Obcy vs. Ludzie

Ten obcy, ci obcy...

H.G. Wells

Ten obcy, ci obcy...

Ten obcy, ci obcy..., Obcy vs. Ludzie

Przy okazji wspominkowego artykułu dotyczącego historii serii X-COM, zwróciliśmy już uwagę, jak bardzo popularnym i nośnym jest zarówno w literaturze, jak i filmie, czy grach, temat kontaktów ludzkości z obcymi cywilizacjami. Tematyka ta powraca co jakiś czas, gdyż nie da się ukryć, iż jest to jedna z najbardziej rozbudzających wyobraźnię i wręcz wymuszających wszelkie spekulacje kwestii. Od karkołomnych prób interpretacji mitologii w wykonaniu Ericha von Dänikena, poprzez wszelakie opisy inwazji, aż po teorię spiskową dziejów z Archiwum X. Pomysłów, koncepcji i teorii jest w zasadzie tyle, ilu ich autorów – często wizje te są ze sobą sprzeczne, wielokroć jednak zdarza się, iż posiadają pewne cechy wspólne.

Z pewnością, jednym z najbardziej popularnych i najczęściej eksploatowanych motywów kontaktu ziemskiej cywilizacji z gośćmi z kosmosu, jest ten - opierający się na wynikającym ze strachu i obaw, prostym założeniu - o agresywnym i ekspansywnym charakterze tychże kosmitów. Czy jest to pojedynczy osobnik, czy cała ich grupa, czy też mamy do czynienia z w pełni zaplanowaną, zakrojona na globalną skalę inwazją, jedno jest pewne – obcy to wróg, którego jedynym celem jest zniszczenie/zjedzenie/uwięzienie ludzkości.

Wiemy chyba wszyscy o tym, że w Crysis mamy mieć do czynienia z bytami pochodzącymi z innego świata. I nie należą one raczej do pokojowo nastawionych, przeintelektualizowanych szaraków z wielkimi głowami, skłonnych do negocjacji czy też bezinteresownej pomocy. Powiedzmy sobie bowiem szczerze – po cóż byłby nam wtedy cały ten arsenał, czy nano-skafander? Dlatego też, w oczekiwaniu na odkrycie tajemnic zamrożonej na wyspie obcej cywilizacji, dziś przyjrzymy się kilku klasycznym pozycjom, w których temat złych i niedobrych obcych był podstawowym elementem fabuły.

Wojna światów

Pierwszym i do dziś najbardziej chyba znanym dziełem opowiadającym o inwazji obcych na naszą planetę, jest bez wątpienia Wojna światów Herberta George’a Wellsa, powieść opublikowana po raz pierwszy w 1898 roku. Napisana prostym, można rzecz reporterskim językiem – co zresztą było zabiegiem celowym, mającym uwiarygodnić przedstawiane wydarzenia – opowiada ona o inwazji mieszkańców Marsa na naszą planetę. Wszystko zaczyna się od zauważonej przez narratora podczas wizyty w obserwatorium astronomicznym, tajemniczej eksplozji na powierzchni czerwonej planety. Jakiś czas później, do naszego bohatera dociera informacja o lądowaniu w pobliżu Londynu dziwnego „meteoru”. Zamieszkujący w pobliżu i powodowany ciekawością narrator wyrusza, aby przyjrzeć się zjawisku i odkrywa, iż w kraterze powstałym w wyniku uderzenia, znajduje się dziwny, metalowy, cylindryczny kształt.

Na jego oczach cylinder otwiera się, z niego zaś wychodzą przysadziści, wyposażeni w szczypce Marsjanie, którzy natychmiast przystępują do budowania w kraterze dziwnie wyglądających maszyn. Informacja o lądowaniu obiega okolicę, w zażartych dyskusjach na temat przybyszy uczestniczą zarówno prości ludzie, jak i specjaliści i naukowcy. Wysłana z białą flagą delegacja zostaje zaatakowana za pomocą broni energetycznej, co od razu rozwiewa wszelkie wątpliwości dotyczące zamiarów obcych. Wkrótce okazuje się, że w innych miejscach wylądowały kolejne cylindry, a dziwne maszyny, to pająkopodobne pojazdy bojowe, wyposażone w energetyczne działa. Mimo zaciekłego oporu stawianego przez armię, rozpoczyna się rzeź ludzkości.

