jork, przez przedmieścia (w tej roli New Jersey), pustynie, lasy, góry i wioski. Ścigamy się po sześcio-pasmowych autostradach, jak i wąskich wiejskich dróżkach, górskich serpentynach czy kilkukilometrowych prostych drogach pośrodku pustyni ciągnących się aż po samą linię widnokręgu. Wspomniane krajobrazy prezentują się naprawdę ładnie - Frostbite 2.0 wygenerowało śliczne widoczki. Największe wrażenie zrobiła na mnie jazda nad górskim potokiem (zresztą całe etapy w górach są bardzo ładne) oraz w jesiennym lesie. Zresztą to żadna wielka nowość - Hot Pursuit również łączył w sobie wiele różnorodnych krajobrazów, ale... I tutaj właśnie pojawia się pewien istotny problem. Poprzednia gra z serii Need for Speed nie dość, że oferowała równie ładne świat i krajobrazy wcale nie gorsze od tych z The Run, to jakoś w przerwach pomiędzy wyścigami mieliśmy do naszej dyspozycji całą mapę, po której jeździć mogliśmy do woli - a gdy nam się to znudziło, zawsze pozostawały pojedynki z policją.

W The Run natomiast świat składa się z wielu małych odcinków i nie tworzy żadnej całości, przez co nie ma możliwości swobodnego poruszania się po nim. Black Box chwali się, że w The Run znajduje się najwięcej kilometrów dróg w całej serii Need for Speed, ale w ogóle tego nie czuć. Rozumiem, że taka zmiana wymuszona została przez nową koncepcję rozgrywki, ale w mojej opinii nie warto było rezygnować z możliwości swobodnego poruszania się po mapie. Było to po prostu zbyt fajne i wciągające.

To co jest zdecydowanym plusem Need for Speed: The Run to system sterowania samochodami. Jest zręcznościowy, ale w rozsądnym stopniu, a co najważniejsze - jest bardzo przyjemny. Samochody prowadzi się gładko, odpowiednio dobrze czuć ich ciężar i nie możemy pozwolić sobie na przeszarżowanie w zakręcie, ale jednocześnie nie jest to Burnout czy OutRun. Pod tym względem Black Box naprawdę dało radę, a to przecież jeden z najważniejszych czynników w grze samochodowej. Wracając do wspomnianego wcześniej przeszarżowania - nie możemy sobie na to pozwolić także z innego powodu. Do gry wprowadzono system checkopintów. Jeżeli wypadniemy z drogi lub uderzymy w słup nie pojawiamy się z powrotem na drodze, ani też nie możemy cofnąć czasu o kilka sekund, co ostatnio jest bardzo popularne. Nie, twórcy uparli się, że lepsze będzie cofnięcie nas do poprzedniego checkpointu. Gdyby tego było mało, wczytywanie trwa kilkanaście sekund, a liczba "cofnięć" jest ograniczona - gdy ich zabraknie musimy rozpocząć od nowa cały etap. To właśnie przez to moja frustracja podczas rozgrywki potrafiła sięgnąć zenitu.

GramTV przedstawia:

To nie jedyny denerwujący w Need for Speed: The Run mankament. Otóż okazuje się, że gra sztucznie podnosi poziom trudności lekko oszukując - przeciwnicy sterowani przez konsolę czasami dostają gratisowe nitro. Gdy za bardzo się oddalimy - nagle nas doganiają. Gdy zostaniemy zbyt daleko - czekają na nas. Zdarzało się także, że po pięciu minutach prowadzenia w wyścigu wyprzedzano mnie na ostatniej prostej - zupełnie nagle, niespodziewanie i rzekłbym, że znikąd, a co lepsze, stało się to trzy razy pod rząd na tej samej trasie. Inny przykład dziwnej sytuacji - podczas wyprzedzania widziałem jak przeciwnik rozbija się o drzewo. Nic mu się jednak nie stało, ponieważ trzy sekundy później gra teleportowała go z powrotem na mapę i postawiła 50 metrów przede mną. Wszystko to sprawia wrażenie, że cały aspekt ścigania się został oparty na prostych, małych oszustwach stosowanych przez konsolę. Bardzo nieładnie Black Box, bardzo nieładnie.

