Tony Hawk’s American Wasteland - rzut okiem

Zaix
2007/05/31 21:11

Rumble! Screeeech!

Wieś tańczy i śpiewa

Rumble! Screeeech!

Rumble! Screeeech!, Tony Hawk’s American Wasteland - rzut okiem

Pierwsze, co rzuca się w oczy po uruchomieniu THAW, to nowa – w stosunku do wcześniejszych odsłon serii - technika wykonania intra. Zamiast filmiku, prezentującego każdego z występujących w grze sportowców (jak to dawniej bywało), mamy animację zrobioną w komiksowym stylu, przedstawiającą z grubsza postaci, które już za chwilę będziemy mieli zaszczyt poznać. I choć owa animacja zła nie jest, a ponadto pasuje idealnie do klimatu panującego w tejże produkcji, to i tak lekko można zatęsknić za starymi dobrymi czasami, gdy to w intrze szalał Rune Glifberg czy Bob Burnquist. Powiedzmy to jasno: ta część Tony Hawk’a nie jest powrotem do korzeni, a ewolucją tego wszystkiego, co znaliśmy z Underground 2. Jeżeli ten drugi Wam do gustu nie przypadł, to raczej nie ma szansy, abyście przy American Wasteland zarywali nocki.

Tryb fabularny jest podstawową rozgrywki i to właśnie go powinniśmy odwiedzić, gdy już skonfigurujemy odpowiednio ustawienia. W nim to wcielamy się w jednego z pięciu prowincjonalnych skejtów, którzy wyruszają do Los Angeles w poszukiwaniu sławy i pieniędzy, ale także ucieczki od dotychczasowego życia. Nie ma co ukrywać: łatwo to on nie miał. W szkole na niego narzekali, narzekali na niego w domu, a ponadto miejscowy policjant przeszkadzał w jeżdżeniu na deskorolce. Ale że życie lubi płatać figle, to i w LA nikt na niego z otwartymi ramionami nie czeka. Wręcz odwrotnie, pierwsze co widzi nasz bezimienny bohater po wysiadce z autobusu, to zamknięta pięść lądująca na jego twarzy. Wszystko dlatego, iż stał się ofiarą napadu, podczas którego rabusie ukradli mu torbę z rzeczami. Prawda, że lepiej być nie mogło?

Na szczęście zjawia się pomocna dłoń w postaci Mindy, która od tej pory staje się naszym przewodnikiem po zakamarkach „Miasta Aniołów”. To właśnie ona najpierw zabiera nas do sklepu i fryzjera, abyśmy zaczęli jakoś porządniej wyglądać. A potem wyjaśnia panujące w mieście zasady i pomaga zyskać coraz większe uznanie i szacunek u miejscowych skejtów. Zaczynamy od prostych misji, w trakcie których naszym zadaniem jest nauczenie się różnych, ale przeważnie podstawowych, trików. Bo choć do LA przyjeżdżamy by właśnie jeździć na desce, to w porównaniu do reszty „skejtującego” Los Angeles wypadamy dość cienko. Zadania te nie przynoszą nam pieniędzy – któż miałby nam płacić za naukę, czyli poświęcenie swojego wolnego czasu. Jeżeli więc chcemy zarobić trochę kasy, to musimy na radarze poszukać zielonego symbolu „$” oznaczającego zlecenia, za które można zarobić jakąś tam mniejszą sumkę. Na początek jest to 20 dolarów. Wędrując po Los Angeles

Jak idzie z powyższego opisu wywnioskować, znacznych zmian doczekał się sam gameplay. W American Wasteland nie przechodzimy poziomów zarabiając kasę za zebranie literek SKATE bądź COMBO czy też wykonywanie innych zleceń, które były jeszcze w czwartej części serii. Tutaj naszym celem jest właśnie rozwój własnych umiejętności, abyśmy zaczęli robić karierę i spełnili tym samym amerykański sen o wielkich pieniądzach i ogromnej sławie. Dlatego właśnie zmianom uległy zadania, przed którymi stajemy. Gdy z Hollywood przenosimy się do Beverly Hills, to musimy dostać się do grupy jeżdżącej w tej bardzo urokliwej miejscówce. Sposób w jaki tego dokonujemy jest jeden. Bo - jak idzie łatwo przewidzieć - miastowi zbyt przyjaźnie do nas nastawieni nie są. Dlatego właśnie cały poziom rozgrywany w owej dzielnicy sprowadza się do zaimponowania Boonowi i jego kolegom. Czyż to nie ciekawsze, niż uganianie się za jakimś tam wynikiem, który trzeba pobić?

A propos samych poziomów: w THAW każda z dzielnic, a jest ich dziewięć, jest mniej więcej wielkości jednego etapu z THPS 4. Można więc stwierdzić, że dostajemy dziewięć razy większy poziom niż w poprzednich częściach. Jednak jest to tylko złudzenie, gdyż przejazd pomiędzy poszczególnymi dzielnicami odbywa się tylko za pomocą jednego przejścia. Poziom więc jest jakby zamknięty, z tym że posiada dwie drogi (czasem jedną) wyjścia/wejścia. Nie ma wielkich otwartych przestrzeni...

