City Life - rzut okiem

Mal
2006/10/08 21:00

Ekonomia i społeczeństwo na stole do wiwisekcji

Po zdobyciu brązowych kluczy miejskich uzyskuje się dostęp do przynajmniej jednego obszaru z każdego regionu

Ekonomia i społeczeństwo na stole do wiwisekcji

Ekonomia i społeczeństwo na stole do wiwisekcji, City Life - rzut okiem

Jeśli jakaś gra w pełni i całkowicie zasługuje na tytuł doskonałego przedstawiciela gatunku „city building” to jest nią właśnie City Life. Tutaj tylko i wyłącznie buduje się miasto. Współczesne miasto, z uwzględnieniem większości trapiących je problemów. Gracz wciela się w burmistrza, chociaż odbywa się to bardzo niedemokratycznie: mianuje się sam tworząc profil gracza, nikt nad nim nie stoi i nie można go obalić. Mieszkańcy muszą się zadowolić taką władzą, jaką otrzymali. Burmistrz dzierży w rękach losy wszystkich obywateli. Na pozór wygląda to zachęcająco, ale gra nie należy do łatwych. Po rozpoczęciu zabawy szybko okazuje się, że na gracza spadły nie lada obowiązki i wymagania, jeśli chce mieć pod swoją kontrolą metropolię, w której wszystko kręci się zgodnie z planem. Władza tworzy niewolnika systemu, którym przyszło zarządzać!

Kraina turystyką płynąca

Gracz ma do dyspozycji tryb dowolny oraz scenariusza. W tym ostatnim celem jest trzystopniowy rozwój miasta, czyli zdobycie brązowych, srebrnych i złotych kluczy, które otwierają dostęp do map o wyższym poziomie trudności. By te ambitne cele osiągnąć, należy zwiększać zyski oraz osiągnąć wymagany poziom zaludnienia, a także odpowiedni przekrój populacyjny. Generalnie gra oferuje pięć regionów klimatycznych, z czego od początku dostępne są tylko: umiarkowany, tropikalny i górski. W obrębie danego regionu wybiera się obszar, a na nim działkę. Zależnie od skali trudności, działki różnią się od siebie przede wszystkim poziomem atrakcyjności turystycznej, oraz ilością terenu zdatnego do zabudowy. Jeśli miasto rozrasta się, można dokupić działkę sąsiednią poszerzając w ten sposób jego granice.

Tryb dowolny od scenariusza różni się jedynie tym, że gracz nie dąży do żadnych celów i nie otrzymuje nagród za ich osiągnięcie. Dla mniej domyślnych są samouczki w formie nietypowych wśród gier ruchomych tablic poglądowych. Dostępny w grze edytor skierowany jest przede wszystkim do mniej cierpliwych, ponieważ pozwala zastosować na mapie system kodów: ogromna pożyczka, dostęp do prawie wszystkich budynków na początku rozgrywki, itd.

Za prawdziwą grę należy uznać tryb scenariusza, bowiem tylko tutaj burmistrz zyskuje satysfakcję z dobrze wykonanych zadań. Żal, że nie urozmaicono gry o misje, w których otrzymuje się częściowo rozbudowane miasto i rozwiązuje w nim zaistniałe problemy. Za każdym razem zaczyna się grę od zera, czyli od postawienia ratusza. Na dłuższą metę staje się to nudne. Zresztą wszystkie trzy komplety kluczy można uzyskać rozbudowując tylko jedno miasto. A co potem? Tylko to samo miasto na trudniejszym terenie. Trochę szkoda. Interes musi się kręcić

Jak to w grach ekonomicznych bywa, każdy budynek kosztuje. Głównym celem gracza jest uzyskanie dodatniego, najlepiej wysokiego miesięcznego bilansu, by mieć kapitał na nowe inwestycje. Jedynym surowcem w grze jest energia elektryczna, ale jej wartość wyraża się tylko w pieniądzach. Albo płaci się za sprowadzanie jej z innych, (wirtualnych i niewidocznych) miast, albo stawia się elektrownie. Sprzedaż nadwyżek bardzo się opłaca... do pewnego momentu. I tu zaczynają się schody. Trudno rozgryźć, jak właściwie działa mechanika gry, ponieważ nie wiadomo jakie jest zapotrzebowanie na energię w innych miastach. Dość, że w pewnej chwili kolejne elektrownie przestają zapewniać dochód, a zaczynają przynosić straty. Podobnie rzecz się ma z przetwarzaniem odpadów i z hotelami. W przypadku tych ostatnich widać dokładnie wysokość zapotrzebowania na miejsca w nich, a mimo kolejki oczekujących duża ilość hoteli przestaje dawać zyski, a nawet wręcz przeciwnie. Jak to? Wszystkie pokoje zajęte, a dochodu nie ma... Promocja? Korupcja? Coś tu nie gra.

