W samo południe

Lucas the Great
2006/12/19 12:00
0
0

Mikołaj Ltd.

Mikołaj Ltd.

Idą święta, więc na każdym kroku chwyta nas za kołnierz grubas w czerwonym wdzianku i namawia do zakupów różnych różności. Podobno nazywa się Świętym Mikołajem. Ten przydomek jest jednak z gruntu fałszywy, by nie rzec prześmiewczy. Ma mniej więcej ten poziom trafności, co nazwanie kata manicurzystą - niby obaj mają coś wspólnego z obróbką paznokci. W przypadku rzekomego Mikołaja chodzi o prezenty. Ale nie o to, by je dawać, ale by wyłudzać za nie pieniądze.

Nie tak dawno kilku rodzimych wyświęconych i świeckich przedstawicieli Kościoła Katolickiego rozpoczęło w naszym kraju kampanię informacyjną w temacie Świętego Mikołaja. Należy im się wielki szacunek za ową inicjatywę. Nawet jeśli nie lubi się Kościoła, chyba nie trudno zrozumieć dlaczego. Każda religia mająca tak długą historię staje się z czasem zinstytucjonalizowana, nie ma od tego ucieczki, w związku z czym akcje tego typu cieszą podwójnie. O co chodzi w owej kampanii? O uświadomienie kim był Święty Mikołaj. Otóż, Drodzy Moi, w tradycji katolickiej był darczyńcą a nie akwizytorem. Aż trudno uwierzyć, czyż nie?

Pójdźmy krok dalej. Wytłumaczmy kim jest, a kim nie jest jowialny grubas w czerwieni. Owszem, biskup z Miry, żyjący na przełomie trzeciego i czwartego wieku, ma tu spory udział, ale do dzisiejszego wizerunku znacząco przyczyniło się dotarcie chrześcijaństwa na z gruntu pogańskie ziemie północnej Europy. W tradycji wikińskiej - a pamiętajmy że ów naród turystów docierał w rozmaite rejony naszego kontynentu (i nie tylko) - zwierzchnikiem bogów był niejaki Odyn. Nie był to miły facet, wymagał wiele czynnego okazywania wiary, ale raz do roku brało go na litość. Odwiedzał wtedy wybrane domostwa swych wyznawców w aspekcie dobrotliwym i wręczał dary. Wizyta taka mogła napawać lękiem: jakbyśmy się czuli, gdyby w środku zimowej nocy zapukał do naszych drzwi przerażający, chudy, jednooki starzec, okutany w długi płaszcz? Mieszane uczucia to chyba najlepsze w tym wypadku słowo.

Religia katolicka nie raz dowiodła mistrzostwa w inkorporowaniu lokalnych pogańskich tradycji. Tak było i tym razem. Odyn Dobrotliwy zawarł mariaż z hojnym biskupem z Miry i powstał Święty Mikołaj. Jeszcze w XIX wieku wizerunek owej postaci nawiązywał ściśle do dawnych tradycji. Chudy, budzący strach starzec nazywany był czasem na Wyspach Brytyjskich Starmanem, często zresztą mającym przepaskę na oku. U nas zaś zwano go Gwiezdorzem, co dowodzi wspólnego rodowodu. W niektórych zakątkach Europy do dziś tradycja owa przetrwała, ale mało kto łączy ją z jowialnym grubasem, najwyżej sobie współistnieją. Dziad Mróz, który jeszcze niedawno wyglądał analogicznie do Gwiezdorza, też musiał przytyć, został zmiękczony na "Dziadka" i dorzucono mu do kompanii radosną Śnieżynkę. W ramach konkursu piękności oczywiście, by nie przegrał z zawodnikiem ze zgniłego zachodu.

Grubas, którego znamy powstał na bazie XIX wiecznych przedstawień, które przypadły do gustu koncernowi Coca-Cola. Do wizerunku dodano sporo tuszy, ubranko nasiąkło reklamową czerwienią po brzegi, odebrano ostatecznie jakiekolwiek elementy budzące strach. Święty Mikołaj musiał być przecież medialny. Przez niewiele ponad wiek korporacyjny produkt wyparł z kultury swój pierwowzór, z tryumfem porykując "Ho-ho-ho!" i popijając sobie colę razem z Rudolfem, z zawodu reniferem pociągowym. Czerwone nosy obu świadczą zaś, że korporacyjnego napoju używali raczej jako zapojki podczas fetowania zagłady Gwiezdorza i Mikołaja z Miry.

Nic dziwnego więc, że aktualny fałszywy święty skoncentrowany jest na akwizycji, nie zaś na obdarowywaniu. "Kup prezenty" - krzyczy na całe gardło - "zostaw swą krwawicę w sklepach". Nie mówi nic o dawaniu prezentów. Do kogo ma zresztą mówić, skoro my sami już zupełnie zapomnieliśmy sztuki obdarowywania. Realizujemy zamówienia naszych "klientów" i kupujemy im to, co zgłoszą na piśmie lub słownie. Nie próbujemy pomyśleć jak zaskoczyć bliskich lub przyjaciół, nie poświęcamy czasu na przygotowanie czegoś od serca.

