Rise of the Argonauts – recenzja

MartivaR
2008/12/22 17:00

Shepard spotyka Jazona...

Shepard spotyka Jazona...

Shepard spotyka Jazona..., Rise of the Argonauts – recenzja

Mitologia grecka to wręcz idealny materiał na grę. Bogata kultura, niezwykłe krainy oraz ogromna różnorodność legendarnych stworów i bohaterów aż się prosi o wykorzystanie w wirtualnej opowieści. Pod warunkiem, że potrafi się wykorzystać niemal gotowy już materiał. Wiele razy mieliśmy okazję stać się częścią świata władanego przez bogów Olimpu. Często było to doznanie jak najbardziej pozytywne, które z chęcią niejeden gracz by sobie przypomniał, ale bywały też momenty gorsze...

Wyprawa po Złote Runo Za ową myślą poszli projektanci ze studia Liquid Entertainment, którzy postanowili na nowo przedstawić mit raczej rzadko w grach poruszany - przedstawiający losy Jazona, króla Jolkos. Pomysł zacny, jest to bowiem dobry motyw do fabularnych eksperymentów, od których scenarzyści nie stronili.

Rise of the Argonauts zaczyna się od wielkiego dramatu głównego bohatera. Kiedy Jazon, wraz z wybranką serca Alceme, przygotowują się do zaślubin, pałac w Jolkos napadają tajemniczy wojownicy, plądrując budynek. Mimo starań zaskoczonej natarciem straży oraz interwencji samego Jazona w incydencie ginie niedoszła żona króla, ugodzona zatrutą strzałą. Beznadziejną, wydawałoby się, sytuację ratuje wizyta w świątyni, zwiastująca lepsze zakończenie tej historii. Jazon dowiaduje się bowiem, że jest szansa na uratowanie Alceme, ale by tego dokonać, musi zdobyć legendarne Złote Runo. Po krótkich przygotowaniach wyrusza ekspedycja mająca na celu odszukanie mitycznego artefaktu i przywrócenie ukochanej głównego bohatera do świata żywych.

Wraz z postępami Jazona pojawiają się nowe wątki, historia nieco się gmatwa i coraz wyraźniej daje o sobie znać tajemnicza organizacja, której wysłannicy uśmiercili Alceme. Przywódca Jolkos dowiaduje się między innymi, że do wykonania zadania niezbędna będzie krew samych bogów, a jej zdobycie wiąże się z eksploracją trzech wysp, na których drużyna Argonautów (wśród których znajdziemy m.in. Herkulesa, Medeę i sympatycznego, gadającego satyra Pana) musi szukać wskazówek.

Literki, literki, dużo literek, za dużo literek!

Generalnie historia jest całkiem niezła i wciągająca. Jest dobrym materiałem na erpega i przyznajemy, że po ciuchu właśnie na takowego liczyliśmy. Niestety, twórcy chyba zatracili wizję gry i miast roleplaya nastawionego na akcję, dostaliśmy... audio booka.

Nasze pierwsze posiedzenie przy Rise of the Argonauts trwało około pięć godzin. O ile w każdym innym hack'n'slashu byłby to czas wystarczający do posłania paru setek przeciwników do Tartaru, tak w grze od Liquid stoczyliśmy cztery, może pięć krótkich pojedynków. Gra jest nadmiernie wypchana dialogami. Niemalże na każdym kroku towarzyszą nam rozmowy, nierzadko dość rozbudowane i często po prostu zbędne.

Każda kwestia została oczywiście zdubbingowana – raz lepiej, raz gorzej - ale granica przyzwoitości i pewnego ogólnego poziomu nie została przekroczona. Wystarczy zresztą spojrzeć na listę płac - aktorów podkładających głosy jest tam chyba więcej, aniżeli samych deweloperów. Jeśli interesuje Was tylko młócka w najczystszej postaci, to niestety będziecie musieli przebrnąć przez efekt prac scenarzystów i dźwiękowców.

Został tu bowiem zastosowany znany z Mass Effect system konwersacji i nie ma możliwości szybkiego ich pominięcia. Teoretycznie powinno to być zaletą, wszak w grze BioWare'u patent z filmową prezentacją rozmów sprawdził się znakomicie i każdą wymianę zdań bohaterów obserwowało się z niekrytą przyjemnością. Miały na to wpływ głównie zachowania postaci, ich gestykulacja i mimika twarzy. Pech chciał, że w grze od Liquid oglądamy jedynie występy drewnianych kukiełek. Mimika wypada biednie, a gestykulacji nie ma prawie żadnej, ot stoją dwa kołki i sobie gaworzą.

