Najlepsze kreskówki amerykańskiej ziemi #2

Revanchist
2010/02/06 13:00
0
0

Poprzednim razem skupiłem się na moich trzech najbardziej ulubionych serialach animowanych, tym razem zajmę się większą ich ilością. Na początek jednak skończę z dowcipami o Amerykanach, bo czytelnicy się burzą i poświęcę bardzo dużo literek prawdziwemu arcydziełu, nie tylko w kategorii kreskówek o superbohaterach. Zanim zaczniemy chciałbym jeszcze wyjaśnić Szanownym Czytelnikom o jakich kreskówkach tutaj NIE przeczytają.

Poprzednim razem skupiłem się na moich trzech najbardziej ulubionych serialach animowanych, tym razem zajmę się większą ich ilością. Na początek jednak skończę z dowcipami o Amerykanach, bo czytelnicy się burzą i poświęcę bardzo dużo literek prawdziwemu arcydziełu, nie tylko w kategorii kreskówek o superbohaterach. Zanim zaczniemy chciałbym jeszcze wyjaśnić Szanownym Czytelnikom o jakich kreskówkach tutaj NIE przeczytają.

Choć bardzo lubię takich Flinstonów, Jetsonów, Scooby’ego Doo, Animaniaki, Toma i Jerry’ego, kreskówki Warner Bros. czy Disneya, to jednak nie napiszę o nich, bo… każdy je dobrze zna. O serialach z superbohaterami również rozwodzić się nie będę, bo a) patrz poprzednie zdanie, b) takich X-Menów na przykład nie oglądałem. Narysujmy im więc świeczkę…

Wracając jednak do meritum: rozpocznę od kolejnej kreskówki znajdującej się na liście moich ulubionych i to właściwie w samej czołówce. Która jest bardzo znana, ale zdaje się, że w kontekście ostatnich dokonań ludziom chyba przypadkiem się o niej zapomniało. A mowa jest o… Batmanie! TADAMM! Uprzedzam: mimo wszystko jestem fanem i znawcą Batmana.

Batman: The Animated Series (1992 – 1995)

Powiedzmy, że nie rozumiem za bardzo fenomenu Nolanverse – czyli restartu uniwersum Batmana wg myśli Nolana (rym niezamierzony). Obydwie dotąd wydane produkcje są filmami niezłymi, ale kiepsko się spisują, jeśli chodzi o odtworzenie komiksowego klimatu. Miast specyficznego stylu Gotham mamy tutaj typową amerykańską metropolię, a super złoczyńcy to porażka na całej linii. Właściwie żaden z nich nie ma stylu, zaprojektowany jest zupełnie bez fantazji charakteryzującej komiksowe oryginały i mocno mnie to rozczarowało. Batman: The Animated Series (1992 – 1995), Najlepsze kreskówki amerykańskiej ziemi #2

Klasyczne filmy Burtona wszystko to miały, nawet kiczowate kontynuacje zachowały parę dobrych cech poprzedników, a tutaj? Festiwal nijakości, najbardziej wybija się tutaj Batman (no bo w końcu tylko on robi tutaj za poprzebieranego pajaca) i ledgerowski Joker – bo wymalowany jak cyrkowy klaun, ale to zwyczajny psychol, w jego działaniach nie ma już tej radosnej losowości, fantazji i pewnej dozy bezsensu. Na szczęście kilkanaście lat temu poza Burtonem ktoś inny zabrał się za tę tematykę – a mianowicie Bruce Timm, który jest producentem serialu Batman: The Animated z 1992. którym teraz się zajmiemy.