W swoim czasie, powieść Wellsa szybko stała się bestsellerem, czemu sprzyjał zarówno sugestywny styl w jakim została napisana, jak i sama tematyka - oryginalna i nie mająca dotychczas odpowiednika. O jej ponadczasowym charakterze najlepiej świadczy szereg produkcji filmowych, które powstawały w oparciu o nią na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Nie film jednak był najbardziej znaną adaptacją tegoż dzieła. W święto Halloween 30 października 1938 roku, słynny z niekonwencjonalnych pomysłów Orson Welles, na falach radia CBS wyemitował swoją audycje oparta na książce Wellsa. Audycja była całkowicie pozbawiona komentarza, czy narracji – przedstawiono ją w formie dramatycznych doniesień reporterskich z terenów najechanych przez Marsjan.

Reakcja słuchaczy przeszła najśmielsze oczekiwania autora – przeniesienie akcji do New Jersey spowodowało, iż wywołała ona u słuchaczy autentyczną panikę! Realizm formy sprawił, iż ludzie uważali słuchowisko za faktoid, prawdziwą relację z wydarzeń mających miejsce tuż obok ich domów. W obawie o życie własne i rodzinę, w panice opuszczali domy szukając bezpiecznego schronienia, tudzież zbierali zapasy i zamykali się w piwnicach, aby przeczekać najgorsze. Było to wydarzenie zupełnie bez precedensu – czegoś podobnego nie udało się osiągnąć nikomu ani wcześniej, ani też do dnia dzisiejszego. Władcy marionetek

O ile Wells przedstawił koncepcję oparta na frontalnym ataku, o tyle pomysł zaprezentowany przez Roberta A. Heinleina w powieści Władcy marionetek (1951) opiera na zupełnie innym charakterze obcej inwazji. Opowieść zaczyna się w momencie, kiedy specjalny agent amerykańskich służb specjalnych, zwany Sam – swoją drogą przypominający nieco słynnego 007 – zostaje wysłany aby przeprowadzić śledztwo w sprawie tajemniczego lądowania „latającego spodka”, które miało miejsce w stanie Iowa. Wysłani tam wcześniej inni agenci nie powrócili z misji, brak również jakiegokolwiek kontaktu, czy informacji od miejscowej ludności. Wraz z agentką o kryptonimie Mary wyrusza on na miejsce zdarzenia, gdzie okazuje się, że zamieszkujący tam ludzie są kontrolowani przez ślimakopodobne stworzenia, przejmujące pełną kontrolę nad ich umysłami. Udaje mu się odseparować jednego z obcych i przewieźć go do siedziby agencji w Waszyngtonie. Wkrótce staje on na czele niewielkiego zespołu, mającego zdobyć kolejny, żywy okaz. Drużyna wyrusza na objęty dziwną inwazją teren.

Kolejny autor i kolejny pomysł, jakże odmienny od poprzedniego, tym razem bowiem bazujący na podświadomym strachu przed utratą kontroli nad własnym ciałem. Obcy Heinleina nie potrzebują potężnych maszyn bojowych, czy broni energetycznej – sami w sobie są bronią i to najgorszego rodzaju, bo zdolną do opanowania ludzkiego organizmu i zamienienia człowieka w tytułową, potulną marionetkę. Pomysł okazał się być na tyle nośnym, że oprócz ekranizacji, doczekał się wielu naśladowców – powstały miedzy innymi takie filmy jak Inwazja porywaczy ciał, czy The Brain Eaters oraz fascynujący fikcyjną (czy aby na pewno?) faktografią serial Dark Skies(Mroczne Niebo). Jako ciekawostkę dorzućmy, iż w przedostatnim przypadku, zbieżność koncepcji była na tyle widoczna, iż Heinlein postanowił wytoczyć producentom filmu sprawę sądową o zamierzony plagiat.

Coś

Kolejna pozycja to film, którego remake stał się jedną z najbardziej znanych i kultowych pozycji kina science fiction a także doczekał się nawet gry komputerowej opartej na jego motywach. Mowa tu o The Thing (Coś), którego pierwsza wersja – opatrzona podtytułem from Another World! – miała premierę w roku 1951, zaś wyreżyserowany przez Johna Carpentera obraz mogliśmy zobaczyć po raz pierwszy w 1982 roku. Za kanwę filmowcom w obu przypadkach posłużyło opowiadanie Who Goes There?, które napisał w 1938 roku John W. Campbell, Jr. The Thing opowiada o odciętej od świata amerykańskiej bazie naukowej na Antarktydzie, gdzie ma miejsce seria dziwnych zdarzeń – jej mieszkańcy są świadkami helikopterowego pościgu norweskich kolegów za psem, w wyniku którego Norwedzy giną w wypadku. Wizyta w bazie sąsiadów doprowadza do makabrycznego odkrycia – wszyscy pozostali badacze nie żyją. Z zebranych informacji wynika, że Norwedzy trafili na zamrożone od setek, może tysięcy lat w skorupie lodowej pozostałości po wizycie obcych przybyszów. Wśród nich znajduje się zakonserwowane idealnie ciało jednej z istot – rozmrożony, Obcy zaczyna siać spustoszenie wśród załogi bazy, wykorzystując do tego zdolność przyjmowania kształtów zabitych istot. Przygarnięty przez Amerykanów pies pokazuje swe prawdziwe oblicze.

