Pro Evolution Soccer 2008 - rzut okiem

Mastermind
2007/11/10 19:24

PRO piłka?

Nowy „ficzer” łapanie za koszulkę często się przydaje

PRO piłka?

PRO piłka?, Pro Evolution Soccer  2008 - rzut okiem

Seria Pro Evolution Soccer jest już tak utytułowana, że przedstawianie jej graczom byłoby niestosowne. Powiedzmy zatem jedynie tyle, że ma konsolowy rodowód, a na pecetach zadomowiła się stosunkowo niedawno, bo od edycji trzeciej. Teraz wyposażona w numerek 2008, który wskazywałby, że wyprzedza nieco swoją epokę, wylądowała miękko w naszych napędach. Warto zatem sprawdzić, które ze składanych przedpremierowych obietnic sprawdziły się, a które nie. Pokusimy się również o odpowiedź na pytanie, czy grą powinni zainteresować się nowicjusze i co takiego znajdą w niej zaprawieni w bojach weterani. Obiecaliśmy sobie, że jednej kwestii nie będziemy poruszać. Powstrzymamy się mianowicie od jakichkolwiek porównań z najnowszą odsłoną FIFA. Gracze często w komentarzach narzekają, że obie serie ciężko porównywać, że są zbyt odmienne, a i tak fani futbolowego szaleństwa powinni mieć w swych kolekcjach i cos z marką FIFA i coś z marką PES. Zatem pora na pierwszy gwizdek.

Nie ma się co czarować, ale w ciągu co najmniej pięciu lat obecności serii PES na rozrywkowym firmamencie w kwestii „piłka nożna” zrobiono już bardzo dużo, by nie powiedzieć, że prawie wszystko. Z pewnością dość uzasadniony byłby zarzut, że w zasadzie obecnie programiści skupiają się na: podnoszeniu jakości grafiki (np. bardziej zindywidualizowani piłkarze i kibice), uaktualnianiu składu drużyn oraz drobnych zmianach dotyczących rozgrywki. Napisaliśmy „dość uzasadniony”, ale nie znaczy to wcale, że do końca trafny. W przypadku PES 2008 Konami - a więc producenci - poszli dwa kroki dalej. Postanowili nie tylko upiększyć i poprawić, ale dodać również kilka mniejszych lub większych nowości, aby gracze nie czuli się nabijani w przysłowiową butelkę. Jak wyszło?

Zanim przejdziemy do opisu obecnej edycji należy zaznaczyć, że PES 2008 jest wiernym spadkobiercą i kontynuatorem tradycji. Przekłada się to na ogromne pokłady grywalności, futbol niezwykle spektakularny, momentami wręcz bajeczny i czarodziejski, ale... no właśnie – wymagający ogromnego samozaparcia i tygodni (tak, tak: „tygodni”, a nie „godzin”) treningów. W tym miejscu moglibyśmy z powodzeniem zastosować zdanie właściwe dla symulatorów lotu. Owszem poderwać maszynę, a nawet trochę nią polatać potrafi każdy, ale już wypełnić założenia scenariusza, a zwłaszcza wylądować, umie tylko ten, kto poświęci grze serce i czas. PES 2008 jest bowiem grą niełatwą. Może inaczej: grać, a nawet wygrywać nie jest piekielnie trudno, ale pokonać komputer wykazując się przy tym wirtuozerią to już nie przelewki. Co na talerzu?

Nowy PES wita nas efektownym i ognistym intrem oraz sporym zestawem dostępnych opcji. Początkujący gracze zdecydowanie powinni zacząć od treningu. Da on możliwość przetestowania strzałów, rzutów wolnych, kornerów po obu stronach boiska oraz wszystkich sztuczek technicznych, których uczyć można się w grze wolnej, bez przeciwników. Przy treningu możemy ponadto ustalić poziom trudności (pięć do wyboru) kondycję zawodników, zachowanie bramkarzy oraz dostępność fauli. Następnie przychodzi pora na mecz towarzyski. Ustalamy w nim m.in. czas (od 10 do 30 minut) i wybieramy drużyny spośród reprezentacji narodowych lub ligi angielskiej, francuskiej, włoskiej, holenderskiej hiszpańskiej (nie wszystkie zespoły). Pozostałe (w tym między innymi polska, niemiecka czy grecka) są reprezentowane w niewielkim zakresie – ot po parę klubów (Wisła!).

