Byung-chun Min – "Natural City" – recenzja filmu DVD

Trashka
2007/11/21 19:35
7
0

Czy cyborgi śnią o cyfrowych kwiatach?

Czy cyborgi śnią o cyfrowych kwiatach?

Czy cyborgi śnią o cyfrowych kwiatach?, Byung-chun Min – "Natural City" – recenzja filmu DVD

O kinie koreańskim poświęconym fantastyce siłą rzeczy nie słyszymy zbyt wiele, gdyż w ogóle relatywnie mało filmów z tamtych stron do nas dociera (a na pewno w porównaniu z gigantami azjatyckiego przemysłu filmowego jak Chiny i Japonia). Choć może lepiej uściślić, że chodzi o kino południowokoreańskie, albowiem sam pomysł zrealizowania superprodukcji sf czy fantasy w Korei Północnej ociera się o fantastykę. Tymczasem chcemy zaprezentować tytuł, który faktycznie zasługuje na miano superprodukcji – zarówno pod względem jakości sposobu realizacji, jak i samej, opowiedzianej w ów sposób, historii. Tytuł ten brzmi: Natural City. Film ów stanowi dzieło Byung-chun Mina, jednocześnie reżysera i scenarzysty, a żeby dopełnić obrazu człowieka-orkiestry – także autora zdjęć. W wersji DVD możemy go aktualnie zdobyć dzięki jednej z podserii magazynu DVD Kino Domowe nazwanej Science Fiction. Natural City ukazało się jako Zeszyt 1 (Nr 1/2007).

Zapewne pamiętamy, bo jak można by nie pamiętać, słynną opowieść autorstwa Philipa K. Dicka, zatytułowaną Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?. Kto owego utworu jednak nie czytał, zapewne przynajmniej zetknął się z filmem opartym na jego motywach – ze słynnym Blade Runnerem (1982) w reżyserii Ridleya Scotta. Obraz ów zafascynował ludzi z całego świata, czego dowodem jest choćby Natural City. Dzieło Byung-chun Mina zostało nim bowiem zainspirowane, co więcej autor w sposób otwarty przedstawia je jako hołd złożony Blade Runnerowi.

Tematyka pozornie może wydać się identyczna, jednakże mamy tu do czynienia z hołdem właśnie, a nie z plagiatem. I nie chodzi tylko o bardzo ciekawy, złożony fabularnie scenariusz, gdzie ważnymi wątkami są miłość człowieka i „maszyny” oraz bunt androidów/cyborgów – tworów podległych człowiekowi, których czas egzystencji został ze względów bezpieczeństwa ograniczony do trzech lat (w dodatku zbuntowani to śmiertelnie niebezpieczne modele, przeznaczone do walki, a ich zdolności bojowe czterokrotnie przewyższają możliwości żandarmów – członków sił mających na celu m. in. kontrolę i utylizację cyborgów). Chodzi także o stricte azjatycki sposób ujęcia pewnych kwestii, który dla człowieka Zachodu może okazać się bardzo interesujący.

Główny motyw filmu stanowi dziwny dla osób postronnych związek sztucznej dziewczyny Rii (Rin Seo) – modelu tanecznego – i młodego żandarma R (Ji-tae Yu). Jest to niezwykłe, wzruszające uczucie, tym bardziej ciekawe ze względów psychologicznych, że poznajemy R jako człowieka impulsywnego i brutalnego. Ria to jedyna istota, do której żywi ciepłe uczucia, wręcz cierpi na obsesję na jej punkcie. Kto wie, może jest tak dlatego, iż jak mówi dziewczyna-cyborg: „R zajmuje najwięcej miejsca w mojej pamięci”? Jakby nie było, sielanka dobiega końca. „Termin przydatności” Rii mija już za trzy dni. Żandarm nie zamierza się z tym pogodzić: nie tylko odsuwa złe myśli, karmiąc swą towarzyszkę marzeniami o podróży liniowcem Muyogą na Koyo – planetę odrodzenia, gdzie „nikt nie cierpi bólu”, lecz także wykonuje szereg nielegalnych poczynań w nadziei, iż znajdzie się sposób na przedłużenie funkcjonowania kochanki.


