Mass Effect: Revelation – recenzja książki

Lucas the Great
2008/07/11 18:00

Wszelakie produkty licencyjne - czy w inny sposób wtórne względem oryginalnych dzieł -zwykle ocierają się o tandetę. W pewnym sensie w najgorszej sytuacji jest tu literatura, bo z założenia już na etapie przyklepywania kontraktu wydawca traktuje temat co najmniej niedbale. Oczywistą oczywistością jest (by użyć tu języka polityków), że renomowany artysta pisarz nie podejmie się zlecenia tego typu, bo klauzule o nienaruszalności oryginału krępują mu ruchy bardziej, niż betonowe buty sprezentowane przez mafię. Skoro bowiem na każdym kroku fabułę trzeba dostosowywać do wytycznych, a często wręcz kalkować dokładnie z pierwotnego dzieła, to gdzie tu miejsce na coś innego poza frustracją? Zabierają się więc za książkowe adaptacje filmów, gier i inszych produktów jedynie rzemieślnicy, a ci bardzo różnią się umiejętnościami. Ogólnie wychodzi w końcu na to, że ani pisarz się nie postarał, ani wydawcy nie zależało, ani kasy na profesjonalną redakcję nie przewidziano w budżecie. Na naszym rynku jest jeszcze gorzej, bo świadomy tandetności produktu wydawca lokalny nie zawraca sobie nawet głowy szukaniem dobrego tłumacza...

Mass Effect: Revelation – recenzja książki

Wszelakie produkty licencyjne - czy w inny sposób wtórne względem oryginalnych dzieł -zwykle ocierają się o tandetę. W pewnym sensie w najgorszej sytuacji jest tu literatura, bo z założenia już na etapie przyklepywania kontraktu wydawca traktuje temat co najmniej niedbale. Oczywistą oczywistością jest (by użyć tu języka polityków), że renomowany artysta pisarz nie podejmie się zlecenia tego typu, bo klauzule o nienaruszalności oryginału krępują mu ruchy bardziej, niż betonowe buty sprezentowane przez mafię. Skoro bowiem na każdym kroku fabułę trzeba dostosowywać do wytycznych, a często wręcz kalkować dokładnie z pierwotnego dzieła, to gdzie tu miejsce na coś innego poza frustracją? Zabierają się więc za książkowe adaptacje filmów, gier i inszych produktów jedynie rzemieślnicy, a ci bardzo różnią się umiejętnościami. Ogólnie wychodzi w końcu na to, że ani pisarz się nie postarał, ani wydawcy nie zależało, ani kasy na profesjonalną redakcję nie przewidziano w budżecie. Na naszym rynku jest jeszcze gorzej, bo świadomy tandetności produktu wydawca lokalny nie zawraca sobie nawet głowy szukaniem dobrego tłumacza...

Człowiek ze środka

Na szczęście powieści Mass Effect: Revelation nie dotyczy niemalże żaden z typowych problemów. Po pierwsze nikt tu nie zatrudniał pisarza z zewnątrz – autorem jest Drew Karpyshyn, czyli właściwie ojciec fabuły i dialogów w grze Mass Effect. Po drugie wydawcą jest Del Rey Books, wyspecjalizowana w fantastyce i nowelizacjach (w tym "gwiezdnowojennych") marka stworzona przez Ballantine Books. Po trzecie powieść nie odtwarza wydarzeń z gry, a jest ich prequelem. Po czwarte nikt jej na nasz rodzimy język nie przetłumaczył... No, może za naszym wyjątkiem, bo udostępniliśmy Wam na gram.pl fragment w przekładzie wybitnego tłumacza fantastyki, Piotra W. Cholewy, który znajdziecie tutaj.

Drew Karpyshyn nie jest pisarzem, od tego chyba należy zacząć. To znaczy lubi pisać i całkiem przyzwoicie mu to wychodzi, ale przede wszystkim pozostaje scenarzystą i kreatorem światów. Widać to świetnie w jego książkach (nowelizował Tron Bhaala, wydano mu też historie o znanym graczom jegomościu, ukrywającym się pod pseudonimem artystycznym Darth Bane, z gry KotOR) - i Mass Effect: Revelation nie jest tu wyjątkiem. Agresywni recenzenci określiliby jego styl jako przezroczysty, ale trzeba przecież pamiętać, że mamy do czynienia z literaturą czysto rozrywkową, więc odporną na zarzuty krytyków z głównego nurtu. Jeśli ktoś więc liczy na spotkanie z językiem literackim z najwyższej półki artystycznej, może od razu wybić sobie swoje pomysły z głowy. Karpyshyn po prostu opowiada historię i robi to, korzystając ze standardowych, dostępnych dla siebie narzędzi. Gdy ktoś mówi coś w złości, musi uderzyć pięścią w ścianę, a gdy opanuje złość, będzie miał ton głosu „zimny jak lód” – kalki gonią kalki. Ale wiele można wybaczyć autorowi, gdyż same dialogi i dogłębna znajomość prawideł opisywanego świata rekompensują czytelnikowi zgrane literackie klisze. Opowieść od środka

