Darkness Within: In Pursuit of Loath Nolder - recenzja

mastermind
2008/07/31 17:42
5
0

Mity Cthulhu w przygodówce

Mity Cthulhu w przygodówce

Mity Cthulhu w przygodówce, Darkness Within: In Pursuit of Loath Nolder - recenzja

Chyba niewielu twórców literatury czy filmu ma tak dużo szczęścia do komputerowej gałęzi rozrywki jak Howard Phillips Lovecraft. Dość powiedzieć, że niemal wszystkie gry nawiązujące do jego twórczości były (mniej lub bardziej) udane. Tytuły takie jak: Shadow of the Comet, Prisoner of Ice, Alone in the Dark (tak, tak, również ta seria u zarania eksploatowała "tematy lovecraftowskie") czy na koniec bliższy naszym czasom, wydany przed dwoma laty, Call of Cthulhu: Mroczne Zakątki Świata to w zasadzie pozycje kultowe. Zwłaszcza ten ostatni, w znacznej części będący "ekranizacją" jednego z opowiadań mistrza, dozujący w wyważonych dawkach napięcie i aurę tajemniczości, zapadł na długo w naszych sercach. A trzeba powiedzieć, że uruchomiony na sprzęcie obecnej generacji nie traci nic ze swojej magii. Owszem, grafika nieco przyblakła, ale atmosfera pozostała gęsta i duszna, jak w żadnej z innych gier. Ktoś, kto choć raz przeżył dramatyczną nocną ucieczkę z obskurnego hotelu w Innsmouth, wie o czym mowa. Tak, bez wątpienia fani horroru w różnych wydaniach wiele Samotnikowi z Providence zawdzięczają...

I oto na ekrany naszych płaszczaków i twardziele blaszaków trafia Darkness Within: In Pursuit of Loath Nolder. Kolejna pozycja nawiązująca do twórczości mistrza, podejmująca wątki mitologii Cthulhu, która reprezentuje gatunek - jak dystrybutor wspomniał na pudełku - "przygodówek z dreszczykiem". I zapewniamy was, że nie ma w tym sformowaniu krzty przesady, bowiem dreszcze przechodzą grającego niejednokrotnie.

Fabuła – rzecz niezwykle istotna w przypadku przygodówek – tu przedstawia się mniej więcej tak: Jako detektyw Howard E. Loreid przemierzamy wzdłuż i wszerz dość ponure zakamarki Wellsmouth w Nowej Anglii, poszukując odpowiedzi na pytanie: "kto odpowiada za śmierć niezwykle zamożnego archeologa Clarka Fielda?". W toku śledztwa, dość szybko zresztą, okazuje się, że w jakiś niewyjaśniony sposób jest z ową śmiercią powiązany niejaki Loath Nolder. Tak się przy okazji składa, że ten ostatni jest do pewnego stopnia guru naszego alter ego, a jakby tego wszystkiego było mało, również (w swoim czasie) zajmował się wyjaśnianiem zagadkowej śmierci Fielda. Czy zatem to właśnie Nolder dopuścił się strasznego morderstwa? I jaki związek z nim mają dziwne kulty oraz tajemnicze obrzędy, w których uczestniczył sam Field? Bez dwóch zdań, atmosfera w Darkness Within: In Pursuit of Loath Nolder, budowana już od pierwszej chwili z zegarmistrzowską precyzją, jest bliska tej z kart opowiadań Lovecrafta.

Detektywistyczny obłęd

Przygodówka ta w przeważającej mierze opiera się na tajemnicy, mrocznym klimacie i charyzmie głównego bohatera. W Darkness Within: In Pursuit of Loath Nolder Howarda nie widzimy, ale za to bezustannie niemal słyszymy. Całkiem dobrze dobrano głos głównego bohatera. Aktor wypowiadający kwestie Howarda jest przekonujący, a trzeba dodać, że wiele wypowiedzi to jakby wewnętrzny monolog bohatera, co łatwym zadaniem aktorskim nie jest. Dodatkowo ładna intonacja oraz spokojny, miękki głos sprawiają, że komentarzy słucha się bez znużenia. Są jednak od tego wyjątki. Głównie wtedy, gdy banał dialogów (co nie jest już oczywiście winą aktora) powala na łopatki. Głupawe zdania w stylu: "strasznie się boję", mające pewnie w zamierzeniach twórców potęgować grozę, działają przeciwnie. Rozbijają misternie budowany klimat, wywołując przy tym zgrzytanie zębów u gracza. A jest tego niestety niemało, bowiem cała akcja Darkness Within: In Pursuit of Loath Nolder składa się w zasadzie z przeplatających się snów, marzeń i działań detektywa na jawie.

