Joint Task Force - rzut okiem

Bambusek
2006/11/13 20:00

Czy w momencie, kiedy Company of Heroes rządzi na listach przebojów, jakikolwiek inny RTS ma szanse się przebić? Niektórzy deweloperzy uważają, że tak i próbują szczęścia.

Broń przeciwpancerna w akcji

Czy w momencie, kiedy Company of Heroes rządzi na listach przebojów, jakikolwiek inny RTS ma szanse się przebić? Niektórzy deweloperzy uważają, że tak i próbują szczęścia.

Czy w momencie, kiedy Company of Heroes rządzi na listach przebojów, jakikolwiek inny RTS ma szanse się przebić? Niektórzy deweloperzy uważają, że tak i próbują szczęścia., Joint Task Force - rzut okiem

RTS’ów jest już na tyle dużo, że ciężko się wybić w tym gatunku. Dawniej wystarczyło usunąć aspekt ekonomiczny, jak zrobili to twórcy Ground Control oraz Myth, jednak obecnie to już o wiele za mało. Dlatego część firm decyduje się nie eksperymentować, w zamian za to dopieszczając znane doskonale rozwiązania. Pozostali deweloperzy nadal próbują wprowadzić do gatunku coś nowego. Do tej drugiej grupy należą twórcy Joint Task Force.

Wprowadzenie

Mamy rok 2008. Na świecie dzieje się co raz gorzej, co roku przybywa około stu milionów ludzi, ponadto powstała nowa grupa terrorystyczna o nazwie Matar. NATO, mające dość problemów z Al-Kaidą, jest bezsilne. Dlatego Globalny Sojusz Obronny, będący częścią grupy G8, proponuje utworzenie kolejnej organizacji wojskowej, mającej zwalczać terroryzm, a zwłaszcza panów z Matar. Propozycja zostaje przegłosowana w ONZ i powstaje Joint Task Force.

Sama gra ,to taktyczny RTS, w którym nie ma żadnego stawiania struktur, a tylko czysta walka. Gra oferuje cztery kampanie, potyczkę, tryb multiplayer oraz pojedyncze scenariusze. A przynajmniej powinna oferować, gdyż scenariuszy zwyczajnie brak. Ponadto, można pobawić się edytorem map. Potyczka właściwie nie różni się niczym od tego, co znamy z setek innych RTS’ów. Wybieramy stronę konfliktu, jednego z trzech dowódców (różnią się umiejętnościami oraz siłami początkowymi), dobieramy mapę i gramy. Walka toczy się o lotniska oraz miejsca strategiczne. Utrata dowódcy gry nie kończy, jednak mocno ją utrudnia, gdyż tracimy dostęp do piechoty oraz lekkich pojazdów (co prawda żołnierzy nadal można sprowadzać kupując wypełniony transporter, jednak to już nie to samo). Jest kilka trybów gry, różniących się między sobą tylko opcjami dodatkowymi, które zresztą zawsze można samemu dobrać. Przynajmniej te dodatkowe rzeczy są ciekawe – chyba najlepszy, to znikanie co pewien czas jednego z sektorów. Szczypta RPG i ekonomii

JTF posiada swoją fabułę, w ramach której pokierujemy pierwszym batalionem dowodzonym przez majora O’Connella. Człowiek ten aniołkiem nie jest i ma mroczną przeszłość, której fragmenty poznamy w trakcie rozgrywki. Major oraz pogoń za ukradzionymi materiałami wybuchowymi, stanowią spoiwa wszystkich czterech kampanii. Fabuła jakoś szczególnie nie wciąga, ale też nie przynudza. Dobra, rzemieślnicza robota.

