ESWC 2008 okiem community i spojrzeniem Lurra

Lurynowicz
2008/05/13 20:31

ESWC, tej!

ESWC, tej!

ESWC, tej!, ESWC 2008 okiem community i spojrzeniem Lurra

Z imprezami growymi w Polsce jak jest – każdy wie. Próżno szukać tu wydarzeń pokroju Games Convention, jak u naszych zachodnich sąsiadów, ale mimo to żądni igrzysk gracze mają coraz mniej powodów do narzekania – w końcu zaczyna się coś u nas dziać. Jedną z jaskółek na nieboskłonie był event z cyklu Electronic Sports World Cup 2008, który miał miejsce 10 i 11 maja bieżącego roku w Poznaniu. Nie mogło oczywiście zabraknąć tam gramowej ekipy, która to stawiła się całkiem licznie – dzięki, dziewczyny i chłopaki! Naszych ludzi było widać wszędzie i w gruncie rzeczy nie musieli nawet specjalnie się starać, ale po kolei.

Delegacja z Warszawy w postaci Laid backa oraz wyżej podpisanego wyruszyła rano z dworca centralnego Luxtorpedą w kierunku stolicy Wielkopolski. Mało brakowało, a zmuszeni bylibyśmy wraz z Piotrkiem dzwonić po Hana Solo, by podrzucił nas Sokołem Millenium. Winę zwalamy na jedyną wolną kasę i wczesną porę – zegar biologiczny każe wtedy smacznie spać, a nie ciężko pracować. Do naszej ekipy dołączył Piotrbov, zaś ranny ptaszek Siepu wyruszył pół godziny wcześniej. Podróż umknęła bez większych perturbacji bądź przekrętów, jeżeli nie liczyć morderczego sedesu i darmowego prysznica, który gwarantuje podróżnym PKP InterCity. Po naciśnięciu spłuczki toaleta wydaje dźwięki rodem z pola walki – aż złapałem się za głowę z okrzykiem "take cover!", natomiast umywalka myje nie tylko ręce, ale pierze również spodnie i koszulkę. Trochę EXP’a mi za to nabiło, nie powiem.

Po wysypaniu się z wagonu na peron powitaliśmy Poznań bananami na twarzach i ruszyliśmy zgodnym krokiem w kierunku Międzynarodowych Targów Poznańskich, obierając marsz na tak zwaną "iglicę". Gramowiczki i gramowicze, wszyscy wyposażeni w odpowiednie koszulki, czekali już na nas na miejscu (a że długo? Przeca mówiliśmy, że zbiórka o 10!). Deih, nie marudź! Nawyściskalim się i tym podobne przemiłe rzeczy, ale koniec już tych romantycznych bzdetów. Wszyscy dobrali się w pary i weszli na darmowe wejściówki, które wydębiło dla nas gramowe community. Hala, w której odbywała się impreza, stanęła otworem (zionącym ciemnością, warto dodać).

Na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że ESWC raczej nie będzie miało co równać się rozmachem i frekwencją z Poznań Game Arena. Z drugiej strony trudno się temu dziwić, gdyż event ten to przede wszystkim rozgrywki turniejowe – takież to było właśnie jego główne przeznaczenie. Kilkunastu wystawców także wystawiło swoje kramiki, niektóre natomiast bardzo ciekawe. Między innymi można było z bliska podziwiać bolid, którym jeździ Robert Kubica, a także zasiąść w jego replice i spróbować swoich sił na wirtualnym torze F1. Na odwiedzających czekało również sporo stanowisk free-play. Chętni mogli popykać między innymi w Wii Sports, Frontlines, PES 2008, GTA IV (wersja PS3 – brrr...!), pecetowe wersje Mass Effect (który Baal Namibowi, się nie podoba – na stos!) i Assassin's Creed, Guitar Hero III, Dancing Stage (groovy!), Bad Company, UEFA Euro 2008 i Devil May Cry 4. Nie zabrakło również zabawek w stylu mat do tańca, gadżetów Real Play (PS2) oraz piłkarskiej maty, dzięki której można było się poczuć prawie jak na prawdziwym boisku (a prawie robi wielką różnicę!). Chętni mogli również zgarnąć nagrody za potyczki na tanecznych matach i w TrackManię Nations. Periodyki growe rozdawane były za darmo, zaś RMF MAXXX umożliwiło wcielenie się na chwilę w didżeja – każdy mógł sobie „podrapać” winyle. Trzeba było jednak przyznać, że impreza była rajem dla smycz-hunterów – gadżetowy gamescore niektórzy powykręcali wręcz na maksa!

