Red Faction Armageddon i Battlegrounds - wrażenia z Gamescom 2010

Grzegorz Bonter
2010/08/26 16:00
0
0

Po zeszłorocznej reanimacji marki Red Faction, THQ nadal ciągnie temat marsjańskiej serii. Efektem tego, na początku przyszłego roku możemy spodziewać się dwóch gier - RF:Armageddon i spin-offa RF:Battlegrounds. Oba tytuły zostały zaprezentowane podczas targów Gamescom 2010, więc trudno, abyśmy przegapili tak ważne pozycje.

Po zeszłorocznej reanimacji marki Red Faction, THQ nadal ciągnie temat marsjańskiej serii. Efektem tego, na początku przyszłego roku możemy spodziewać się dwóch gier - RF:Armageddon i spin-offa RF:Battlegrounds. Oba tytuły zostały zaprezentowane podczas targów Gamescom 2010, więc trudno, abyśmy przegapili tak ważne pozycje.

Red Faction Armageddon

Red Faction Armageddon, Red Faction Armageddon i Battlegrounds - wrażenia z Gamescom 2010

Po wydarzeniach znanych z Red Faction: Guerilla, powierzchnia Marsa przestała być gościnna dla ludzi. Terraformer, który umożliwiał ludziom swobodne oddychanie, został zniszczony przez tajemniczy meteoryt. Przegonieni przez tornada, szkodliwe gazy i burze szalejące w atmosferze ludzie skryli się w kopalniach - ostatnim przyczółku cywilizacji na czerwonej planecie. Przez te lata egzystencji pod ziemią większość mieszkańców zdążyła przyzwyczaić się do życia w tak beznadziejnej warunkach. Wydobycie marsjańskich surowców nadal trwa, jednak po 5 latach "ktoś" otwiera przejście w opuszczonej świątyni Marauderów. Jak łatwo się domyślić, nic dobrego z tego nie wynikło. Z tej puszki Pandory wylazło pełno kosmicznego robactwa, które postawiło sobie za cel zabicie kolonistów i przejęcie terenów tylko dla siebie.

Jako sprawca całego zamieszania i wnuk samego Aleka Masona, Darius Mason musi stawić czoła nowemu przeciwnikowi. W końcu ludzie nie mają innego wyjścia: z jednej strony powierzchnia Marsa mówi im stanowcze "nie", a z drugiej kosmici odgryzają im głowy. Poniedziałkowe poranki to przy tym pestka.

Zaprezentowane w Kolonii demko nie było zbyt rozbudowane. Było wręcz rozczarowująco krótkie. Nasza postać, czyli Mason, przewodzi konwojowi starającemu się przedostać przez podziemną grotę. Już tutaj warto wspomnieć o zmianie w projekcie, jaką poczynili twórcy gry. W Guerilla świat był otwarty, bardzo sandboksowy. Problem w tym, że podróżowanie po nim zabierało zbyt wiele czasu, przez co gra momentami nużyła i zniechęcała do dalszego miętolenia pada. Postanowiono zatem oprzeć świat Armageddonu na konstrukcji obszernych pomieszczeń połączonych tunelami, gdzie każda z grot ma pełnić rolę małej piaskownicy, w której robimy to, co dusza zapragnie i jak zapragnie.

A robić możemy naprawdę wiele. Szczerze mówiąc, oglądając cały ten gameplay miałem wrażenie, że deweloperzy tak naprawdę co chwila przełączają się między różnymi grami. Armageddon sprawia bowiem wrażenie zlepku mechanik z trzech gier: RF:Guerilla, Dead Space i Singularity. Z każdej z nich elementy to pojawiały się, to znikały.

Oczywiście Armageddon zachował skomplikowany system zniszczeń konstrukcji znany z Red Faction: Guerilla. Wszelkie obiekty rozpadają się na poszczególne belki i płyty. Ale co, jeżeli rozmyśliliśmy się? Zburzyliśmy daną konstrukcję przez przypadek - w końcu to się zdarza. Wówczas mamy do dyspozycji myk znany z Singularity, czyli po prostu "odmładzamy" dany obiekt do stanu, w którym był wcześniej. W przeciwieństwie jednak do Singularity, mechanika ta działa zarówno na betonowych blokadach jak i całych wieżyczkach czy kontenerach. Co trzeba oddać Armageddonowi, odmładzalnych obiektów jest o wiele więcej, niż w dziecku Raven Software.

Inną zabawką w Armageddonie jest specjalna pukawka zaszczepiająca w obiektach magnetyczne punkty. Działa to podobnie jak portal gun: najpierw umieszczamy jeden punkt, potem drugi i bam! Oba obiekty przyciągają się z ogromną mocą. Najfajniejsze jednak w "magnet gunie" jest to, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby użyć go również do eksterminacji przeciwników. I nie ma różnicy, czy po prostu przyczepimy ich pod sufitem, czy zmiażdżymy pomiędzy ścianą a kontenerem.