Serial wygrywa z filmami Nolana pod kilkoma względami. Po pierwsze – klimat. Gotham ma swój specyficzny styl graficzny, łączący różne style architektoniczne z przestrzeni dziejów, wszystko zaś wygląda jak filmy noir. Tych elementów brakuje nowym Batmanom, zwłaszcza dwójce. Po drugie – superbohaterowie i superzłoczyńcy. Nasz nietoperek różni się od komiksowego pierwowzoru tym, że z beztroskiego playboya stał się postacią traktowaną poważnie, inteligentnym, asertywnym i bardzo zaangażowanym w sprawy Wayne Enterprises facetem, który ma także poczucie humoru (o, tego elementu też u Nolana brakuje). A każdy ze złych charakterów ma swój charakterystyczny styl, osobowość i zapada w pamięć.

Wśród złoczyńców króluje zwłaszcza Joker i jego niezwykle urocza wspólniczka, Harley Quinn. Clownowi głos podkłada sam Mark Hamill, znany jako Luke Skywalker i… jest naprawdę niesamowity w tej roli. Co prawda sposób mówienia Jokera może być dość kontrowersyjny, ale jego śmiech jest opętańczy, przerażający, niczym instrument muzyczny, który podkreśla jego stan nastroju. Co oznacza, że nie mamy jednego rodzaju śmiechu, a całą gamę nieraz mocno niepokojących dźwięków wydobywających się z jego krtani. Ekhem. A Harley Quinn to inna sprawa. Niesamowicie inteligentna, a przy tym bardzo urocza i w dziwny sposób niewinna niewiasta jest idealnym uzupełnieniem Księcia Pajaca. Przypadł mi do gustu także Two-Face. Charakterystyczny dwukolorowy garnitur, nerwowe podrzucanie monetą i rozdwojenie jaźni to jego cechy szczególne. Ogółem każdy ma swój własny styl, czego brakuje obsadzie wiadomo czyich filmów.

Po trzecie – muzyka. Motyw przewodni pochodzi jeszcze z Batmana z 1989, a skomponował go Danny Elfman („cytując klasyka”: nie wierzę w jego ...oblicze, bo wygląda jak jaszczur z kosmosu). Frontman znakomitego Oingo Boingo stworzył rewelacyjny motyw, idealnie pasujący do postaci Mściwego Nocka. Jaszczur z Kosmosu nie był sam, wspierała go między innymi śp. Shirley Walker, jedna z najbardziej znanych kompozytorek muzyki filmowej, która też (wespół z Lolitą Ritmanis, Carlem Johnsonem, Kristopherem Carterem, Michaelem McCuistionem, Stuartem Balcombem i Richardem Bronskillem – dużo ich) pracowała nad Batman: The Animated Series. Efekt jest wręcz piorunujący, a muzyka ma bardzo duży udział w budowaniu klimatu. Nie znajdziemy tego w nowych Batmanach, gdzie Zimmer, którego nie lubię jako kompozytora uraczył widzów nieciekawym motywem przewodnim i kanciastymi kompozycjami, które przywodzą mi na myśl zakalec jakiś.

TAS jest kultową już produkcją, cenioną za mroczny klimat, dojrzałą tematykę i takież podejście do widza. W dodatku miała ogromny wpływ na samą postać Batmana, jego postrzeganie i kolejne komiksy. Serial przywrócił do życia zapomnianych osobników takich jak np. Clock King i zupełnie odmienił Mr. Freeze’a, który ze stereotypowego szalonego naukowca stał się postacią tragiczną, rozpaczającą za utraconą miłością (za wprowadzający go odcinek TAS dostały zresztą jedną z wielu nagród Emmy). Czy taka Harley Quinn, jedna z największych innowacji w uniwersum – jej sukces sprawił, że pojawiła się w wydawanych później komiksach. Przykłady można by mnożyć.

