Captain America: Super Soldier - recenzja

Rafał Dziduch
2011/07/28 15:00
4
0

Autorzy Captain America: Super Soldier, a więc studio Next Level Games, z pewnością rozłożyli na części pierwsze Batman: Arkham Asylum, bo niemal wszystkie patenty z tamtej gry są obecne w ich produkcji. Co wyszło im najfajniej? Z pewnością dynamiczne walki, w czasie których Steve Rogers śmiga jak rasowy fighter, rozdając kopniaki i ciosy na wszystkie strony. Nieźle wypada jeszcze kilka innych elementów, o których przeczytacie za chwilę, ale nie da się ukryć, że granie w Captain America: Super Soldier sprawi spory niedosyt komuś, kto grał wcześniej właśnie w Batman: Arkham Asylum.

Autorzy Captain America: Super Soldier, a więc studio Next Level Games, z pewnością rozłożyli na części pierwsze Batman: Arkham Asylum, bo niemal wszystkie patenty z tamtej gry są obecne w ich produkcji. Co wyszło im najfajniej? Z pewnością dynamiczne walki, w czasie których Steve Rogers śmiga jak rasowy fighter, rozdając kopniaki i ciosy na wszystkie strony. Nieźle wypada jeszcze kilka innych elementów, o których przeczytacie za chwilę, ale nie da się ukryć, że granie w Captain America: Super Soldier sprawi spory niedosyt komuś, kto grał wcześniej właśnie w Batman: Arkham Asylum. Captain America: Super Soldier - recenzja

Już „pal sześć” te aspekty, które ktoś złośliwy mógłby nawet nazwać plagiatem. Nie w tym rzecz. Chodzi raczej o to, że o ile przygody człowieka-nietoperza były w najdrobniejszych szczegółach świetnie zaplanowane, a efektowne walki przetykane były spotkaniami z charyzmatycznymi przeciwnikami, o tyle w Captain America: Super Soldier tego ostatniego elementu w zasadzie zabrakło. Przez to – pomijając kwestię walk, oprawy graficznej oraz scenariusza, które zostawmy na razie na boku – gra Next Level Games staje się szybko nijaka, trochę wyblakła i na dobrą sprawę mało atrakcyjna. Nie jest zła, ale nie spodziewajcie się "Batman-killera".

Tarczą po łapkach

Na początku rozprawmy się z gameplayem, a w obrębie niego ze wspomnianymi walkami. Kapitan Ameryka, którym gramy, potrafi kopać, uderzać pięścią, łokciem, kolanem – ale wszystko są to ciosy kontekstowe, więc nie do końca mamy wpływ, jaką akcję w danym momencie wykona. Ponieważ przeciwnicy, dokładnie jak w Batmanie, atakują stadnie, ważne jest aby umiejętnie się między nimi przełączać, po to aby dawać w papę wszystkim mniej więcej równomiernie. Taka taktyka – wyglądająca trochę jak balet połączony z karate – daje na dłuższą metę najlepsze rezultaty. Nasz heros doprawdy pięknie sadzi kopniaki, mierzone ciosy w podbródek, wykańcza z łokcia albo kolanem, a na dodatek potrafi zaaplikować niemilcowi cios jego własną bronią, tudzież dobić go w parterze.

Ameryka gardzi bronią palną, więc niemożliwe jest podnoszenie giwer upuszczonych przez przeciwników. Jedyny element ekwipunku, który posiada Kapitan, to ogromna tarcza pozwalająca z powodzeniem zabijać na odległość. Tarczę oraz generalnie umiejętności Steve’a Rogersa można usprawniać, wykupując z czasem specjalne upgrade’y. Dzięki temu nauczymy się np. w czasie pojedynczego rzutu razić maksymalnie pięciu wrogów jednocześnie; wbijać tarczę w ziemię, powodując falę uderzeniową, która powala przeciwników; taranować; czy wyprowadzać specjalne ciosy-finishery. Usprawnień jest, niestety, zaledwie dziewięć, a odblokowujemy je, gromadząc specjalne punkty za znalezione przedmioty. Same walki opierają się o sekwencje wciskanych klawiszy, ale nie jest to na szczęście podejście z japońskiej szkoły gier akcji. Wystarczy łączenie dwóch przycisków, aby wyprowadzać różnorodne ataki, chwytać przeciwników, czy wykańczać tych, którzy już leżą na ziemi. W czasie starć czasami niezbędne jest mashowanie jakiegoś guzika, ale nie trwa to całe wieki i zrobione jest – by tak rzec – z umiarem. Tarczą po łapkach, Captain America: Super Soldier - recenzja

