Mount & Blade: Ogniem i Mieczem - recenzja

Sebastian Kejres
2009/12/18 18:00

Dzikich Pól czar

Dzikich Pól czar

Dzikich Pól czar, Mount & Blade: Ogniem i Mieczem - recenzja

Trzeba przyznać, że ciężko lepiej utrafić w naszym kraju z klimatycznym tytułem, niż to się stało w przypadku Ogniem i Mieczem. Coś takiego już jest w Polakach, że szabla i siodło budzą w nas nostalgię i zarazem wprawiają nas w zawadiacki nastrój. Mało kto nie czytał sienkiewiczowskiej trylogii, a ci nieliczni, którym się to udało, widzieli na pewno przynajmniej jeden z filmów na niej opartych. To właśnie one - filmy i książki - kształtowały nasze wyobrażenie o Polsce szlacheckiej, to niezapomniane postacie Wołodyjowskiego, Kmicica, Ketlinga czy Podbipięty były wzorcami dla niejednego młodego człowieka. Tym większą radość sprawia gra, w której owych bohaterów możemy spotkać, ba, nawet wyruszyć z nimi na bezkresne stepy Ukrainy.

Już tylko z powodu owego sentymentu warto zasiąść do gry w OiM. Dodajmy do tego, że zbudowano ją na bazie bardzo udanego projektu, jakim był Mount&Blade, i łatwo będzie nam uwierzyć, że grę tę czeka świetlana przyszłość. Mimo że tytuł wszedł już na sklepowe półki, owa wschodząca sława nadal wydaje się być wydarzeniem dość odległym, ale nie uprzedzajmy faktów. Rzeczpospolita roku pańskiego 1655

Tego roku losy Rzeczypospolitej ważyły się wielokrotnie, a czarne chmury zasnuwały coraz mocniej glorię chwały, jaka otaczała to państwo. I chociaż w znanej nam z kart ksiąg historii pewne rzeczy wyglądały inaczej, to prawem twórców tego tytułu jest stworzenie własnej interpretacji zdarzeń.

Zaczynając grę, zastajemy niezwykle skomplikowaną sytuację polityczną. Polska jest w stanie wojny ze Szwecją, nadal trwają działania zbrojne na Zaporożu, Kozacy sprzymierzają się z Księstwem Moskiewskim, nie wspominając o Chanacie Krymskim, któremu marzy się nowe Imperium pod władzą ordyńców. Krótko mówiąc, Europa Wschodnia stoi w ogniu. Takie tło może być idealnym tematem rozgrywki dla gry strategicznej. Jednak OiM ma aspiracje również erpegowe, a nic tak nie ożywia gier fabularnych, jak mała wojenka.

Zawiązanie akcji wygląda już trochę gorzej. Nasza postać pojawia się gdzieś pod Smoleńskiem, spotyka pewnego Francuza i ten informuje ją, jak sobie radzić w życiu oraz podaje skrócony opis geopolityki regionu. Nie wiemy ani co nasza postać tam robi, ani skąd się właściwie tam wzięła. Oczywiście, założenie otwartego świata gry utrudnia nadanie jej mniej chaotycznego kształtu, ale można było postarać się trochę bardziej. Zresztą to nie jedyny mankament początku gry. To, że jesteśmy "ciency jak polsilver", oczywiście nie dziwi, jednak momentami doprowadza do szału sytuacja, w której możemy tylko bezsilnie patrzeć, jak rozmaici przeciwnicy ciskają nami po mapie. Z czasem gra nabiera wyrazistości, a nasza postać doświadczenia i wprawy w machaniu żelastwem, zyskujemy też znacznie lepszy sprzęt i sprowadzenie nas do roli jeńca staje się coraz trudniejsze. Niemniej nieraz jeszcze przyjdzie nam kląć w żywy kamień, patrząc jak nasz majątek rozchodzi się przy kolejnych próbach ucieczki.

Jak Jasio został wielkim generałem

Podstawą rozgrywki są starcia z różnej maści wrogami państwa, którego zdecydowaliśmy się bronić. Ponieważ każdemu z pięciu mocarstw możemy oferować nasze usługi, a co więcej możemy też zmieniać bez większych trudności strony, walka trwa niemal bez przerwy. Wraz z ilością wygranych potyczek rośnie nasza sława i reputacja, a co za tym idzie - oferty na misje, które nam są składane przez wszelkiej maści lokalnych wodzów, będą coraz trudniejsze, ale i ciekawsze. Oczywiście, spore znaczenie mogą mieć też prywatne kontakty naszej postaci z możnymi tego świata. Z czasem z chłopca na posyłki zamienimy się w zaufanego powiernika, a później nawet przyjaciela osoby, o której dobro się wystarczająco skutecznie staraliśmy.

Jednak sławę przyniosą nam tak naprawdę dopiero zwycięstwa nad wielkimi wodzami, a już w szczególności wzięcie tychże do niewoli. Tu zresztą zadbano o realizm historyczny; jeżeli nie możesz się wykupić z niewoli, to pozostaje tylko ucieczka, inaczej zostaniesz sprzedany pierwszemu z brzegu „pośrednikowi”. Handel jeńcami może stanowić niezgorsze dodatkowe źródło dochodu.

