Football Manager 2011 - recenzja

Patryk Purczyński
2010/11/11 17:30
0
0

Ciężko jest oceniać takie produkcje, jak Football Manager 2011. Z jednej strony jest to bezsprzecznie najlepsza gra w swoim gatunku, z drugiej brakuje jej wyrazistych nowości. Powstaje jednak pytanie: co tu, do diaska, specjalnie zmieniać?

Ciężko jest oceniać takie produkcje, jak Football Manager 2011. Z jednej strony jest to bezsprzecznie najlepsza gra w swoim gatunku, z drugiej brakuje jej wyrazistych nowości. Powstaje jednak pytanie: co tu, do diaska, specjalnie zmieniać?

Football Manager 2011 - recenzja

Kiedy zapowiadaliśmy Football Manager 2011, szczególną uwagę zwracaliśmy na nowości. Trzeba przyznać, że na płaszczyźnie teoretycznej przedstawiało się to całkiem nieźle. Miles Jacobson, wieloletni szef Sports Interactive, z charakterystyczną dla siebie pasją opowiadał, co ulegnie zmianom, co zostanie poprawione, a co dodane. Fan serii mógł sobie wówczas pomyśleć: nieźle, rozgrywka będzie tak wciągająca, jak zwykle, a do tego pojawią się nowe elementy, których rozpracowywanie zapewni multum frajdy. Tę utopijną wizję musimy już na samym początku niestety zmiażdżyć.

Zważywszy na fakt, że nie każdy jest typem wirtualnego menedżera, zagłębiającego się we wszystkie zakątki rozbudowanego menu, rozpisującego każde zagadnienie na cały wachlarz sposobów, zmiany mogą wydać się wręcz niezauważalne. Jeżeli wszystko, czym zamierzamy się trudnić, to klikanie od meczu do meczu i rozglądanie się za interesującymi zawodnikami, którzy mogą wzmocnić szeregi naszej drużyny, to rzeczywiście Football Manager 2011 jawi się jako nieco tylko podrasowana kontynuacja z nową, rzecz jasna, bazą danych. Zacznijmy jednak od tego, co pierwsze rzuca się w oczy, czyli menu.

Twórcy zdecydowali się na podobny układ, jak w zeszłym roku. Przyciski prowadzące nas do informacji o menedżerze, zespole, państwach i klubach są rozbite, co dla osób przyzwyczajonych do układu z odsłon 2009 i starszych może stanowić pewną trudność. Przestawienie się zajmie trochę czasu, jednak z upływem kolejnych godzin może ono wydać się bardziej intuicyjne. Im dalej w las, tym więcej drzew. Sprawna obsługa gry dla niedoświadczonych stanowi sporo trudności. Pewne rozwiązania są niezbyt czytelne, przez co, zamiast wprowadzania pożądanych zmian w taktyce, treningu czy jakimkolwiek innym elemencie, tracimy czas na znalezienie odpowiedniej opcji. O tak, Football Manager 2011 to gra dla cierpliwych. Z pewnością kwestię nawigacji dałoby się rozwiązać nieco lepiej (nawet mimo złożoności produkcji Sports Interactive).

Wśród najczęściej odwiedzanych ekranów zmieniono układ przychodzących newsów. Tytuły zepchnięto na lewy margines, a środkową i prawą przestrzeń oddano samej treści. Może i to jest jedynie kwestia przyzwyczajenia, ale obecny przez poprzednie lata schemat (tytuły u góry, treść na dole) wydaje się bardziej poręczny i estetyczny. Pozostał za to system subskrypcji wiadomości. Jeżeli nie interesuje nas jakiś temat (np. transfery dokonywane przez kluby z innych grywalnych lig), odhaczamy odpowiednią opcję i nie jesteśmy dręczeni tymi zbędnymi danymi.

Cieszy natomiast częstotliwość otrzymywania newsów. Wokół nas dzieje się zacznie więcej. Na szczególne wyróżnienie zasługują tu propozycje agentów, skłaniające nas do zatrudnienia jakiegoś zawodnika. Ci piłkarscy szarlatani szczególnie uaktywniają się rzecz jasna w okienkach transferowych. Najlepsze jest to, że swoich ofert nie kierują wyłącznie do klubów wielkich i tych, które depczą im po piętach. Nawet prowadząc mały zespół z angielskiej trzeciej ligi możemy spodziewać się regularnie pojawiających się w naszej skrzynce nowych ofert. Oczywiście dostosowanych do potencjału i możliwości finansowych.