W trybie fabularnym da się odczuć lekkie pójście twórców w stronę symulacji miasta rodem z GTA. Dlatego też występuje cykl dobowy, a jeździć na desce możemy zarówno w nocy jak i w dzień. Do tego etapy zrobione są bardzo realistycznie i wiarygodnie, a to uczucie pogłębiają jeszcze interaktywne sklepy. Jeżeli chcemy zrobić w nich zakupy musimy zejść z deski i wejść do środka.

Rower, deska albo... własne nogi

Sama możliwość zejścia z deski i wędrowania na piechotę, co pozwala nam na przykład dostać się w wysoko położone miejsca, nie jest niczym nowym. Znamy to przecież z drugiej części Undergroundu, a tutaj za bardzo się to nie zmieniło. Za to fakt, iż możemy zejść z deski i wsiąść na... rower, jest już na pewno czymś zaskakującym i niespodziewanym.

Jako sama idea, zaimplementowanie do gry możliwości pojeżdżenia na BMXie niby złe nie jest. Twórcy chcieli zatroszczyć się o to, by gracz miał więcej możliwości i mógł odpocząć czasem od deski. Ale tak naprawdę jeszcze przed włączeniem gry takie posunięcie z ich strony jakoby sugeruje, że nie mieli już czym przyciągnąć narodu do swojej nowej produkcji i obawiali się, że same „cztery kółka” nie wystarczą. Okazuje się to nieprawdą, bo samo jeżdżenie na desce nadal wciąga i to bardzo. No więc po co ten rowerek w grze? Chyba tylko i wyłącznie po to, żeby móc się szybciej przemieszczać po dość sporym terytorium. I wtedy to używanie dwóch kółek ma sens, bo faktycznie na nich szybciej możemy w pożądane miejsce dotrzeć. Ale oprócz tego, to cała ta sprawa z rowerem jest raczej do bani. Nie dość, że idzie na nim dziwnie mało trików wykonać, a samo sterowanie jest denerwujące, to jeszcze za wiele misji zrobionych pod cyklistów to tutaj nie ma. Dlatego jeżeli ktoś woli dwa od czterech kółek, to niech zdecyduje się na inną grę z tej podobnej serii. Mowa o Matt Hoffman’s Pro BMX.

Co do trików, ale tych do wykonania na deskorolce, to zrobiło się naprawdę ciekawie. Co prawda one same za wiele z rzeczywistością i realną jazdą na desce wspólnego nie mają, no ale są i do tego ich wykonanie daje cholernie dużo satysfakcji. Przede wszystkim polepszono łączenie trików nożnych oraz tych na desce. Sticker slap do manual do wallplant? Teraz nie ma sprawy. Możemy łączyć skakanie wraz z trikami wywodzącymi się rodem z parkouru jak na przykład wallrune. Początkowo trudno jest ogarnąć i korzystać ze wszystkich nowych wygibasów, ale nie od razu Tony Hawk’s wykręcił 900 stopni. Pomału bo pomału, ale jednak stajemy się coraz lepsi.

Klasyka synu, klasyka

Jeżeli przejdziemy już tryb fabularny lub po prostu mamy na to ochotę, to możemy zrobić mały powrót do przeszłości włączając tryb klasyczny. Specjalnie do tego trybu powstało sześć plansz na których w ciągu dwóch minut mamy do wykonania różne zadania, takie jak zebranie literek SKATE, ustanowienie jakiegoś wyniku czy też znalezienie sekretnej kasety. Jakby jednak do tego pozytywnie nastawionym nie podejść, to nie można pozbyć się wrażenia, iż plansze w klasyce zostały zrobione na odczepkę. Nawet w ułamku nie są tak fajnie urządzone jak ogromne tereny LA. Widać, że projektantom poziomów albo zabrakło pomysłu, albo chęci, albo czasu. To wszystko sprawia, że tryb klasyczny jest cienki jak barszcz i wysiada nawet przy tym, który widzieliśmy w THPS2, czyli dawno, dawno temu. Jest jednak jeden plus, mianowicie tylko tutaj możemy pojeździć Tonym Hawkiem, Bobem Burnquistem, Bamem Magerą czy też Tonym Alvą. Razem do wyboru jest 13 zawodowców.

GramTV przedstawia:

Wszystkie wydane do tej pory gry z serii Tony Hawk’s łączy to, iż w każdej jeździliśmy na deskorolce oraz fakt, iż w każdym udostępnione były edytory. Nie inaczej jest i tutaj. Możemy stworzyć swojego skejta oraz swój park. Są to opcje dobrze nam znane już z wcześniejszych części gry. Warto dodać, iż do edytora parków dodano wiele nowych elementów oraz świeże tła, takie jak Antarktyda, tor wyścigowy czy... cmentarz.