Te same drużyny możemy dobrać decydując się na rozgrywki ligowe, przejdziemy wówczas z nimi przez cały sezon. Jeszcze ciekawiej robi się, jeśli weźmiemy udział w mistrzostwach (do wyboru sześć turniejów – między innymi Europa, Afryka, Puchar Konami). Tam bowiem mecze rozgrywane są systemem grupowo/turniejowym a ilość zespołów możemy ustalić od 5 (Azja i Oceania) po 32 (International Cup). Jeżeli czujemy w sobie żyłkę kreatora i pociąg do chirurgicznego skalpela możemy natomiast stworzyć całą drużynę od podstaw (stroje, nazwiska, parametry i podobne detale), a nawet zaimportować do programu twarze kumpli i własną. Trzeba przyznać, że ów kreator robi niemałe wrażenie, ale w zasadzie jest przecież jedynie miłym dodatkiem.

Prawdziwym wyzwaniem dla wytrwałych graczy jest natomiast tryb Master League, któremu poświecimy większość recenzji, z tej racji, że pozostałe są jakby wycinkami tego właśnie. W Master League wybieramy drużynę i musimy dbać o jej rozwój, ustalając taktykę, poziom treningów, dokonując transferów i oczywiście wygrywając spotkania, po to by piąć się wyżej i wyżej w lidze. Gra wyjaśnia podstawowe zasady wyświetlając stosowne okna, więc wszystko podane jest bardzo przystępnie. Jak chociażby to, jak można Master League... przegrać. Są mianowicie na to dwa sposoby: albo kończymy sezon z ujemną liczbą punktów doświadczenia (nie mylić z punktami z bilansu meczowego) albo w naszej drużynie pozostanie mniej niż 16 zawodników.

Ważniejsze pytanie brzmi jednak: jak wygrywać? Przede wszystkim odpowiednio rozpisując treningi, wyznaczając konkretne strategie oraz dokonując udanych transferów. Zajmijmy się teraz kolejno tymi właśnie aspektami. Treningi przeprowadzać można przed spotkaniem. Ponieważ każdy z zawodników ma określony poziom zmęczenia należy dbać o to, aby ich nie przetrenować. W praktyce trening sprowadza się do przyporządkowania kropek do nazwisk graczy – nic specjalnego. Jednak pod koniec sezonu mamy kilka dni na to, aby odbyć trening o wiele bardziej zaawansowany. Można wówczas spośród 12 parametrów (miedzy innymi: balans ciałem, prędkość, zgranie z drużyną, dryblingi) każdemu graczowi przypisać jedną umiejętność, w której poprawi on swoje wyniki. Oczywiście całość treningów można w każdej chwili zrzucić na automat, jeśli ktoś nie ma ochoty się nimi bawić.

Drugim elementem, który w perspektywie czasu decyduje o efektach są transfery. Dokonujemy ich w specjalnie przewidzianych na to okresach (w połowie i po zakończeniu sezonu) wybierając graczy dzięki różnorodnym listom (na przykład talenty) i określając warunki kontraktu (czas trwania, wynagrodzenie i tym podobne). Aby nie ubiegać się o zawodników, których umiejętności zdecydowanie przekraczają umiejętności naszego zespołu, zestawienia piłkarzy poparte są stosownymi punktami, które określają próg zainteresowania naszą ofertą. Gdy obie strony (my i zawodnik) osiągną porozumienie, dochodzi do podpisania kontraktu. Cała zabawa w transfery daje sporo satysfakcji, bo raz, że można pokusić się o stworzenie zespołu marzeń, dwa, że istnieje w nich spory element ryzyka polegający na tym, iż albo przekroczymy budżet (game over), albo wyprzedamy własnych zawodników, nie kupując innych w zamian.

Trzecim bardzo ważnym elementem PES 2008 są założenia taktyczne. Specjalne ekrany umożliwiają opracowywanie szablonów zachowań zawodników na boisku. Możemy na przykład zdecydować o indywidualnym kryciu, pressingu, wyznaczyć poszczególnym graczom zadania, wyznaczyć kapitana, włączać środkowego obrońcę do akcji ofensywnych, opracować sposób rozgrywania kontr, poruszania się w strefach... Pod odpowiednie klawisze przypiszemy również taktyki, które będzie można przywołać w dowolnym momencie (przykładowo defensywa czy atak). Najważniejsze, jest to, że zarówno nasi zawodnicy sprawnie wypełniają te polecenia, a i przeciwnicy stosują własne, zmieniane w czasie jednego spotkania strategie.

