Vanquish - recenzja

Rafał Dziduch
2010/10/23 19:00

Vanquish już na etapie zapowiedzi robił niezłe wrażenie. Po premierze można stwierdzić, że gracze otrzymali kawał udanego kodu. Nic tylko zasiąść, odpalić konsolę i oddać się bez skrępowania futurystycznej rozpier.... to znaczy eksterminacji wrogów.

Vanquish już na etapie zapowiedzi robił niezłe wrażenie. Po premierze można stwierdzić, że gracze otrzymali kawał udanego kodu. Nic tylko zasiąść, odpalić konsolę i oddać się bez skrępowania futurystycznej rozpier.... to znaczy eksterminacji wrogów.

Vanquish - recenzja

Shinji Mikami zrobił to po raz kolejny. Dał graczom znakomity tytuł. Ojciec chrzestny serii Resident Evil, Devil May Cry czy Dino Crisis zaserwował nam dynamiczny i wybuchowy Vanquish. Być może część Was zapoznała się już wcześniej z betatestem Vanquish. Już w tamtym tekście zachwycałem się świetną grą akcji, jaka wyszła spod ręki mistrza i jego zespołu. Zastanawiałem się również, na ile to co widziałem w teście, znajdzie swoje rozszerzenie w pełnej wersji. I mogę powiedzieć tylko jedno: nie zawiodłem się. Pełna wersja Vanquish jest nie tylko równie dobra, jak beta, ale nawet jeszcze lepsza.

Pozwólcie, że zaczniemy standardowo – od fabuły, bo ten akurat element pominąłem w betateście. Akcja Vanquish toczy się w niezbyt odległej, zdaniem twórców, przyszłości. Przyszłości w której Rosja i USA toczą bezlitosną walkę o kurczące się zasoby energii. Amerykanie budują specjalną stację kosmiczną, aby pozyskiwać energię wprost ze słońca. To projekt jednego z naukowców, niejakiego doktora Candida. Jednak Rosjanie przejmują stację i kierują wiązkę energii wprost na San Francisco. Miasto zostaje zburzone, a USA wezwane zostaje przez przywódcę Rosjan, niejakiego Victora Zaitseva do kapitulacji, zanim następna wiązka energii uderzy w Nowy Jork. I w tym właśnie miejscu na scenę wydarzeń wkracza Sam Gideon. A w jego rolę wciela się gracz.

Sam zostaje włączony do utworzonego naprędce zespołu Bravo, którym dowodzi weteran Robert Burns. Jest to grupa do zadań specjalnych, która po prostu ma skopać tyłki Rosjanom. Żołnierze są rzeczywiście nieźli, ale przy Samie prezentują się jak dzieci, bawiące się w wojnę. Gideon jest bowiem przede wszystkim naukowcem, który, biorąc udział w programie Defense Advanced Research Projects Agency (DARPA), opracował specjalny kombinezon do zadań wojskowych. I to właśnie on wystąpi w prototypowym egzemplarzu tego wdzianka.

Vanquish ma kilka atutów, które w efekcie składają się na grę bardzo przystępną i piekielnie zajmującą. Warto dla jasności je wymienić. Znakomicie wyważony gameplay, spektakularne i bardzo dynamiczne starcia, rewelacyjne przerywniki filmowe, ciekawie zaprojektowani przeciwnicy oraz kilka pomniejszych aspektów daje w sumie intensywną mieszankę. Wspomniana wcześniej fabuła jest w zasadzie zaledwie pretekstem do feerii eksplozji i wybuchów, które pojawiają się w kolejnych etapach, przyciągając graczy do ekranów niczym magnes.

Cała rozgrywka toczy się w wielu miejscach wspomnianej stacji, w bardzo szybkim tempie. To zasługa wspomnianego już kombinezonu, który pozwala nie tylko chodzić, ale również wykonywać długie ślizgi. Dzięki samoodnawiającemu się paskowi energii takie ślizgi przez długość całej areny wykonuje się niemal bezustannie. Starcia z wrogami w Vanquish wyglądają niczym taniec na lodzie. Po opanowaniu tej sztuczki, można dość swobodnie ślizgać się pomiędzy przeciwnikami i razić ich gradem pocisków. Wygląda to wprost obłędnie, a porównanie do łyżwiarstwa nie jest wcale takie bezzasadne. Otóż po zakończonym ślizgu Sam wykonuje coś w stylu piruetu i w nieziemski sposób staje znów w pozycji wyprostowanej. Ciekawe, że ślizgać można się nawet po schodach.