Jak już wspominaliśmy, na podstawie filmu powstała w 2002 roku gra komputerowa, której akcja umieszczona została w dobrze nam znanych bazach naukowych, kilkanaście godzin po zakończeniu filmu. Na miejsce przybywają dwa oddziały Marines, aby wyjaśnić czemu obydwie stacje, regularnie raportujące swój status, nagle całkowicie zamilkły i przestały odpowiadać na wezwania. Trzeba przyznać, że dzięki kilku zabiegom, takim jak zdolność obcego do opanowywania ciał naszych współtowarzyszy, w świetny sposób zbudowano atmosferę ogólnej paranoi i wzajemnych podejrzeń. Wracając zaś do samego filmu - koncepcyjnie jesteśmy coraz bliżej pomysłu będącego motywem w Crysis.

Alien vs. Predator

Ostatnią z prezentowanych dziś pozycji będzie również film, co najciekawsze zaś, pod względem zarówno artystycznym, jak i czysto rozrywkowym, zdecydowanie najsłabszy ze wszystkich tu omawianych. Jednak fabularnie najbliższy chyba koncepcji zawartej w najnowszym dziele Cryteku. Cykle Obcy i Predator znają chyba wszyscy miłośnicy kina science fiction. Większość z tych filmów trafiła już na stałe do ścisłego kanonu tegoż gatunku, chociaż – musimy przyznać – i wśród nich zdarzały się pozycje relatywnie słabsze. Na zapoczątkowanej kilka lat temu, modnej fali zestawiania ze sobą w jednej produkcji słynnych czarnych charakterów z różnych filmów, powstało dziełko zatytułowane po prostu Alien vs Predator. Co prawda sam pomysł nie jest nowy, dużo wcześniej powstała seria komiksów i dwie – nota bene świetne – gry komputerowe, nas jednak ze względu na pewne założenia fabularne interesuje właśnie film.

GramTV przedstawia:

Na wyspie Bouvetøya położonej u brzegów Antarktydy, dzięki satelitom, zostaje zaobserwowana niezwykle mocna emisja olbrzymich ilości ciepła. Zostaje zorganizowania wyprawa mająca wyjaśnić to zjawisko. Badacze odkrywają zamarzniętą i zachowaną w idealnym stanie świątynię, przypominającą piramidy Azteków. Wkrótce okazuje się, że jest to rodzaj bazy łowieckiej Predatorów, gdzie oprócz ofiar składanych z ludzi, odbywają się rytualne pojedynki z Xenomorfami, mające udowodnić dojrzałość i przydatność każdego wojownika. Zbudzona z długiego snu królowa Xenomorfów zaczyna składać jaja, zaś młodzi wojownicy przygotowują się do zwyczajowej walki. W to wszystko wplątani zostają oczywiście członkowie ekipy badawczej, którzy stają się zarówno materiałem do rozwoju ostatecznej formy Xenomorfa, jak i później predatorską przynętą na tychże. Powiedzmy sobie szczerze, film nie należał do przebojów kinowych, sama akcja nie mogła zastąpić praktycznego braku fabuły. Jednak, przyznajcie sami, pomysł i koncepcja bardzo przypominają to, co w zapowiedziach zaserwowali nam twórcy Crysis, nieprawdaż?.

My zaś, uzbrojeni w nasze potężne, wielordzeniowe procesory, najnowsze karty graficzne i gigabajty ramu, przygotowujemy się na spotkanie z obcymi na skutej lodem, tropikalnej wyspie. Z którego to spotkania, już w niedzielę złożymy Wam szczegółową relację.

Komentarze
26
Usunięty
Usunięty
16/11/2007 18:45

Świetny tekst, cała historia najazdu obcych na ludzkość w pigółce. W literaturze i w kinematografi już chyba nic sensownego w tej kwesti nie ujrzymy ale w Crysis-ie może się uda.

Usunięty
Usunięty
15/11/2007 20:20

O książkach słyszałem ale niestety nie czytałem. A crysis to fajna gra :)

Usunięty
Usunięty
14/11/2007 22:12

Bardzo fajny artykuł. Czyta się płynnie i z przyjemnością, klimacik jest.Aj, chyba czas odkurzyć The Thing.




Trwa Wczytywanie