EyePet - recenzja

Rafał Dziduch
2009/11/29 17:00

Nowe podejście do wirtualnej zabawy?

A oto nasza pociecha ubrana w zimowe wdzianko... prawda, że nie wyrzucilibyście jej z domu?

Nowe podejście do wirtualnej zabawy?

Nowe podejście do wirtualnej zabawy?, EyePet - recenzja

Eye Pet wydaje się z pozoru niewiele znaczącą „giereczką”, która przynieść może satysfakcje tylko dzieciakom. Nic bardziej mylnego – za grą produkcji londyńskiego oddziału Sony stoi przemyślna technologia, której rozwój już wkrótce może wyczarować prawdziwe cuda, oraz zabawa, w którą wsiąka się bez względu na wiek. SCE London Studio ma już na koncie kilka hitowych produkcji. To ta firma stała m.in. za serią This Is Football, popularnym Singstarem oraz wykorzystującym kamerkę i technologię PlayStation Eye Eye Toyem. Eye Pet idzie o kroczek do przodu, przy okazji odwołując się do niezmiernie popularnego w latach 90. Tamagotchi.

Ten ostatni trend – przypomnijmy – polegał na hodowaniu wirtualnego zwierzątka. Prawdziwy zasyp mini-maszynek służących do zabawy sprawił, że hodować można było: pieski, kotki, świnki, potworki, bohaterów kreskówek i multum różnych innych żyjątek – w zależności od inwencji producentów. Gro takich gadżetów było niezwykle tandetnych, ale oczywiście z biegiem czasu pojawiły się Tamagotchi na komputery i w wersjach internetowych, zyskując coraz szersze rzesze fanów. I w nowym dziele firmy SCE London Studio właśnie hodowlą takiego zwierzątka będziemy się zajmowali. Tyle że nasze zwierzątko będzie do pewnego stopnia... hm... inteligentne.

Cały zestaw, który mieliśmy okazję testować, składa się z trzech części. Jedną jest oczywiście płytka z grą w pełnej polskiej wersji językowej. To istotne, bo szanse na to, że grę łatwo przyswoją sobie dzieci, w tym wypadku rosną. Zresztą i w naszym przypadku współtestujący maluch (czterolatek - wiemy, wiemy, PEGI podaje, że jeszcze za młody, ale cóż było robić, jak innego nie było w pobliżu...) był zachwycony możliwością obcowania z wirtualnym Gemo (tak zwierzątko nazwaliśmy) i nie dawał się odessać od konsoli. Drugi element zestawu to oczywiście kamera, którą podłącza się do PS3 przez port USB. Tu istotna uwaga – posiadacze takowej kamerki, z zestawu Eye Toy chociażby, mogą ją oczywiście wykorzystać i nie muszą nabywać zestawu z kamerką. Trzecim, najważniejszym elementem, który patrząc z perspektywy technologicznej zrobił na nas największe wrażenie, jest niewielki kawałek wyprofilowanego plastiku (dokładnie polipropylenu) z rączką, przypominający mini-mousepad. Dlaczego najważniejszy? O tym za chwilę. Od jajka do zwierzaczka

Zabawa rozpoczyna się od skalibrowania urządzenia. Przy okazji wychodzi na jaw, że w grze nasze postępy będzie śledził i oceniał pewien naukowiec-profesorek, który oczywiście też mówi do nas podczas wyświetlanych filmików w narzeczu Jana Długosza. Kalibracja sprowadza się do ustawienia kamery pod odpowiednim kątem, sprzątnięcia dywanu/podłogi przed telewizorem i położenia w miejscu wskazanym przez wirtualne koło polipropylenowego przedmiotu dołączonego do zestawu. Kamerka przenosi obraz (czyli nas i naszą podłogę) na ekran telewizora, a po chwili obok nas na ekranie materializuje się wirtualne jajko. Efekt jest mocny. Obserwujący to synek przez krótką chwilę nie mógł wyjść ze zdumienia, że oto na naszym dywanie wylądowało jajo, które w telewizji jest, a obok nas już go nie ma...

A dalej było jeszcze lepiej. Okazało się bowiem, że jajo reagowało na głaskanie/puknięcia/klaskanie itp., które implementowane zgodnie ze wskazówkami profesorka, doprowadziły do narodzin małego, przesympatycznego stworka o wielkich oczach i ślicznym pyszczku. Zachwytu dziecka, które nie posiada prawdziwego zwierzątka, nie da się opisać, ale i my, dorośli - czyli tatuś i mamusia nygusa - nie mogliśmy wyjść z podziwu. Stworek z ekranu pod względem graficznym i animacyjnym został odwzorowany genialnie. Jest to mniej więcej poziom obecnych topowych filmowych animacji, w stylu Potwory i Spółka, a nie zapomniano o takich detalach jak falujące futerko, które ugina się pod dotknięciem naszej ręki.