Szybko, ale także w slow-mo

Szybko, ale także w slow-mo, Vanquish - recenzja

Gameplay Vanquish nie składa się rzecz jasna wyłącznie ze ślizgów. Równie ważne jest przywieranie do osłon i ich błyskawiczne przeskakiwanie, po to by ruszyć dalej do ataku. Ale bez wątpienia najważniejszy jest tryb slow-mo, z którego można skorzystać na dwa sposoby. W pierwszym, włączamy go w dowolnym momencie i w zwolnionym tempie dajemy przeciwnikom do wiwatu. W drugim, tryb włącza się samoczynnie, kiedy Sam otrzyma sporo obrażeń. Można wówczas postarać się o dobrą kryjówkę lub wykończyć przeciwnika, który przyparł nas do muru. Trzeba przyznać, że ten swoisty bullet-time zrealizowano w Vanquish rewelacyjnie i widowiskowo. Tempo jest tak spowolnione, że widać kule i pociski, które lecą w naszym kierunku, więc spokojnie udaje się je omijać. Podczas zwarć można nawet zaserwować wrogom ciosy, choć ich zakres jest dość ograniczony.

Na polu walki nie jesteśmy, rzecz jasna, bezbronni. Mikami i jego ekipa zastosowali w Vanquish jeden drobny, ale ciekawy i klimatyczny patent. Sam nie zmienia broni tak jak setki innych bohaterów gier akcji. Bronie w jego rękach przekształcają się jedna w drugą. Wygląda to obłędnie, a przy tym jest szybkie. Można np. w biegu lub ślizgu zmienić giwerę. Samych narzędzi zagłady jest dostępnych dziesięć i stanowią w większości tradycyjny arsenał. Pobawimy się karabinkiem szturmowym, ciężkim karabinem maszynowym, snajperką, ręczną wyrzutnią rakiet oraz dwoma typami granatów. Do tego dochodzą bardziej futurystyczne bronie. Wśród nich znalazły się np. lock-on laser, a więc broń optyczna, która namierza jednocześnie kilka celów i posyła w ich stronę serię samonaprowadzających pocisków. Ciekawą zabawką jest także LFE gun, broń energetyczna, która razi wrogów ogromnymi kulami fioletowej energii.

GramTV przedstawia:

Ogólnie arsenał w Vanquish daje radę, choć nie jest jakiś ekstrawagancki. Dość specyficznie rozwiązano za to możliwość usprawniania broni. Od czasu do czasu znajdujemy przy pokonanych wrogach specjalne hologramy. Są one uniwersalne i usprawniają tę giwerę, którą akurat mamy wybraną. Usprawnienia mogą dotyczyć ilości dostępnych naboi, siły ognia, celności czy szybkości strzelania, ale nie mamy wpływu na to, co nam się w danym momencie „aplikuje”. Ten element niespodzianki jest – paradoksalnie – całkiem fajny.

O przeciwnikach i bossach pisałem już przy okazji betatestu, ale muszę przyznać, że i pełna wersja zaskoczyła mnie pozytywnie. Wiecie – zazwyczaj twórcy gier do bety ładują najfajniejsze patenty, a potem „pełniak” wypada już blado. Ot taka marketingowa sztuczka. W przypadku Vanquish nie miałem takiego odczucia. Typów wrogów nie ma może zbyt dużo, ale przeciwnicy są po prostu bardzo oryginalni. Wybaczcie spojler, ale po prostu nie mogę się powstrzymać. Wszystkich, którzy nie trawią spojlerowania, zapraszam do następnego akapitu. Jeden z przeciwników to dziwaczny stwór (zresztą nienazwany), który składa się z wszelkiego rodzaju żelastwa, które znajduje się na planszy. Gdy trochę go osłabimy, rozpada się na drobne kawałki, ale jeszcze dycha. I wówczas zaczyna, niczym magnes przyciągać do siebie znajdujące się na planszy metalowe kawałki. Wygląda to rewelacyjnie! Do tego stwór w zaskakujący sposób potrafi rozciągać swoje „ciało”. Dzięki temu może niespodziewanie zajrzeć w miejsce, w którym się ukrywamy. Przy tym potrafi chodzić po ścianach i suficie, więc walka z nim stanowi spore wyzwanie.

Ostry wygrzew, zero nudy

Ostry wygrzew, zero nudy, Vanquish - recenzja

Większość gier cierpi na chorobę zwaną „nuda i powtarzalność” która objawia się średnio po 3-4 godzinach gry. Tymczasem Vanquish pozbawiony jest tej dolegliwości. Owszem – ktoś powie, że ciągle strzelamy i biegniemy do przodu. To fakt. A jednak czasami operujemy też stacjonarnymi działkami, momentami wskakujemy na specjalne mechy, jeździmy ogromnymi pojazdami przypominającymi pociągi po specjalnych torach lub wskakujemy na pokład transportowców. O walkach z bossami nie wspominając. Do tego scenerie są nawet, nawet zróżnicowane. Zastanowiło Was to „nawet, nawet”? Już wyjaśniam. Otóż generalnie areny w Vanquish mają mocno futurystyczny charakter. Przeważa estetyka baz, stacji kosmicznych, wielkich hangarów, lądowisk dla transportowców itp. Jednak jest to świat na swój sposób urozmaicony. Ową różnorodność autorzy osiągnęli, rzecz jasna poprzez zróżnicowanie kolorystyki i tekstur, ale nie tylko. Moje zdziwienie, ale i pozytywne zaskoczenie wywołały np. etapy, które rozgrywałem wśród drzew pewnego parku. Więc summa summarum naprawdę nie jest źle. Łącznie na eksplorację czeka pięć obszernych etapów, z których na każdy składa się po kilka misji. W sumie wychodzi mniej więcej 20, co jest wynikiem całkiem dobrym. Grać można na jednym z czterech dostępnych poziomów trudności. Mi przejście całej gry na normalnym (trzecim) zajęło ponad 8 godzin. I w kilku miejscach miałem spory problem, by pokonać większych wrogów.