Napisaliśmy, że w grze jest czysta walka. Jednak, nie do końca, gdyż nieco ekonomii pozostało. Tutaj za wykonywanie zadań zdobywamy pieniądze, które można spożytkować na nowych żołnierzy oraz wozy. Przy czym, ciężki sprzęt staje się dostępny dopiero po opanowaniu lotniska. O ile w potyczce faktycznie można sprowadzić na pole walki sporo posiłków, o tyle w kampanii ilość funduszy jest bardzo mocno ograniczona, a ponadto lotniska zdobywa się zwykle pod koniec scenariusza. Dlatego należy dbać o podwładnych oraz pojazdy, gdyż nawet jeśli uzyska się dostęp do wsparcia ,to więcej jak trzech czołgów nie zakupimy. A tutaj trzy czołgi nie są aż taką potęgą, jaką teoretycznie być powinny. O ludzi warto dbać również dlatego, iż zdobywają doświadczenie i po misji mogą zostać awansowani, dzięki czemu zdobywamy nowego oficera. Niestety, awansować można naraz tylko jednego człowieka, nawet jeśli w trakcie misji wsławiło się więcej podwładnych. W przeciwieństwie do majora O’Connella, awansowani oficerowie zginąć w trakcie misji mogą i to zabawy nie zakończy. Jednak nie oznacza to, że można nie dbać o ich życie, gdyż strata doświadczonego żołnierza jest bolesna.

Media na wojnie

To, co miało wyróżniać grę spośród tłumu, to interakcja z mediami. Pomysł zacny, co prawda nie nowy, ale do tej pory wykorzystany tylko w jednym tytule. Co innego pomysł, a co innego realizacja. A z tą jest marnie. Niby jest specjalna belka ukazująca, jak bardzo dziennikarze nas lubią lub nie, jednak w praktyce przez większość gry wszystko jest w stanie neutralnym. Co gorsza, niezbyt można telewizji podpaść. Doskonałym przykładem, jest trzecia misja pierwszej kampanii, kiedy to jedynym sposobem, aby narazić się dziennikarzom jest pozwolenie na rzeź pracowników Czerwonego Krzyża, którzy stacjonują w szpitalu polowym. Tyle że obrona tego szpitala, to jedno z głównych zadań scenariusza, a więc dopuszczenie do masakry oznacza koniec gry. Za to jeśli obronimy placówkę, to zyskamy na popularności, nic z tego nie mając. Jednak trzeba przyznać jedno – twórcom, świadomie bądź nie, udało się doskonale oddać działanie telewizji. Kamery mają dziwny zwyczaj być tam, gdzie nasze wojska mają problemy, ale kiedy z sukcesem eskortuje się konwój z pomocą humanitarną do okolicznych wiosek, to obecności telewizji nie uświadczymy. Jak w życiu – dziennikarze są tylko tam, gdzie można zdobyć tanią sensację. Co jakiś czas, w małym oknie można ujrzeć skrót wiadomości wraz z komentarzem naszych poczynań. Kolejny ciekawy pomysł i znowu zmarnowany, bowiem te newsy są zaskryptowane i wyskakują zawsze w z góry określonym momencie. Błędy dowództwa

Skrypty, to prawdziwa plaga w tej grze. Dochodzi tutaj do sytuacji, w której jeden z pojazdów wroga ruszy się dopiero wtedy, gdy określona z naszych maszyn pojawi się w zasięgu. Przykłady – początek misji, wysyłamy przodem czołgi, wrogich pojazdów brak. Więc dosyłamy resztę sił, w tym lekki jeep. I nagle, kiedy jeep zbliża się do wioski, wyjeżdża wroga furgonetka. Inna sytuacja – eskortujemy ciężarówki z lekami. Możemy posłać do osady całe nasze siły i nic się nie stanie – wróg ujawni się dopiero w chwili, gdy przyjedzie eskortowany pojazd.

Gdyby skrypty były jedynym problemem Joint Task Force ,to byłoby co najmniej dobrze. Niestety, wad jest więcej, a najbardziej razi AI wroga i sprzymierzonych oddziałów. Zacznijmy od naszych, którzy mają duże problemy z odnalezieniem drogi do celu. Lepiej nie wysyłać zbyt dużo pojazdów na większe odległości, gdyż zapewne gdzieś po drodze powstanie korek i trzeba będzie wszystkich ręcznie wyprowadzać. Sprawę nieco ratuje fizyka w grze, dzięki której czołgi i większe pojazdy bez problemu niszczą płoty, chaty oraz drzewa, jednak gdy trzeba przejechać wąskim przesmykiem – tragedia.

