Sacred 2: Fallen Angel - recenzja

Lucas the Great
2008/10/19 22:10

Gdyby nie pośpiech....

Każda z postaci może korzystać z unikatowych wierzchowców

Gdyby nie pośpiech....

Gdyby nie pośpiech...., Sacred 2: Fallen Angel - recenzja

Powiadają, że pospiech przydaje się jedynie przy łapaniu pcheł. Możliwe. Pewnym za to jest, że niespecjalnie przydaje się podczas pisania gier. Gdyby nie pospiech, najnowsza produkcja studia ASCARON, Sacred 2: Fallen Angel, byłaby ciskającym na kolana hitem. Niestety, napięte terminy wydawnicze za granicą i w Polsce sprawiły, iż mamy do czynienia jedynie z produktem dobrym. Oczywiście ta sytuacja może się szybko zmienić – wydano już trzecią łatkę, polonizacja przejdzie też na pewno gruntowny lifting. Na dzień dzisiejszy jednak mamy do czynienia z produktem nie do końca dopracowanym. A szkoda, bo potencjał drzemiący w Sacred 2: Fallen Angel i rozmach, z jakim zaplanowano tę grę, rzucają na kolana. Ba! Człowiek nawet zapomina o niedoróbkach, bo zabawa wciąga jak chodzenie po bagnach.

Wakacje w Ankarii

Zwykle urlop typowego Kowalskiego trwa dwa tygodnie. Uczniowie i studenci dysponują dwoma miesiącami wolnego czasu – ci ostatni mogą mieć go więcej, o ile nie biorą udziału w tak zwanej "kampanii wrześniowej". Studio ASCARON zadbało o to, by gracze mogli cały ten czas poświęcić na zabawę z Sacred 2: Fallen Angel. Ukończenie jednej z dwóch kampanii za pomocą jednej z sześciu postaci zajmuje dziesiątki godzin. Na zwiedzenie całego przygotowanego przez niemieckich programistów świata i wykonanie setek zadań pobocznych potrzeba znacznie więcej czasu. Rozbudowane opcje rozwoju postaci dają efekt replayability na poziomie, jakiego od dawna nie uświadczyliśmy. Krótko mówiąc: gra jest ogromna. Niestety, równie imponujące są jej rozmiary na twardym dysku – coś za coś...

Do zwiedzenia mamy świat o niewiarygodnych rozmiarach. Co więcej, nie został on podzielony na osobne mapy – możemy go przemierzać bez potrzeby jakiegokolwiek doładowywania obszarów. Wyjątkiem są bardzo liczne jaskinie i podziemia (też skądinąd obszerne), które są osobnymi lokacjami. Jeżeli na obejście wszystkich zakamarków stolicy jednego z krajów potrzebna może być bita godzina, to czy jakakolwiek inna gra jest w stanie wytrzymać na tym polu porównanie z Sacred 2: Fallen Angel? To było oczywiście pytanie retoryczne. Na tym polu ASCARON nie tylko zdeklasował konkurencję, ale i ustawił jej poprzeczkę na przyszłość tak wysoko, że prawdopodobnie mało kto porwie się na próbę pobicia tego rekordu. Szóstka wspaniałych

Gry hack&slash prezentują dwa typy podejścia do tematu postaci. Część koncentruje się na uwikłanym fabularnie pojedynczym herosie (lub heroinie), nazwanym konkretnie z imienia i posiadającym swoje motywacje. Na drugim biegunie mamy produkcje oferujące galerię barwnych postaci do wyboru. Zwykle wiąże się to z tym, że fabuła dotyczy wydarzeń zewnętrznych, w które ciśnięci zostają gracze wraz ze swymi bohaterami. Ot, ludzie znikąd, ratujący świat. Sacred 2: Fallen Angel – co zaskakujące – należy po trosze do obu owych kategorii. Mamy do wyboru szóstkę postaci, ale każda z nich otrzymała od twórców osobny wątek fabularny, zaczynający się od krótkiego filmiku wprowadzającego. Ta personalna historia biegnie ścieżką równoległą do scenariusza związanego z kampanią i – podobnie jak on – jest opcją zabawy, a nie wymogiem w rozgrywce.