Ostatnia kwestia, to aspekty techniczne, a więc grafika i dźwięk. Muzyka w czasie starć jest dynamiczna i dopasowana do zachodzących na ekranie wydarzeń. Wszelkie dźwięki, zmiany broni, eksplozji, wystrzałów, są najzwyczajniej w świecie poprawne i nie ma się nad nimi co rozwodzić. Wersja, w którą grałem oferowała angielskie głosy i do nich też nie mam zastrzeżeń. Jak ktoś ma ochotę, może sobie ustawić nawet japońskie, ale polonizacja jest kinowa. Znakomite są także przerywniki filmowe, które autorzy zrealizowali z pasją prawdziwych filmowców. W tych przerywnikach sporo się dzieje, łamią się i rozpadają na części bazy i statki kosmiczne, eksplodują więksi przeciwnicy, uciekają nasi bohaterowie, no po prostu jest nieźle. Grałem na X360 i muszę przyznać, że Vanquish plasuje się wśród tych najlepiej wyglądających produkcji. Z pewnością nie ma się czego wstydzić.

A wady? W becie wspomniałem, że najbardziej raził mnie papieros głównego bohatera. Teraz też razi, ale trochę się już opatrzył. Może odrobinę przyczepiłbym się do liniowości etapów. Jednak w dzisiejszych czasach praktycznie nie ma już nieliniowych gier akcji (pomijając sandboksy, rzecz jasna), więc trudno za to karać akurat Vanquish. Nawet te ponad 8 godzin przeznaczone na rozgrywkę wypada całkiem nieźle, na tle choćby najnowszego Medal of Honor. Prawdę mówiąc, Vanquish pozbawiony jest jakiś istotniejszych wad. Nie lubię się czepiać na siłę, zwłaszcza, kiedy gra daje sporo satysfakcji. Grało mi się znakomicie, trzyma wysoki poziom i broni się świetnym gameplayem. Poproszę o więcej takich produkcji, panie Mikami. Na mojej skali ocen mocna dziewiątka. Jeżeli chcecie przekonać się, co oferuje, warto zamówić Vanquish w sklepie gram.pl.

9,0
Dynamiczna i wciągająca gra akcji, do której chętnie się powraca.
Plusy
  • szybka, dynamiczna
  • świetni przeciwnicy w tym bossowie
  • dostarcza sporo adrenaliny
  • fajne bronie
  • dosyć długa
  • tryb wyzwań
  • rewelacyjne filmiki
Minusy
  • w sumie "tylko" biegamy i strzelamy
  • papieros Sama
Komentarze
25
Usunięty
Usunięty
22/04/2011 19:40

A do mnie Vanquish zupełnie nie przemawia.Jest za baardzo japońskie :)

Usunięty
Usunięty
05/11/2010 12:25

Chętnie zagrałbym w to na PC , może kiedys będzie mi dane :)

Usunięty
Usunięty
24/10/2010 17:29
Dnia 24.10.2010 o 02:14, VolPL napisał:

@maXan LOL Halo Reach to jedna z najgorszych gier w jakie w życiu grałem (miałem nieszczęście przejść, do dziś żałuję tego czasu). Bug na bugu, grafika żałosna, feeling walczenia plastikowym robotem z gumowymi dinozaurami z laserami... chociaż nie, dinozaury z laserami są awesome, a Halo było do dupy... Nigdy nie skumam spuszczania się na Halo - przecież to crap jakich mało Oo"

HHAHAH ; D co za tekst.. uwielbiam te wojny fanbojow ps3 i x360.. ja osobiscie w Reach nie gralem ale podoba mi sie seria Halo. moze dlatego, ze ma takie podejscie ala Doom - do przodu i fire. nie pieprzysz sie zagadkami jakimis czy cos (chociaz w ODST fajne sa te logi). Reach mam zamiar kupic. (btw kupiles chociaz ta gre? ; p czy jak 90% polakow sciagnales pirata : D , jesli kupiles to masz prawo narzekac)anyway..Vanquish i glowna postac przypomina mi troche bohatera z adaptacji filmowej anime Casshern - http://www.youtube.com/watch?v=emYqURahUKIJa sobie ta gre na pewno kupie ale jak spadnie cena : )szkoda tylko, ze fabula znowu jest, ze amerykanie ci "dobzi" rosjanie ci "zli". wolalbym zeby to amerykanie byli zli a np wlasnie glownymi dobrymi byli japonczycy albo ha polacy : Dogolnie fajnie gra wyglada, gralem w demo, bardzo szybka rozpierdowa : Dszkoda, ze rownie szybka w przejsciu...




Trwa Wczytywanie