Dungeons & Dragons: Daggerdale - recenzja

Adam "Harpen" Berlik
2011/06/06 14:15

Fani świata D&D, podobnie jak ja, z pewnością zacierali ręce na wieść o tym, że do XBLA trafi hack'n'slash zatytułowany Dungeons & Dragons: Daggerdale. Śpieszę ich ostrzec – większego gniota ze świecą szukać.

Fani świata D&D, podobnie jak ja, z pewnością zacierali ręce na wieść o tym, że do XBLA trafi hack'n'slash zatytułowany Dungeons & Dragons: Daggerdale. Śpieszę ich ostrzec – większego gniota ze świecą szukać. Dungeons & Dragons: Daggerdale - recenzja

Z pewnością już spojrzeliście na ocenę gry w ramce lub zapoznaliście się ze średnią not Dungeons & Dragons: Daggerdale na Metacritic. Jeśli nie – zróbcie to teraz. Po przejściu gry zastanawiałem się, jak to się mogło stać, że w usłudze Xbox Live pojawił się maksymalnie niedopracowany produkt. Właściwie to wersja beta. Odpowiedź znalazłem w internecie. W marcu tego roku w jednym z wywiadów pracownik studia Bedlam przyznał, że ich nowe dzieło znajduje się we wczesnej fazie produkcji, a premiera planowana jest na jesień. Za oknem nie ma jednak pomarańczowo-żółtych liści, lecz afrykański upał. Atari popędzało twórców? Nie można tego wykluczyć. Szkoda tylko, że na tym ucierpieli gracze. Zwłaszcza, że jednocześnie mówi się o rozwoju marki – docelowo Dungeons & Dragons: Daggerdale ma być trylogią.

Dungeons & Dragons: Daggerdale to gra akcji z domieszką elementów cRPG. Jeśli spodziewaliście się, że będziecie musieli kombinować z odpowiednim przydzielaniem punktów zdolności, ciągłą zmianą elementów ekwipunku i tego typu rzeczami, srogo się rozczarujecie. Hack'n'slash w znaczeniu sieczka na całego – tak. cRPG – znikoma ilość, momentami niezauważalna. Praktycznie można tylko przeć do przodu, zabijając kolejnych wrogów i nie robić nic więcej. Mówię Wam – frajda niesamowita.

Twórcy najwidoczniej wyszli z założenia, że nie ma co się wysilać z wymyślaniem fabuły – lepiej zajrzeć do szuflady i wyjąć jakiś gotowy szablon. W efekcie otrzymujemy nieskomplikowaną historię. Nasze zadanie polega na przedarciu się przez hordy goblinów i innych, czasem znacznie większych, przeciwników, by ostatecznie dotrzeć do maga o imieniu Rezlus, który zamieszkał właśnie w Daggerdale i oczywiście zniszczyć go, by uratować krainę znajdującą się pod rządami tyrana. Skoro już mowa o zrzynaniu (brzydkie słowo, ale na miejscu) to, jeśli będzie grać w tę grę, zwróćcie uwagę na schemat walki z „bossem” bodaj po koniec drugiego aktu. Kopiuj wklej z pierwszego Harry'ego Pottera.

Zabawę w Dungeons & Dragons: Daggerdale rozpoczynamy od wybrania postaci. Jako że preferuję walkę na dystans, wybrałem czarodziejkę, ale pozostali gracze także znajdą tutaj coś dla siebie – standardowo mamy do dyspozycji wojownika - człowieka, duchownego krasnoluda oraz elfa. Niestety, w kreatorze jedynie nadajemy imię oraz wybieramy płeć naszego bohatera. Jakiekolwiek zmiany wyglądu zewnętrznego nie są możliwe. Szkoda, bo liczyłem na to, że będę mógł się zżyć ze swoją postacią, a tu nic z tego. Możemy natomiast przydzielać punkty, rozwijając kolejne zdolności – czynimy to wyłącznie w parzystych levelach (poziomów doświadczenia jest łącznie „aż” dziesięć), wówczas otrzymujemy dostęp do dwóch kolejnych punktów.

Przejście Dungeons & Dragons: Daggerdale zajmuje około sześciu, maksymalnie siedmiu godzin, jeśli zdecydujemy się wykonywać także zadania poboczne. Gra składa się z krótkiego prologu, w którym zapoznajemy się ze sterowaniem, a także trzech głównych rozdziałów oraz finału. Oznacza to, że w trakcie zabawy przemierzymy zaledwie trzy niezbyt rozbudowane lokacje, w których będziemy poruszać się w tę i z powrotem, siekając kolejnych przeciwników oraz rozwalając beczki, w których ukryte jest złoto i czasem inne niezbyt przydatne rzeczy.