A jeśli już jakiś polecany nam zawodnik przyciągnie naszą uwagę, zaczyna się robić jeszcze goręcej. Najpierw, rzecz jasna, musimy wynegocjować cenę odstępnego z obecnym chlebodawcą piłkarza. Gdy ta tura zakończy się powodzeniem, przystępujemy do rozmów kontraktowych. Tym razem nie faksujemy jednak z piłkarzem (chyba, że takim, który sam dba o własne interesy), a zasiadamy do bezpośrednich rozmów z jego agentem. Sports Interactive tak zaprojektowało ten element, byśmy mieli wrażenie, że negocjacje toczą się w czasie rzeczywistym. Najlepsze jest to, że nie ma jednego schematu, jednej recepty na skuteczne przeciągnięcie liny na własną stronę.

Musimy się bowiem mierzyć z różnego typu agentami. Czasami jeden nieprzemyślany ruch może doprowadzić nas do ślepego zaułku i zakończyć rozmowy fiaskiem. Innym razem zbyt łatwo godzimy się na proponowane wynagrodzenie i po podpisaniu kontraktu czujemy, jak nasza głowa, niczym w kreskówkach, upodabnia się do oślego łba, a tuż nad nią pojawia się charakterystyczny napis "Jackass". Jeszcze w innym wypadku agent nie przedstawia swoich żądań, a oczekuje, że to my wykonamy ruch jako pierwsi. Ba, czasami nasz adwersarz podgrzewa atmosferę informując, że jednocześnie puka do drzwi kilku innych klubów, więc lepiej by było, gdybyśmy szybko przystali na jego warunki. Negocjacje toczą się w kilku etapach, prowadząc wreszcie do osiągnięcia konsensusu i, co za tym idzie, podpisania kontraktu. Emocje są przy tym nie mniejsze, niż podczas obserwowania poczynań naszych podopiecznych na boisku.

Dobrze, że Sports Interactive wreszcie zrozumiało, jak ważną rolę w futbolowym światku pełnią agenci, celowo nazwani nieco wyżej piłkarskimi szarlatanami. Wielu czołowych menedżerów narzeka, że w ostatnich latach ich kontakty z zawodnikami uległy pogorszeniu. Bezpośrednią więź między bossem a kopaczem rozrywają niejednokrotnie właśnie utrzymanki, żyjące z procentu od wynegocjowanej tygodniówki. W piłkarskim świecie może i jest to brutalne, ale całe szczęście, że w Football Manager 2011 agenci się pojawili. To zdecydowanie najciekawsza i najlepiej zrealizowana nowinka.

Pomimo wcześniejszych narzekań na pozrywane więzi między menedżerem a podopiecznymi trzeba przyznać, że komunikacja między obiema stronami w poprzednich odsłonach serii nie była prawie w ogóle rozwinięta. Owszem, można było wyrazić opinię o swoim bądź nieswoim piłkarzu za pośrednictwem mediów, lub poprosić o poćwiczenie określonego zagrania, ale dopiero w Football Manager 2011 zdecydowano się na zwiększenie możliwości sternika klubu w tym zakresie. Działa to zresztą w obie strony, bowiem niezadowolony z jakiegoś powodu zawodnik (przesunięcie do rezerw, notoryczny brak powołań na mecze) sam może z płaczem przybiec do nas.

GramTV przedstawia:

A od nas zależy, czy mu te gile cieknące z nosa podetrzemy ojcowską ręką, czy też zmusimy do profesjonalnego zachowania. Podobnie jak w przypadku negocjacji transferowych, tak i tutaj rozmowa może zaprowadzić nas w ślepy zaułek, albo też naprawić stosunki z niezadowolonym piłkarzem. W Football Manager 2011 jak w życiu - nie ma konkretnej recepty. Zawodnik A uniesie się dumą i nie będzie słuchał naszych argumentów, zawodnik B po identycznym przebiegu rozmowy postanowi sumiennie pracować na treningach i w ten sposób wywalczyć sobie miejsce w pierwszym składzie. Dobra robota, SI.

Na tym pochwały dla rozmaitych pogaduszek się nie kończą. Więcej możemy w potyczce słownej z innym menedżerem, o więcej możemy poprosić zarząd, wreszcie znaczącej poprawie uległo prowadzenie konferencji prasowych. Pojawiły się nowe pytania, odpowiedzi wskazuje się jednym kliknięciem. Przy tej okazji słowa uznania należą się ekipie spolszczającej. Do tej pory często zdarzało się, że odpowiedzi brzmią sztucznie lub nawet nie wiemy za bardzo co dana opcja może oznaczać i jakie konsekwencje przyniesie. Takie kwiatki niestety nadal się zdarzają, ale znacznie rzadziej. Poprawiono też samą stylistykę poszczególnych kwestii.

Pozostałe zmiany na tle wprowadzenia agentów i rozszerzenia zakresu pogawędek wypadają blado. Mamy ekran treningu, przygotowującego do najbliższego meczu. Zakres naszych decyzji w tym względzie nie jest jednak zbyt szeroki, dlatego kończy się na kilku kliknięciach. Piłkarze automatycznie przydzieleni są do systemów treningowych w zależności od swojej pozycji na boisku (w systemy te możemy rzecz jasna ingerować). Pojawiła się szumnie zapowiadana dynamiczna reputacja, ale jej efekty obserwujemy dopiero po dłuższym prowadzeniu naszej drużyny. Są jeszcze inne smaczki, o których tutaj nie wspominamy, ale są to tylko... smaczki.