Największe zyski przynosi miastu biznes. Warto więc stawiać możliwie dużo zakładów pracy, oraz budynków mieszkalnych, bo nie tylko potrzebni są pracownicy, ale także przydają się podatki płacone przez mieszkańców. Dochodowe są też często odwiedzane miejsca rozrywki. Teraz pora omówić kolejny absurd: wiadomo, że policja, straż pożarna, służba zdrowia i edukacja wymagają dofinansowania ze strony miasta nie przynosząc dochodów. Wszyscy to znają z polskiej rzeczywistości. Natomiast bardzo dziwnym zjawiskiem jest konieczność dopłat do... handlu! Cóż to za dziwny kraj, gdzie wielkie centrum handlowe zamiast dostarczać obfitych łupów – żre gotówkę z miejskiego budżetu?! Czy to taka specjalna niespodzianka dla gracza, czy raczej mieszkańcy chodzą na zakupy jedynie dla sportu, bez portfeli – nie wiadomo.

Sprawy finansowe to największa trudność w rozgrywce. Należy tak rozwijać miasto, by zachować korzystną harmonię między pogonią za zyskiem, a zaspokojeniem potrzeb mieszkańców. Tylko wówczas bowiem osiedle będzie miało szansę na rozwój. Jeśli na pewnym etapie uzyskuje się równowagę, a metropolia przynosi dochód, można zastosować typową sztuczkę znawców strategii: ustawić grę na „najszybsze obroty” i pójść do kuchni po kanapkę. W tym czasie nabije się wystarczająca ilość kasy na kolejne inwestycje. Snoby w garniturkach

Najważniejszą i najtrudniejszą po finansach sprawą jest podział społeczny. W dobrze rozwiniętym mieście szaleje sześć grup, na które dzieli się populacja. Każda z nich ma inne potrzeby, preferuje różne typy rozrywek, zajmuje się rozmaitymi dziedzinami gospodarki. Na początku rozgrywki dostępne są trzy najniższe: Margines, Proletariat i Bohema. Proletariat zajmuje się głównie przemysłem, pracuje też w służbach miejskich i w służbie zdrowia. Nie lubi się z Bohemą, której ulubionymi dziedzinami są sztuka, edukacja, handel, oraz ekologia. Obie te grupy potrzebują podstawowej opieki zdrowotnej, dostępu do sklepów, a na dalszym etapie – szkół.

Margines sprawia najmniej kłopotów. W przeciwieństwie do wszystkich pozostałych grup, nie ma żadnych wymagań. Nie przeszkadza jej mieszkanie w sąsiedztwie wysypiska na śmieci, ani brak szpitali, czy sklepów. Nie ma pracy? Nie szkodzi. Jest praca? Trudno, popracujemy. Zapewniając Marginesowi lepsze warunki życia, oraz sąsiedztwo tylko jednej z dwóch wymienionych już grup społecznych sprawia się, że ludzie z Marginesu awansują na Proletariuszy, lub przedstawicieli Bohemy. Z kolei Bohema może awansować w Snobów, a Proletariat w Garniturki. Te dwie kolejne grupy sympatyzują i często pracują razem z przedstawicielami klas, z których się wywodzą. Mają jednak inne preferencje odnośnie rozrywek i wymagają wielkiej różnorodności dostępnych usług. Ich eleganckie apartamentowce muszą znajdować się w obrębie oddziaływania ogromnej ilości rozmaitych punktów usługowych. Obie te grupy marzą, by dostać się do ostatniej, szczytowej klasy – Elity. Jest to najbogatsza, a tym samym płacąca najwyższe podatki grupa społeczna, rzecz jasna mająca też największe wymagania. Zaraz widać, że gra powstała w oparciu o społeczeństwa zachodnie, bo ulubionym miejscem rozrywek Marginesu są boiska do koszykówki, a do opery chodzą tylko Elity.

Niektóre gałęzie przemysłu, czy usług wymagają pracowników z kilku grup jednocześnie i to właśnie przede wszystkim dzięki nim dochodzi do społecznych awansów, w których swój udział ma także edukacja. Niektóre grupy nie lubią się między sobą i jeśli mieszkają w sąsiedztwie, dochodzi do konfliktów. Można ich unikać bardzo długo dzięki starannemu planowaniu początkowej budowy miasta, ale gdy pojawia się Elita – problem wraca. Jednostki Elitarne nie znoszą bowiem trzech najniższych warstw i jeśli w zgodnym dotychczas sąsiedztwie zachowały się ich siedziby... Wzburzeni mieszkańcy deklasują się i cała zabawa od początku. Budowa ośrodków pomocy społecznej pomaga tylko w niewielkim stopniu. Na arenę wkracza policja...Konflikty społeczne są najciekawszym, choć przykrym aspektem gry. Rozwinięte miasto samorzutnie tworzy stacje telewizyjne, w których reporterzy tylko czekają na jakąś sensację. Gdy wybucha konflikt pędzą helikopterami na miejsce zdarzenia i dolewają oliwy do ognia. Prawdziwego ognia, bo wzburzeni mieszkańcy posuwają się czasem do podpaleń! Na szczęście można zbudować straż pożarną. Kalejdoskop wrażeń