GramTV przedstawia:

W większości rozmów pojawiają się dodatkowo symbole czterech bogów – Ateny, Aresa, Apolla oraz Hermesa, odwzorowujące charakter wypowiedzi Jazona, co wpływa po części na zdobywanie przychylności danego bóstwa (o czym za chwilę szerzej wspomnimy). Nie jest to jednak żadnym novum, podobnie jak pozorne wybory moralne, które pojawiają się w paru miejscach i także niewiele wnoszą, przez fakt, że Rise of The Argonauts jest grą liniową. Podążamy w niej zgodnie z wytyczonym szlakiem, a lokacje specjalnie nie ukrywają owej linearności, rozczarowując niezbyt wielkim rozmiarem i co najwyżej przeciętnym wykonaniem.

Ofiara dla bogów

W trakcie wędrówki Jazon nie pozostaje do końca statyczną postacią, autorzy dorzucili bowiem system rozwoju bohatera. Choć tak właściwie określenie "system rozwoju" jest nazbyt obszernym pojęciem, wszak mamy wpływ tylko na powiększanie asortymentu defensywnych i ofensywnych atutów króla Jolkos. Projektanci mieli swój pomysł na rozwiązanie tego mechanizmu, nieopartego na tradycyjnych punktach doświadczenia. Za co w takim razie możemy nabywać kolejne skille? Kolokwialnie rzecz ujmując – za dobre uczynki. Wykonując zadania oraz zaliczając dodatkowe aktywności np. zabijając określoną ilość wrogów danego typu, otrzymujemy coś na wzór osiągnięć znanych z Xbox’a 360. Po ofiarowaniu ich wybranemu bogu zwiększamy poziom jego przychylności, co odblokowuje dostęp do nowych umiejętności. W trakcie gry mechanizm ten sprawdza się bardzo dobrze, choćby z powodu motywacji do wykonywania wszystkich questów, nie tylko tych z głównego wątku.

Do dyspozycji są cztery drzewka atutów reprezentowane przez wspomnianą wcześniej czwórkę z Olimpu. Najbardziej chyba przydatne ma do zaoferowania Ares, nie bez powodu jest przecież bogiem wojny. W połączeniu z defensywnymi atrybutami Apolla tworzą całkiem niezły duet. Tym bardziej że standardowe drzewka wspomagane są przez umiejętności specjalne czy raczej boskie moce - dar od każdego przedstawiciela niebios. Działają one podobnie do tych znanych z serii God of War, nawet obłożenie przycisków na padzie mają identyczne. W trakcie starć przydają się jednak w umiarkowanym stopniu, w zupełności wystarczają bowiem na przeciwników standardowe ataki oraz wsparcie kompanów z drużyny.

Drobne porachunki

W teorii system rozwoju bojowych umiejętności Jazona sprawia dobre wrażenie i wydawać by się mogło, że w połączeniu z mechaniką walki może stanowić mocny punkt gry. Niestety, nie do końca tak jest. Starcia, których przez większą część rozgrywki nie jest przesadnie dużo, dość szybko tracą na atrakcyjności. Nie ma w nich zbyt wiele finezji, wszechobecnej w przywołanym przed chwilą God of War czy choćby w odmiennym klimatycznie, ale podobnym gameplay'owo Vikingu, bo między innymi na tych tytułach wzorują się Argonauci. Sytuację urozmaicają w niewielkim stopniu brutalne finiszery, pokazywane w zwolnionym tempie, szkoda tylko, że ich różnorodność jest znikoma. Mechanika walki z założenia miała być prosta, i to akurat twórcom się udało. Opiera się na dwóch rodzajach ataku dla każdego z trzech dostępnych w grze typów broni - miecza, włóczni i buławy - oraz blokowaniu ciosów masywną tarczą. W połączeniu z dobrym sterowaniem można odnaleźć w bijatykach trochę satysfakcji.

Oddzielnym motywem jest kamera, która wraz z częstymi spadkami płynności animacji potrafi pogrzebać grywalność. Głównie w sytuacjach, gdy walczymy z większą ilością adwersarzy. Wówczas walka miast dawać choć trochę frajdy, zaczyna męczyć. Zdecydowanie zbyt wiele jest takich momentów, gdy kamera wariuje, a framerate skacze. Czy beta-testerzy naprawdę tego nie dostrzegli? A może w trakcie prac przy Rise of the Argonauts w ogóle nie było beta-testów?

Na włócznię Ateny, co za widok...

Autorzy najwyraźniej mieli dość spory problem z okiełznaniem swego projektu pod względem technicznym, bo nawet w trakcie zwykłego przechadzania się po pustym terenie zdarzają się irytujące zacięcia. Zresztą to nie jedyna techniczna bolączka Rise fo the Argonauts. Chyba najbardziej zauważalną jest mocno przeciętna, momentami wręcz słaba oprawa graficzna. Jest to wizualne nieporozumienie, uwzględniwszy fakt wykorzystania w grze technologii Unreal Engine 3! Za to, co zrobiono z tak potężnym silnikiem (spójrzcie choćby na najnowsze Gearsy), programiści powinni za karę przejść dodatek do Gothica 3. Co najmniej dwukrotnie. Może wtedy odpokutowaliby swe winy.