Nierówno prezentuje się wyświetlanie samych meczów. Zdecydowanie poprawiono grafikę. Oczywiście biegające po boisku ludziki nadal w porównaniu do takiej FIFA 11 czy PES-a prezentują się przedpotopowo. Nikomu to jednak nie powinno przeszkadzać, gdyż nie w tym rzecz, by Football Manager 2011 z tabelkowego raju przerodził się w produkcję z ultra-realistycznymi wizualizacjami. Zawodnicy wyglądają jednak o niebo lepiej, niż przed rokiem. Do tego zauważalnie różnią się wzrostem i posturą.

Firma CD Projekt na swojej oficjalnej stronie w karcie gry chwali się "setką nowych animacji, lepszym oddaniem emocji piłkarzy, nowymi modelami zawodników, nowymi stadionami, teksturami boiska, usprawnionym oświetleniem, wprowadzeniem reflektorów do meczów rozgrywanych wieczorową porą czy wreszcie większą liczbą reakcji po strzelonym golu". Nie ma w tym cienia przesady - wszystkie te elementy są w Football Manager 2011 obecne i cieszą nasze oko. Co więcej, poszczególne spotkania cieszą się zróżnicowaną frekwencją, co obserwujemy już nie tylko po stosownej informacji liczbowej, ale także widząc szczelnie wypełnione, lub świecące w niektórych miejscach pustkami trybuny. Świetnie prezentują się machający chorągiewką liniowi oraz pokazujący żółte i czerwone kartoniki arbiter główny.

Z drugiej strony można mieć zastrzeżenia do samego zachowania piłkarzy podczas rozgrywania meczów. Obrońcy zamiast atakować nacierającego napastnika często wręcz schodzą mu z drogi, otwierając tym samym drogę do bramki. Golkiperzy zdecydowanie zbyt często opuszczają swój posterunek. Wychodzą z bramki nie tylko na kilka czy kilkanaście metrów, by skrócić kąt, ale niemal w każdym meczu zapuszczają się poza pole karne. Rodzi to kuriozalne sytuacje, w których rywal z łatwością zdobywa gole dzięki strzałom z dystansu. Być może stosowne łatki rozwiążą tę kwestię.

Football Manager 2011 jest niewątpliwie grą lepszą od swojego poprzednika. Czy to oznacza, że z automatu należy jej się wyższa ocena? Naszym zdaniem: niekoniecznie. Poczynione w tegorocznej edycji zmiany nie wnoszą do rozgrywki tyle, ile można było się spodziewać po zapowiedziach. Najciekawszą nowością są bez wątpienia agenci. Nie będziemy się po raz kolejny rozwodzić nad bazą danych, gdyż ta, jak zwykle, jest przepotężna, aktualna i rozkładająca każdego piłkarza na czynniki pierwsze (łącznie z cechami charakteru).

Jeżeli zatem jesteście maniakami, którzy nie potrafią obejść się bez aktualnych składów i potencjału drużyn, wybór jest prosty - Football Manager 2011 po prostu musi być Wasz. Miłośników wcielania się w menedżera, którzy nie mają ubiegłorocznej odsłony, również zachęcamy do zainteresowana się najnowszą częścią serii Sports Interactive. Jeśli jednak Football Manager 2010 znajduje się na Waszej półce, zastanówcie się dwa razy, czy warto dokonać zakupu. Podkreślmy jednak: to najlepsza propozycja na rynku, a żadna gra nie oddaje charakteru roboty menedżera w tak realistyczny i wciągający sposób. Rodzi się więc pytanie: jak to wszystko jeszcze ulepszyć? Obyśmy skuteczną odpowiedź dostali już za rok.

Redakcja gram.pl do grania wykorzystuje nowe modele peryferii firmy Logitech: mysz Wireless Gaming Mouse G700, klawiaturę Gaming Keyboard G510 i słuchawki Wireless Gaming Headset G930. Więcej informacji w naszej sekcji poświęconej sprzętowi firmy Logitech.

8,5
Najlepszy menedżer na rynku, ale bez spektakularnych zmian
Plusy
  • ogromna baza danych
  • żywy świat gry
  • agenci reprezentujący piłkarzy
  • rozszerzone możliwości rozmawiania z zawodnikami i zarządem
  • poprawiona grafika i animacje
  • po prostu bezkonkurencyjny
Minusy
  • nieco skomplikowane menu
  • brak większej liczby wyrazistych zmian
  • niekiedy dziwne zachowanie piłkarzy
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!