The Tiny Bang Story - recenzja

Adam "Harpen" Berlik
2011/06/27 14:45
3
0

The Tiny Bang Story to debiutancka produkcja studia Colibri Games, określona przez wydawcę następcą świetnego Machinarium. Gra oczarowała mnie prostotą wykonania i świetnym klimatem.

The Tiny Bang Story to debiutancka produkcja studia Colibri Games, określona przez wydawcę następcą świetnego Machinarium. Gra oczarowała mnie prostotą wykonania i świetnym klimatem. The Tiny Bang Story - recenzja

Fani klasycznych przygodówek niestety nie są rozpieszczani przez twórców. W tym roku do sklepów trafiło zaledwie kilka gier z tego gatunku i nic nie wskazuje na to, by w drugiej połowie miało pojawiać się ich znacznie więcej. Ponadto w międzyczasie doszło do premiery produkcji, którą postanowiłem określić mianem przygodówki 2.0 lub next-genowej przygodówki. Mowa oczywiście o fenomenalnym L.A. Noire. Dlatego też, jako że jestem fanem tradycyjnych gier z interfejsem point & click, a także ubóstwiam rozgrywkę typu hidden object, momentalnie zakochałem się w The Tiny Bang Story. I bynajmniej nie dlatego, że na bezrybiu i rak ryba – zdecydowanie nie.

W większości gier przygodowych najważniejsze są nie tylko zagadki, ale i wciągająca fabuła. W przypadku The Tiny Bang Story jest nieco inaczej, bo praktycznie nie mamy tu żadnej opowieści. Dowiadujemy się bowiem, że tytułowa planeta Tiny została uderzona przez asteroidę, która zderzyła się z piłką i rozleciała się... w puzzle. Tak, dokładnie, puzzle. Nasze zadanie polega na znalezieniu wszystkich elementów układanki, które zostały rozsiane po pięciu planszach. Przemieszczając się między nimi sporadycznie trafimy na nieme postacie niezależne, które jedynie wskażą nam, co należy zrobić, by rozwiązać daną zagadkę.

W kolejnych lokacjach staramy się odnaleźć puzzle – zadanie to pozornie wydaje się łatwe, ale niektóre z nich zlały się z elementami otoczenia i ciężko je wypatrzeć. Zbieramy także inne rozmaite elementy, takie jak koła, żarówki, butelki, paczki i wiele innych. Większość z nich służy do uaktywnienia danego urządzenia, dzięki któremu przejdziemy dalej. Co ciekawe, gracze, którzy nie mieli wcześniej do czynienia z przygodówkami, w The Tiny Bang Story nie poczują się rzuceni na głęboką wodę. Gdy nie będą już w stanie zebrać brakujących przedmiotów, otrzymają pomoc. Po kilkukrotnym kliknięciu na niebieskie muszki latające po ekranie aktywuje się system podpowiedzi.

GramTV przedstawia:

Hidden object to nie wszystko. The Tiny Bang Story zawiera również zagadki - zarówno mniej, jak i bardziej skomplikowane. Niektóre sprawiły mi sporo problemów, ale zazwyczaj po kilkunastu minutach udało mi się je rozwiązać. Gorzej natomiast jest z dostępnymi mini-grami o charakterze zręcznościowym (np. płyniemy statkiem i strzelamy, starając się omijać przeciwników oraz ściany lub też strzelanie do balonów), gdyż raczej irytują niż sprawiają frajdę. Dlaczego? Po pierwsze ich sposób wykonania pozostawia wiele do życzenia (kompletnie nie pasują do charakteru tej produkcji), a po drugie są dość długie, a autorzy nie przewidzieli żadnych punktów kontrolnych, przez co trzeba być niezwykle opanowanym, gdy zginie się pod koniec, bo wówczas konieczne jest rozpoczęcie zabawy od początku.

Pod względem wizualnym The Tiny Bang Story prezentuje się wyśmienicie. Poszczególne lokacje są pełne szczegółów, a niemal wszystkie dostępne obiekty są interaktywne. Postacie, elementy otoczenia, wszelakie obiekty, a także rośliny wyglądają wprost przepięknie. Zastosowano tutaj świetną paletę pastelowych barw. Grafika jest ręcznie rysowana - bardzo przypadła mi do gustu kreska jej autora (autorów?). Niejednokrotnie po prostu pozostawałem w jednym pomieszczeniu tylko po to, by sobie na nią popatrzeć. Ucztą dla uszu jest ścieżka dźwiękowa – motywów muzycznych nie ma zbyt wiele, ale gwarantuję, że gdy usłyszycie je po raz n-ty, nie będziecie wyłączać głośników.

Owszem, można się czepiać, że w The Tiny Bang Story nie ma mocno zarysowanej fabuły, że brakuje głównego bohatera, że czas rozgrywki jest krótki (około pięciu godzin), a cena nieadekwatna (49,90 zł). Ale widać, że właśnie takie było zamierzenie twórców, którzy skupili swoją uwagę na innych elementach i zaserwowali nam niezwykle klimatyczne lokacje, świetnie skonstruowane zagadki logiczne, absorbujące zadania polegających na odnajdywaniu ukrytych przedmiotów oraz niesamowity klimat. Jak już wspomniałem, siła tego tytułu tkwi w jego prostocie, a poza tym świetnie wypełnia on lukę na rynku. Teraz już nie robi się takich gier, a szkoda, bo to świetny przerywnik między komercyjnymi tytułami, których premiera poprzedzona jest kosztowną kampanią reklamową.

The Tiny Bang Story mogę więc polecić z czystym sumieniem. Eksplorowanie kolejnych lokacji, rozwiązywanie zagadek, a także po prostu podziwianie jej artyzmu, sprawia olbrzymią frajdę. Niewątpliwie trafi ona w gusta nie tylko fanów klasycznych przygodówek, ale i pozostałych graczy oczekujących nieco bardziej ambitnej i zarazem wciągającej rozgrywki. Po cichu liczę więc na to, że Colibri Games myśli już o drugiej części.

8,0
Must have dla fanów przygodówek i nie tylko
Plusy
  • świetny klimat
  • różnorodne lokacje
  • zagadki logiczne
  • oprawa audiowizualna
  • niskie wymagania sprzętowe
Minusy
  • krótki czas rozgrywki
  • zręcznościowe mini-gierki
Komentarze
3
Usunięty
Usunięty
27/06/2011 21:36

Czy bedzie druga czesc ?Tiny Gang Bang story

Usunięty
Usunięty
27/06/2011 18:36

Prędzej ''Historia małego je*nięcia'' :P

Usunięty
Usunięty
27/06/2011 18:04

Ciekawe jak spolszczą tytuł?Historia małego podrywu?




Trwa Wczytywanie