Nie hicior, ale młóci się miło
Jeśli chodzi o aspekty wizualne, gra nie zalicza się z pewnością do pierwszej ligi. Owszem, efekty czarów wyglądają ładnie i kolorowo, zwłaszcza w dalszej części gry, ale poza tym jest raczej marnie. Przy zbliżeniach szczegółowość obiektów jest jeszcze w miarę znośna, ale w oddaleniu nie jest już tak bogato i szczegółowo. Powiedzielibyśmy, że projekty lokacji wyglądają raczej szarawo i jednostajnie, a do tego nieco schematycznie. Również do ustawień kamery (dostępne są trzy) można się odrobinę przyczepić. Brakuje takiego, w którym ogarnialibyśmy spory obszar w widoku TPP. Ten, który zastosowano, praktycznie uniemożliwia zabawę, dlatego najczęściej wykorzystuje się rzut izometryczny. Na szczęście można szybko (rolką myszy) zmieniać wysokość kamery. Również jeśli chodzi o przeciwników, nie mamy do czynienia ani z ich powalającą liczbą, ani z ekscytującym wyglądem. Są dla przykładu: szkielety, kraby, przerośnięte straszydła, roje owadów, plujące niby-robale, pająki, golemy rzucające głazami, jakieś ogromne monstra z toporami czy mnisi. Nawet sporo, ale ich projekty nie robią jednak jakiegoś większego wrażenia i są jakieś takie nieco zbyt ciemne... Innymi słowy – takich już widzieliśmy.
Pod względem graficznym Avencast: Rise of the Mage jest ubogi z jeszcze jednego powodu. Nie grzeszy różnorodnością lokacji. W zasadzie 70-80% zabawy toczy się w murach Akademii, gdzie zwiedzamy bliźniaczo podobne korytarze i pomieszczenia. Mijamy stosy spalonych książek, regałów i innych elementów wyposażenia. Czasami wyjdziemy też na dziedziniec, ale i on za ładny nie jest. Gdy natomiast w jednej z misji pobocznych przeniesiemy się do świata wróżek, no cóż... Powiedzieć można o nim wszystko, ale nie to, że powala pięknem przedstawionego krajobrazu. Jest przy tym mikroskopijny, więc nasza wizyta tam kończy się szybciej, niźli się zaczęła. Z kolei gdy dalej przyjdzie nam się przenieść w czasie i przestrzeni, lokacje nabiorą wprawdzie innego klimatu (pustkowia, lochy, coś na kształt pustyni), ale nie nabiorą niestety rumieńców.
Z innych mniejszych wad można wspomnieć o zaledwie czterech slotach na towary podczas handlu. Zamiast wskazać wszystkie przedmioty i potem zatwierdzić je jedną ikoną "sprzedaj", musimy "opylać" dobra Goblinowi "czwórkami". Dziwne... Nieco utrudniony jest również dostęp do wyświetlających się na ekranie okien (ekwipunek, postać, inwentarz itp.), gdyż niektóre z nich zachodzą na siebie, a przesunąć ich nie ma jak.
Na koniec najważniejsze pytanie: czy opłaci się wysupłać parę dyszek za Avencast: Rise of the Mage. Po chwili zastanowienia i spędzonych miło z grą godzinach zabawy, wypada stwierdzić, że jednak tak. Gra nie jest hitem – to oczywiste, a ponadto ma kilka wymienionych w recenzji mankamentów. W pełni rekompensuje je jednak przyzwoita fabuła i świetny, a do tego doskonale wyważony, model rozgrywki. Dobrze nas zrozumieliście: w pełni rekompensuje! W Avencast: Rise of the Mage po prostu niezwykle przyjemnie wycina się w pień kolejnych przeciwników, z lubością dobiera zdobyczny ekwipunek i rozmawia z postaciami, poznając tajemnice Urii. Tak naprawdę lubując się w podobnych klimatach, ciężko się od niej oderwać aż do samego końca. Summa summarum gra jest więc nieco powyżej przeciętnej i z całą pewnością zasługuje na uwagę.
Materiał filmowy