Gry przegapione i przespane - rok 2009

Łukasz Wiśniewski
2010/02/20 20:00

Co roku ukazuje się tyle gier, że o ile nie jest się krezusem, to niemożliwością jest nabycie ich wszystkich. Co więcej, bez narzędzia do zakrzywiania czasu nie da się ich wszystkich przejść... Nic więc dziwnego, że sporo z nich ginie gdzieś w tłumie i popada w zapomnienie. Najbardziej krzywdzące jest to wtedy, gdy dana gra nie jest słabą produkcją. Aż nazbyt często w roli wielkich przegranych lądują tytuły, które otrzymują wysokie noty od recenzentów i tych nielicznych odbiorców, którzy je nabyli. Postanowiłem spojrzeć na nasz rynek i przygotować zestawienie gier, które w 2009 roku spotkała niezasłużona (moim zdaniem) krzywda.

Co roku ukazuje się tyle gier, że o ile nie jest się krezusem, to niemożliwością jest nabycie ich wszystkich. Co więcej, bez narzędzia do zakrzywiania czasu nie da się ich wszystkich przejść... Nic więc dziwnego, że sporo z nich ginie gdzieś w tłumie i popada w zapomnienie. Najbardziej krzywdzące jest to wtedy, gdy dana gra nie jest słabą produkcją. Aż nazbyt często w roli wielkich przegranych lądują tytuły, które otrzymują wysokie noty od recenzentów i tych nielicznych odbiorców, którzy je nabyli. Postanowiłem spojrzeć na nasz rynek i przygotować zestawienie gier, które w 2009 roku spotkała niezasłużona (moim zdaniem) krzywda.

Przyczyny porażki mogą być rozmaite. Najczęściej mamy do czynienia z brakiem wiary wydawcy w dany tytuł, albo pustą kasą, bo pieniądze wydano na promocję innej gry. Tak, narzekacie często na nadmierny hype dookoła jakiejś produkcji, ale prawda jest taka, że bez reklamy nic się nie sprzeda. Unosicie się dumą, ale sami nie szukacie w sieci informacji o interesujących produkcjach, nie kupujecie czegoś, o czym nie jest głośno trąbione. To uogólnienie, ale wyniki sprzedaży potwierdzają tę regułę. Często też gra przechodzi bez echa, bo jej premiera została zagłuszona przez inny mocny tytuł. Postaram się podać prawdopodobne przyczyny porażki rynkowej każdej z opisywanych gier.

Cryostasis: Arktyczny SenGry przegapione i przespane - rok 2009

Naprawdę wielki przegrany – mało kto nawet wie, że gra Cryostasis: Arktyczny Sen istnieje. To niezwykle oryginalny i bardzo dopracowany survival horror z widokiem FPS, dziejący się na pokładzie zniszczonego rosyjskiego lodołamacza atomowego, gdzieś w pobliżu Bieguna Północnego w latach sześćdziesiątych XX wieku. Nasz bohater dociera tam ze stacji meteorologicznej i bada, co wydarzyło się na statku. A w zasadzie walczy o przetrwanie i odrobinę ciepła. Cały czas musimy się ogrzewać, włączać agregaty (rewelacyjna fizyka topniejącego lodu) i... zagłębiać się w przedśmiertnych wspomnieniach załogi. W ten sposób dostajemy się do niedostępnych pomieszczeń, zmieniając ostatnie chwile życia nieszczęśników.

Niesamowity klimat, jeżący włosy na całym ciele, dodatkowo potęgowany jest przez znajdywane w rozmaitych miejscach zapiski. Niektóre to fragmenty dziennika kapitana, inne znowuż są urywkami pięknej i mrocznej baśni spisanej przez Maksyma Gorkiego, a opowiadającej o gorejącym sercu Danko. Fabuła gry Cryostasis: Arktyczny Sen splata się z ową opowieścią w bardzo interesujący sposób, historia jest niebanalna. Musimy też rozwiązywać rozmaite zagadki logiczne i walczyć z dziwacznie odmienionymi członkami załogi. Oprawa audiowizualna stoi na wysokim poziomie... naprawdę, trudno zrozumieć, czemu niemal nikt nie słyszał o tej rosyjskiej grze. Być może zaważył fakt, że przewidziano dla niej jedynie tryb single player, ale przecież nie ma w niej nic do wykorzystania w multi. Gra ukazała się jedynie w wersji na PC. Ze wstydem trzeba zauważyć, ze nawet na naszym portalu nie opublikowaliśmy jej recenzji...