To nadal nie wszystko. Darius ma bowiem w zanadrzu jeszcze trzy zabawki: generator małych czarnych dziur (które zasysają wszystko w okolicy), spowolnienie czasu na danym obszarze (mniej spektakularne niż kulka z Singularity) oraz mechy. Z mechami mieliśmy do czynienia już w Guerilla, ale wtedy działaliśmy na powierzchni. Teraz poruszamy się w tunelach, więc i mechy są mniejsze. Właściwie, to teraz zachowują się one bardziej jak masywne egzoszkielety, a nie kroczące wywrotki. Operując nimi nie tylko możemy strzelać z zamontowanych na nich działek, ale również szarżować, taranując przy tym przebrzydłych kosmitów.

Wyjaśniłem już zapożyczenia z Singularity i Guerilli, ale słowem nie wspomniałem o Dead Space. W przeciwieństwie do pozostałych dwóch tytułów, ten nie przejawia się w Armageddonie tak często. Po prostu czasami zdarza się nam deptać obcasem obcych, którzy poruszają się zaraz nad ziemią na kończynach przypominających przednie odnóża modliszki. Brzmi to śmiesznie, ale uczucie deja vu jest naprawdę wyraźne. Z tego co pamiętam, w takich chwilach kamera nawet odchyla się do tyłu, aby pokazać lepiej postać Dariusa. Brakuje tylko świecącego paska na plecach i bylibyśmy w domu.

GramTV przedstawia:

Mimo wszystkich tych atrakcji nie liczcie na to, że Armageddon nie będzie wierny charakterowi serii. Sami twórcy obecni na pokazie otwarcie stwierdzili, że w grze chodzi o destrukcję i zabawę różnymi kombinacjami ataków. Szkoda jedynie, że na potrzeby dema przeciwnicy nie przejawiali zbytniej chęci do atakowania Masona. Trudno zatem wyrokować, czy walka z nimi będzie tak dobrze zrealizowana, jak to rysuje studio Volition. O tym przekonamy się w marcu 2011, gdy gra trafi na sklepowe półki.

Red Faction: Battlegrounds

Red Faction: Battlegrounds, Red Faction Armageddon i Battlegrounds - wrażenia z Gamescom 2010

Premierę Armageddonu poprzedzą dwa inne przedsięwzięcia THQ. Po pierwsze - na kanale SyFy (w Polsce bodajże nadal Sci-Fi) pojawi się mini serial osadzony w uniwersum Red Faction, Red Faction: Origins. Po drugie, hype na RF:A konsolowcom ma podnieść właśnie Red Faction: Battlegrounds, czyli tytuł przeznaczony na Xbox Live Arcade i PlayStation Network.

O co chodzi w Red Faction: Battlegrounds? To chyba najlepiej wyjaśniają sami deweloperzy słowami: "to blow shit up". I to chyba najwierniej oddaje ducha tej produkcji. Jedna, ciasna mapka, kilka przeszkód terenowych jako osłony i do tego power-upy. Przerabialiśmy to już setki razy w innych tytułach i sami musicie przyznać, że za każdym razem zabawa była przednia.

Graficznie Battlegrounds nie zawiedzie. Moim już niezbyt sprawnym oczom wydawało się, że użyto silnika Guerilli lub nawet engine'u Armageddona. W każdym razie wszelkie obiekty w grze są pomniejszonymi modelami znanymi z poprzedniego Red Faction, więc siłą rzeczy wyglądają dobrze.

Po mapach RF:Battlegrounds będziemy rozbijać się nie tylko samochodzikami, ale również mechami i to tymi znanymi z Guerilli. Tak, są one wolniejsze, ale za to bardziej wytrzymałe niż te wkurzające zwrotne autka, których opancerzenie stanowi folią aluminiową. Co mnie zastanowiło, to podobieństwo Battlegrounds do poczciwego 3D Ultra Racers. Okazało się, że miałem nosa - deweloperzy planują wypuszczenie DLC, które doda tryb wyścigów po bardziej rozbudowanych trasach.

Nie możemy jednak unikać prawdy - Battlegrounds jest tak naprawdę ulotką reklamową Armageddonu. Na szczęście THQ nie stara się udawać, że tak nie jest i już zapowiedziało, że dołoży starań, aby gra była darmowym dodatkiem do pre-orderów Armageddona lub kosztowała niezbędne minimum. DLC już jest w planach, ale tutaj również otrzymałem zapowiedź, że ich zawartość będzie w pełni warta podyktowanej przez THQ ceny. Zobaczymy jak to wyjdzie - gierka ukaże się zaraz przed premierą Red Faction: Armageddon, czyli gdzieś tak na wiosnę.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!