Oczywiście rozgrywka w Need for Speed: The Run to nie jedynie kariera. To także wielki tryb wyzwań, w którym czeka na nas ponad 70 wyścigów podobnych do tych z kariery - różnica jest taka, że za każdy z nich dostajemy medal platynowy, złoty, srebrny lub brązowy. Im więcej jak najlepszych medali zbierzemy, tym odblokujemy więcej samochodów. Ogromną rolę odgrywa tutaj Autolog, który pilnuje by nakręcać rywalizację i to zarówno w trybie kariery, jak i wyzwań - na bieżąco informuje nas, w których miejscach nasi znajomi są od nas lepsi i proponuje, abyśmy pobili ich wyniki, napędzając tym samym rywalizację między graczami. To fajne narzędzie, które dobrze aktywizuje społeczność graczy i czyni zabawę po prostu ciekawszą.

Need for Speed: The Run posiada także tryb rozgrywki wieloosobowej. Niestety, jest on znacznie słabszy od tego z Hot Pursuit - chociażby z tego względu, że nie ma możliwości wcielenia się w policjantów. W The Run rywalizuje ze sobą maksymalnie ośmiu graczy na mapie, którzy oprócz wygrania wyścigu wykonywać muszą indywidualne lub zespołowe misje (zespół możemy stworzyć wraz ze znajomymi) - wykonaj 20 skoków, bądź zawsze na podium etc. Wykonywanie tych celów zapewni nam dostęp do nowych samochodów. Niestety, więcej możliwości wspólnej rywalizacji przez internet nie ma. A szkoda.

Gdy jesteśmy już przy samochodach - Black Box oddało w nasze ręce całe multum świetnych pojazdów, jednak seria Need for Speed już przyzwyczaiła graczy do tego, że serwuje im zarówno porządną ilość jak i odpowiednią jakość w kwestii dostępnych aut. Niestety, twórcy zaprojektowali bardzo upierdliwy system zmiany samochodu w trybie kariery - nie możemy zrobić tego w menu, musimy podczas wyścigu. Odbywa się to poprzez wjechanie na... stację benzynową. Wybieramy tam nowe cztery kółka i ruszamy dalej. Dziwne to i szalenie niepraktyczne - stację bardzo łatwo ominąć gdy jesteśmy skupieni na mknięciu do przodu, przez co samochody zmieniamy rzadziej niż byśmy chcieli. Co więcej, wjazd na stację sprawia, że przeciwnicy nas wyprzedzają, przez co zdarza się, że musimy od nowa rozpocząć całe zawody. Na jednym z górskich etapów stację benzynową umieszczono na 300 metrów przed metą. Gdy wyjeżdżamy naszym nowo wybranym samochodem możemy już tylko pomachać mijającym nas przeciwnikom i popatrzeć jak wpadają na metę, zmuszając nas do rozpoczęcia od nowa całego etapu.

Na sam koniec wspomnę o stronie technicznej. Tym razem już krótko. Tak jak grafika otoczenia wywarła na mnie duże wrażenie, tak nie mogłem przestać dziwić się temu, że samochody wykonano bardzo przeciętnie. Wystarczy spojrzeć na Forza Motorsport 4 by zauważyć, że Xbox 360 stać na znacznie więcej. Ogólnie strona wizualna gry jest bardzo nierówna. Czasami otwierałem szeroko oczy podziwiając piękne krajobrazy, a czasami mocno je mrużyłem - tak brzydko wykonano niektóre elementy. Na plus można zaliczyć The Run dobry i bardzo ładny wizualnie system zniszczeń. Na minus - koszmarny jak na Need for Speed soundtrack. Dawno w grze wyścigowej nie słyszałem tak słabych piosenek, w ogóle nie pasujących do klimatu zabawy. Jest to o tyle dziwne, że NFS wręcz słynął ze świetnej muzyki. Widać to już przeszłość.

Reasumując Need for Speed: The Run to produkt co najwyżej poprawny. Można fajnie przy nim spędzić czas, szczególnie przy wciągającym trybie wyzwań, ale ogólnie mógł on zostać wykonany lepiej. Black Box wpadło na fajny pomysł, lecz jego realizacja nie jest najlepsza. Udało im się nie popsuć modelu sterowania, czy odpowiednio wykorzystać możliwości Frostbite 2.0 pod względem generowania ładnego otoczenia, ale dokonali wielu dziwnych wyborów. Zaimplementowali do rozgrywki fabułę, jednak chyba sami nie wiedząc dokładnie po co ani jak to odpowiednio zrobić. Ograniczyli zabawę do zamkniętych odcinków i pozbawili graczy możliwości wcielenia się w policję oraz podróżowania po otwartym świecie. A co najgorsze, zabili w grze o samochodach wyścigową spontaniczność. Ogólnie The Run jest tytułem dużo słabszym od Hot Pursuit. Oczywiście, że da się w Need for Speed: The Run pograć. Co więcej, jeżeli nie przesadzimy z częstotliwością ani długością zabawy - będzie ona całkiem przyjemna. Niestety Black Box kolejny raz udowodniło, że nie umie zrobić dobrej gry wyścigowej. Fanom wyścigów samochodowych polecam trzymanie się z daleka, fanom serii Need for Speed - poczekać aż The Run stanieje.