Pierwszy sezon składał się z 65 odcinków, po czym wyprodukowano drugi, dwudziesto-odcinkowy, w którym Batman otrzymał pomocnika, Robina. Sukces serialu sprawił, że w 1993 w kinach pojawił się film animowany Batman: Mask of the Phantasm. Bardzo chwalony przez krytyków, został uznany za najlepszy film o Batmanie tuż po tym z 1989. Znakomity, mroczny klimat, świetna muzyka Shirley Walker, dojrzała tematyka i znana z serialu, rewelacyjna obsada sprawiają, iż jest to jeden z najwybitniejszych filmów animowanych w historii. Kilka lat później, w 1998 wydano (tym razem już od razu na kasetach VHS) drugi film, Batman & Mr. Freeze: SubZero. Był to ratunek po klapie filmu Batman & Robin, na szczęście operacja się udała, bo nowe dzieło okazało się dziełem z prawdziwego zdarzenia, chwalonym przez krytyków i dobrze się sprzedającym.

Swego rodzaju „sequelem” The Animated Series było The New Batman Adventures, wyprodukowanym z życzenia WB Network. Powstały dwa sezony po 12 odcinków, a sam serial przeszedł dość znaczne zmiany. Przede wszystkim zmienił się styl graficzny, wiele postaci zostało odmienionych, co było dość kontrowersyjnym w wielu przypadkach posunięciem (chociaż taka Harley pozostała nietknięta). Przede wszystkim jednak zmienił się wydźwięk – balansowano od odcinków naprawdę mrocznych do lekkich, zakręconych klimatów. Nie podobało mi się to zbytnio, ale taki odcinek „Mad Love” uznaję za arcydzieło. Tak powinien był skończyć się wątek Jokera!

Batman Beyond (1999-2001)

W 1999 otrzymaliśmy kontynuację z prawdziwego zdarzenia, zatytułowaną Batman Beyond. Ironicznym jest fakt, że produkcja początkowo planowana jako przyjazna dzieciakom kreskówka była jedną z najmroczniejszych w swoim czasie. Kluczowymi elementami były tutaj emocje, relacje międzyludzkie, strach przed nieznanym i wadliwe technologie. Tak, Beyond jest cyberpunkowym Batmanem!

GramTV przedstawia:

Historia opowiadana na ekranie rozpoczyna się w 2019. Starzejący się już Batman ratuje zakładniczkę z rąk uzbrojonych oprychów. Wszystko idzie dobrze do momentu, w którym Bruce dostaje ataku serca, przez co zmuszony jest grozić znęcającemu się nad nim drabowi pistoletem. Akcja jest udana, ale Wayne ostatecznie zrywa ze swoim alter ego, wiedząc, że nie ma już siły i że złamał swoje żelazne zasady. Batman Beyond (1999-2001), Najlepsze kreskówki amerykańskiej ziemi #2

Wtedy też historia przeskakuje dwadzieścia lat później, gdzie Wayne jest już niedołężny, a jego wielka firma wchłonięta przez zepsutego biznesmena, Dereka Powersa. Nowym Batmanem zostaje szczyl imieniem Terry McGinnis, który odkrywa tożsamość oryginalnego Batmana i chce dorwać mordercę swojego ojca. Wszystko wyjaśnia się w pierwszych dwóch odcinkach. Całość składa się z 52 epizodów rozłożonych na trzy sezony. W Batman Beyond ponownie urzekł mnie klimat gnijącego Gotham przyszłości, gdzie mamy do czynienia z przygnębiającą wizją miasta rozkładanego przez korupcję i apatię (aby podkreślić jeszcze atmosferę, wprowadzono nowy slang do słowników postaci na ekranie). Na szczęście czuwa nad nim nowy Mściwy Nocek!

Ostatni raz oglądałem ten serial z 10 lat temu, ale do dzisiaj wspominam wiele postaci, scen i motywów, a to naprawdę świetny wynik. Przede wszystkim twórcy odeszli nieco od typowych super złoczyńców, w ich miejsce wstawiając grupy terrorystyczne, gangi czy postacie, które ciężko nazwać super łotrami. Raz, że niekoniecznie posiadają wielkie moce, dwa, że są raczej postaciami tragicznymi, gnębionymi przez społeczeństwo lub rówieśników (jak Ratboy czy Willie Watt). Naturalnie czarnych charakterów z krwi i kości również napotkamy, w tym nowego Blighta czy starych znajomków jak Bane, Ra’s al Ghul czy Mr. Freeze.