Bohaterowie są dosyć nieszablonowi. W wypadku niektórych to stwierdzenie eufemistyczne... Ot, mamy niby wojownika, ale jest to zmarły wojownik, przywołany zza grobu i dysponujący mocami związanymi z zaświatami. Wojownik Cienia to jednak jeszcze w miarę normalny zawodnik. Prawdziwe zdumienie wywołuje dopiero Strażnik Świątyni – robot bojowy używający broni energetycznej i działający w ramach programu napisanego przez bogów. Jest też Serafia, wojowniczka wywodząca się z rasy, w której żyłach płynie krew aniołów. Kolejna postać to Driada – specyficzne połączenie łuczniczki z wiedźmą władającą magią voodoo. Nie zabrakło i szwarccharakteru – Inkwizytor to żądny władzy i potęgi przedstawiciel kasty kapłańskiej. W sumie najmniej karkołomną postacią jest Wysoka Elfka, władająca potężnymi zaklęciami i przeznaczona dla graczy nielubiących walki kontaktowej.

Czwórka bohaterów – poza dobrą Serafią i złym Inkwizytorem – ma możliwość wyboru kampanii po stronie Światła i Ciemności. Razem daje nam to 10 unikatowych rozpoczęć zabawy. To jednak nie koniec. Każde z szóstki bohaterów jest określone przez atrybuty, umiejętności i sztuki walki. Możliwości rozwoju są bardzo zróżnicowane – daną postacią można się bawić na co najmniej dwa diametralnie różne sposoby. Do tego dochodzą jeszcze – jak to w hack&slash – opcje związane z ekwipunkiem. Jednocześnie zadbano o personalizację pewnych aspektów postaci – pancerze są powiązane z typem bohatera, nadając mu wizualnie unikatowe cechy (tu również jest sporo możliwych opcji – na przykład miejski kamuflaż dla Serafii, czyniący z niej bohaterkę na wpół współczesną). Dodajmy jeszcze, że w sferze dźwiękowej każdy heros i heroina dysponują ponad tysiącem wypowiedzi na rozmaite okazje. Misje, wiele misji

Ekipa ze studia ASCARON zadbała, by eksplorując otwarty świat, gracze nie byli ograniczeni do samej jatki, właściwej gatunkowi. Jak wspomnieliśmy, istnieją dwie osie fabularne, pomagające osobom nieprzepadającym za nadmierną swobodą na znalezienie punktu zaczepienia. Fabuła dzieli się tu na kolejne kroki i misje, wyznaczając cele w kolejnych krainach. Jednakże na każdym kroku można spotkać Bohaterów Niezależnych mających dla nas jakieś zadania. Są ich setki. Co najważniejsze jednak, nie są to jedynie oderwane od siebie proste zlecenia. Powiązano je z tłem fabularnym oraz za ich pomocą uwiarygodniono występowanie pewnego typu wrogów. Na ziemiach elfów szwenda się mnóstwo nieumarłych – jest więc i mnóstwo zadań z nimi związanych, łączących się w swoistą spójną fabułę o rozmiarach zbliżonych do niejednego głównego scenariusza innych gier. Podobną rolę pełnią w Artmarku fanatycy z Mrocznej Krucjaty.