Ghostbusters The Video Game

W tym wypadku najbardziej prawdopodobna przyczyną rynkowej porażki jest burzliwa historia tworzenia Ghostbusters The Video Game. Liczne kłopoty z wydawcami, ciągłe odwlekanie premiery – nawet najbardziej zagorzali fani filmowej serii zdążyli sobie częściowo odpuścić oczekiwanie. Mimo nieprzejednanej postawy Dana Aykroyda, wspierającego cały projekt, premiera odbyła się za późno. Wydawca nie próbował przeciwdziałać temu za pomocą marketningu (pewnie ktoś uznał, że i tak zrobił twórcom łaskę), więc gra przeszła bez echa. W sumie niesłusznie, bo zapewnia kawał solidnej rozrywki.

Ghostbusters The Video Game to nie typowa produkcja licencyjna. Od czasów, gdy filmy o Pogromcach Duchów święciły swe tryumfy upłynęło sporo lat, więc obyło się bez nacisków speców od „promocji marki” z Hollywood. Otrzymaliśmy swoiste dopełnienie historii opowiedzianej w dwóch kinowych obrazach, trzymające klimat pierwowzoru. Jako członek ekipy polujemy na duchy metodami dobrze znanymi kinowego ekranu. Fabuła jest liniowa do bólu, ale naprawdę wciągająca, nawet pomimo pewnej powtarzalności w schematach zadań. Twórcy zadbali o rozbudowaną interakcję z otoczeniem i wierne odwzorowanie członków ekipy Ghostbusters. Jeśli kochało się filmy, kocha się i tę grę. Gra kazała się w wersjach na PC, Xbox 360, PlayStation 3, PlayStation 2, PSP, Wii i DS. Więcej informacji znajdziecie w naszej recenzji.

The Saboteur

Końcówka roku to okres burzliwy dla branży. Odpalane są wtedy kluczowe premiery, wycelowane prosto pod bożonarodzeniowe drzewka. Wystarczy odrobinę zawalić promocję, lub zaoferować tytuł jedynie dobry, a nie rewelacyjny, by polec. Wydawałoby się, że tak doświadczona firma jak EA będzie świetnie przygotowana do walki świątecznej... cóż, w wypadku The Saboteur tak nie było. Po pierwsze gra nie jest w stanie sama z siebie pokonać konkurencji, choć jest naprawdę fajna. Po drugie tuby marketingowe EA były już ustawione w kierunku premiery najnowszego dzieła BioWare, a nie pogrobowego dziecka Pandemic.

A przecież wszystko jest tu na właściwym miejscu. Mamy styl zabawy znany z GTA ale bardzo ciekawe realia. Druga wojna światowa, piękny Paryż, naziści, ruch oporu i nasz stylowy bohater wysadzający trybiki hitlerowskiej machiny okupacyjnej. Wydawałoby się, że to samograj, ale jednak The Saboteur nie sprzedaje się za dobrze. Fakt, gra nie jest idealnie dopracowana, ale też i nie naszpikowana błędami. Ot, zwykła nieco zbyt przedwczesna premiera – większość gier ma takie problemy. Inne zarzuty pod jej adresem można by przypisać i GTA, a przecież dzieło studia Rockstar sprzedało się pięknie. Dziwne, prawda? Gra ukazała się w wersjach na PC, PlayStation 3 i Xbox 360 Więcej informacji znajdziecie w naszej recenzji.

Prototype

Tu łatwo znaleźć winnego – nazywa się Cole McGrath. Bohater konkurencyjnej produkcji studia Sucker Punch, zatytułowanej inFamous. Obie gry ukazały się w tym samym czasie, dla obu kluczową platformą była konsola Sony. Prototype nie ograniczył się tylko do niej, ale i tak zebrał baty. Po prostu pod wieloma względami gra inFamous okazała się lepsza... a przynajmniej takie opinie zdominowały Internet. Opinie krzywdzące, bo Prototype oferuje mnóstwo świetnej, bezpretensjonalnej rozrywki. Jest doskonałą grą dla osób chcących się odprężyć – wystarczy ją odpalić i wykonać kilka zadań w trybie sanbox, bez popychania dalej głównego wątku. Pojeździć czołgiem, pobiegać po dachach, przejąć w locie śmigłowiec, rozjechać kilkuset zakażonych wozem bojowym, wchłonąć personel bazy wojskowej, poszybować nad Nowym Jorkiem... hej, możliwości jest mnóstwo!

W Prototype gramy bohaterem, przy którym większość amerykańskich komiksowych super-herosów to zwykłe pętaki. Alex Mercer – w którego buty wskakujemy - już na samym początku opowiada, że nazywany jest terrorystą, potworem, mordercą. Co najważniejsze, jest właśnie taki, jak o nim mówią. Główny wątek gry jest całkiem ciekawy, choć boleśnie pretekstowy w wielu miejscach. Co ważne, na modłę filmową historia opowiadana nie jest czysto chronologicznie. Pierwszej scenie najbliżej jest do ostatniej, po drodze cofamy się w czasie, by prześledzić wydarzenia, które doprowadziły Alexa do miejsca i sytuacji, w której widzimy go na początku. Gra ukazała się w wersjach na PC, PlayStation 3 i Xbox 360 Więcej informacji znajdziecie w naszej recenzji.