Tu drobna uwaga: piękno PES, o czym była już trochę mowa, leży w poznaniu jego sekretów i najbardziej złożonych opcji (takich jak taktyka właśnie). O ile na pierwszych dwóch trzech poziomach da się wygrać prostymi zagrywkami, o tyle im lepiej wyszkolony przeciwnik, tym więcej dział należy przeciwko niemu wytoczyć. Na wyższych poziomach trudności widać, że komputer sprawnie opracowuje strategie, wdraża je i co najważniejsze zmienia w zależności od naszych poczynań. I o ile na najłatwiejszym poziomie jego kontry i ataki są przewidywalne (potrafi na przykład grać wyłącznie prawym skrzydłem) o tyle na wyższych często przerzuca na skrzydła, drybluje środkiem, rozgrywa i markuje ataki. Odpowiada za to głośny już system Teamvision, który – podkreślamy to zdecydowanie - na wyższych poziomach trudności jest świetny. Na niższych zaś jakby go nie było...

GramTV przedstawia:

Prawie jak mecz

Nie można mówić o nowym PES nie wspominając o bajecznej grafice i widowiskowych zagraniach. Trzeba przyznać, że to, co zaserwowali nam autorzy, a co doskonale i w szczegółach widać na powtórkach, to znaczny krok w stosunku do edycji z numerkiem sześć. Inna sprawa, że bajeczna grafika ma swoje wymagania i bez sprzętu z potężnym prockiem i demoniczną grafiką lepiej do gry nie siadać. Cóż takie czasy, że tytuły next-genowe stają się dla poczciwych pieców prawdziwym wyzwaniem... Swoją drogą szkoda jednak, że kod gry nie został lepiej zoptymalizowany, bo choć PES w powtórkach i niektórych ustawieniach kamery (a tych jest 12) wygląda świetnie, to AŻ TAK genialny nie jest (jak choćby Bioshock...). Niektóre animacje są nieco kanciaste, a i nie wszystkich graczy da się rozpoznać. Z drugiej jednak strony ci topowi wyglądają i zachowują się tak jak w realu, a za to należą się autorom słowa uznania.

Wśród atrakcyjnych zwodów (odkrywanie ich to czysta przyjemność i w zasadzie największy sens grania w PES) można wymienić Hell Flick w wykonaniu Cristiano Ronaldo, Nuno Gomesa czy Ronaldo (kopnięcie piłki piętą za drugą nogą), Nutmeg (turlanie piłki po murawie podbiciem), efektowne przekładanki nad piłką (nawet wielokrotne), czy choćby przyjęcie przeplatanką z jednoczesną zmianą kierunku biegu oraz obrót z piłką o 360 stopni. Efektownie wyglądają również symulowane upadki (choć dość często kończą się kartkami) oraz ciągnięcie za koszulkę, które pomaga nam zastopować atak przeciwnika. Inna kategoria to reakcje piłkarzy na zachodzące na boisku zdarzenia. Gdy zobaczyliśmy Ronaldinho, który wkurzał się na sędziego, marszczył i machał rękami, omal nie pospadaliśmy z krzeseł. Pod tym względem sporo reakcji jest mocno zindywidualizowanych. Choć oczywiście dochodzi też do „typowego” okazywania radości po zdobyciu gola, czy choćby kłócenia się z arbitrem w sytuacji spornej, które to zachowania powtarzają się często. Absolutnie genialna jest natomiast animacja... siatki. Odwzorowanie elastycznego tworzywa, z którego jest zrobiona, wyszło autorom doskonale i po mocnym strzale oglądamy efektowny łopot.

Na pochwałę zasługuje również oprawa mistrzostw (lecące w górę balony, flagi niesione przez dzieci, przywitanie drużyn) oraz wygląd stadionów. W końcu widać również biegających sędziów liniowych, a płaskie dotychczas trybuny zyskały trzeci wymiar i kilka różnych zachowań. Miodem na serce graczy będą również powtórki. System odpowiedzialny za ich oglądanie jest kompleksowy. Możemy przełączać kamery, zmieniać perspektywę, ustalać zawodników, z których oczu widok ma być wyświetlany oraz oczywiście przybliżać, oddalać, cofać, zwalniać w nieskończoność. Nie jest jeszcze tak, że w grafice wszystko jest doskonałe, ale wyraźnie widać postęp, jaki dokonał się od poprzedniej, przecież nie brzydkiej, części.