Szerzej omówimy sobie dwa pozostałe edytory, gdyż mimo, iż występowały już w U2, to jednak nie pisaliśmy jeszcze o nich na łamach gram.pl. Jeżeli chcemy, możemy stworzyć swoje graffiti, które następnie podczas gry można namazać gdzie tylko przyjdzie nam na to ochota. Składać się może ono aż z dziesięciu warstw, ale tak naprawdę po nałożeniu już trzech, jeżeli dobrze ich nie rozplanowaliśmy, to nie widać co owa grafika przedstawia. Ale fajna to opcja, która może być nieźle wykorzystana w trybie zabawy przez sieć. Drugą z nowych i zarazem ostatnią z możliwych do zrobienia samodzielnie rzeczy jest trik. Stworzenie nowego triku polega na tym, że ustalamy, które po kolei sekwencje znanych i gotowych już ewolucji mają zostać wykonane w naszym własnym. Jest to więc trochę jakby oszustwo. Do tego takiego własnego wygibasa naprawdę trudno jest wykręcić, gdyż bardzo łatwo idzie przesadzić z długością jego trwania, co przy próbie wykonania kończy się spotkaniem trzeciego stopnia z asfaltem. Jeżeli jednak wyobraźnia nam dopisuje, to idzie zrobić naprawdę fajną i efektowną sekwencję. Pogłośnij pan to!

Gdy idzie o stronę techniczną gry, to jest naprawdę dobrze, by nie powiedzieć świetnie. Grafika, a w szczególności wykonanie Los Angeles, naprawdę może się podobać i cieszy oko dbałością o szczegóły, pomysłowością oraz wykonaniem. Poprawiono także animacje postaci, co sprawia, że poruszają się jeszcze lepiej i wiarygodniej. Jeżeli jednak trzeba by się czegoś doczepić to tego, iż poziomy z trybu klasycznego prezentują się graficznie sporo gorzej niż dzielnice L.A. oraz tego, iż gra praktycznie nie wykorzystuje żadnych nowych fajerwerków graficznych. Dobrą sprawą jest jednak lepiej zoptymalizowany silnik. THAW na tym samym sprzęcie, na którym testowana była „czwórka”, na maksymalnych ustawieniach graficznych działał od niej o wiele lepiej, a przy tym i ładniej wyglądał.

Wspomnieć trzeba jeszcze o jednym, mimo iż na pewno wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Tak - i w tej części występuje doskonały soundtrack. Co na nim? Ponad 60 (!) utworów reprezentujących przeróżne style, lecz najczęściej rap, rock albo punk. Przygrywające nam zespoły to między innymi My Chemical Romance, Green Day, Rise Against, Bad Religion, Fall Out Boy, Public Enemy czy The Doors. Wiadomo - w takiej gromadce na pewno znajdą się i takie piosenki, które mogą komuś do gustu nie przypaść. Nie ma z tym jednak problemu, gdyż każdy utwór da się wyłączyć.

Powtórka z rozrywki?

American Wasteland to nie jest stary doby Tony Hawk. Nie znajdziemy w nim tego, co było esencją podziwianych i grywa(l)nych do dziś dwójki i trójki. Jest to za to nowy, też dobry, Tony Hawk. Można nazwać go ewolucją tego wszystkiego co zapoczątkowano w THPS 4, a potem rozwinięto w Undergroundzie 2. Jeżeli więc w te dwa ostatnie tytuły graliście z przyjemnością, to i THAW zawodu Wam nie sprawi.

Tytuł: Tony Hawk’s American Wasteland Gatunek: sportowo-zręcznościowa Wymagania sprzętowe: sprawdź tutaj + Sporych rozmiarów Los Angeles + Trochę nowych trików i ewolucji + Fajny tryb fabularny + Bardzo grywalna Minusy: - Ma mało wspólnego z rzeczywistością i z legendarnymi częściami THPS - 2 i 3 - Średni tryb klasyczny Czas na opanowanie: 10 minut Poziom trudności: średni Producent: Neversoft Entertainment Wydawca: Aspyr Polski wydawca: CD Projekt Cena: 19,99zł Wersja: Polska kinowa Strona www: tutaj

Komentarze
35
Usunięty
Usunięty
21/12/2008 15:19

W THAW najbardziej nie podoba mi sie tlumaczenie. Luk przetlumaczonych na polski nie da sie zaliczyc! Niektore rzeczy przetlumaczone sa zle. Sa tez przetlumaczone rzeczy, ktore nie powinny byc tlumaczone (niektore triki)

Usunięty
Usunięty
11/08/2007 11:42

koszmar z ta polska wersja jezykowa - nie wie ktos czy moze istnieje jakas latka pozwalajaca zrobic z polskiej angielska wersje? albo chociaz jakis fix ktory pozwoli polzaliczac sobie luki (gap''y)?

Usunięty
Usunięty
26/06/2007 15:14

Amen :))




Trwa Wczytywanie