Eksplorując wiele terenów, można odnieść wrażenie obcowania z tytułem poprzedniej generacji. Przeciętne tekstury, znikome szczegóły, drętwa animacja postaci, niezachwycające efekty i ogólna statyczność otoczenia to niestety chleb powszedni w trakcie gry. Najlepiej chyba na tym tle wypada postać głównego bohatera, która w pełnym rynsztunku prezentuje się dobrze, w każdym bądź razie zdecydowanie lepiej od reszty – tak otoczenia, jak i kompanów z drużyny (co oni zrobili z Herkulesem?!). Deweloperzy mieli w zamyśle fajny design, co widać po niektórych lokacjach, stylistyce i samych postaciach (także przeciwnikach), ale wizje te przysłoniły czarne chmury technicznego niechlujstwa. Mogło być naprawdę znakomicie, a jak wyszło - każdy widzi.

Jedynie dwa ostatnie etapy podróży Jazona można uznać za mały przebłysk inwencji projektantów. W ogóle finalne momenty wyszły chyba najlepiej. Gdyby cała gra utrzymała podobną tonację, byłoby na prawdę sympatycznie. Dopiero pod koniec, po wielu godzinach pertraktacji z postaciami niezależnymi, możemy dłużej powalczyć w przyzwoitych warunkach. W ten właśnie sposób powinien wyglądać gameplay, który przytłoczony został przez tony tekstu. Zupełnie niepotrzebnie w tego rodzaju grze.

Powrót na tarczy

Rise of the Argonauts jest rozczarowujące – tak moglibyśmy krótko podsumować najnowszą grę Liquid Entertainment. Nie spodziewaliśmy się po tym tytule, że będzie jednym z hitów bieżącego roku, ale oczekiwaliśmy utrzymania pewnego poziomu, tym bardziej że grę wydaje Codemasters, mające w ofercie naprawdę zacne pozycje. Boli fakt zmarnowania ciekawej historii, bo akurat ta w grze wybija się ponad resztę. Jest wciągająca, co samo w sobie motywuje do ukończenia tytułu i poznania finału, owszem, przewidywalnego, ale to akurat nam nie przeszkadzało. Grę położyły przede wszystkim aspekty techniczne i hmm... chyba brak doświadczenia twórców, znanych głównie z dobrych strategii na PC. Szkoda jest też nam ogromu pracy, jaki włożyli w tytuł aktorzy użyczający swych głosów w dialogach, bo rozmów jest aż nadto. Gdyby nie opowieść i - ogólnie rzecz ujmując - przyzwoity system walki, Rise of the Argonauts leżałoby w agonii, błagając o zakończenie swej męki. Kolejny tytuł, o którym wszyscy szybko zapomną - taka już dola niewykorzystanych potencjałów.

5,0
Zeus ciska piorunami ze złości...
Plusy
  • wciągająca opowiastka
  • fajny, mitologiczny klimat
  • system dialogów rodem z <b>Mass Effect</b>
  • przyjemny w odbiorze rozwój bohatera
  • mimo schematyczności - walka
  • bardzo ładna muzyka w menu
Minusy
  • Oprawa wizualna (zmarnowanie możliwości Unreal Engine 3)
  • Za dużo dialogów i biegania
  • za mało walki
  • brak minimapy
  • zbyt częste straty płynności
  • niewiele bojowego wyposażenia
  • długie loadingi
  • zmarnowany potencjał
  • z cyklu czepiamy się: wygląd Herkulesa
Komentarze
23
Usunięty
Usunięty
27/12/2008 12:39

tak gra ma kilka wad które potrafią wkurzyć ale jest całkiem znośna i ma niezłą choć liniową fabułe choć jak grałem miałem uczucie lekkiego niedosytu ( podobne miałem przy przechodzeniu jade empire). A titan quest ma z Argonautami tyle wspólnego co cywilizacja z Age of Empires więc nie wiem po co go jeszcze wychwalać na koniec (hmmm gra cd-projectu no tak)

Usunięty
Usunięty
27/12/2008 12:39

tak gra ma kilka wad które potrafią wkurzyć ale jest całkiem znośna i ma niezłą choć liniową fabułe choć jak grałem miałem uczucie lekkiego niedosytu ( podobne miałem przy przechodzeniu jade empire). A titan quest ma z Argonautami tyle wspólnego co cywilizacja z Age of Empires więc nie wiem po co go jeszcze wychwalać na koniec (hmmm gra cd-projectu no tak)

Usunięty
Usunięty
26/12/2008 19:44

"Najlepiej chyba na tym tle wypada postać głównego bohatera, która w pełnym rynsztunku prezentuje się dobrze, w każdym bądź razie zdecydowanie lepiej od reszty" - bądź co bądź albo w każdym razie. Język polski trudny, taaa...




Trwa Wczytywanie