Więcej tajemnic związanych z samą fabułą nie zdradzimy. No, może z wyjątkiem tego, że widzowie ujrzą szereg ciekawych i niebanalnych postaci, jak chociażby doktor Giro, model bojowy Cyper (Doo-hong Jung), Noma (Chang Yun) - przełożony R, czy Cyon (Jae-un Lee) – prostytutka ze strefy zamkniętej, która szuka w życiu czegoś więcej, choć sama nie ie czego, i jako jedyna próbuje sadzić kwiaty w miejscu, gdzie już od dawna nie rosną...

Co do samych głównych postaci dramatu można śmiało powiedzieć, że chociaż ich zarysy przypominają bohaterów Blade Runnera, to zostały jednakże przetworzone dla celów historii opowiedzianej w Natural City. Ria, której odległą protoplastką zdaje się być Pris, to delikatna, krucha istota usiłująca złapać ostatnie chwile szczęścia, a R z Deckarda pozostał już tylko fakt odbywania służby jako „glina”. Co ciekawe, tu dużo mniej dopowiedziana, bardziej ulotnie oddana została kwestia zasadniczego dla tekstu Dicka pytania: ilu z tych, którzy sami mają się za ludzi, w rzeczywistości wcale nimi nie są?

Wracając zatem do samego przekazu zawartego w niniejszym obrazie, warto zwrócić uwagę na to, że dla twórcy ważne było pokazanie procesu dehumanizacji, okrucieństwa jednego człowieka wobec drugiego, bo trudno nazwać inaczej odzieranie z prawa do życia istoty, która czuje i myśli. Kwestie rasizmu i niewolniczej pracy „gorszych ludzi” mieliśmy jednak zakamuflowane również w filmie Ridleya Scotta. Byung-chun Minowi chodziło już wyraźnie o kwestię futurystyczną – dosłownie o człowieka i istotę powołaną przezeń do istnienia. Jedną z bardziej przejmujących scen w filmie stanowi moment, w którym obserwujemy proces niszczenia, a raczej zamordowania, kobiety-cybogra, jedno z ważniejszych pytań zaś to to, które Cyon w gniewie rzuciła w twarz Rii: „Czy rozumiesz, co to znaczy żyć?”

Kochanka R usiłowała „wyhodować” przed śmiercią cyfrowy kwiatek o nazwie Adonis, chciała zobaczyć, jak kwitnie. Zupełnie jak niegodząca się ze swym losem prostytutka ze slumsów, która pragnęła ujrzeć kwiaty pod posągiem dawnej bogini. Czy cyborgi śnią o cyfrowych kwiatach? Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? Czy wreszcie androidy śnią o człowieku? Albo o byciu człowiekiem? Na czym polega istota człowieczeństwa? Może po prostu na zdolności do miłości. A może też na pragnieniu przedłużenia sobie życia?

Twórca Natural City pokazuje w zasadzie, że cyborg może stać się kochającym człowiekiem, a człowiek bezduszną, posłuszną maszyną. Z drugiej strony, człowiek, którego „zdeptano”, może znów odnaleźć samego siebie. Zawsze będzie rządzić nim nadzieja. Tę gorzko-słodką wymowę podkreślają niezwykle klimatyczne zdjęcia, częściowo również odwołujące się do atmosfery obecnej w Blade Runnerze. Tu także mamy dominującą ciemną, mroczną tonację, deszcz oraz wszechobecne, w jakiś sposób niepokojące i przytłaczające reklamy, ogromne powietrzne statki przesłaniające niebo, z których rozlega się głos nawołujący do emigracji na inna planetę... Jednak wyraźnie widać sposób filmowania i montaż scen charakterystyczny dla kina np. hong-kongijskiego – nadający zupełnie inną specyfikę oglądanym obrazom.