Od tej chwili naszym Gemo mieliśmy się opiekować, bawić, karmić go, myć, ubierać, fotografować, śpiewać i wykonywać jeszcze wiele innych czynności. Każdą z funkcji wywołuje się z poziomu pada (warto żeby był gdzieś w pobliżu) i intuicyjnie skonstruowanego interfejsu. Generalnie podzielony on został na siedem podgrup. Są to: program, rysowanie, pielęgnacja, magiczne zabawki, na zewnątrz, moje rzeczy oraz sklep Eye Pet. W każdej chwili możemy przerwać wykonywaną właśnie czynność i rozpocząć inną. Zabawa w programie została przygotowana w oparciu o sesje dzienne, ale nie ma jakiejś specjalnej blokady, która nie pozwalałaby grać dłużej, niż plan na dany dzień przewiduje. Z drugiej strony, aby nieco ograniczyć czas przebywania przed ekranem naszych milusińskich, sympatyczny profesorek w stosownym momencie przypomni, że warto sobie zrobić przerwę. Klaskaj, machaj, rzucaj, śpiewaj

Generalnie wszystkie zabawy, jakie wykonywaliśmy z naszym Gemo, były proste, by tak rzec, „każualowe” - jedne mniej zajmujące, inne bardziej. Na szczęście tych ostatnich jest większość, co pozwala powracać do gry z przyjemnością. Zresztą dostęp do części zadań uzyskujemy dopiero po wykonaniu poprzednich, bo na początku większość jest zablokowana. A niejako na deser do odkrycia i odblokowania jest cała masa achievmentów. Na uwagę zasługuje całkiem niezłe wykrywanie kolizji przez wirtualne zwierzątko. Owszem, zdarzają się czasem sytuacje, gdy nasz zwierzak chodzi po nas w nienaturalny sposób, a już nigdy nie uda mu się przejść za nami (to najwyraźniej ograniczenie technologii), ale wyobraźcie sobie nasz zachwyt, kiedy Gemo, cofając się na dwóch tylnych łapkach, nagle zahaczył o niebacznie wystawioną nogę i w przezabawny sposób przekoziołkował do tyłu. Generalnie jest jednak tak, że jeśli zadbamy o dobre oświetlenie pomieszczenia oraz najlepiej jasne podłoże, nie powinno być najmniejszych kłopotów. W naszym wypadku kamerka łapała obraz z białej wykładziny i części parkietu (brązowego) i większych trudności nie napotkaliśmy.

GramTV przedstawia:

Chociaż wszystkich zabaw tutaj nie wymienimy (także po to, żeby nie psuć przyjemności z ich odkrywania na własną rękę), wspomnijmy o kilku tych najbardziej i najmniej udanych. Do pierwszej grupy z pewnością zaliczyć można rozbijanie baloników w kilku odmianach. W jednej z nich sterujemy wirtualną trampoliną (czyli dokładnie rzecz biorąc, przesuwamy plastikiem po podłodze), a stworek odbija się na niej i zbija baloniki, które wyczarowały się w naszym pokoju. Druga odmiana polega na tym, że stworek wskakuje na niewielki samochodzik, który materializuje się na dywanie, a dookoła pojawia się multum balonów. Trzeba tak sterować pojazdem, żeby balony rozbić, a gdy dodamy do tego fakt, że gra wspierana jest przez system Havok, wiadomo już, że balony zachowują się w sposób naturalny.

Jazda samochodzikiem ma też inną mutację. Musimy nim uciekać przed zwierzakiem po całym pokoju, bo kiedy nas złapie, to przegrywamy. Fajne są również zabawy z samolotem oraz gro czynności polegających na kąpaniu zwierzaka (pianę na głowie wytwarza się ręką), przebieraniu go, a także hodowli wszelkiego rodzaj kwiatków i roślin. A jakie zabawy są mniej udane? W zasadzie jeden raz spróbowaliśmy tylko rozbijania kieliszków głosem (!). O co chodzi? Trzeba drzeć się w niebogłosy, osiągając określony poziom dźwięku. Konsola pokazuje: „wyżej”, „niżej”, „utrzymaj”, a w efekcie nasz pupil uczy się śpiewać te kilka dźwięków od nas. Dość szybko znudziły się nam również kręgle, a to z tej przyczyny, że w zasadzie ustawiamy tylko pozycję i kierunek, z którego stworek, zamieniony w kulę, turla się w stronę kręgli. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że te zabawy, które nam do gustu nie przypadły, innym mogą się spodobać. Nie chodzi przecież o to, że są niedopracowane technicznie, a raczej tylko o to, że nie wzbudziły naszego większego zainteresowania. My bowiem woleliśmy rysować! Rysowanie z naszym Gemo