Nie tak dawno w "Rozmowach na koniec tygodnia" Domek niechcący podał kuriozalny przykład tego, jak daleko nam uciekła idea prezentów. Opisywał, jak go kusi gra, która leży tuż koło niego, a nie może jej rozpakować. Nie może, bowiem - uwaga! - kupili ją na spółkę z drugą połową sobie wspólnie pod choinkę. To jest prezent? Lord Rayden pokręciłby głową i wycedził "I don't think so..." Otóż, proszę państwa, prezent jest bliskim krewnym niespodzianki. To coś, co otrzymujemy i z wypiekami na twarzy odpakowujemy nie po to, by ujrzeć wymarzoną grę, książkę, czy urządzenie AGD, ale by zostać zaskoczonym. Od kilku lat niektórzy moi znajomi odbierają mi na przykład dużą część przyjemności z urodzin. Molestują notorycznie, co chciałbym z tej okazji dostać. Gdy odpowiadam ze śmiechem, że prezent, patrzą zdumieni i żądają uściśleń. Nie reagują na sugestie kreatywnego podejścia, więc kończy się to z reguły moim sarknięciem, że jeśli mają zamiar w ten sposób, molestowaniem takim, popsuć mi rocznicę, to niech do jasnej cholery już lepiej nic nie przynoszą. Wystarczającym podarunkiem będzie ich obecność, a dodatkowym darem zaniechanie prezentowego terroryzmu.

GramTV przedstawia:

Można by tu poszukać socjologiczno-ekonomicznego wytłumaczenia. Żyje nam się w kraju biednie, na wiele wymarzonych towarów luksusowych - ba! przedmiotów codziennego użytku! - nie możemy sobie pozwolić. Zamiast więc dawać prezenty, uzupełniamy bliskim i przyjaciołom ich braki w rozmaitych dobrach. Jednak takie wyjaśnienie da się obalić, jeśli tylko sięgnąć pamięcią wstecz. Moje pokolenie w pełnoletniość wchodziło zaraz po transformacji ustrojowej. Nie było wtedy wcale bogaciej, wręcz przeciwnie. A jednak potrafiliśmy być kreatywni. Na osiemnaste urodziny tworzone były zbiorowym wysiłkiem spersonalizowane prezenty "hand-made". Na przykład wyklejanki z imprezowych zdjęć, biletów teatralnych i kinowych, liścików oraz innych drobiazgów - ot, taka mapa wspólnie spędzanego czasu. Do dziś jednym z najcenniejszych prezentów pozostaje dla mnie piękna karykatura, jaką mnie i mojej Pani zafundowała koleżanka.

Przedmioty których potrzebujemy, nie utrzymają statusu prezentu, pamiątki. Stają się natychmiast rzeczami użytkowymi. W ten sposób tracimy wiele radości, kastrujemy się z pozytywnych emocji. Czajnika będziemy używać nie pamiętając za każdym razem, od kogo i przy jakiej okazji go dostaliśmy. Zagrywając się w ukochaną grę raczej nie wspomnimy z biciem serca, że otrzymaliśmy ją w świątecznym darze od bliskiej osoby. Daliśmy się oszukać wrednemu grubasowi w czerwonym fifraku, a on teraz śmieje się z nas do rozpuku podliczając zyski.

Na wszelkie święta, rocznice i inne, jasno określone okazje, oczekujemy haraczu. Sami, narzekając na świat i okolice, ruszamy do sklepów, by kupić prezenty i mieć problem z głowy. Im szybciej, tym lepiej. Poza tymi wymuszonymi okazjami już dawno się nie obdarowujemy. Na przykład panowie przestają kupować kwiaty paniom, gdy tylko poczują, że inwestycja się zwróciła, a związek jest stabilny. Dominuje postawa roszczeniowa: na święta chcę to, to i to... jakże daleko nam do tolkienowskich Hobbitów, którzy z okazji swoich urodzin obdarowywali gości, nie zaś wymuszali daninę.

Będąc już przy przykładach literackich, warto wspomnieć, co w tym temacie powiedział Robert A. Heinlein w "Obcym w obcym kraju". Otóż, mocno parafrazując, z grubsza chodzi o to, by dobierać prezenty z sercem i zrozumieniem. Tak, by obdarowany otwierając paczkę znalazł w niej coś, co go zachwyci, a na zdobycie własnym sumptem tego nigdy by nie wpadł. Uprzedzać oczekiwania, a nie realizować zamówienia.

Takim prezentem był z pewnością Gramiś, którego ekipa gram.pl otrzymała od forumowiczów. Czyli jednak wciąż czasem umiemy. Przenieśmy to myślenie na prezenty dla przyjaciół i bliskich, obdarowujmy się, a nie wymagajmy wydawania pieniędzy na to, czego sami nie możemy kupić. Przywróćmy sobie radość spontanicznego dawania drobnych niespodzianek, inaczej wkrótce utracimy ostatecznie resztki tej cudownej umiejętności. Pomóżmy Mikołajowi z Miry walczyć z wrednym, tłustym grubasem i jego podstępnymi reniferami. Dzięki temu, być może czekają nas w przyszłości radosne i pogodne Święta, oraz mnóstwo miłych niespodzianek.

Czego i Wam i sobie, serdecznie i gorąco w ten przedświąteczny czas życzę...

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!