Nudne bieganie w poszukiwaniu wrogów

Sekwencje walk przebiegają więc płynnie, a przy tym zobrazowane zostały w interesujący i dynamiczny sposób. Kamera ładnie wyłapuje szczegóły, a wszelkie dźwignie, duszenia, wyrywania się z uścisku wrogów itp. pokazane są na zwolnieniu, więc ich oglądanie daje jeszcze więcej radości. Problem w tym, że wszystko, co dzieje się pomiędzy walkami, bywa już momentami bardzo nużące. Zazwyczaj na poszczególnych etapach Kapitan Ameryka ma do wykonania jakieś zadania (np. umieścić ładunki wybuchowe, zniszczyć jakieś obiekty, nadać wiadomość itp.), co sprowadza się do przemierzania długich korytarzy. Captain America: Super Soldier jest liniowe jak rozwinięte jelito słonia, ale w wielu miejscach znajdziemy różne odnogi, przesmyki, niezauważone na pierwszy rzut oka przejścia. I wszystko fajnie, tylko bieganie po okolicy bywa męczące. Walki trafiają się zaskakująco rzadko, a lokacje nie grzeszą ani wielką szczegółowością jeśli chodzi o poziom wykonania, ani zbytnią interakcyjnością. Można np. rozbijać skrzynie, w których nic nie ma, można powodować eksplozje czerwonych beczek, ot tak dla frajdy, albo przewracać inne beczki, które nawet nie wybuchają...

GramTV przedstawia:

Bez dwóch zdań twórcy Captain America: Super Soldier źle rozłożyli akcenty pomiędzy dynamicznymi akcjami, jakie odstawia Steve Rogers, a momentami przestoju, których jest po prostu za dużo. Sytuację próbują ratować, ale niestety na niewiele się to zdaje, bo moim zdaniem osiągają efekt odwrotny do zamierzonego. Sposoby na ratunek są dwa: pierwszy to dziesiątki znajdziek, które można sobie pozbierać do kolekcji, drugi to minigierki. Z rozrzuconymi po etapach przedmiotami jest taki problem, że jest ich... za dużo. W konsekwencji ich zbieranie sztucznie wydłuża zabawę, bo każdą rzecz trzeba podnieść, wciskając przycisk pada, jak już się dobrze względem niej ustawimy. Rozumiem, że są gracze, którzy uwielbiają myszkować po kątach w poszukiwaniu znajdziek, ale w Captain America: Super Soldier jest tak, że w jednym pomieszczeniu leży nawet pięć, sześć przedmiotów (jakieś papier, różne hełmy, rolki filmowe, statuetki, ornamenty, rękawice, dzienniki, schematy itp.), które można zabrać. Litości! To za dużo! Całkowicie ginie efekt wytwarzany wówczas, kiedy musimy się starać coś odnaleźć, bo tu o wszystko się niemal potykamy. Nudne bieganie w poszukiwaniu wrogów, Captain America: Super Soldier - recenzja

Dwie minigierki i kilku przeciwników

Z kolei minigierki to, cóż, naprawdę gierki w wymiarze mini. Kapitan może posłużyć się maszyną deszyfrującą, aby otworzyć zamknięte przejście. Widzimy wówczas dwa łańcuchy liczb i cyfr, a każdy przypisany jest do osobnej gałki na padzie. Trzeba w łańcuchach odnaleźć powtarzające się symbole i gałkami nałożyć je na siebie. Proste i banalne, ale druga minigierka jest jeszcze łatwiejsza. Ameryka musi doprowadzić do zwarcia jakieś urządzenie i co się dzieje? Widzimy po prostu obie ręce, które trzymają dwa druciki. Trzeba przy pomocy gałek zewrzeć je ze sobą. I tyle. Zabawa na pięć sekund. Nie chodzi o to, że owe mikrozadania, które powinny jakoś urozmaicać zabawę, są same w sobie złe, bo łamanie szyfrów nawet mi się podobało. Chodzi po prostu o to, że tego typu atrakcji jest stanowczo za mało, bo – uwaga – dwa opisane przykłady wyczerpują rejestr minigierek w Captain America: Super Soldier. Dobrze czytacie – więcej po prostu nie ma, a to co nam zaserwowano z pewnością nie jest w stanie wypełnić momentów pustki, w których nie walczymy z wrogami.