Cienie na złocie

Nie ma gier idealnych i oczywiście PES 2008 nie stanowi pod tym względem wyjątku. Zacznijmy od poziomów trudności. Wydaje się, iż ich zbalansowanie, podobnie jak w poprzedniej edycji, mogłoby być lepsze. Spokojnie pobawią się nowicjusze, usatysfakcjonowani powinni być również weterani (choć po prawdzie różnica między dwoma najcięższymi poziomami wielka nie jest) ale co ze średnio zaawansowanymi graczami? Jakaś taka pustka. Sporo uwag można mieć również do zachowania bramkarzy. Niestety zdarza się tak, że nie reagują prawidłowo, nie wyłapują prostych piłek, a bywa, że popełniają szkolne błędy (wypuszczenie z rąk, odbicie od słupka i piłka w siatce). Dzieje się tak oczywiście w sporym zamieszaniu pod bramką, kiedy piłka leży dosłownie pod nogami goalkeepera, a on dziwnym trafem jakoś jej nie dostrzega. Kolejna wada to oczywiście niepełny zestaw drużyn. Ponarzekać też można na wykonywanie kornerów i autów – często zdarza się tak, że komputer podaje do nas, a my z kolei musimy robić jakieś niesamowite wygibasy, aby celnie podać. Odrębną sprawą jest sterowanie. W zasadzie bez dobrego pada można o grze zapomnieć, bowiem wykonywanie sztuczek na klawiaturze przypomina jazdę nosorożca na deskorolce. Ani to wygodne, ani efektowne. Często w akcjach przeszkadza też sędzia główny, który oczywiście przypadkowo zawieruszy się w kluczowym memencie tak, że piłka w niego pacnie. Spośród zapowiadanych „nowinek” kompletnie nie sprawdziły się natomiast ławka rezerwowych i wywiady. Przypomnijmy, że reakcje ławki miały ubarwiać spotkanie po udanych akcjach, a tymczasem są widoczne tylko w małym okienku w czasie... pauzy. Z kolei wywiadów po prostu nie ma... Ot pojawia się od czasu do czasu informacja, że jakiś zawodnik udzielił wywiadu. Dziwne, że te aspekty były aż tak mocno promowane. Ostateczna ocena nowego PES, pomimo wymienionych mankamentów, może być jednak tylko wysoka. Jeśli dysponujecie szybkim sprzętem, który zapewni maksymalny poziom detali w grze, musicie w tę grę koniecznie zagrać. Oczywiście jeśli cenicie „symulacje” piłki nożnej i chcielibyście poczuć ducha rywalizacji. Warto dodać, że grać można też w necie i na jednym komputerze, co zapewne wydatnie podnosi poziom adrenaliny (przyznajemy się bez bicia, że nie sprawdziliśmy, bo recenzencka wersja miała zablokowany dostęp do serwerów). Zresztą PES 2008 stał się już na tyle popularny, że w necie znaleźć można tony dodatków (od drużyn, piłek i stadionów po całe ligi i usprawnienia rozgrywki), które wydłużą zabawę na kolejne tygodnie. Nowe zagrania oraz drobiazgowe układanie taktyk i przeglądanie licznych statystyk, które mają wpływ na efektywny dobór zawodników do zespołu ucieszą zapewne weteranów serii. Choć trzeba zauważyć, że mecze wydają się odrobinę wolniejsze niż w poprzednich dwóch edycjach, to jednak szerokie spektrum zagrań powoduje, że warto się grą zainteresować. Świetnie się stało, że PES 2008 potrafi być też przyjazny dla początkujących. Wbudowane ekrany ze sposobem wykonywania sztuczek działają mobilizująco i każdy ma szansę zdobyć wprawę. Choć zapewne będą i tacy, którzy nie przekonają się do tytułu Konami i nadal za najlepszą będą uznawać edycję z numerkiem pięć albo sześć na końcu.

0,0
null
Plusy
  • ładny silnik graficzny
  • nowe zagrania
  • symulowanie, ciągnięcie za koszulkę
  • "symulacja" piłki nożnej
  • kreator zawodników i twarzy
Minusy
  • słabo zbalansowane poziomy trudności
  • błędy bramkarzy
  • wspomniane w tekście drobne wady
  • Braszczykowski? A to niby kto?
Komentarze
25
Usunięty
Usunięty
28/07/2008 20:28

czesc,jak sie wymusza faule/karne ?!

Usunięty
Usunięty
10/01/2008 13:21

najgorsza gra na rynku

Usunięty
Usunięty
10/01/2008 13:21

najgorsza gra na rynku




Trwa Wczytywanie