Transformers: Dark of the Moon - recenzja

Rafał Dziduch
2011/07/01 12:36
6
0

Kiedy przed laty pisałem recenzję Transformers: Revenge of the Fallen, gra podobała mi się do tego stopnia, że z czystym sumieniem wystawiłem jej “7”. Pod drodze mieliśmy jednak War For Cybertron oraz dewaluację ocen, więc niech nie zdziwi Was niższa nota dla Transformers: Dark of the Moon. Tak naprawdę – to jednak pod względem jakości i gameplaya takie same gry... A więc zaledwie letnie...

Kiedy przed laty pisałem recenzję Transformers: Revenge of the Fallen, gra podobała mi się do tego stopnia, że z czystym sumieniem wystawiłem jej “7”. Pod drodze mieliśmy jednak War For Cybertron oraz dewaluację ocen, więc niech nie zdziwi Was niższa nota dla Transformers: Dark of the Moon. Tak naprawdę – to jednak pod względem jakości i gameplaya takie same gry... A więc zaledwie letnie...

Letnie też z tego powodu, że ukazują się latem, a mają za zadanie świetnie sprzedać się na fali popularności kolejnego filmu z cyklu. Problem z Transformers: Dark of the Moon jest jednak taki, że grając ma się dokładnie takie same odczucia, jak przy zabawie z Transformers: Revenge of the Fallen. Pamiętajmy, że czas nie stoi w miejscu i sporo się na przestrzeni dwóch lat w elektronicznej rozrywce zmieniło. Jak widać, nie dla High Moon Studios, które po prostu opakowało stary produkt w nowy papierek. Możecie mnie zabić, a potem przypalać ogniem (albo jak tam chcecie), ale w mojej ocenie gra mogłaby z powodzeniem funkcjonować jako pakiet nowych misji, bo choć zmian jest kilka, nie są one na tyle fundamentalne, by bardowie układali o nich pieśni. Rzekłem! Transformers: Dark of the Moon - recenzja

Trzy to zawsze więcej niż dwa

Ponieważ pomysł na gameplay się nie zmienił, fani szybko odnajdą się w Transformers: Dark of the Moon . Inni też powinni, bo podstawowa zasada brzmi: „idziesz, jedziesz, lecisz przed siebie i strzelasz”. Największa nowość polega na tym, że obecnie prowadzony przez nas Transformers potrafi przybierać nie dwie, ale trzy formy. Dwie, już doskonale znane, to robot i samochód (ewentualnie samolot). Trzecia to też pojazd, z tym że uzbrojony podobnie jak robot, a do tego taki, który porusza się we wszystkich kierunkach. Jest to tzw. stealth force i to w zasadzie jedyny patent, który mi się w Transformers: Dark of the Moon podobał.

Dzięki temu można strafe’ować i strzelać do przeciwników z bardzo zaskakujących miejsc. Bez wątpienia przebywałem w tej pozycji najczęściej, bo łączy jakby najlepsze cechy robota (broń ciężka) oraz samochodu (szybkość i zwrotność). Skoro już mowa o walkach – to wyglądają one dokładnie tak samo jak w Transformers: Revenge of the Fallen . Poruszając się po etapach napotykamy kolejne grupy przeciwników, których trzeba rozwalić. Od czasu do czasu trafia się jakiś znany Transformer, który występuje w roli bossa. Cała kampania została tak przygotowana, że część misji rozgrywamy po stronie Autobotów, a część po stronie Deceptikonów. Walki generalnie nie należą do trudnych, choć na najwyższym poziomie (trzy dostępne) momentami robi się gorąco. Trzy to zawsze więcej niż dwa, Transformers: Dark of the Moon - recenzja

Wszystko to już było...

Niestety, wrogowie inteligencją nie grzeszą i potrafią co najwyżej robić uniki przed rzuconym granatem. Zwykle atakują grupami, więc koncentrowanie siły ognia w jakimś punkcie, w którym jest ich więcej, szybko rozwiązuje sprawę. Część osłon na mapach (kolumny, głazy, zasieki itp.) da się zniszczyć, ale pod tym względem silnik nie jest mocno zaawansowany. Arsenał, jakim dysponują roboty również nie jest niczym specjalnym. Każdy ma po dwa typy ataku w trybie robot i stealth force. Można prowadzić ostrzał z karabinów maszynowych, wyrzutni rakiet, wyrzutni granatów, dział energetycznych, snajperek itp. Oczywiście każdy rodzaj broni przypisany jest do określonego Transformera i nie ma mowy o jakiejś zmianie w tym zakresie. Rozumiem, że to zgodne z „kanonem” tego uniwersum, ale w 2011 roku uważam jednak to rozwiązanie za przestarzałe.