Jak przystało na gatunek, większość zadań sprowadza się do walki. Mimo bogactwa kanw fabularnych twórcy nie próbują nam wmówić, iż mamy do czynienia z czystym cRPG. Trzeba też wyraźnie zaznaczyć (jeśli po opisach niektórych postaci ktoś ma jeszcze co do tego wątpliwości), że Sacred 2: Fallen Angel nie jest grą z ciężkim i poważnym klimatem. To zabawa konwencją, mocno postmodernistyczna i pełna aluzji popkulturowych. Pod tym względem scenarzyści z ASCARON wykazują się podobnym podejściem do nastroju gry, jak twórcy dwóch pierwszych części serii Fallout. Przykładem niech będzie misja z kręgami w zbożu. Gospodarz prosi nas o pomoc – wszyscy mówią, że padł ofiarą żartu, ale on uważa, że sprawa jest poważniejsza. Mamy mu przynieść z pobliskiego miasteczka księgę, w której opisane są podobne przypadki. Gdy to czynimy, nasza postać stwierdza, że wyczytała tam jakieś bzdury o latających spodkach i światłach na niebie. Nie drążąc wszystkich szczegółów, powiedzmy jedynie, że w finale przynosimy gospodarzowi dowód – uciętą głowę Obcego (ksenomorfa takiego jak z serii Alien).

W grze pojawiają się też we własnej osobie członkowie kapeli Blind Guardian, która współpracowała ze studiem ASCARON. Muzycy zawitali na sesji mocap (motion capture) i ich modele stały się jednymi z BN. Misja związana z Blind Guardianem jest kilkuetapowa, a ma za cel umożliwić im zagranie koncertu wieńczącego tournée po Ankarii. Oczywiście nie wszystkie zadania są żartobliwe – wtedy nie robiłyby wrażenia. Zadania oparte na mrocznych tajemnicach i brutalnych porwaniach przeplatają się z takimi jak powyżej lub dotyczącymi szalonej miłości albo mafijnych porachunków. Trzeba przyznać, że w efekcie otrzymujemy mieszankę wybuchową, dzięki której ani przez chwilę nie można narzekać na nudę. Audiowizualne cacko

Pod względem wykonania grafiki i jakości dźwięku Sacred 2: Fallen Angel deklasuje wszystkie dotychczasowe gry hack&slash. Dopracowane co do detalu modele postaci i wrogów bawią oko. Najwięcej powodów do radości mają posiadacze Edycji Kolekcjonerskiej – tym razem nie dostali jedynie gadżetów (zresztą artbook i ścieżka dźwiękowa, czyli dwa podstawowe składniki wszelkich wydań specjalnych, są w podstawowej edycji), a ulepszenie samej gry. Pakiet Elitarnych Tekstur jeszcze bardziej podnosi jakość grafiki (i drastycznie zwiększa ilość zajmowanych przez program gigabajtów przestrzeni dyskowej). Doskonale dobrane głosy postaci i różnorodność ich wypowiedzi oraz często komediowe kwestie wrogów uzupełniają rewelacyjną ścieżkę dźwiękową. Na tym polu trudno twórcom cokolwiek zarzucić.

GramTV przedstawia:

Co więc jest źle?

Przebijając się przez kolejne strony pochwał, zadajecie sobie już pewnie powyższe pytanie. Otóż kłopoty związane są z tym, iż gra nie została do końca dopracowana. Należy do jednych z mniej stabilnych produkcji tego roku – swój pulpit przyjdzie Wam niespodziewanie obejrzeć wiele razy. W nazewnictwie przedmiotów panuje chaos – i to nie tylko wynikający z tłumaczenia na język polski, lecz także z bałaganu koncepcyjnego. Ruch postaci czasem się blokuje w dziwnych momentach, a martwi wrogowie dalej wykonują ostatnią sekwencję animacji. Napięty termin nie zostawił w ogóle czasu na testy polskiemu wydawcy. Cenega ewidentnie zagoniła do tłumaczenia sporo osób, które nie miały okazji wymienić się ze sobą informacjami. Dlatego te same elementy mają w różnych miejscach inne nazwy. Kobold rzucający kamieniami został „goblińską kamienną wieżą”, są też paskudne literówki, jak „Hzyszak”. Słowo „spring” może być „strumieniem” lub „wiosną” – nie mając wiedzy, czego dotyczy nazwa, tłumacz wybrał to drugie, a na ekranie widzimy źródełko. Jakiś oprych przełożył też na naszą mowę nazwę kapeli Blind Guardian... Pozostaje mieć nadzieję, że Cenega szybko wypuści łatkę do polonizacji, bo póki co na każdym kroku coś szczypie w oczy.