Samą grę toczymy na dość swobodnie potraktowanej mapie Europy Wschodniej. Ziemie polskie nie obejmują tu ani Wielkopolski, ani Śląska (nie ma w ogóle tych obszarów na mapie), tereny szwedzkie zajmują tę część mapy, na której powinny być Prusy Książęce, rzeki płyną niekoniecznie w tym kierunku, do którego przywykliśmy itp. Ogólnie należy raczej zapomnieć o lekcjach geografii, jeżeli nie chce się pobłądzić. To podróże po tej mapie pozwolą nam na realizację kolejnych zadań oraz znalezienie okazji do handlu, zajazdów i bitew.

Osią rozgrywki jest postać, jaką kreujemy sobie na starcie rozgrywki. Do jej scharakteryzowania użyto typowego dla cRPG schematu awansów (punkty doświadczenia = poziom/nowe punkty umiejętności). Atrybuty zastosowano tylko cztery (siła, zręczność, inteligencja, charyzma) i mają one znaczny wpływ na dalszy rozwój postaci, za to umiejętności jest na pęczki. Te ostatnie podzielono na dwie kategorie, osobiste i drużynowe (to znaczy takie, które wspomagają odział). Mechanika, mimo że trochę zagmatwana, ładnie pasuje do świata gry. Krótko mówiąc, sprawdza się.

Każda większa miejscowość, zamek czy twierdza posiadają swojego władcę. Są to zarówno postacie historyczne, jak i te znane nam doskonale z twórczości Henryka Sienkiewicza. I tak np. w Mińsku możemy natknąć się na pułkownika Michała Wołodyjowskiego, a w Krakowie na hetmana Stefana Czarnieckiego. W tych lokacjach znajdziemy również karczmy, w których można m. in. najmować żołnierzy czy sprzedawać jeńców, i rynek, na którym będziemy zbywać łupy wojenne.

Żołnierzy podzielono na dwie grupy: żołdaków oraz towarzyszy. Ci pierwsi określani są tylko nazwą formacji, do której należą, i cyframi podającymi ich liczebność. Towarzysze zaś opisywani są imieniem i zarządza się nimi bardzo podobnie, jak naszą własną postacią (dokupuje się im ekwipunek, rozwija statystyki itp.). Każdy z nich ma swoją własną historię i zdolności – są wśród nich byli księża, medycy, zbiegowie czy nawet markietanki. Mają oni również własne opinie na temat naszych działań, mogą więc mniej lub bardziej dobitnie wyrażać niezadowolenie z naszego postępowania czy też mieć jakieś animozje – ot, choćby nie tolerować w oddziale innowierców.

GramTV przedstawia:

Jeśli już o oddziale mowa, warto parę słów napisać o jednostkach, które przyjdzie nam werbować, a wybór mamy naprawdę olbrzymi. Każda nacja oferuje nam przekrój jednostek występujących w jej wojskach mniej więcej w tym okresie (XVII wiek), a my możemy nająć każdego z nich (pod warunkiem, że nie przekroczy to wielkości oddziału, jakim możemy dowodzić). Tak samo imponująco wygląda lista uzbrojenia (broń palna, broń dwuręczna, szable, pałasze, łuki) - każdego rodzaju kilkanaście odmian. Niestety, samodzielnie wyposażać możemy tylko naszych towarzyszy, zaciężni posługują się tylko tym, co zdobędą. Istnieje co prawda możliwość udoskonalania żołdaków, jednak tyczy się to tylko tych jednostek, które zwerbujemy w obozach najemników (jest ich na mapie pięć - po jednym dla każdej nacji).

O konstrukcji rozgrywki można byłoby pisać i pisać, gra jest rozległa, świat otwarty, a sposobów na zdobycie finansów przynajmniej kilka. Nadmienić tylko należy, że tytuł zachęca do ambitnych przedsięwzięć, najwięcej sławy i doświadczenia nasza postać zdobywa w sytuacjach trudnych, walcząc z ekstremalnie niebezpiecznymi przeciwnikami. Z kolei takie zachowania, jak choćby ucieczka z pola bitwy i porzucenie swoich ludzi na pastwę wroga, znacznie pomniejszą nas w oczach innych i będą nam długo wypominane. Palenie wsi i łupienie wieśniaków dla odmiany bynajmniej naszemu wizerunkowi w oczach innych panów braci nie szkodzi (o ile oczywiście nie były to ich własne wsie). Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem...

Tak jak i w M&B, w Ogniem i Mieczem ciężko odnaleźć chociaż śladowe ilości cudów współczesnej grafiki komputerowej. Śmiało można stwierdzić, że gry sprzed dekady stały na podobnym poziomie wizualizacji. Oczywiście to nie grafika miała być najmocniejszym atutem obu pozycji. Jest ona na tyle dobra, aby grający mógł poczuć unikalny klimat. Niektórzy mogą narzekać na skromne zróżnicowanie palety barw czy niezbyt szczegółowe modele, ale, do licha, mówimy o czymś, co pierwotnie stworzono w zasadzie w garażu chałupniczą metodą.