GramTV przedstawia:

Trochę szkoda, bo gry które nie oferują jakiś wciągających elementów gameplayu stają się po prostu nudne. Tak właśnie jest z Transformers: Dark of the Moon. Gdzieś od trzeciej, czwartej misji kampanii myślałem, że usnę. Ciągle to samo... Wydarzenia powtarzają się niemiłosiernie: tunel, jakieś zabudowania, kilka robotów zeskakuje z obu stron, jatka, posyłam rakiety do skutku, wygrywam, napieram dalej, tunel, zabudowania i tak w kółko. Biorę oczywiście poprawkę na to, że większość gier filmowych jest taka, ale jednak Transformers: Dark of the Moon wyznacza obecnie chyba granice tego „schemaciorstwa”. Wszystko to już było..., Transformers: Dark of the Moon - recenzja

Historia niewysublimowana

Pewnie się nie zdziwicie, ale gry nie da się również pochwalić za fabułę. Ta jest – no cóż – szczątkowa, sprowadzając się do odwiecznego konfliktu między Autobotami i Deceptikonami, na dodatek takiego, który nigdy się nie skończy. Historię poznajemy w czasie przerywników filmowych, które przy recenzji Transformers: Revenge of the Fallen zaliczyłem do wad gry, bo były długie i nudne. W Transformers: Dark of the Moon też nie są zajmujące, ale przynajmniej wydają się krótsze, więc tak bardzo nie męczą. Zresztą – może fani serii nawet je docenią, więc tym razem nie zamierzam ich deprecjonować. W sumie zaś fabuła przybliża wydarzenia, które miały miejsce przed tą z filmu Michela Baya, więc nie będę zdradzał jej szczegółów.

Gorzej, że nie zachwyciła mnie oprawa graficzna jako całość. Owszem mamy zróżnicowane środowiska, w jakich toczą się misje, są jakieś podziemne bunkry, fabryki, coś na wzór świątynni, zaśnieżone pustkowia, złomowisko samochodów, autostrada, zrujnowane Detroit, wulkaniczne podziemia, ale wszystko to jest jednak mało spektakularne. Grałem na X360, więc może na PS3 grafika prezentuje się lepiej, bo choć dawała radę w kwestii detali robotów, to już scenerie były oteksturowane co najwyżej średnio. Oczywiście nie ma jakiejś tragedii i bólu dla oczu, ale spodziewałem się jednak czegoś bardziej efektownego. Historia niewysublimowana, Transformers: Dark of the Moon - recenzja

Po prostu kolejna filmówka

Po ograniu tej 7-8 godzinnej kampanii Transformers: Dark of the Moon jawi mi się jako typowa, letnia filmówka. Ni ziębi, ni grzeje. Na pewno więcej już do niej nie wrócę, na pewno też grałem bez jakiegoś specjalnego przymusu. Nie ma mowy o całkowitej klapie, ale gra też jakoś specjalnie mnie nie zaskoczyła. Tym niemniej warto czekać do ostatniej walki, bo ta wypada nawet atrakcyjnie, na tle letniej całości. Z drugiej strony, ktoś może słusznie zauważyć, że po co się męczyć, skoro jest tyle dużo lepszych, ładniejszych i bardziej urozmaiconych gier. Sądzę, że najrozsądniej będzie podsumować zdaniem, że „gra przeznaczona jest dla wiernych fanów uniwersum opatentowanego przez Hasbro”. Oni mogą spokojnie dodać do końcowego wyniku jeden punkt. Reszta niech czuje się ostrzeżona.

6,0
Letni średniak związany z filmem, czyli - niestety - nic specjalnego...
Plusy
  • fajny tryb stealth force
  • udźwiękowienie
Minusy
  • mało urozmaicona
  • krótka kampania
  • taka sobie grafika
  • wtórność i schematyczność
Komentarze
6
Usunięty
Usunięty
04/07/2011 21:32

pozostaje czekać na Transformers War for Cybertron 2

Madoc
Gramowicz
01/07/2011 21:10
Dnia 01.07.2011 o 18:50, Mastermind napisał:

A gdzie jest napisane, że zrobiło?

Nie ma.

Mastermind
Gramowicz
01/07/2011 18:50
Dnia 01.07.2011 o 13:24, Madoc napisał:

Poza tym co kolega wyżej napisał napisał, War for Cybetron nie jest częścią cyklu. Fabuła WfC nie jest związana z filmami i nie jest, jak to niektórzy sądzą, wstępem do filmów. EDIT: A High Moon Studios nie zrobiło Revenge of The Fallen.

A gdzie jest napisane, że zrobiło?




Trwa Wczytywanie