GramTV przedstawia:

Gry, w których esencję rozgrywki stanowi tryb kooperacji (tutaj dla czterech graczy online i dwóch przy jednym sprzęcie), zazwyczaj są skonstruowane tak, by gracz działający w pojedynkę miał niewielkie szanse na przeżycie. Autorzy Dungeons & Dragons: Daggerdale poszli pod prąd i ich produkcję można przejść samemu bez mrugnięcia okiem – nie ma tutaj poziomów trudności, a wrogowie sami się nam podstawiają. Wystarczy korzystać raptem z dwóch, w porywach trzech rodzajów ataków, by wyeliminować kolejnych przeciwników. Co ciekawe, tych większych rozwala się nawet łatwiej niż upierdliwą grupkę małych goblinów.

Również walki z bossami są wyjątkowo proste – wiele osób w recenzjach czy też komentarzach na forach zwraca uwagę na starcie z ostatnim przeciwnikiem. Z pewnych względów nie mogą go przejść, z innych nie pozostawiają suchej nitki na twórcach. Nie oznacza to jednak, że bossa nie da się pokonać – wręcz przeciwnie, gdy już doszedłem do tego, jak to zrobić, zlikwidowałem go w jakieś trzy minuty. Wracając do samej rozgrywki – jedyne, co musimy robić, by przetrwać, to siekać wrogów oraz regularnie regenerować energię życiową za pomocą dostępnych mikstur – tych mamy zawsze pod dostatkiem, zdarzają się momenty, że w naszym ekwipunku jest ich nawet trzydzieści.

Oprawa graficzna Dungeons & Dragons: Daggerdale, delikatnie rzecz ujmując, nie prezentuje się najlepiej. Lokacje są pozbawione jakiekolwiek klimatu, a gdyby nie mapka, ciągle gubiłbym się w świecie gry, gdyż wszystkie miejscówki wyglądają niemal identycznie. Autorzy techniką kopiuj wklej stworzyli kolejne pomieszczenia, składające się głównie z kanciastych kamieni, beczek oraz sprzedawców i bohaterów, którzy zlecają nam questy. Nie da się tutaj znaleźć nic, na czym można by zawiesić oko. Do tego dochodzi ścieżka dźwiękowa, a właściwie jej brak – w trakcie przerywników filmowych postacie jedynie coś tam mamroczą (dosłownie), a muzyki praktycznie nie słychać. A jeśli już jest, to często się zapętla i zacina.

Przyznam szczerze, że z Dungeons & Dragons: Daggerdale wiązałem duże nadzieję. Oparcie rozgrywki na czwartej edycji systemu D&D skutecznie zachęciło mnie do zapoznania się z tym tytułem. Liczyłem na to, że po świetnym Torchlight na Xbox Live Arcade wreszcie pojawi się kolejny hack'n'slash, który będzie w stanie z nim konkurować albo nawet przebije dzieło Runic Games. A tu co? Siekanie kolejnych potworków jest co prawda przyjemne, ale tylko przez pierwszy kwadrans. Ta gra to: brak fabuły, schematyczne questy, mała liczba potworów, raptem trzy główne lokacje, mnóstwo błędów i niedoróbek, mniejszych i większych, a momentami karygodnych (znikające elementy ekwipunku). Nie kupujcie jej.

3,5
Oj nie, nie chcemy więcej takich gier
Plusy
  • przyjemna sieka przez pierwszy kwadrans
  • hmm...
Minusy
  • brak fabuły
  • mało lokacji
  • mało przeciwników
  • grafika
  • muzyka
  • schematyczne questy
Komentarze
19
Bambusek
Gramowicz
09/06/2011 19:05
Dnia 06.06.2011 o 15:44, TobiAlex napisał:

Selv nie obrażaj Lokiego, bo pomimo swoich wad ta gra była fajna (i jest). Legend: Hand of God? Przestań proszę...

Akurat z Lokiego to najlepsza była książka Kłamca dodawana do któregoś wydania ;) Chociaż może za jakiś czas spróbuję znowu w to pograć, poprzedni komp nie dawał rady.

Usunięty
Usunięty
07/06/2011 23:05

No to zniszczyliście grę ;-) no cóż, a jednak nie sądziłem, że wyjdzie z tego coś tam makabrycznego ;/ może kiedyś dorzucą do jakiejś gazetki za 1,99zł albo coś takiego, to z braku nudy można będzie tknąć i kijem z daleka;-)

Czyli nie jestem zaskoczony: to po prostu musiało się nie udać, a mogło gdyby trochę nad tym popracowali ;)




Trwa Wczytywanie