Czy więc warto?

Na to pytanie odpowiedź brzmi: tak! Przy grze, w którą można grać wciąż i wciąż, nie ma sensu czekać na wszystkie patche, które połatają niedoróbki wynikające z pośpiechu ekip ze studia ASCARON i z Cenegi. Co najważniejsze, w grze jest tryb multiplayer, który działa. W Sacred był nieco kontrowersyjny, tu daje dużo zabawy i jest w miarę przyjazny w konfiguracji. Szkoda tylko, że nie da się w multi wykorzystać swych postaci z kampanii dla pojedynczego gracza, ale trudno. Tak czy inaczej, Sacred 2: Fallen Angel to gra warta polecenia, pod wieloma względami wręcz rewelacyjna. Do tego oferująca tyle godzin rozrywki, ile tuzin typowych współczesnych produkcji – i to licząc tylko zabawę jedną postacią...

9,0
To nie jest gra na jeden wieczór...
Plusy
  • rewelacyjna oprawa audiowizualna
  • <br> gigantyczny, otwarty świat
  • <br> świetne poczucie humoru
  • <br> barwne postaci do wyboru
  • <br> replayability na rzadko spotykanym poziomie.
Minusy
  • niedoróbki wynikające z pośpiechu twórców
  • <br> niemal zupełnie nieprzetestowana polonizacja.
Komentarze
14
Usunięty
Usunięty
30/12/2014 13:53

Witam czy ta gra potrzebuje stałego połaczenia z internetem czy tylko pod czas aktywacji gry ?

Usunięty
Usunięty
26/10/2008 22:48

Gram na slabym 6 letnim komputerze (1x2,6ghz, 1gb ramu 400) jedynie karta mocniejsza (9600gt) i lekka reka jade na srednio wysokich ustawieniach(jedyna rzecz ktora wydaje mi sie w kwestii grafiki nie dopracowana to animacje, ktore jak w poprzednim sacredzie sa jakies takie sztywne). Moglbym na wyzszych, gdybym mial jeszcze drugiego tyle ramu ( i lepsze dyski;p) bo jak patrze na zuzycie w procesach to ciarki przechodza. Biedny dysk twardy. Ani razu nie doswiadczylem zwiechy do pulpitu. Duzo jest natomiast freezow kilku kilkunasto sekundowych. Co ciekawe (gram w oknie) zmiana focusu i oddanie go grze po sekundzie czesto je przerywaja.Na chwile obecna bledy tlumaczania i logiczne (itemy) nie raza juz jakos specjalnie. Poraza natomiast ogrom swiata. Zwiedzilem moze 5% tego co widac na mapie (a nie uwzglednia to podziemi) w ciagu calego weekendu. Ilosc questow jest adekwatna do swiata, i patrzac teraz na ten skraweczek odkrytej mapy ciezko pod nim lad dojrzec ;p.Jest pare kruczkow, jak np brak modyfikowania opcji w czasie gry, u i tam jakis bug, jakies literowki, ale gra jest naprawde warta polecenia.

Usunięty
Usunięty
22/10/2008 14:34

Ja też gram od dłuższego czasu i musze powiedziec, że na forach trochę panuje histeria bugów w Sacred 2.OK, gra rzeczywiście perfekcyjnie doczyszczona nie jest, ale do pulpitu też mi się jeszcze nei wywaliła. To tylko kwestia szczęścia?




Trwa Wczytywanie