W samo południe, wędrując przez Układ Słoneczny

Lucas the Great
2007/11/13 12:00

W zeszłym tygodniu przygotowałem sobie swoje prywatne felietonistyczne Cape Canaveral, z którego zaczniemy wyruszać w coraz dalsze podróże kosmiczne. Pierwszym krokiem ludzkości na drodze do podboju kosmosu jest – oczywiście – Układ Słoneczny. Od kilkudziesięciu lat próbujemy wykonać ten krok, ale skutki póki co nie przytłaczają. Teoretycznie przełomem powinna być planowana załogowa wyprawa na Marsa, ale... cóż, wiemy z doświadczenia, jak ograniczone efekty przynoszą tego typu misje, przerabialiśmy to już z Księżycem. Człowiek postawił na nim swoją nogę w 1969 roku. Spójrzcie proszę, jakie piękne habitaty wznoszą się na Srebrnym Globie, jak promy kursują między księżycowymi bazami a orbitalnymi stacjami Ziemi – dziś, w niemal cztery dekady od wyprawy Apollo 11... Nie widzicie? Spokojnie, ja też nie widzę. Po prostu ich nie ma.

W zeszłym tygodniu przygotowałem sobie swoje prywatne felietonistyczne Cape Canaveral, z którego zaczniemy wyruszać w coraz dalsze podróże kosmiczne. Pierwszym krokiem ludzkości na drodze do podboju kosmosu jest – oczywiście – Układ Słoneczny. Od kilkudziesięciu lat próbujemy wykonać ten krok, ale skutki póki co nie przytłaczają. Teoretycznie przełomem powinna być planowana załogowa wyprawa na Marsa, ale... cóż, wiemy z doświadczenia, jak ograniczone efekty przynoszą tego typu misje, przerabialiśmy to już z Księżycem. Człowiek postawił na nim swoją nogę w 1969 roku. Spójrzcie proszę, jakie piękne habitaty wznoszą się na Srebrnym Globie, jak promy kursują między księżycowymi bazami a orbitalnymi stacjami Ziemi – dziś, w niemal cztery dekady od wyprawy Apollo 11... Nie widzicie? Spokojnie, ja też nie widzę. Po prostu ich nie ma.

Prawda jest taka, że rządowe misje – bez znaczenia czy międzynarodowe, czy lokalne – mogą wnosić cokolwiek do samej eksploracji, lecz nigdy nie wykorzystają swojego potencjału. W pustkę kosmosu muszą wkroczyć prywatne pieniądze, by cokolwiek tam drgnęło. Dlatego jedyne sensowne wizje zasiedlenia naszego systemu planetarnego jakimikolwiek bazami, związane są z powstaniem nastawionych na kosmiczny biznes korporacji. W pasie asteroidów czekają cenne surowce, podobnie na innych globach. Co więcej, w warunkach nieważkości możliwa jest produkcja kompozytów i rozwiązań technologicznych trudnych do powielenia w studni grawitacyjnej planety. Aby do tego doszło, musi się znaleźć ktoś, kto zaryzykuje swoje pieniądze w koszmarnie drogie wdrożenie. W zasadzie kilku takich ktosiów. Istnieje też drugi scenariusz: całkowite wyczerpanie części zasobów na naszej planecie i konieczność ich pozyskania z alternatywnych źródeł – ale na to, mimo usilnych starań ludzkości – jeszcze sobie poczekamy.

Ten pierwszy realny krok jest z punktu widzenia branży rozrywkowej bardzo mało interesujący. Ciasne kabiny promów czy lądowników, skafandry i przybory pomiarowe, zmianowa praca w nieważkości przy pozyskiwaniu minerałów z asteroid... ani wydawcy gier, ani producenci z Hollywood nie czują się podnieceni wizją wydania kasy na opowieść o czymś takim. Fantastyka w ich mniemaniu potrzebuje koniecznie Obcych, najlepiej kolorowych i gumowych, laserów świszczących w próżni i kosmicznych piratów. Bez tego nie ma zabawy – zresztą pewnie mają trochę racji, bo jakbym nie wysilał wyobraźni, to nie widzę tych tłumów kupujących grę handlową czy gnających na film obyczajowy o takowej tematyce.

Takich ograniczeń na szczęście nie mają pisarze. Moi doświadczeni bracia i siostry po piórze już od dawna drążą temat eksploracji Układu Słonecznego. Samą pierwszą fazę ciekawie opisał Ben Bova w swoich książkach, łączących się w pewien chronologiczny i logiczny cykl (ale nie cykl fabularny, bo pod tym względem mamy raczej do czynienia z luźnym zbiorem powieści i dylogii – odstępy w czasie są zbyt duże). Od budowy satelity energetycznego, poprzez fabryki orbitalne i niedochodową z początku bazę księżycową, po sięganie w najdalsze zakątki naszego systemu planetarnego – Bova poświęcił się tej tematyce niemal całkowicie. W całości tej opowieści nakreślił też coraz silniejsze tarcia – wywołane odmiennym sposobem myślenia – między skostniałą Ziemią a ludźmi dedykowanymi rozwojowi i eksploracji. Więcej podobnych dylematów znajdziemy u C. J. Cherryh, ale ponieważ jej wizja wykracza już poza nasz system planetarny, zajmiemy się tym tematem za tydzień. Dziś spróbujmy jeszcze nieco odkręcić wcześniejsze stwierdzenie, iż badanie i zasiedlanie Układu Słonecznego jest nieobecne wszędzie poza literaturą. Był to ogólnik, nie pozbawiony racji, ale jednak ogólnik. Istnieją bowiem drobne wyjątki. Bodajże najlepiej prezentuje się Outland (Odległy ląd) z 1981 roku, w którym Sean Connery wcielił się w rolę twardego szeryfa tropiącego sprawę brutalnych morderstw w stacji górniczej na jednym z księżyców Jowisza – naprawdę ciekawy kryminał, by nie rzec nawet... western.