GramTV przedstawia:

Brütal Legend

Cóż, Tim Schafer od początku tworzył swoją nową grę jako produkcję niszową, adresowaną do bardzo konkretnego typu odbiorcy. Wydawca chyba za bardzo wziął sobie do serca te zamierzenia twórcze i uznał, iż ów unikatowy rodzaj klienta jest endemiczny dla Ameryki. Cóż, tak się składa, że fanów metalowej muzyki w Europie jest mnóstwo (zwłaszcza w Skandynawii), a nawet jak na skalę naszego kontynentu, Polska prezentuje się pod tym kątem bardzo dobrze. My to wiemy, centrala EA nie. Tak wiec lokalny oddział nie dostał budżetu na promocję wykraczającą poza zwykłe informacje prasowe. I w ten sposób zamordowano nad Wisłą grę, która mogła się sprzedać rewelacyjnie...

Nie ma tu miejsca na wymienianie, jakie gwiazdy rocka i metalu wzięły udział w podkładaniu głosów do Brütal Legend. Warto jednak zaznaczyć, do jakiego gatunku zalicza się najnowszy twór Tima Schafera. Otóż... do kilku i żadnego zarazem. To radosny sandbox, w którym znalazło się miejsce na klasycznego slashera, walki w stylu RTS i... zręcznościową jazdę podrasowanym bolidem. Gra kipi poczuciem humoru, ugina się od rozmaitych aluzji i nawiązań, a do tego dostarcza nam ponad sto rewelacyjnych utworów jako bonus. Gra ukazała się w wersjach na konsole PlayStation 3 i Xbox 360 Więcej informacji znajdziecie w naszej recenzji.

Król Artur

Gry pojawiające się na rynku niejako z nikąd, tworzone przez nieznane w zasadzie studia, zawsze mają trudny start. Zwłaszcza, gdy trudno je przyporządkować do jakiegoś konkretnego gatunku. Król Artur jest właśnie taką produkcją, czymś, co można opisać jako wybuchową mieszankę zabawy w stylu serii Heroes of Might and Magic i Total War. Akurat wymienione cykle mają w Polsce potężną bazę fanów, więc wydawałoby się, że gra powinna być murowanym hitem. Cóż, sprzedała się nieźle jak na produkcję wyskakującą niczym diabełek z pudełka, bez intensywnej kampanii promocyjnej, ale mimo wszystko nie rozeszła się jak ciepłe bułeczki.

Połączenie turowej strategii z taktycznymi walkami w czasie rzeczywistym to sprawdzone rozwiązanie. Jednakże dodanie do tego elementów cRPG już zaskakuje. Król Artur łączy to wszystko spójną, bardzo grywalną całość, doskonale zakotwiczoną w mitologii arturiańskiej. Oczywiście znajdzie się nieco wad, grafika też mogła by być bardziej dopracowana, ale całość jest warta polecenia wszystkim miłośnikom gier strategicznych. Zwłaszcza, że sprzedaż utrzymała się na poziomie wystarczającym, by autorzy mogli zabrać się za tworzenie rozszerzeń. Będą one poświęcone odpowiednio Saksonii i Walii i ukażą się w marcu oraz kwietniu. Gra ukazała się jedynie w wersji na PC. Więcej informacji znajdziecie w naszej recenzji.

Codename Panzers: Zimna Wojna

W tym wypadku mamy do czynienia z prawdziwym paradoksem. Najlepsza z gier w serii okazała się wydawniczą klapą. Poprzednie odsłony były znacznie słabsze, ale trafiły na rynek w okresie wielkiej mody na drugowojenne gry RTS. Codename Panzers: Zimna Wojna opowiada o czasach – co chyba oczywiste – zimnej wojny. Wnosi do serii wiele ulepszeń i unowocześnień, wzorowanych na rozwiązaniach stosowanych przez mistrzów gatunku. Oferuje też całkiem ciekawą fabułę. Graficznie odbiega od czołówki, ale nie na tyle, by usprawiedliwić spektakularną porażkę.

Cóż więc się stało? Po prostu za wiele lat upłynęło od ukazania się poprzedniej części. Codename Panzers nie dorobiło się bynajmniej statusu serii kultowej, więc każdy kolejny rok przysypywał markę warstwą kurzu. Uzbierało się tego tyle, że nawet solidne wykonanie nie zapewniło grze powodzenia. W tej sytuacji pewnie Codename Panzers: Zimna Wojna zostanie już na zawsze ostatnią odsłoną cyklu... Gra ukazała się jedynie w wersji na PC. Więcej informacji znajdziecie w naszej recenzji.