Trzeba również zaznaczyć, że omawiana gra nie jest typową przygodówką (ot, choćby w stylu Jack Keane’a), w której co i rusz rozmawiamy z napotkanymi postaciami. Te ostatnie można policzyć na palcach jednej ręki i w zasadzie możemy zaryzykować stwierdzenie, że przez większość czasu eksplorujemy dość statyczne lokacje, zbierając materiały przydatne w dalszym śledztwie. Te kilka rozmów, które w trakcie zabawy odbędziemy, to albo konwersacje telefoniczne (z jednym z przyjaciół), albo dziwne spotkania z jeszcze bardziej dziwnymi interlokutorami, którzy chociażby... znikają. Klimat potęgującego się obłędu jest zatem budowany również na tym poziomie.

Co ciekawe, jeśli w czasie owych sporadycznych rozmów wybierzemy niewłaściwą opcję, możemy... zginąć. No, może nie tak do końca, bo po chwili autosave przywróci nas do momentu sprzed "błędnego wyboru", ale coś na miarę "śmierci" jest w grze obecne. I nie jest to raczej zbyt dobre rozwiązanie, bo w zasadzie do niczego sensownego nie prowadzi. Ot, zginęliśmy, więc w kolejnej odsłonie zamiast "pierwszej" opcji dialogowej wybieramy "drugą" i po sprawie.

Rozkosze łamania głowy

Bohater i dialogi są w grze przygodowej niezwykle ważne, ale jeszcze ważniejsze są chyba wyzwania, jakie postawili przed nami twórcy. Pod względem zagadek Darkness Within: In Pursuit of Loath Nolder została pomyślana niejako na kilku poziomach. Na najprostszym mamy rzecz jasna kolekcjonowanie przedmiotów i używanie ich w stosownych miejscach. A to dopasujemy kluczyk do właściwego zamka, a to użyjemy liny na rurach, aby przygotować sobie zejście do głębokiej studni, a to znów pozbieramy fragmenty pewnej tabliczki, aby móc odczytać nuty. Inny rodzaj zagadek to układanki oraz wyzwania „muzyczne”. Nie ma ich zbyt wiele, ale – zwłaszcza te ostatnie - bywają nieco kłopotliwe. Dla przykładu, aby przejść dalej w scenie z pewnym aborygeńskim instrumentem, należy wykazać się opanowaniem i słuchem godnym największych wirtuozów. Jakiekolwiek opóźnienie w wygrywaniu melodii skutkuje bowiem niepowodzeniem.

Kolejny typ zagadek związany jest z urządzeniem, które bezustannie nam towarzyszy. Jest to jakby wielka baza danych, w której automatycznie zapisują się wnioski z odbytych rozmów i spostrzeżeń poczynionych przez bohatera – dosłownie wszystko, co ma jakiekolwiek znaczenie. W ciekawy sposób rozwiązano sposób "kolekcjonowania" tego typu wskazówek przez Howarda. Na przykład, czytając książkę lub jakieś dokumenty, możemy, po pierwsze, przyjrzeć się niektórym z nich uważniej (specjalny przycisk). Po drugie natomiast, część tekstów w grze (księgi, listy, dokumenty itp.) można zaznaczać, wyciągając zeń w ten sposób istotne tropy. W praktyce wygląda to tak, że klikamy na ikonę odpowiedzialną za czerwony pisak, a następnie podkreślamy istotne fragmenty tekstu. Potem znów wciskamy stosowną ikonę i dowiadujemy się, na ile mieliśmy nosa. Bardzo klimatyczne rozwiązanie.

GramTV przedstawia:

Oczywiście w Darkness Within: In Pursuit of Loath Nolder czyta się bardzo dużo i najlepiej robić to spokojnie i uważnie. Jeśli jednak nie uda nam się znaleźć jakiejś wskazówki (i przez to nie możemy posunąć się dalej), nic nie stoi na przeszkodzie, aby po kolei zaznaczać całe akapity i tą mocno inwazyjną metodą odnaleźć w końcu upragnione wskazówki. Mniej to finezyjne, rozbija nieco atmosferę, ale z recenzenckiego obowiązku wspomnieć należy, że taka możliwość istnieje. Ogólnie poziom zagadek ocenić można na wyrównany i niezbyt wysoki, a w każdym razie nie koszmarnie wysoki. Z wyjątkiem wspomnianej gry na instrumencie raczej nie sprawiają większych kłopotów, są logiczne, a znalezione przedmioty i wskazówki dość szybko naprowadzają nas na właściwe tropy. To duża zaleta, bo dzięki niej gra się w Darkness Within: In Pursuit of Loath Nolder potoczyście i sprawnie, unikając irytujących momentów, w których nie wiadomo, co uczynić. Zresztą gra została tak przemyślana, że jeśli w danym momencie mamy coś jeszcze zrobić w lokacji, do innej nie zostaniemy przeniesieni, a Howard poinformuje nas o tym sentencją w stylu: "chyba powinienem się przespać, zanim ruszę dalej".

Liniowo do bólu zębów...