Jak zostało wspomniane, Mass Effect: Revelation opowiada o wydarzeniach, które poprzedziły te znane z fabuły gry. Cofamy się więc w czasie do momentu, gdy niejaki Saren nie był jeszcze (oficjalnie przynajmniej) zbuntowanym agentem i obserwujemy łańcuch zdarzeń, które doprowadziły go do punktu, w którym znajduje się na początku gry Mass Effect. Większość wydarzeń obserwujemy, podążając za Davidem Andersonem, wówczas jeszcze zaledwie porucznikiem... Gracze poczują się jak ryba w wodzie, odwiedzą znajome miejsca i spotkają znajome osoby. Co jednak z osobami, które nie mają w zwyczaju zajmować się cRPG? Otóż, co mile zaskakuje, znajomość Mass Effect nie jest niezbędna, by dobrze się bawić, czytając książkę Karpyshyna. Powieść broni się sama, historia wciąga, a świat wykreowany wręcz przytłacza ilością detali. Mamy tu do czynienia z porządnie wykonaną space operą, może bez ambicji artystycznych, ale za to umieszczoną w kompleksowym świecie, nie będącym jedynie tekturową dekoracją dla popisów bohaterów. Oczywiście każda osoba, która przeszła Mass Effect, czytając wszystkie przypisy i informacje zawarte w grze, będzie bawić się podczas lektury nieporównywalnie lepiej. Choć z drugiej strony może stracić część rozrywki, pamiętając, jak skończą się niektóre opisywane wydarzenia.

GramTV przedstawia:

Trochę historii

Świat wykreowany na potrzeby gry Mass Effect zdecydowanie zasługuje na obecność i w innych mediach. Może to dobrze, że pierwszy krok zrobił właśnie Drew Karpyshyn, który zna go od podszewki i ma nim wypełnioną głowę. Pod względem przedstawienia świata i prezentacji przemyślanych detali ustawił swoim ewentualnym następcom poprzeczkę bardzo wysoko. Miło jest przeczytać na przykład, czemu ziemskie okręty kosmiczne mają okna, choć całość nawigacji odbywa się cyfrowo, a technologia stealth jeszcze nie została zastosowana... otóż chodzi o czynnik psychologiczno-rekrutacyjny floty. Co to oznacza? To już należy postarać się sprawdzić na własną rękę, korzystając z edycji kolekcjonerskiej gry na platformę Xboks 360 lub polując na przygotowane przez Random House (właściciela Ballantine Books) wydanie cyfrowe. Tak czy inaczej, powstała już kolejna powieść Karpyshyna osadzona w świecie Mass Effect, opowiadająca o losach jednej z bohaterek pierwszej książki i o kwestiach związanych z organizacją Cerberus. Prawdopodobnie autor nie poprzestanie na tym i z czasem biblioteczka efektu masowego może się rozrosnąć. Oczywiście nie do rozmiarów Cytadeli, bo Drew Karpyshyn ma przecież na karku również prace nad kontynuacją gry...

Tak więc, zbierając na koniec wszystko w garść, trzeba przyznać, że w przypadku powieści opartej na świecie stworzonym dla potrzeb gry, lepiej jako autor sprawdza się twórca scenariusza niż zawodowy pisarz. Drew Karpyshyn czuje i kocha wykreowany wspólnie ze swoim teamem świat i potrafi o nim pisać lekko, swobodnie, a zarazem kompleksowo. Nie ma może pióra najwyższych lotów, ale nadrabia to smykałką do dialogów i dynamiką fabuły. Dla osób, które pokochały Przestrzeń Cytadeli – lektura obowiązkowa. Dla innych, sympatyczna space opera napisana czystym, by nie rzec, iż momentami sterylnym, językiem – więc coś, co przy okazji pomoże w nauce angielskiego...

Komentarze
25
Bodzio-Gracz
Gramowicz
21/07/2013 11:00

Książki na podstawie gier są cudowne, muszę sobie zakupić tą książkę :-).

Usunięty
Usunięty
13/04/2010 15:27

Książki z serii Darth Bane nie są związane z KotORem oprócz kilku nawiązań, a Darth Bane nie pojawia sie w tej grze. KotOR dzieje sie 3 000 lat zanim sie urodził.

Usunięty
Usunięty
06/09/2008 21:08

Zamówiłem obie - 44zł w EMPiK. Mam nadzieje że się nie zawiode. Książki pisał ten sam człowiek co scenariusz w ME więc mam przeczucie, że nie kupuje makulatury :)




Trwa Wczytywanie