Fantasy Wars

W tym wypadku nakładają się na siebie niszowość i podejście polskiego wydawcy. W zasadzie mieliśmy do czynienia z czymś, co da się nazwać „alternatywną kampanią marketingową”. Ukazało się całkiem sporo informacji o Fantasy Wars, ale... były to kolejne komunikaty ogłaszające kolejne opóźnienia premiery. W efekcie całe zainteresowanie potencjalnych klientów rozlazło się po kościach. Kto bardzo potrzebował, kupił gdzieś na świecie, a o przyciągniecie ludzi niewtajemniczonych słabo zadbano. Kosmiczny wręcz poślizg postarano się zrekompensować poprzez wydanie gry od razu w formie złotej edycji, czyli wraz z rozszerzeniem.

Fantasy Wars to strategia turowa oparta na heksach. Wyraźnie nawiązuje do klasyki gatunku, czyli Fantasy General – projektu pobocznego dla serii Panzer General. Ma jednak swoją unikatową cechę: grafikę i animacje w 3D. Tak. Heksy i 3D. Teoretycznie to powinno przyciągnąć nie tylko hardcorowych strategów, ale i osoby nieco bardziej przypadkowe. Cóż z tego, skoro nasz wydawca wypuścił grę tak późno, że jej atut graficzny był już nieco przebrzmiały? Tak więc Fantasy General pozostało na półce dla starych wyjadaczy, fanów złożonych gier strategicznych. Gra ukazała się jedynie w wersji na PC. Więcej informacji znajdziecie w naszej recenzji.

X3: Konflikt Terrański

Jedna z najciekawszych gier, jakie ukazały się ostatnimi czasy ucierpiała od słabego marketingu. Być może spece od reklamy sami nie wiedzieli, do kogo kierować informacje. Do miłośników kosmicznych symulacji? Do fanów strategii ekonomicznych? Do osób lubiących duże bitwy w kosmosie? X3: Konflikt Terrański to bowiem gra wymykająca się zaszufladkowaniu. Pod wieloma względami, nawet długości potencjalnej zabawy, jedynym rozsądnym odnośnikiem jest tu EVE Online. Z tym, że w produkcji Egosoftu mamy rozgrywkę jedynie dla pojedynczego gracza.

Setki godzin zabawy, mnóstwo sytuacji startowych, odblokowywanych w czasie gry, kilka kampanii zakopanych w sandboxie obejmujących 255 sektorów gwiezdnych, połączonych systemem bram... X3: Konflikt Terrański to olbrzym. Zabawa oparta jest o koncepcję „Handluj, walcz, buduj, myśl” i każdy znajdzie tu coś dla siebie. Miłośnicy symulacji mogą używać setek konfigurowalnych okrętów kosmicznych, od myśliwców i frachtowców po lotniskowce – a każdym w zasadzie lata się inaczej. Można tworzyć imperium handlowe, albo rozgrywać bitwy kosmiczne na setki jednostek. Do tego dochodzi bardzo aktywna społeczność i strategia Egosoftu, polegająca na tworzeniu darmowych rozszerzeń... Gra ukazała się jedynie w wersji na PC. Więcej informacji znajdziecie w naszej recenzji.

Komentarze
71
Usunięty
Usunięty
01/03/2010 10:31

Król Artur to chyba najbardziej niezrównoważona gra w jaką miałem nie przyjemność grać od wieeelu lat. Ładna, zawiera kupę fajnych pomysłów, ale kiedy przychodzi do toczenia bitw - jest totalną porażką. Jeżeli została przespana przez kogoś - to bardzo dobrze.

AjKnowJu
Gramowicz
27/02/2010 22:58

Grałem w Prototype i demko inFamous. No i bardziej spodobało się prototype :) Sporo spędziłem h przy gierce i idzie się pobawić, fabuła dość banalna, ale najgorsza też nie. Demo IF nie przypadło mi do gustu, powiedział bym totalne dno, ale też słyszałem, że demko ssie, więc jak załatwię sobie full wtedy giery porównam.ps. Zaznaczam, że nawet z recenzji czy też trailerów to propotype bardziej mnie chłonęło. Klimat i wszystko :) IF odstrasza mnie głównym bohaterem... jakiś tym z piorunami w łapie - pomysłowe.

Usunięty
Usunięty
24/02/2010 19:21

@Lucas_the_GreatCo do opinii to się zgadzam, ale popracuj nad pisownią. Nie z przymiotnikami piszemy RAZEM. Gdybyś był zwykłym user''em, nie zwróciłbym na to uwagi, lecz jesteś konsulem, a to zobowiązuje.




Trwa Wczytywanie