Supreme Ruler 2010 - rzut okiem

Symulator świata na krawędzi chaosu

Symulator świata na krawędzi chaosu

Całe mnóstwo gier określa się dziś mianem strategicznych, niewiele z nich ma jednak tak naprawdę z prawdziwą strategią cokolwiek wspólnego. Niewiele, są jednak wyjątki w branży zdominowanej przez piękne, trójwymiarowe, lecz przede wszystkim zręcznościowe, namiastki strategicznej rozgrywki. Do takich wyjątków z czystym sumieniem zaliczyć można Supreme Ruler 2010, jedną z tych nielicznych gier, które możemy nazwać prawdziwymi Strategiami. I to właśnie przez duże „S”.Symulator świata na krawędzi chaosu, Supreme Ruler 2010 - rzut okiem

Mamy rok 2010. Oblicze świata zmieniło się nie do poznania. Znikły wielkie państwa i mocarstwa, politycznie i gospodarczo świat uległ niespotykanej dotąd partykularyzacji. W miejscu dawnych państw pojawiły się Regiony, w pełni autonomiczne jednostki administracyjne, posiadające własny rząd, stolicę oraz ustrój polityczny. Z areny politycznej znika również całkowicie ONZ, zaś jego miejsce zajmuje twór zwany Rynkiem Światowym, globalna organizacja próbująca rządzić światem, o wiele bardziej agresywna i skuteczna od swojej poprzedniczki.

Rynek stara się kontrolować wszystkie procesy gospodarcze i polityczne zachodzące na świecie, jednak ze względu na zbyt duże rozdrobnienie (ponad 200 Regionów!) nie jest to oczywiście możliwe. Daje to więc każdemu z Regionów możliwość, aby w bardziej ekspansywny sposób realizować założenia własnej polityki zagranicznej. I tutaj właśnie rozpoczyna się nasze zadanie. Stajemy na czele jednego z Regionów i zaczynamy knuć, w jaki sposób dojść do panowania nad całym światem.

Polityka wewnętrzna, czyli Kowalskiemu w żłoby dano

Aby nasz kraj, przepraszam – Region, miał jakiekolwiek szanse przetrwania w tej globalnej dżungli, musimy zadbać przede wszystkim o jego odpowiedni rozwój. I tutaj dochodzimy do tego, co stanowi największy atut tej gry – jej wręcz porażającego realizmu w kwestii zarządzania państwem. Patrząc na ten tylko aspekt tegoż tytułu, możemy już mówić o niemalże pełnoprawnym symulatorze państwa. Ilość opcji i możliwości wpływu na różnorodne aspekty funkcjonowania naszego Regionu potrafią początkowo przyprawić o ból głowy nawet najtwardszych strategicznych hardcorowców.

Ale po kolei. Wyobraźcie sobie, że nagle, z dnia na dzień, ktoś oddaje Wam we władanie cały kraj. Od teraz na Waszej głowie będą spoczywać takie problemy, jak podatki, zadowolenie społeczeństwa, rozwój gospodarczy i militarny, import i eksport, czy prowadzenie badań naukowych. Całość rozbita na dziesiątki tabel, współczynników, jedno zależne od drugiego, to wszystko zaś od aktualnie panujących tendencji o charakterze globalnym. W kwestii zarządzania tym wszystkim dostajemy oczywiście pełną swobodę. I tak na przykład możemy dowolnie regulować wysokość podatków, ukierunkowywać rozwój gospodarczy, decydować o ustroju państwa i prawach w nim obowiązujących, poprzez odpowiednie działania o charakterze socjalnym wpływać na kształt naszego społeczeństwa, dowolnie zarządzać produkcją przemysłową, czy po prostu budżetem naszego Regionu. Wszystko to brzmi dość ogólnikowo, jednak uwierzcie – każdy z tych i pozostałych aspektów związanych z polityką wewnętrzną jest opracowany w niespotykanie szczegółowy sposób. Oczywiście wszystko to podlega pewnym ograniczeniom, takim jak wielkość budżetu, czyli możliwości finansowe Regionu, czy choćby dostępność odpowiednich surowców.