Błędy i wypaczenia

Wiemy już od dawna, że błędów przy tworzeniu gier nie da się uniknąć. Podobnie jest z OiM. O błędach merytorycznych nie ma co mówić - wyraźnie widać, że autorzy nie przejmowali się historią (jak chociażby widoczna ładnie w czołówce husaria, której wzór jest o czterdzieści lat starszy). Nie jest to jednak grzech śmiertelny i w rozgrywce nie przeszkadza. Niestety, gra ma również parę dość przykrych problemów technicznych. Pierwszym i chyba największym jest kwestia jej wpływu na stabilność systemu. Z bliżej nieznanych przyczyn gra powoduje błąd krytyczny Windowsów (w różnych wersjach). Co ciekawe, w części przypadków problem znika po wyłączeniu kontroli użytkownika lub dźwięku w grze. Dlatego też z przykrością musimy stwierdzić, że komentarz na temat oprawy audio nie znajdzie się w niniejszej recenzji.

Marnie też wypada kwestia tłumaczenia tekstów do gry. Oczywiście, część problemów wynika zapewne z konstrukcji losowych wariantów wypowiedzi enpeców. Jednak błędy gramatyczne rażą po prostu straszliwie, a co słabszymi duszyczkami mogą mocno wstrząsnąć takie kwiatki jak choćby "Rzecz pospolita". Generalnie polonizacja stoi na bardzo słabym poziomie. W dodatku przemieszano w niej zwroty zaczerpnięte wprost z kart sienkiewiczowskiej trylogii z formułkami zdecydowanie współczesnymi, co daje momentami dość porażający efekt.

Podsumowania słów kilka Jak na pozycję niskobudżetową tytuł jest świetny. Jak na hit sezonu – stanowczo za dużo w nim błędów. Natomiast jako smaczek i klimatyczna zabawa jest po prostu rewelacyjny. Mimo minimalnego scenariusza (w zasadzie poza założeniami fabularnymi nic takiego nie istnieje) gra zachowała rewelacyjny erpegowy klimat.

Gdyby ktoś wykonał taką grę na miarę superprodukcji, byłby to hit druzgocący dowolnego konkurenta na rynku. Jednak ten tytuł jest tylko tanią niszową produkcją, która z pewnością nie zdominuje myśli milionów graczy. Szkoda. Chociaż... może to i dobrze?

WIDEO: trailer (intro) gry Mount & Blade: Ogniem i Mieczem.



8,0
Za Pana Michała
Plusy
  • klimat
  • grywalność
  • mechanika
  • sienkiewiczowscy bohaterowie
Minusy
  • błędy językowe
  • niestabilność gry
Komentarze
20
Usunięty
Usunięty
05/03/2010 17:40

Powiem, że grafika tak strasz nie nie przeszkadza. Grywalność jest niesamowita i co ważne nie masz niczego narzuconego z góry. Błędy nie irytują aż tak bardzo(sam nie raz wjechałem na drzewo kiedy to nie wyrobiłem się ze skrętem). Ma jednak jeden zasadniczy minus i to grę właściwie dyskwalifikuje, mianowicie przy patchu numer 15 albo 16 zostaje Ci uniemożliwiony dostęp do wczytania zapisanej gry. Podobno ten sam problem był w Mount&Blade. Ale słyszałem, że trochę ludzi to kupiło, więc może naprawią to w następnym patchu albo wyjdzie dwójka.

Usunięty
Usunięty
26/12/2009 19:43

Super, az chce sie to miec. Tylko strasznie irytuja mnie te bledy jezykowe :///

Curtiss
Gramowicz
Autor
19/12/2009 02:32

Na początek: psioczą na Sienkiewicza bo jest mus, a u nas tak to już jest jak coś trzeba to wszystkim się nie podoba.Co do pytania co lepsze P:T czy OiM. To trochę tak jak porównywać Mass Effect i Wiedźmina. Torment jest klasyka cRPG i prawdopodobnie jedną z najlepszych historii jakie stworzono do AD&D zaś ogniem i Mieczem (jak tu niektórzy z zacięciem piszą) jest modem do gry która zdobyła sobie jakąś tam renomę. Modem niepozbawionym wad, ale jak dla mnie , mającym swój klimat i olbrzymie pokłady grywalności.W dyskusję o tym czy warto za nią zapłacić te pieniądze wdawać się nie będę, chodziarz wydanie poza OiM mogło by również zawierać wersję podstawową gry.Co do ograniczeń swobody i porównanie z M&B. Z tego co pamiętam ("podstawkę" grałem krótko i dawno temu) faktycznie rozbieżności jest niewiele - na przykład w oryginalnej wersji bez problemu używało się broni dwuręcznych z konia, tu już tak dobrze niema, nie wspominając już o wprowadzeniu do gry broni palnej . Co zaś do swobody działania, to OiM ma naprawdę "otwarty świat" i w zasadzie nie dostrzegłem jakis sztucznie narzuconych granic działania.




Trwa Wczytywanie