Zdaniem Mejstego: Miałem okazję zagrać w The Run na PS3 i jestem szczerze zawiedziony. Nie wiem co jest nie tak z silnikiem z Frostbite 2.0, ale nowy Need for Speed to kolejna gra po Battlefield 3, która pokazuje, że ten engine na konsolach prezentuje się nader przeciętnie. Albo to dzisiejsze konsole są na niego za słabe. Mniejsza z tym.

To, co mnie najbardziej wkurzyło, to wszędobylskie skrypty. Rozumiem, że były one potrzebne do podniesienia poziomu adrenaliny u gracza i do jak najbardziej efektownego przedstawienia fabuły (na którą spuszczę zasłonę milczenia), ale po co było je wplatać do samych wyścigów? Liczyłem na ducha wolności i walkę fair, tymczasem przeciwnicy łaskawie na mnie czekają mając 15 sekund przewagi i wyprzedzają mnie w ostatniej chwili, kiedy to ja zostawiałem ich przez niemal cały odcinek wyścigu daleko w tyle. Coś tu jest nie tak.

Grę w moich oczach ratuje jedynie tryb wyzwań, ale szczerze? Jest tyle ciekawszych wyścigów, nawet ze zręcznościowym modelem jazdy, dostępnych na konsole, że nie warto Need for Speed: The Run zawracać sobie głowy. Tym bardziej, że kończy się w mgnieniu oka.

5,8
Jakie studio, taka gra
Plusy
  • przyjemny model sterowania samochodami
  • wiele fajnych aut
  • dobry tryb wyzwań
  • ciekawy multi
  • autolog napędzający rywalizację między znajomymi
  • ładne lokacje
Minusy
  • nierówna grafika
  • słabo wykonana i minimalnie nakreślona fabuła
  • system checkpointów
  • konieczność zmieniania aut na stacjach benzynowych (tylko kariera)
  • małe oszustwa konsoli
  • słaby soundtrack
Komentarze
45
Usunięty
Usunięty
21/03/2012 20:21

Powiem tak zaluje ze kupilem NFS TR ale na szczescie nie wydalem na gre 150 zl. tylko 60 <promocja na originie> wady :brak kamery z daleka podczas jazdy,brak garazu w ktorym mamy swoje wozy np nissana zdobytego od jednej z panienek na stacji ale i oczywiscie zadnego auta nie mamy w garazu :( ,pokićkany respawn po zjechaniu na slup i kawalku trawnika,brak mozliwosci tunningu auta ,kijowy bodykit <PORACHA> drift bez zadnej frajdy zaczniesz drift i za slabo skrecisz na kontre lecisz w trawsko i znow ten RESPAWN o 100 metrow dalej niz bylismy,Plusy;? hmm w sumie tylko niektore kawalki muzyki i reklamy w mediach ladnie sie zapowiadalo ale teraz widze ze NIE BARDZO ciekawy jakos mnie nie wciaga ta gra w karierze,reszta NO COMMENTS....pozdrawiam na 1.5 godzinki mozna usiasc i pojezdzic ale nie dluzej..:( W underground 2 i nfs HP bylo ciekawiej wole jednak TDU 2

Usunięty
Usunięty
27/11/2011 01:09

Whoa, ale glupota, nawet nie wiedzialem -_-

Usunięty
Usunięty
26/11/2011 22:01
Dnia 26.11.2011 o 13:32, kodi24 napisał:

A to wersja pc ma cos takiego?

Tak... Absurd. To już kolejna gra po LA Noir, której po prostu nie dotknę... Gdybym mógł grać w 30 FPS to bym grał na konsoli.. Przez to, że jakość i wyrazistość grafiki na PC jest dużo większa przycinanie w 30 FPS jest jeszcze bardziej widoczne.




Trwa Wczytywanie