W pełni samodzielne zarządzanie tym wszystkim wydaje się być rzeczą niemożliwą. I prawdę powiedziawszy, tak jest w rzeczywistości, bowiem samodzielna analiza każdego aspektu byłaby czystym masochizmem. Na szczęście jednak, zupełnie jak w prawdziwym państwie, mamy do swojej dyspozycji gabinet pełen „mądrych głów”, czyli naszych ministrów. Kiedy zasiadamy za wirtualnym sterem władzy, dostajemy do dyspozycji pulę osobników, których możemy pousadzać na ministerialnych stołkach, aby zdjęli z nas choć częściowo przytłaczający ciężar władzy. Każdy z nich opisany jest kilkoma współczynnikami określającymi ich kompetencje w różnych dziedzinach oraz cechy osobowości. W zależności od tychże predyspozycji, decydujemy, który z nich obejmie jedno z sześciu ministerstw. Kiedy mamy już skompletowany nasz kameralny rząd, przystępujemy do wyznaczania poszczególnym jego członkom odpowiednich priorytetów. Tutaj mamy również pełną kontrolę nad postępowaniem naszych podwładnych – dyspozycje mogą być zarówno bardzo ogólnikowe (np. rozwój przemysłu), jak i bardziej szczegółowe (np. produkujmy na eksport olbrzymią dóbr konsumpcyjnych).

Od razu pewnie pojawi się teraz pytanie: Dobrze, dobrze, ale mimo wszystko, czy nie jest nierozsądnym aż tak opierać się na decyzjach krzemowych ministrów? Otóż nie, absolutnie nie jest to nierozsądne. Sztuczna Inteligencja bowiem stoi w SR2010 na nadspodziewanie wysokim poziomie. To kolejny z atutów tego nie najmłodszego już przecież tytułu. Po ustaleniu w mniej lub bardziej szczegółowy sposób kierunków działań, nasz rząd wręcz doskonale radzi sobie z powierzonymi mu zadaniami. Znakomita większość decyzji jest jak najbardziej zgodna z naszymi założeniami, niejeden raz możecie się zdziwić trafnością przewidywania i skutecznością działania każdego z ministrów. Nam zaś odpadają godziny ślęczenia nad szczegółowymi raportami i ich analiza z podręcznikami ekonomii, czy socjologii w ręku.

Polityka zagraniczna, czyli „sierpem, czy młotem?”

Na świecie nie jesteśmy jednak sami, wokół nas rozwija się i rośnie w siłę ponad dwustu chętnych na globalną supremację. Co prawda mają być oni w przyszłości częścią naszego imperium, póki co jednak nadal stanowią autonomiczne organizmy, które mogą być dla nas zarówno pomocą, jak i zagrożeniem. Ponad zaś wszystkimi wciąż stoi na straży „nowego ładu i porządku” Rynek Światowy, dysponujący własną armią, technologiami i dużą ilością pieniędzy. Dlatego też równie ważna, jak rozwój wewnętrzny państwa, jest odpowiednio prowadzona polityka zagraniczna.

W tym przypadku również oddano nam do dyspozycji olbrzymi zasób możliwości. Możemy oczywiście sygnować w imieniu naszego kraju pełen zakres różnorodnych umów międzynarodowych, od otwarcia granic dla migracji, czy ekstradycji przestępców, aż po pakty militarne i umowy handlowe, czy terytorialne. Oczywiście podejmowane przez nas decyzje odbijają się bezpośrednio nie tylko na naszym własnym Regionie, ale również wpływają na układ sił w skali globalnej, co oczywiście ma szczególne znaczenie w przypadku wszelkich paktów o charakterze militarnym.

Bardzo ważne jest również takie prowadzenie polityki zagranicznej, aby swoimi działaniami nie „podpaść” Rynkowi Światowemu. W przeciwieństwie do byłego ONZ, polityka Rynku jest drastycznie mniej zachowawcza, nie waha się on przed zbrojną interwencją, jeśli uzna, że nasze działania godzą w jego interesy, czy „nowy porządek”. Z drugiej strony, jeśli nasze stosunki z RŚ będą wystarczająco ciepłe, możemy liczyć na dotacje finansowe, pomoc technologiczną, czy nawet militarną.