GramTV przedstawia:

Mamy tu też trochę (lecz niewiele, to nie jest „zabawny” film) humoru w stylu mangi i anime (np. postać dzieciaka – łowcy informacji) i takiegoż patosu, widzimy również typową dla Azjatów fascynację groteską (pokraczna postać nieco sfiksowanego doktora Giro o twarzy wyniszczonej chorobami). No i oczywiście niezwykłe sceny walki, w których celuje azjatycka kinematografia. Reklamując Natural City, przygotowujący serię Science Fiction stwierdzili, iż film ów określa się na świecie jako „azjatycką odpowiedź na Matrixa”. Cóż, z utworem braci Wachowskich obraz Byung-chun Mina nie ma zbyt wiele wspólnego, a i warto zauważyć, iż Matrix nawiązywał właśnie do filmów azjatyckich, więc to raczej chybione stwierdzenie. Tak czy owak, sceny walki, wszelkie efekty specjalne, a także same zdjęcia i ich montaż robią na widzu nieliche wrażenie.

Na uwagę zasługuje niezwykle piękna muzyka, znakomicie podkreślająca atmosferę tej ponurej rzeczywistości oraz panujące w niej relacje. Bardzo dobra, naprawdę przejmująca, jest także gra aktorska, choć tu trzeba podkreślić, iż emocje „obywateli rasy żółtej” są często wyrażane nieco inaczej niż nasze. Jednakże koneserzy tamtejszego kina winni być ukontentowani. I przy tej okazji natykamy się na kolejną kwestię, która dla co poniektórych osób może okazać się nieco problematyczna. Okazało się, iż wskutek tempa akcji widzowie mniej obeznani z „żółtą kinematografią” mają kłopot z rozróżnieniem bohaterów. Wciąż pojawiały się denerwujące pytania w rodzaju: „Ej, a to R czy ten drugi?” W związku z tym na wszelki wypadek podpowiadamy: R to ten młodszy, a „ten drugi” (czyli Noma) to ten starszy, z grzywką.

Na zakończenie powiedzieć już można tylko, że film ten to pozycja obowiązkowa dla miłośników fantastyki. W zasadzie za jedyny prawdziwy mankament owego wydania DVD można uznać brak dodatków; możemy obejrzeć sobie tylko dwa trailery następnych filmów z serii Science Fiction, czyli Solar Attack: Gwiazda Śmierci – Zeszyt 2/2007 jest już od jakiegoś czasu również dostępny w kioskach i sklepach – oraz Bunt maszyn. Z drugiej strony, takie wydania rzadko kiedy opatruje się dodatkami.


Plusy: + ciekawy pomysł na fabułę + niesamowity nastrój + piękna i świetnie dopasowana ścieżka dźwiękowa + przejmująca gra aktorów + sceny walki + sposób realizacji: efekty specjalne, praca kamery i montaż Minusy: - „białasy” nie rozmiłowane w azjatyckich produkcjach mogą mieć problem z rozróżnieniem, kto jest kim - brak dodatków

Tytuł: Natural City Reżyser: Byung-chun Min Scenariusz: Byung-chun Min Zdjęcia: Byung-chun Min Muzyka: Jun-kyu Lee Obsada: Ji-tae Yu, Jae-un Lee, Rin Seo, Eun-pyo Jeong, Doo-hong Jung, Ju-hye Ko, Chang Yun Produkcja: Korea Południowa 2003 Dystrybucja: IDG Cena: 19,90 zł

Komentarze
7
Usunięty
Usunięty
30/11/2007 17:34

Jeszcze nigdy nie widziałem żadnego Koreańskiego filmu, nadaża się okazja więc można nadrobić zaległości.

Usunięty
Usunięty
22/11/2007 12:56

Ja także pierwszy raz słyszę o filmie.

Usunięty
Usunięty
22/11/2007 08:39

Ciekawy, ma to coś czego brakuje w większości komercyjnych i słabiutkich filmów z Hollywood. Polecam też japoński "Casshern" - obraz przepiękny i wyjątkowy. Okazuje się , ze kino ze wschodu przegania zachodnie o dekadę conajmniej.




Trwa Wczytywanie