W tym miejscu warto z pewnością zastanowić się nad tematem liniowości rozgrywki. Więc tak – Darkness Within: In Pursuit of Loath Nolder liniowa jest, ale w obrębie poszczególnych lokacji (np. domu, biura itp.) możemy robić już wszystko w sposób w miarę dowolny. Jednak bez wątpienia czuje się, że scenariusz toczy się wedle ustalonej chronologii i swego rodzaju "prowadzenie" za rączkę jest mocno wyczuwalne. Dla przykładu, jeśli na jakimś etapie autorzy nie zaplanowali, że zapoznamy się z jakimś dokumentem, to mimo iż leży on na wierzchu, odczytać się go nie da. Za to po wykonaniu określonej sekwencji czynności - proszę bardzo: tekst można już przyswoić.

A jak gra prezentuje się pod względem wizualnym? O ile jeszcze same lokacje i wystrój wnętrz są nawet klimatyczne (nic wielkiego, ale jakiś tajemniczy i mroczny nastrój jednak trzymają), o tyle gorzej jest z postaciami, wśród których są zarówno słabo narysowane, jak i kiepsko animowane. I nie tłumaczy tego fakt, że owe postaci są tajemnicze i mają przerażać. Są po prostu niedopracowane i tyle. Generalnie pod względem wizualnym Darkness Within: In Pursuit of Loath Nolder jest mniej więcej na poziomie Call of Cthulhu: Mroczne Zakątki Świata, a przecież obie gry dzieli kilka lat...

Na szczęście grafika nie jest wszystkim, co może przesądzić o klimacie rozgrywki. O ile ta pierwsza nie powala, o tyle ów klimat świetnie ratuje udźwiękowienie. Wszelkiego rodzaju szmery, jęki, wycia, delikatne stukoty, skrzypnięcia desek, odgłosy kroków, niesprecyzowanych uderzeń tworzą atmosferę tak intensywną, że nasza wyobraźnia zaczyna pracować. Prosty przykład – w pewnym momencie wracamy do jakiegoś domu, z którego wcześniej w panice uciekliśmy, przestraszeni pojawieniem się dziwnych ludzi (a właściwe tylko ich cieni...). Wracamy, aby odszukać kilka kolejnych wskazówek i przedmiotów. Słysząc delikatne stukoty i odgłosy kroków dosłownie w panice przeczesujemy pomieszczenia, co chwilę oglądając się za siebie. Niebezpieczeństwo nie nadchodzi, ale sugestywny klimat, który wyczarował je w naszej wyobraźni, trzeba docenić.

Gdybyśmy stawiali oceny...

Jak wynika z powyższej recenzji, Darkness Within: In Pursuit of Loath Nolder jest grą dosyć nierówną. Pod względem graficznym nieco zapóźnioną, do tego liniową, co czasami po prostu za bardzo rzuca się w oczy, a przy tym razi momentami banałem wypowiadanych przez bohatera sentencji. To z pewnością nie są atuty. Z drugiej strony gra broni się świetnym klimatem, interesującą w gruncie rzeczy fabułą oraz piekielnie dobrym udźwiękowieniem. Bez wątpienia ma w sobie również sporo z nastroju prozy Lovecrafta i trzeba to docenić. Summa summarum wychodzi więc na to, że otrzymaliśmy produkcję, której należałoby wystawić ocenę ze środka skali. Oczywiście gdybyśmy oceny na gram.pl wystawiali :)

Materiał filmowy

Get Adobe Flash player

7,0
Przygoda z Lovecraftem w tle
Plusy
  • klimat, atmosfera<br> niezły głos bohatera<br> zagadki, opowiadana historia
Minusy
  • <br>przestarzała grafika<br> momentami banalne komentarze Howarda<br>zbyt liniowa rozgrywka
Komentarze
5
Usunięty
Usunięty
31/07/2008 22:58

Oj cos mi sie wydaje ze gierka wysiada przy Call oF Cthulhu.

Usunięty
Usunięty
31/07/2008 21:36

"otrzymaliśmy produkcję, której należałoby wystawić ocenę ze środka skali."5/10 ?? az taki badziew to jest ?? omg .. nie sądze zeby ''kilka irytujacych wpadek '' az tak drastycznei zanizylo ocene, bo kilka irytujacych BARDZO wpadek to jest w mass effect .. ;)

Usunięty
Usunięty
31/07/2008 19:04

Nie ma zbyt wiele gier z prozy Lovecrafta bo któż chciałby szargać dzieła mistrza? Taki Call of Cthulhu: Mroczne Zakątki Świata wywoływał u mnie niemal przerażenie (wczucie się w bohatera potrafi zaboleć) w przeciwieństwie do reszty horrorów.AitD? No tak, przypomniała mi się jedna z okładek na której Edward trzyma lampę i jest zwrócony w kierunku ''morskiego czegoś" (nie wiem czy to sam Ktulu).Choć i tak lepsza proza niż gry...




Trwa Wczytywanie