GramTV przedstawia:

Ignorowanie dyplomacji prowadzi w bardzo krótkim czasie do jednego w zasadzie scenariusza – całkowitej izolacji i w efekcie szybkiego rozszarpania przez sąsiadów. Ci bowiem, choć początkowo często przychylni nam, nie przeoczą żadnej okazji, aby wzmocnić swoją pozycję kosztem osamotnionego państewka. Tym bardziej, że przez cały czas jesteśmy przez pozostałe kraje oceniani poprzez pryzmat zarówno stosunków dyplomatycznych, jak i zwykłych sympatii społecznych. Narastanie i w rezultacie eskalacja negatywnych odczuć, po pewnym czasie może zaś doprowadzić do narodzenia się casus belli. Przyczyn wybuchu wojny może być zresztą wiele, począwszy od nierozważnej koncentracji podejrzanie dużych sił militarnych na jednej z granic, a skończywszy na samej rozbudowie armii. Tutaj również możemy doskonale odczuć naprawdę wysublimowaną i stojącą na bardzo wysokim poziomie SI.

Wojna, czyli po trupach do celu

No i stało się! Nasi sąsiedzi, wkurzeni ciągłym podkopywaniem ich pozycji na arenie międzynarodowej i czujący rosnące zagrożenie ze strony naszej coraz to liczniejszej armii, postanawiają w ramach profilaktyki przytrzeć nam nieco nosa – wypowiadają wojnę. My zaś mamy wreszcie okazję, aby przetestować w warunkach bojowych nasze wypieszczone elitarne jednostki, pochłaniające co roku astronomiczne sumy z budżetu państwa.

Wojna w SR2010 to przyjemność i katorga zarazem. Mamy do dyspozycji olbrzymią wręcz ilość różnego rodzaju jednostek i sprzętu, których charakterystyki zostały oddane przez twórców w bardzo realistyczny sposób. Dzięki badaniom, tudzież zakupowi odpowiednich technologii, możemy mieć dostęp do pełnego spektrum tego, co możemy już zobaczyć na współczesnych polach bitew lub też zobaczymy w najbliższej przyszłości. Od szarej piechoty, po międzykontynentalne rakiety przenoszące głowice nuklearne. Jednostki oczywiście zdobywają podczas walki doświadczenie, warto więc dbać o to, aby mogły one zregenerować siły (tak, nasi wojacy zwyczajnie męczą się walką!) lub uzupełnić stan osobowy, amunicję, czy paliwo.

Zapanować jednak nad tym wszystkim – to już wielka sztuka. Szczególnie, jeśli mamy do czynienia nie z drobną potyczką na granicy, ale prawdziwą wojną, w którą zaangażowana jest większość naszej armii. Wydawanie rozkazów dziesiątkom jednostek i stała kontrola ich poczynań, to prawdziwe wyzwanie i bardzo łatwo o przeoczenie czegoś. Co prawda możemy oddać naszych dzielnych żołnierzy pod wirtualna komendę, jednak o ile w przypadku polityki wewnętrznej SI jest rewelacyjna, to w tym już tylko dobra. Szczególnie dotyczy to sytuacji wymagających dużej elastyczności i podejmowania szybkich, zdecydowanych działań. SI w takich przypadkach zazwyczaj reaguje zbyt wolno, jej zachowawczość sprawdzająca się w zarządzaniu państwem, dużo gorzej odnajduje się w warunkach pola bitwy. Jednak w sprawach mniej istotnych niż strategiczne planowanie działań, możemy się zdać na naszych wirtualnych dowódców – nie powinni zawieść. Obrazki, dźwięki i cała reszta

Cóż, miłośnicy milionów polygonów, HDR-u i pixel shaderów nie będą usatysfakcjonowani. Grafika w grze jest płaska, jak krajobraz Mazowsza. Na ekranie widzimy jedynie mapę znanego nam dobrze z lekcji geografii i zdjęć satelitarnych świata, pokrytą setkami małych ikonek i powiązanych z nimi podpisów. Zresztą i tak najczęściej zakrywają ją nam dziesiątki tabel, zestawień i ekranów z danymi. Ale taki przecież charakter tej gry i jedno trzeba twórcom przyznać – mimo niesamowitego stopnia komplikacji i kompleksowości świata przedstawionego, daje się to wszystko naprawdę jakoś ogarnąć. Interfejs jest wbrew pierwszemu wrażeniu dość logicznie skonstruowany i choć pozornie mało intuicyjny, po „ograniu się” z nim, sprawdza się całkiem przyzwoicie. Warto jeszcze tylko dodać, iż najlepiej do gry zasiąść przed przynajmniej 19” monitorem. Dlaczego? Ponieważ ilość przekazywanych na ekranie informacji wymusiła zastosowanie czcionki o wielkości, która na mniejszym monitorze wymusza niemalże przyklejanie nosa do ekranu. Tym bardziej, że polska wersja, choć praktycznie bezbłędna, ma jedną wadę – część napisów nie mieści się w ramkach, przez co są zwyczajnie obcięte. Chciałoby się również napisać coś o dźwięku, ale... na dobrą sprawę, nie ma o czym. Ot, niezauważalna prawie muzyka, jakieś przypominające gry z automatów odgłosy podczas walki. To w zasadzie wyczerpuje kwestię udźwiękowienia tego tytułu.