Ilościowy urodzaj nie dotyczy także wrogów, w tym bossów. Przeciwników spotkanych w Captain America: Super Soldier jest zaledwie kilka rodzajów (może ze 4-5) a do tego dochodzi łącznie około 3-4 bossów. Sami widzicie, że to niewiele, ale ich projekty ucieszą zapewne fanów komiksów. Mnie najbardziej podobały się masywne i wielkie Zola Boty, z którymi rzeczywiście miałem trochę problemów. Generalnie jednak całe to chodzące zło da się pokonać dość szybko, a walki ze wspomnianymi bossami, których imion nie zdradzę, żeby nie psuć zabawy, są mało wymagające. Ogólnie gra jest łatwa nawet na najwyższym poziomie trudności (są trzy dostępne), więc np. granie na najłatwiejszym i średnim kompletnie mija się z celem. Łącznie dostajemy 18 rozdziałów o różnej długości, które da się ukończyć w 6-8 godzin oczywiście w zależności od tego, czy będziemy wąchać ściany, czy śmigniemy od razu ku napisom końcowym. Dwie minigierki i kilku przeciwników, Captain America: Super Soldier - recenzja

Kapitan ze średnią notą

Poza kampanią gra oferuje też tryb wyzwań, w którym znajdziemy 10 rodzajów rozgrywek. Są np. walki, zabawa w zbieranie przedmiotów i wyzwania gimnastyczne. Trzeba bowiem dodać, że również w czasie kampanii Kapitan Ameryka niejednokrotnie wspina się na gzymsy, buja na specjalnych poręczach i przeskakuje z nich sprawnie niczym Książę Persji, czy Nathan Drake. To dość fajne urozmaicenie, choć też nie stanowi zbyt dużego wyzwania. Kapitan dysponuje też specjalnym trybem wizji (to też oczywiście zrzynka z Batmana), który pozwala podejrzeć miejsca, w które należy skoczyć, aby dotrzeć np. do sekretnych pomieszczeń, czy zauważyć jakąś ukrytą dźwignię. To jednak patent, z którego przechodząc kampanię korzysta się nadzwyczaj rzadko. Niestety nie można powiedzieć też zbyt wiele dobrego o grafice gry. Owszem filmiki są nawet ciekawe, sporo w nich wybuchów, a umiejętna praca kamery pozwala śledzić je z uwagą, ale już grafika w czasie gry, to najwyżej średnia półka. Łatwo zauważyć, że niemal wszystkie obiekty w grze mają spore problemy z ząbkowaniem, tekstury nie są zbyt szczegółowe, a przy podejściu do ściany piksele lubią się rozrastać. Gra w mojej ocenie nie zasługuje na więcej niż 6 punktów. Captain America: Super Soldier to średniak. Nie przygotowany na kolanie, nie jakiś dramatycznie słaby, mający nawet swoje mocne strony (walki), ale w ogólnym rozrachunku jednak średniak. Fani komiksów mogą dorzucić pół gwiazdki do tej oceny, ale w starciu z Batmanem Ameryka jednak nie ma szans. Sorry, Kapitanie...

6,0
Średnia gra z komiksowym bohaterem. Walki dają radę, reszta ni ziębi, ni grzeje...
Plusy
  • walki
  • filmiki
  • tryb wyzwań przedłuża zabawę
Minusy
  • oprawa graficzna
  • nudne, nijakie lokacje
  • banalne minigierki
  • niewielu przeciwników
  • krótka
Komentarze
4
Usunięty
Usunięty
02/08/2011 10:01

Typowa konsolowa gra akcji jakich wiele było w poprzedniej generacji.Lepsza od budźetówki ale gorsza od AAA.Można zagrać za jakieś grosze lub pożyczyć za kasę od sklepu z grami na konsole (też tak można się ugadać)

Usunięty
Usunięty
28/07/2011 17:21

Film też lepszy nie był, ot kolejna gra na licencji marnego filmu.

Usunięty
Usunięty
28/07/2011 16:56

tiaaa nie spodziewałem się po tym czym, czegoś oryginalnego. I nie przeliczyłem się :D




Trwa Wczytywanie