Prosto na kasety trafił film Batman Beyond: Return of the Joker, w którym ponownie przyszło nam usłyszeć w tej roli jak zwykle genialnego Marka Hamilla (oby ci prezydentura Obamy bokiem wyszła!). Film jest pamiętny ze względu na scenę flashbacka, która robi naprawdę spore wrażenie. Całość zaś to już taka cyberpunkowa wersja opowieści o drze Jekyllu i Mr. Hyde. Tak czy siak bardzo dobry tytuł, który początkowo był dostępny jedynie w wersji ocenzurowanej, później zaś pojawił się w wersji oryginalnej. I bardzo dobrze, bo cenzura jezd gupia.

The Batman (2004 - 2008)

Teraz opiszę produkcję niezwiązaną z komiksami i opisanymi przed chwilą serialami, choć oczywiście czerpiącą z nich wiele elementów. The Batman to stosunkowo nowa kreskówka, która w dużej mierze różni się od swoich „pierwowzorów”. Podobnie jak Beyond, rozgrywa się w Gotham mocno futurystycznym, ale zniknęły mrok i dojrzałe tematy. Nawet muzyka z czołówki bardziej przypomina tytuły pokroju Beetlejuice czy coś w klimatach Halloween. Już to może na początek odrzucić fanów TAS. The Batman (2004 - 2008), Najlepsze kreskówki amerykańskiej ziemi #2

Niemniej jednak specyficzny styl jest, podobnie jak i dopracowane postacie antagonistów, chociaż pozwolono sobie na twórczą fantazję. Najwięcej radochy sprawiły mi jednak postacie Jokera i Harley Quinn. Temu pierwszemu głos podkłada Kevin Michael Richardson, znany np. z roli Jolee Bindo ze Star Wars: Knights of the Old Republic. Może to już nie to samo, co postać Hamilla, a Joker wygląda mocno dziwacznie, ale całkiem mi się to podoba. Widziałem jakąś scenkę, w której ten Joker… płacze, a to oznacza, że może jednak The Batman nie jest takie prościutkie? No i Harley Quinn. Generalnie najbardziej przypomina oryginał i jak zwykle jest urocza, a głosu użycza jej Hynden Walch, która brzmi niemalże identycznie jak Arleen Sorkin. Szkoda tylko, że poświęcono jej jeden odcinek, a później pojawiła się w jedynie kilku małych scenkach, ale trudno się mówi. Kto powiedział, że koniecznie wszystko tu musi być jak w The Animated Series?

The Batman jest ogółem dość przyzwoitym tytułem. Lekki klimat i nowe projekty postaci mogą nie przypaść starym wyjadaczom do gustu, ale jak ktoś ma ochotę, to całość (65 odcinków rozłożonych na pięć sezonów) powinna mu się spodobać.

Co na podsumowanie? Bez wątpienia Batman: The Animated Series, kontynuacje oraz filmy związane z tym serialem są prawdziwymi dziełami w kategoriach filmów animowanych. Jeśli komuś jest mało, to zawsze może spróbować swoich sił w hicie 2009, grze Batman: Arkham Asylum, uznawanej za najwybitniejszą grę o superbohaterach do tej pory. Czerpie ona dużo elementów z TAS, między innymi obsadę (wraca Conroy jako Batman, Hamill jako Joker i Arleen Sorkin jako Harley Quinn – chociaż tutaj już wygląda jak ta wampirka z Vampire The Masquerade: Bloodlines).

W tej części to by było na tyle, klawiatura już mi piszczy, że nie chce, dlatego w następnym tygodniu w nieco innej formie przedstawię listę kreskówek mniej ulubionych, ale również naprawdę godnych uwagi.

CDN.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!