Polskie wydanie SR2010, to swoiste kuriozum na rynku gier, co wynika z dwu powodów. Po pierwsze dostajemy dwie płyty z grą, która mieści się na jednym CD. Otóż jedna z nich zawiera wersję oryginalną, druga zaś spolszczoną. To zapewne ukłon wobec tych, którzy bądź to mają już dość obciętych przez zbyt kuse ramki tekstów, bądź też chcą podnieść swoją znajomość języka Shakespeare’a na naprawę wysoki poziom. Druga sprawa jest już znacznie mniej przyjazna dla przeciętnego użytkownika – chodzi o instrukcję do gry w formie papierowej lub zbliżonej. A właściwie jej całkowity brak. Nic. Nawet głupiej ulotki z klawiszologią. Jest oczywiście odpowiedni, świetnie zredagowany i pełen wszelkich potrzebnych do zabawy informacji dokument. Ale niestety, nie w formacie A5, tylko PDF. Co odczujemy szczególnie na początku rozgrywki, niejeden raz będziemy bowiem zmuszeni zaglądać do tegoż pliku.

Jedno trzeba powiedzieć wprost - to zdecydowanie nie jest gra dla wszystkich, dla przeciętnego turboklikacza będzie to raczej koszmar senny podstarzałego księgowego. Każdego jednak, kto przebrnie przez nieco mętny momentami tutorial i doczyta (a w zasadzie przeanalizuje) ukrytą na płycie instrukcję, czekają tygodnie doskonałej zabawy na bardzo wysokim poziomie. SR2010 oferuje nam bowiem możliwości, jakich nie znajdziemy w innych grach tego typu.

Tytuł: Supreme Ruler 2010 Gatunek: strategia Wymagania sprzętowe: sprawdź tutaj + stopień komplikacji i kompleksowość + realizm rozgrywki + poziom SI + ilość jednostek wojskowych + niemalże nieograniczone możliwości Minusy: - stopień komplikacji i kompleksowość - realizm rozgrywki - czyli tytuł bardzo niszowy, dla prawdziwych twardzieli - brak papierowej instrukcji - może dźwięk? - i jakieś inne mało znaczące drobiazgi? Czas na opanowanie: przynajmniej kilka godzin, zakładając pełne skupienie i wydrukowaną instrukcję Poziom trudności: ekspercki Producent: Battlegoat Studios Wydawca: Strategy First Polski wydawca: Nicolas Games Cena: 39,99 zlp Wersja: eng + pl Strona www: http://www.battlegoat.com/supreme.php

Komentarze
19
Usunięty
Usunięty
06/02/2007 16:50

gra zdecydowanie warta uwagi w gąszczu innych "parastrategicznych" pozycji ... w ośrdoku kształcenia kadr rządowych powinni ją traktować jako "symulator"

Usunięty
Usunięty
06/02/2007 11:07

Faktycznie gra dla ludzi którzy sporo widzieli i wiedzą czego chcą (hc). No i należy też dodać że gra kosztuje 19,99 a nie 39,90 jak napisał(a) Mysz w recenzji (przynajmniej w moim mieście).

sianer
Gramowicz
06/02/2007 07:30

Ta gierka wymiata!:)Choc ma sporo bledow (czesto pojawialy mi sie graficzne krzaczki), to przyciaga na dluuugie godziny.Fakt, nie jest dla wszystkich, ale jesli juz sie spodoba, to dlugo nie pozwala odejsc od monitora ;)




Trwa Wczytywanie