Philip Pullman – „Mroczne materie” - recenzja

grimnir
2008/03/01 20:54

Pisanie literatury propagandowej to taka sama ciężka praca jak pisanie każdej innej. Z tą jednakowoż różnicą, że zawsze pozostanie pisarzowi grupa czytelników, która wybaczy wszelkie potknięcia ze względu na słuszność stawianych w książce tez. I na odwrót: każdą krytykę (nieważne, czy merytoryczną, czy nie) można zbić, zarzucając krytykowi vel krytykantowi wraży dla idei światopogląd, niezależnie od stawianych książce zarzutów. Albowiem zdaniem fanatyków dowolnej idei człowiek o wrażym światopoglądzie organicznie wręcz niezdolnym jest do sprawiedliwej oceny wielkiego, bo przecież słusznego, dzieła. Tym niemniej spróbujmy sobie z takową literaturą poradzić.

Philip Pullman – „Mroczne materie” - recenzja

Pisanie literatury propagandowej to taka sama ciężka praca jak pisanie każdej innej. Z tą jednakowoż różnicą, że zawsze pozostanie pisarzowi grupa czytelników, która wybaczy wszelkie potknięcia ze względu na słuszność stawianych w książce tez. I na odwrót: każdą krytykę (nieważne, czy merytoryczną, czy nie) można zbić, zarzucając krytykowi vel krytykantowi wraży dla idei światopogląd, niezależnie od stawianych książce zarzutów. Albowiem zdaniem fanatyków dowolnej idei człowiek o wrażym światopoglądzie organicznie wręcz niezdolnym jest do sprawiedliwej oceny wielkiego, bo przecież słusznego, dzieła. Tym niemniej spróbujmy sobie z takową literaturą poradzić.

Cykl Mroczne materie Philipa Pullmana to prawdziwy bestseller. Jego pierwsze wydanie potrafi kosztować w Anglii sumy porównywalne z pierwszymi wydaniami dzieł Tolkiena. Cytując notkę wydawcy, pan Pullman „w swoich książkach opiewa dobroć, odwagę i ciekawość świata, potępia okrucieństwo i fanatyzm”. Kolejna rzecz, która może skłonić legion czytelników do sięgnięcia po twórczość autora to fakt, że (znów cytując wydawcę) „przez niektóre kręgi katolickie uważany jest za najbardziej niebezpieczne pióro dzisiejszej Anglii”. Można odnieść wrażenie, że gromienie obskuranckiej, zbrodniczej, plugawej, i w ogóle „be”, religii chrześcijańskiej to wręcz obowiązek każdego inteligentnego człowieka. A przynajmniej takiego, który się za inteligentnego uważa. Zastanówmy się zatem, co takiego groźnego reprezentuje pan Pullman. Oczywiście poza reprezentowaniem Księcia Ciemności, o co najpewniej oskarżają go ludzie skłonni do tego, by cały swój ogląd świata weryfikować tezami pewnego toruńskiego radia.

Na Mroczne materie składają się trzy kolejne tomy: Zorza północna (aktualnie ze względów marketingowych, w związku z powstałym na jej podstawie filmem, przemianowana u nas na Złoty kompas), Magiczny nóż oraz Bursztynowa luneta. Fabuła tej trylogii jest nader rozbudowana i skomplikowana.

Wyobraźmy sobie świat równoległy, w którym ludzka dusza nie stanowi jakiegoś hipotetycznego, abstrakcyjnego, a przy tym niewidzialnego bytu. Tu każdy człowiek swą duszę widzi i może pomacać. Zresztą nie tylko swoją. Dajmony, bo takie miano – rodem z greki – noszą owe „stworzenia”, pod postaciami zwierząt towarzyszą swoim ludziom wszędzie. Są przy tym obdarzone własną świadomością i wolą. W świecie owym dominującą pozycję zajmuje Kościół, poniekąd zresztą katolicki. Dlaczego „poniekąd”? Ano z tej oto przyczyny, że w tamtej historii w pewnym momencie papieżem został niejaki Kalwin, który – żeby było ciekawiej – przeniósł Stolicę Piotrową do Genewy. Po owym czynie zaczął zaprowadzać swoje porządki. Efekt? Likwidacja papiestwa i rządy w rękach mrowia zwalczających się po cichu komisji do spraw różnych. Rządy twardej ręki z reguły. Kościół ma podobno gigantyczną władzę, na której zwiększanie jest ogromnie pazerny. Nie toleruje przy tym żadnych herezji czy odszczepieńców. Jakimś cudem w tamtej rzeczywistości udało się zażegnać schizmę dzielącą katolików i prawosławnych. Oczywiście ów kaganiec nałożony na wolność ludzką zaowocował tym, że postęp technologiczny osiągnął tam poziom zbliżony do końca naszego XIX wieku. Acz najwyraźniej nie wszędzie...