Trzeba przyznać, ze gra odznacza się bardzo przyjazną obsługą. Wszystko można załatwić myszą w prosty, intuicyjny sposób. Roller pozwala oddalić obraz tak, że widać zarówno cały obszar miejski, jak i sąsiednie działki. Zbliżenie też jest doskonałe: wystarczy trochę pokręcić kółeczkiem, by niemal usiąść na chodniku obserwując przechodniów jak w trybie pierwszej osoby. Widać wówczas wszystkie detale, nawet wzory ubrań i reklamy na samochodach! Mapę można też obracać, albo przechylać. Pełen luksus i za to twórcom należą się brawa.

GramTV przedstawia:

Grafika jest całkiem przyzwoita, zawiera wystarczająco dużo efektów, by nie kręcić nosem. Ponadto można sobie oglądać miasto o dowolnie wybranej porze doby, w rozmaitym oświetleniu. Dostępna jest aktywna pauza. Z kolei wielki minus stanowi brak opcji „cofnij ostatnie działanie”. Jeśli przypadkowo wyburzyło się budynek obok tego, który miał zostać zniszczony, co się przecież zdarza, gracz naraża się na ogromne koszty związane z ponowną budową, albo na wczytanie stanu gry. Ta ostatnia funkcja przypomina nieco system zastosowany w The Sims: Używając tego samego profilu nie można ponownie rozpocząć gry na zabudowanej już mapie. Na mapie rozgrywki automatycznie wczytuje się ostatni zapis. By uzyskać dostęp do wcześniejszych, należy wrócić do głównego menu. Nie jest to najwygodniejszy system.

Jakkolwiek strona graficzna nie pozostawia wiele do życzenia, tak niestety muzyczna woła o pomstę do nieba. Przez cały czas leci ta sama, morderczo nudna melodyjka, która prześladuje użytkownika jeszcze długo po odejściu od komputera. Da się ją wprawdzie wyłączyć, ale zabawa w śmiertelnej ciszy też nie jest miła. A mogło być tak pięknie...

Mimo pewnych wad, City Life wciąga na tyle, by przez kilka dni zapomnieć o Bożym świecie. Zawsze przychodzi do głowy jakiś nowy pomysł na strategię rozwoju, który warto wypróbować. Dzięki temu można tu mówić o dość dobrej grze.

Tytuł: City Life Gatunek: Strategia City Building Wymagania sprzętowe: CPU 1,5 GHz, 256 RAM, karta graficzna 64MB RAM + doskonały ruch kamery + różne tempa gry, w tym aktywna pauza + ambitne wyzwania Minusy: - nudna muzyka - niedopracowanie ekonomiczne - znikoma różnorodność trybu Scenariusz Czas na opanowanie: 10 minut Poziom trudności: wysoki Producent: Monte Christo Wydawca: Monte Christo Polski wydawca: LEM Cena: 49.90 Wersja: PL Strona www: http://www.citylife-game.com

Komentarze
14
Usunięty
Usunięty
09/10/2006 18:22
Dnia 08.10.2006 o 21:44, Mario Falcon napisał:

Coś dla naszych polityków. Choć po krótszym namyśle idochodze do wniosku, że i to by było chyba dla niech za tudne

No;)Niektórzy by gry nie umieli zainstalować, nie mówiąc o graniu...

Usunięty
Usunięty
09/10/2006 18:21
Dnia 09.10.2006 o 12:07, Sebastian` napisał:

No właśnie chyba szkoda, że niektórych rzeczy nie porównano z SimCity 4. Poza tym screeny wcale nie prezentują się ładnie (budynki :/). W każdym razie pozdrowienia dla MAL, za podejmowanie się pisania recenzji gier z najlepszej gałęzi jaką są gry ekonomiczne :) BTW: Chodzą jakieś plotki o SC 5 ?

Ja tam nic nrie słyszałem, ale byłoby super;-)

Usunięty
Usunięty
09/10/2006 18:19

Jestem fanem Sim City, ale jak wynika z recenzji ta część jest kiepska.A szkoda...




Trwa Wczytywanie