Mass Effect 2: Arrival - recenzja

Piotr Wojtania
2011/04/05 10:17

Ostatnie DLC to pomost fabularny między drugą a trzecią częścią gry - takie zapowiedzi wysoko postawiły poprzeczkę najnowszemu rozszerzeniu do Mass Effect 2. Sprawdzamy, czy BioWare stanęło na wysokości zadania, czy dało ciała.

Ostatnie DLC to pomost fabularny między drugą a trzecią częścią gry - takie zapowiedzi wysoko postawiły poprzeczkę najnowszemu rozszerzeniu do Mass Effect 2. Sprawdzamy, czy BioWare stanęło na wysokości zadania, czy dało ciała. Mass Effect 2: Arrival - recenzja

Plotki o najnowszym i zarazem ostatnim dodatku do Mass Effect 2 pojawiały się już w sieci od paru tygodni. Wreszcie w połowie marca BioWare podało ostateczną datę premiery i oficjalnie potwierdziło nazwę dodatku - Arrival, czyli Przybycie.

Chyba wszyscy się domyślają, o czyje Przybycie chodzi, ale nie uprzedzajmy faktów. Zgodnie z informacjami od dewelopera, Arrival ma być fabularnym pomostem między drugą, a trzecią częścią serii Mass Effect. Rozpoczyna się od telekonferencji ze starym znajomym, admirałem Hackettem (któremu głosu zdaje się ponownie użyczył znany m.in. z Obcego Lance Henriksen). Shepard dostaje informacje na temat dr Amandy Kenson, która została schwytana przez batarian. Dr Kenson prowadziła ważne badania dotyczące powrotu Żniwiarzy, ale ze względu na napięte stosunki między ludźmi i batarianami Sojusz nie może ryzykować oficjalnej misji w celu jej odbicia. Hacket zleca to zadanie Shepardowi, a ponieważ jest ono megatajne i ultradelikatne Shep musi je wykonać samodzielnie, bez pomocy swojej załogi.

GramTV przedstawia:

Informacje o nowym dodatku śledziłem na początku. Kiedy ujawniona została cena dodatku trochę się przestraszyłem. Shadow Broker nie był specjalnie długi, a kosztował 800 MSP. Arrival kosztuje 560 MSP, co dla mnie oznaczało, że będzie uboższy w zawartość. I niestety miałem rację - dodatek jest krótki. Rozszerzenie kieruje nas do nowego systemu z jednym układem planetarnym. Na jednej z planet tego układu mieści się batariański posterunek, w którym jest przetrzymywana i przesłuchiwana dr Kenson. Przecieki informowały o osiągnięciu/trofeum za odnalezienie Amandy pozostając niezauważonym. Niestety nie oznacza to zmiany sposobu rozgrywki w jakiegoś Splinter Cella. Nie ma zabójstw z ukrycia, headshotów, itp. Skradankowa mechanika sprowadza się do przechodzenia poziomu ścieżkami znajdującymi się poza zasięgiem wzroku strażników. Nie jest to skomplikowane - taka ścieżka jest zazwyczaj jedna i łatwa do znalezienia. Ucieczka z posterunku jest już bardziej typowa dla tej serii.

Po uratowaniu dr Kenson przenosimy się do jej placówki naukowej położonej na planetoidzie w pobliżu przekaźnika masy. Podobnie jak batariański posterunek, baza naukowa to również całkiem nowa lokacja. I niestety równie liniowa. W całym dodatku brak jest możliwości eksploracji, gracz jest niemal cały czas trzymany w dość wąskim korytarzu z jednym wyjściem. Większość rozgrywki to podobny schemat - przebić się przez kilka korytarzy, dotrzeć do większej sali, wybić przeciwników i wejść do następnego korytarza. Rzadko zdarzają się sytuacje trudne, trzeba właściwe uważać tylko na gości z miotaczami ognia i zdejmować ich dość szybko. Podpowiem tylko, że rozwalenie im zbiorników z paliwem przydaje się w walce z tłumem.

W tle tego nasyconego akcją dodatku dzieje się całkiem niezła historyjka, niestety liniowa tak samo jak cała rozgrywka. Rozmów jest zaledwie kilka i gracz nie ma możliwości podjęcia żadnej znaczącej dla rozwoju fabuły decyzji. Liniowo jest także jeśli chodzi o poziom trudności, który jest stały przez cały czas gry w Arrival - Shadow Broker oferował na koniec walkę z bossem, tutaj tego zabrakło. Przeciwko nam rzucane są spore ilości przeciwników, ale mojemu 30-poziomowemu Shepardowi nie sprawiło to problemu i zakończył tę przygodę po około dwóch godzinach zabawy na poziomie Veteran. To zdecydowanie za mało.

Początkowo moje wrażenia z gry raczej pozytywne, ale z czasem muszę jednak przyznać rację Krzyśkowi Ogrodnikowi. Arrival nie jest zły, ale jednak rozczarowujący. Mając na uwadze fakt, że to ostatnie DLC do Mass Effecta 2 (a także po obejrzeniu dynamicznego zwiastuna) spodziewałem się o wiele więcej. Fabuła jest ok, ale gra może spokojnie obyć się bez tego fragmentu historii. Rozgrywka sprowadza się do strzelania i dodatkowo jest udziwniona brakiem drużyny. Najpoważniejszą wadą jest brak tego, z czego słynie seria Mass Effect - wpływu gracza na wydarzenia. W Arrival gracz jest tylko widzem fabuły, a nie jej uczestnikiem. Smutne jest też to, jak EA potraktowało polskich graczy. Dodatek nie został zlokalizowany - na polskim Xbox Live w ogóle go nie ma, a na PC wymaga kombinowania w rejestrze systemowym, aby udało się go uruchomić. Tego problemu nie mają tylko posiadacze PS3 - Mass Effect 2 na tej konsoli nie został spolszczony i dodatek bez problemów można pobrać z PlayStation Store.

6,5
Nazywam się Komandor Shepard i to nie jest moje ulubione DLC
Plusy
  • dodatkowa przygoda w świecie ME
  • dwie całkiem nowe lokacje
  • wartka akcja
Minusy
  • brak na polskim Live, brak wersji PL
  • dwie godziny to za mało
  • liniowa rozgrywka
  • nie tak epicki jak powinien być
Komentarze
24
Usunięty
Usunięty
11/04/2011 14:27

A nie byloby mozliwe zarejestrowac gry w EA Download Manager i sciagnac wersji angielskiej zamiast polskiej?

Usunięty
Usunięty
11/04/2011 14:27

A nie byloby mozliwe zarejestrowac gry w EA Download Manager i sciagnac wersji angielskiej zamiast polskiej?

Nor2323
Gramowicz
09/04/2011 15:18

Mam nadzieję (małe szanse ale zawsze), że EA odpuści wydanie ME3 na rzecz CD Projekt. Ehh zobaczyć taką kolekcjonerkę jaka byłą przy częsci 1 marzenie :)




Trwa Wczytywanie