Przyjrzyjmy się zatem światu. Na dalekiej północy, wśród wiecznych lodów, żyją sobie inteligentne gadające niedźwiedzie, tzw. panserbjorne. Ubierają się w zbroje i nieustannie wojują. Nie wiadomo tylko do końca, z kim. Ale to, akurat, nieistotne. Nieopodal, wśród lasów Finlandii i Skandynawii, żyją sobie czarownice. Panie te latają po niebie na ułamanych z drzewa gałązkach i do tego żyją po kilkaset lat. Uzbrojone przy tym są w łuki. Na terenach Azji grasują Tatarzy, mający jakieś niecne plany wobec Kamczatki.

W Anglii, w oxfordzkim kolegium Jordana, mieszka sobie dziewczynka (a raczej dziewczynisko) zwąca się Lyra Belaqua. Sierotkę tę umieścił w kolegium jej wuj – podróżnik lord Asriel (obie te postacie bardzo wpłyną na kształt wielu wszechświatów). Lord Asriel zajmuje się badaniami naukowymi na Północy. Bada jakiś dziwny pył, który reaguje na ludzi w nader interesujący sposób. Niestety, człek ów w swych działaniach ociera się o herezję. Nader sympatyczną ciekawostką jest fakt, iż w świecie zdominowanym przez Kościół fizykę nazywa się teologią eksperymentalną. Niby mała rzecz, a cieszy.

Lyra przypadkowo odkrywa próbę zamachu na drogiego wujaszka i w ten sposób uruchamia ciąg zdarzeń, który sprawi, że dotrze niemal na Biegun Północny, zaprzyjaźni się z pancernym niedźwiedziem Iorekiem Byrnissonem, królową czarownic Serafiną Pekkalą, zwiedzi kilka wszechświatów, weźmie czynny udział w wielkiej wojnie, którą lord Asriel wypowie źródłu mocy Kościoła. Generalnie rzecz ujmując, namiesza w historii na niespotykaną skalę.

GramTV przedstawia:

To wszystko opisane zostało w porywający, epicki sposób. Mrowie przygód, nieszczęść oraz zdrad spotykających i otaczających Lyrę wciąga czytelników niczym wir. Akcja posuwa się wartko. Zarówno przeciwnicy, jak i przyjaciele opisani są wyraziście, można by rzec, iż wręcz odmalowani. Intryga jest oryginalna i opisana z rozmachem. Czego tu jeszcze chcieć? Główny szwarccharakter to tyranizujący wszystkich Kościół, a w zasadzie „To”, co sobą reprezentuje. Hmm... Właściwiej byłoby napisać: „Ten, którego Kościół reprezentuje”. Czego tu się czepiać?

Może tego, że całe to uniwersum nader umiarkowanie „trzyma się kupy”, ujmując rzecz kolokwialnie. Technologia wyżej opisanego świata nie jest najbardziej rozwinięta, nieprawdaż? A przynajmniej tak można sądzić, obserwując scenę, w czasie której lord Asriel dokonuje pokazu slajdów przy użyciu lampy naftowej. Na renomowanym uniwersytecie, zaznaczmy. Do biednych się nie zaliczającym. „Chwilę” później czytamy o neonowych światłach na budynku podrzędnej portowej knajpy, znajdującej się gdzieś na biednej Północy. Pomińmy wielką elektrownię wodną w Alpach. Ostatecznie mogła stanowić twór eksperymentalny. To bynajmniej nie koniec lapsusów...