GramTV przedstawia:

Warto wspomnieć też film, który w roku 1990 wyreżyserował Roland Emmerich, zatytułowany Moon 44 (Księżyc 44), który może do wybitnych dzieł nie należy, ale tłem dla fabuły jest wydobycie surowców w jednym z ostatnich miejsc, gdzie jeszcze ich ludzkość nie wydrążyła całkowicie. Można też cofnąć się w czasie do lat sześćdziesiątych – wtedy badanie Księżyca i same załogowe loty w kosmos były wystarczająco fantastyczne dla filmowców... Z tego okresu pochodzą takie obrazy jak poważny Marooned (Uwięzieni w kosmosie) czy komediowy Way... way out.

W grach komputerowych Układ Słoneczny stanowi co najwyżej punkt wyjścia do większej opowieści. Najbliżej poruszanej dziś tematyki leży początek Nexus: The Jupiter Incident, tytułu sprzed zaledwie trzech lat, ale zupełnie zignorowanego przez polskich wydawców. Miałem okazję recenzować go swego czasu na łamach GameStara, dzięki życzliwości korporacji IDG – i nie żałuję. Wracając do tematu: początek rozgrywki dotyczy wojen korporacyjnych o wpływy w Układzie Słonecznym, przedstawiona technologia ma ręce i nogi – jak na grę – bo statki wojenne posiadają pierścienie grawitacyjne i ogólnie nie przypominają typowych radosnych kosmolotów. Dalej w scenariuszu pojawia się już pozostałość po Obcych, jeszcze dalej skok w space operę, ale przez chwilę mamy do czynienia z porządnym hard s-f. Teoretycznie można by w tym kontekście wspomnieć i Fragile Allegiancez 1997 roku, w którym z ramienia korporacji TetraCorp zarządzaliśmy wydobyciem w pasie asteroid, ale... no cóż, gra była „oriono-pochodna”, więc jako konkurentów mieliśmy licznych Obcych.

Cóż, jak widać, na poletku elektronicznej rozrywki eksploracja Układu Słonecznego nie jest ziarnem przynoszącym wielkie plony. Trochę szkoda, zwłaszcza gdy się zagrało w Nexus: The Jupiter Incident i zobaczyło tkwiący w tematyce wojen korporacyjnych potencjał. Może temat się ożywi, gdy bliżej będzie do realizacji ponownego lotu załogowego na Księżyc i następującej po nim misji marsjańskiej? Cóż... według nawet najbardziej optymistycznych wyliczeń ani NASA, ani ESA, ani nikt inny (nawet jeśli wizja korporacyjna zacznie się ziszczać) nie wyśle człowieka na Marsa szybciej niż w 2030 roku. Będziemy wtedy nieco starsi, grafika komputerowa osiągnie pewnie już poziom zbliżony do VR (a przynajmniej naszych dzisiejszych wyobrażeń o nim)... Mimo wszystko tak długiego oczekiwania na żadną grę ani Wam, ani sobie zdecydowanie nie życzę...

Komentarze
23
kindziukxxx
Gramowicz
21/02/2010 10:49

Dnia 21.02.2010 o 10:29, Snapt napisał:

Ja za bardzo się jeszcze nie mogę o Harpenie wypowiadać bo jestem tutaj nowy, więc dopiero łapie co i jak ;P

Oczywiście chodziło mi o Hakkena i jego cykl za pięć dwunasta :) Witamy.

Usunięty
Usunięty
21/02/2010 10:29
Dnia 21.02.2010 o 09:52, kindziukxxx napisał:

> Artykuł niezły, oby tak dalej :P raczej się nie doczekasz podobnych artykułów, gdyż cykl wygasł w 2007r. co nie zmienia faktu że cały tekst i cykl trzyma naprawdę bardzo wysoki poziom, jak dla mnie jeszcze teksty Harpena w swoim czasie były dość dobrze pisane.

Ja za bardzo się jeszcze nie mogę o Harpenie wypowiadać bo jestem tutaj nowy, więc dopiero łapie co i jak ;P

kindziukxxx
Gramowicz
21/02/2010 09:52
Dnia 21.02.2010 o 09:15, Snapt napisał:

Artykuł niezły, oby tak dalej :P

raczej się nie doczekasz podobnych artykułów, gdyż cykl wygasł w 2007r. co nie zmienia faktu że cały tekst i cykl trzyma naprawdę bardzo wysoki poziom, jak dla mnie jeszcze teksty Harpena w swoim czasie były dość dobrze pisane.




Trwa Wczytywanie