Gramowa brać rzecz jasna musiała zaznaczyć swoją obecność. Co chwila widać było osoby przemykające w spersonalizowanych koszulkach poruszające się grupami od stoiska do stoiska. Jeżeli chodzi o tradycję rozkładania się pod toaletą i ocenianie przechodzących booth babes to wyszło mizernie, gdyż żadne nowe hostessy się nie pojawiły i męska część naszej ekipy z dezaprobatą wyrażała się o tym fakcie. Nic jednak straconego, gdyż narobiliśmy fotek w różnych niekonwencjonalnych pozach i minach. Stwór, który wpadł na parę chwil, przeszedł samego siebie wskakując na mnie i dając mi wyrazy swojej miłości. Fuj! Nermi zaś napastowała biednego Laid backa i innych przedstawicieli płci brzydszej. Normalnie Elexis Sinclair (SiN) w realu!

GramTV przedstawia:

Kurant wybił czternastą, koziołki nie stuknęły się rogami (bo stukają się o dwunastej), a Gramowicze zebrali się w punkcie zbornym celem spożycia ciepłego posiłku mającego zapewnić "pałer" na kolejne długie godziny naparzania we wszelkie możliwe gry na targach. Tutaj rozpoczął się eksodus, który można porównać nie przesadzając do wyprawy po złote runo. Ponad dwadzieścia burczących żołądków postanowiło wrzucić coś na ruszt poza terenem targów, nauczone błędami z poprzedniego PGA. Miejscowa jadłodajnia oferowała dość wątpliwej jakości "potrawy" za niebotyczne pieniądze (banknotów z Monopoly nie przyjmowali), toteż kolektywnie skierowaliśmy się ku wyjściu w kierunku Mostu Dworcowego. Niestety, z powodu drobnych wypadków formalnych nie mogliśmy opuścić budynku i po jakimś czasie do niego wrócić – pan pilnujący porządku nie dał się pokonać, że jesteśmy bardzo porządni i wchodziliśmy na wspólne bilety, więc nie będzie problemu z ponownym wkroczeniem na targi. Cóż, fiasko operacji zwiastowało kolejne czterdzieści minut wyrwane z życiorysu. Kolejka w pobliskim fast-foodzie była wręcz McAbryczna, zaś kiosk z bułkami i gumami do żucia okazał się niebytem – znów słaby research... albo działania kontrwywiadu? Gwóźdź przybił YahooPL swoją bardzo wesołą miną. ;) Mniejsza z tym. Czekanie dwóch godzin na 10 pizz nie było zbyt rozsądnym posunięciem, toteż zmuszeni zostaliśmy do skorzystania z usług wcześniej wymienionego bistro. Mimo to porozmawialiśmy sobie miło przy jedzeniu, co zrekompensowało zabójcze ceny. Przy okazji robiłem eksperyment na poznaniakach pytając ich, czy rozróżniają pojęcia "słodka bułka" i "drożdżówka" (w Wielkopolsce to nie to samo). Trochę o pyrach, trochę o gziku, tej!

Wszyscy wrócili na główną arenę dalej zwiedzać stoiska i wyłapywać co ciekawsze kąski. Atrakcji pod koniec było całkiem sporo. Jedną z nich był dość... hmm... ciekawie zachowujący się człowiek prowadzący turniej Pro Evolution Soccer – garret (przez małe "g" - ważne!). Tłuszcza graczy rzuciła się jednak na nagrody rozdawane przez wystawców (niektóre całkiem niezłe!). Pierwszy dzień imprezy powoli dogasał – przynajmniej od strony naszej społeczności i pozostałych zwiedzających, w międzyczasie odbywały się jeszcze rozgrywki Counter-Strike i inne. Stołeczna delegacja niestety musiała już opuszczać słoneczny tego dnia Poznań. Żałowałem, że żegnam się z tak zacną brygadą – nie kituję. Dla Siepa w tym pięknym mieście tak się spodobało, że został jeszcze chłopaczyna na trochę. ;) Zaopatrzyliśmy się jeszcze z Laid backiem w wyborne wielkopolskie wypieki z białym makiem i wskoczyliśmy do pociągu (i to nie byle jakiego, a tego do Warszawy). "Pyrlandia" oddalała się z każdym stukotem kół o szynę spojoną z podkładem...

Podsumowując – pomimo pewnego niedosytu i niezbyt wielkiej ilości zwiedzających, wszystko dzięki gramowiczom wypadło in plus! Humory dopisały, a i niezapomniane rozmowy warte były przybycia na ESWC 2008. Co do niedzieli – sugeruję wypowiedzieć się tym, którzy byli, w dedykowanym wątku. My tu jeszcze – na PGA – wrócimy, tej!

Komentarze
54
Lurrcio
Gramowicz
14/05/2008 17:02

W naturze... Zboczeniec! :P Ew. mogę dać za to kilka kartofli - więcej to przesada. :P

Lurrcio
Gramowicz
14/05/2008 17:02

W naturze... Zboczeniec! :P Ew. mogę dać za to kilka kartofli - więcej to przesada. :P

Usunięty
Usunięty
14/05/2008 16:57

Pf. Żebyś widział co mówiła jak przypadkiem wszedłem na czata z ekipą od DuelMaila... ^^Co nieco mnie się oberwało (cytuję - "czemu usery już tu są? Szerszeń cholero!"), a potem wylot z kanału. :)




Trwa Wczytywanie