Wojska i najemnicy Kościoła posługują się jednostrzałowymi karabinami i bronią białą. To tłumaczy, dlaczego ten żądny władzy twór nie podbił jeszcze całego świata. A w szczególności czarownic będących chodzącą, a w zasadzie latającą, herezją oraz niedźwiedzi, które są pozbawioną duszy obrazą boską. Obie te „grupy społeczne” samym swoim istnieniem podważają dogmaty Kościoła. Jednak znów „kawałek” lektury dalej okazuje się, że dysponuje on bombą atomową lub przynajmniej jej odpowiednikiem. Kiedy dana organizacja posiada monopol na takie ustrojstwo, a więc nie obawia się uderzenia odwetowego, to niedokonanie zbombardowania plugawych czarownic, wrednych Tatarzynów tudzież paskudnych panserbjorne raczej niezbyt świadczy o niepohamowanej żądzy władzy i podboju. To z pewnością jakiś chytry spisek Watyk... pardon, Genewy. A takich kwiatuszków znajdziemy więcej...

Cóż, jeśli tak ma wyglądać najgroźniejsze pióro antykatolickiej Anglii, to źle to chyba świadczy o naszych czasach. Najwyraźniej liczy się już tylko akcja i fajerwerki, zaś krytycyzm i myślenie logiczne poszły w kąt.

Niektórzy twierdzą, że trylogia Pullmana nie jest żadną antyteistyczną propagandą, tylko odpowiedzią na nachalnie chrześcijański wydźwięk Kronik Narni Lewisa. Cóż, może i taka jest geneza tego „dzieła”, ale zwróćmy uwagę na pewne różnice. Mianowicie Lewis ukrył swoje przesłanie za bezpieczną maską metafory. Wrogowie w jego świecie są abstrakcyjni. Służą jedynie jako pretekst do pokazania zalet i zachowań bohaterów pozytywnych, którzy mają stać się wzorem do naśladowania dla młodych czytelników i czytelniczek. Odmiennie wygląda to w Mrocznych materiach. Tu autor nie owija w bawełnę, tu wrogiem, zaznaczmy, że ta trylogia powstała dla dzieci, jest zły i podły Kościół chrześcijański. Brakuje tylko tego, by za pośrednictwem kart książki zaczął nawoływać dzieciaki do chwytania za proce i ataku na księży. A ci z pewnością, chodząc po kolędzie, zapragną ukraść im dusze.

Przy tym wszystkim zaś owe trzy książki Pullmana są naprawdę ciekawe. Ot, paradoks życia... Tylko naprawdę niekoniecznie są dla dzieci.

Notka techniczna: z okazji premiery filmu Złoty Kompas wydawnictwo Albatros wznowiło trylogię Pullmana w odświeżonym wydaniu. Nie ma więc problemu z dostępnością tych książek na rynku.

Komentarze
12
Usunięty
Usunięty
02/03/2008 14:24

Film jest paskudny... jedynym jego + są aktorzy i to dorośli (Daniel Craig ,Eva Green i Nicole Kidman) reszta to chała i nędza :)Natomiast książkowa trylogia to mistrzostwo świata. U mnie stoi na półce obok Rowling i Tolkiena :)tak jeszcze btw filmu... za co on dostał Oskara na efekty ? ten się bezsprzecznie należy Transformerom :)

jakubcjusz
Gramowicz
02/03/2008 11:09

Parę tygodni temu przeczytałem tom pierwszy Mrocznych Materii. Nie jest to z pewnością dzieło wybitne, ale do poczytania się nadaje. Głównym mankamentem dla mnie jest, nie jak zaznaczył autor recenzji- nieścisłość świata (bo kto normalny się tego czepia?), ale nierówne tempo akcji. Ta raz potrafi pędzić niczym TGV, a innym razem dostajemy kilkanaście stron niewiele wnoszących do akcji opisów i rozmów.Jako, że jestem tylko skromnym czytelnikiem, a nie tropicielem metafor, aluzji i innych tego typu bzdur, nie zauważyłem oczywiście, że mamy tu jakieś aluzje do naszego kościoła katolickiego itp...W sumie mogę z czystym sercem polecić tę książkę każdemu, kto tego typu literaturę lubi. W mojej skali 4+/5 :)PS. Trzymajcie się od filmu z daleka!

Usunięty
Usunięty
02/03/2008 10:37

Na Merlinie książka ma ocenę 4/5. Więc pewnie nie genialna, ale dobra do zabicia nudy.




Trwa Wczytywanie