Co proszę? – zapytacie – rysować? Ano tak, bo część gier i zabaw dotyczy rysowania. Są na tyle fajne, że z powodzeniem mogą wspierać naukę rysowania u najmłodszych. Potrzebne są czysta kartka i czarny gruby flamaster bądź kredka. Na początku przerysowujemy wzór na ekranie, pokazujemy go do kamery, a zwierzaczek go przerysowuje go do „swojego” notesu. To oczywiście banał – powiecie – wszak program ma wbudowane kilkanaście standardowych rysunków (dom, samochód, drzewo itp.), więc obrazek zostaje przez wirtualnego zwierzaka odtworzony z pamięci konsoli. No tak, ale autorzy poszli o krok dalej i narysować można cokolwiek! Mało tego – obrazki przerysowywane były przez Gemo bardzo precyzyjnie, co pokazuje, że właśnie wkroczyliśmy na ścieżkę z napisem „technologiczny rozwój”. Już boimy się pomyśleć, co może nas spotkać w podobnych produkcjach za kilka lat...

Wyobraźcie sobie także, że kiedy tak siedzimy i bazgrzemy po papierze, a stworek robi to samo na ekranie, widzimy nasz dywan upstrzony stertą wirtualnych kartek. Gdy gwałtownie wstaniemy lub poruszamy szybko ręką, owe kartki zaczną się... poruszać. Tu właśnie leży chyba największa radocha płynąca z zabawy. Gra bezustannie odkrywa przed nami jakieś nowe drobiazgi i detale, które wywołują okrzyki zachwytu. No bo jak inaczej się zachowacie, kiedy na waszym dywanie w pokoju wyrosną ładne kwiatki, które sami zasadziliście, podlewaliście, a na dodatek możecie teraz powyrywać...?

Na zakończenie kluczowe pytanie: czy gra ma jakieś wady? Otóż pewne niedociągnięcia technologii oczywiście są i wspomnieliśmy je w tekście. Można się również zastanawiać, co z żywotnością – wprawdzie zabaw jest bardzo dużo, ale przecież kiedyś odkryjemy je wszystkie i co wtedy? Jednak kluczowe w przypadku Eye Pet jest pojęcie rodzinnej rozrywki. A na tym polu gra daje niekłamaną przyjemność zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Autentycznie można przy niej momentami boki zrywać, a momentami zachodzić w głowę „jak oni to zrobili?”. A zatem aspekt grywalności jest w tym wypadku przeogromny. Zważywszy na całkiem rozsądną cenę (pamiętajcie, że jest w nią wliczona nowa kamerka), lokalizację oraz całkowity brak konkurencji w tym segmencie, najwyższa nota wydaje się zatem zasłużona.

9,8
Zabawa z wirtualnym zwierzakiem nigdy nie była tak urocza.
Plusy
  • nowatorska
  • urocza
  • łatwa w obsłudze nawet dla czterolatka
  • wiele różnorodnych gierek
  • świetna grafika
  • animacja i niezła wykrywalność kolizji otoczenia
Minusy
  • zdarzają się pewne niedociągnięcia techniczne
Komentarze
17
Usunięty
Usunięty
05/12/2009 11:36
Dnia 02.12.2009 o 21:48, jpnastoprocent napisał:

kjedy to wyjdzie na pc?

Proponuje bana przecież widać kto to jest już raz dostał bana.A gra może być dla młodszych dzieci, chociaż z 14 latkom taką grę dawać to przesada ja w wieku 14 lat na PSX grałem w znacznie "gorsze" gry chociaż też lubiłem pana smoka i znanego chyba wszystkim lisko-psa ;).

Usunięty
Usunięty
05/12/2009 11:11

Gra i pomysł świetny! Wręcz rewelacyjny. Dzieciaki są zachwycone, a i starsi też przy tym tytule się świetnie bawią. I nierozumiem skąd sformułowanie "za stary na to jestem". Gra jest skierowana do młodszych graczy, co nie znaczy że starsi muszą ją odrazu przekreślić. Polecam ją absolutnie wszystkim!

Usunięty
Usunięty
02/12/2009 21:48

kjedy to wyjdzie na pc?




Trwa Wczytywanie