Jeszcze lepsze jest AI wrogów – otóż w tej grze broń ma określony zasięg. Co oczywiste, broń pojazdów zwykle strzela dalej niż karabiny piechoty. AI ma ten problem, że reaguje tylko wtedy, gdy widzi przeciwnika. W efekcie często można wystrzelać wrogich żołnierzy bez draśnięcia, gdyż „inteligenci” po drugiej stronie barykady będą stać jak kołki i czekać na śmierć tylko dlatego, że nie widzą, kto do nich strzela. Przesadna też jest siła broni przeciwpancernej używanej przez piechotę. Trzy trafienia z dowolnej strony niszczą czołg, w efekcie żołnierze z RPG są większym zagrożeniem ,niż wrogie pojazdy. JTF nie powala również, jeśli chodzi o ilość jednostek – jak na bogactwo różnych pojazdów i samolotów, jakie znamy obecnie, twórcy mogli się bardziej postarać. A tak, to dysponujemy siedmioma wozami bojowymi, jednym naprawczym, dwoma helikopterami oraz trzema samolotami. Przegląd techniczny

Graficznie tytuł trzyma poziom. Nie jest to może ta sama liga, co Company of Heroes, ale też graficy nie mają się czego wstydzić. Ponadto JTF wspiera kartę fizyczną firmy AEGIA. Oczywiście najlepiej wszystko wygląda na dużym zbliżeniu, kiedy to nie da rady dowodzić, ale to standardowy problem w RTS’ach. Za to wybuchy są pierwsza klasa i do ich podziwiania nie trzeba dużego zoomu. Również oprawa dźwiękowa jest niezła, chociaż lektorzy mogliby być nieco lepsi (angielscy lektorzy, gdyż polonizacja ma charakter kinowy). Niestety, ale zdarzają się błędy graficzne, jak choćby dziwne psucie się minimapy – wszystko na niej staje się czarne i widać tylko cele misji.

Podsumowanie

Joint Task Force nie jest grą złą. To typowy, dobrze zrobiony tytuł, który jednak nie ustrzegł się błędów. Gdyby poprawić AI i pathfinding oraz osłabić ręczną broń przeciwpancerną, byłoby dużo lepiej. Także szumnie zapowiadany wpływ mediów, to tylko pic na wodę. Wydawca źle wybrał datę premiery, gdyż mniej więcej pokryła się z premierą znacznie lepszego Company of Heroes, co niestety widać po ilości osób chętnych do grania za pośrednictwem Internetu. Dobry produkt, ale niczym się nie wyróżniający – jednak zagrać warto.

GramTV przedstawia:

Tytuł: Joint Task Force Gatunek: Strategiczna Wymagania sprzętowe: sprawdź tutaj + niezła fabuła + grafika + potyczki są całkiem grywalne Minusy: - skrypty - słabe AI wrogów i pathfinding - brak zapowiadanej interakcji z mediami Czas na opanowanie: krótki Poziom trudności: średni Producent: HD Publishing Wydawca: Sierra Polski wydawca: CD Projekt Cena: 99.90 Wersja: Polska, kinowa Strona www: www.jointtaskforce.com

EDIT (2007-04-13): aktualnie gra dostępna w cenie 49,99 PLN

Komentarze
10
Usunięty
Usunięty
30/08/2007 15:49

Wygrałem grę w konkursie to sprawdzę kiedyś co to za cudo - inaczej po marnym demie na 100% bym tego nie kupił..

Usunięty
Usunięty
13/11/2006 23:18

Ja grałem w demo i popieram tę wypowiedź: dno i metr mułu. Grywalność ujemna.Absolutnie żadnego porównania do Company of Heroes (POLECAM WSZYSTKIM).

Bambusek
Gramowicz
Autor
13/11/2006 22:08

I to cała prawda o tej grze - gra sie przyjemnie, zwłaszcza w potyczkach, kiedy pieniędzy ma się dużo i można spooro sprzetu sprowadzić. Tylko nachalne skrypty strasznie miejscami denerwują. Gdyby wyszło nieco wcześniej pewnie przyjeto by to lepiej. No ale teraz mamy CoH, chociaż JTF złe nie jest. Naprawdę. Na pocieszenie powiem, że JTF ma przynajmniej mniejsze wymagania niż hicior od Relica.




Trwa Wczytywanie