The Elder Scrolls IV: Oblivion - rzut okiem

Szary
2006/06/06 16:00

Raz jeszcze Elder Scrolls

Raz jeszcze Elder Scrolls

Raz jeszcze Elder Scrolls, The Elder Scrolls IV: Oblivion - rzut okiem

Oblivion to kolejne wielkie RPG ze znanej serii Elder Scrolls. Tak jak poprzednie tytuły z cyklu, jest to gra tocząca się w olbrzymim świecie, który podziwiamy oczami naszego bohatera. A co jest w nim nowego, oprócz grafiki i fajerwerków oczywiście? Historia jest zupełnie nowa i bohater inny. Są oczywiście zmiany w mechanice, ale o tym później. Tym razem przyjdzie nam przemierzyć stołeczną prowincję Cesarstwa Tamriel, którego los spocznie w naszych rękach.

Zakład chirurgii plastycznej „Heros”

To już taka tradycja, że kolejne Elder Scrolls zaczynają się w loszku z nami w roli anonimowego skazańca. I jak zwykle w tej serii, jest niezwykle. Proces tworzenia bohatera został bowiem podzielony na kilka etapów. Najpierw określamy jedynie rasę i wygląd postaci, i z miejsca trafiamy do gry. Już w ciemnicy los styka nas z nikim innym, jak samym cysorzem. Monarcha jest w nielichych tarapatach i w otoczeniu przybocznej straży musi czmychnąć ze stolicy. My, jakoby na doczepkę, uciekamy razem z nim. W trakcie kolejnych rozmów z władcą wracamy do tworzenia naszego herosa (lub bohaterki ma się rozumieć). Ustalamy znak zodiaku (co wiąże się ze specjalnymi cechami danymi nam od urodzenia) oraz profesję. Lista zawodów jest długa. Oprócz klasycznych specjalistów spod znaku magii i miecza, czyli czarodziei, wojowników czy złodziejaszków, mamy i bardziej egzotycznych Nocnych Łowców, Skrytobójców oraz Krzyżowców. Łączą oni talenty magiczne, zamiłowanie do bitki i smykałkę do, dajmy na to, doliniarstwa.

Jednak najbardziej rozbudowaną częścią kreacji nie jest bynajmniej ta z arytmetyką atrybutów i umiejętności. Autorzy Obliviona postawili na odlotowy wygląd bohatera. Tak, więc ustalamy nie tylko karnację, kolor włosów i oczu bohatera. Modelujemy dokładnie wszystko – brodę, wysokość kości policzkowych, nosa, rozstawienie oczu itd. To już zabawa sama w sobie i na tym jednym etapie możemy spędzić przy Oblivionie bite pół godziny.

Bajery, rowery!

Elementem Obliviona, który pierwszy rzuca się w oczy jest oczywiście grafika. Autorzy gry zrobili wszystko, aby ich produkcja przewyższała inne RPG dostępne na rynku (których między nami mówiąc i tak nie ma zbyt wiele). Grafika w Oblivion zbliża się jakością do tej znanej z najlepszych shooterów FPP. Teren gry jest olbrzymi i zachwyca mnogością detali. Świetnie wyglądają lasy, łąki, pokryte śniegiem górskie doliny i szczyty. A wszystko to dzięki zastosowaniu programu SpeedTree odpowiedzialnemu za generowanie roślinności. Również miasta, jamy, lochy i jaskinie zapadają w pamięć. Ściany w wilgotnych podziemiach skrzą się w świetle pochodni (dzięki mapom specular nadającym im połyskliwość), a oko cieszy mnogość detali cegieł, bruzd i szczelin (tym razem dzięki mapom normal tworzącym iluzję odkształceń). Na uznanie zasługują też militaria. Oczywiście mamy tu miszmasz amerykańskiego fantasy czyli chińskie zbroje, europejskie “dwuraki” i japońskie katany, ale już dawno temu przestało to komukolwiek przeszkadzać. Jednak zarówno pancerze, jak i broń wykonano z dbałością godną mistrzów płatnerstwa – widać każdą sprzączkę, zapinkę, ozdobę. Jedynie twarze Bohaterów Niezależnych zupełnie nie wyszły. Autorzy gry stworzyli tak złożone narzędzie do modelowania twarzy, że policyjni spece od portretów pamięciowych zaśliniliby się na sam widok. Co z tego, jeśli projektantom nie chciało się teraz mozolnie rzeźbić kolejnych postaci. Wynik jest taki, że wszyscy bohaterowie wyglądają jak efekt ustawień domyślnych. Przypominają przy tym posłów do polskiego parlamentu. Chamskie ryje, kartoflane nosy i świńskie oczka. Aż ciężko odróżnić elfa od orka.

Z piękną grafiką idą w parze widowiskowe efekty. Do bajeranckich czarów przyzwyczaiły nas już konsolowe nawalanki, ale Oblivion idzie krok dalej i dodaje do tego świetne efekty pogodowe. Największe wrażenie robią jednak piekielne bramy otwierające się w różnych częściach królestwa. Zetknięcie dwóch światów to kolejny lejtmotif serii. W Morrowind mieliśmy do czynienia z burzami Czerwonej Góry, gdy zwały wulkanicznego pyły zmieniały baśniowy krajobraz w martwe, spieczone, pustkowie. W Oblivionie te samą rolę spełniają właśnie wrota do otchłani. Tam, gdzie się pojawią, ziemia jałowieje rozpruta ognistymi żyłami. Niebo wokół bram traci swą naturalną barwę, wszystko purpurowieje. Ziemski krajobraz zaczyna przypominać bezdroża piekieł.

(Prawie) żyjący świat

Jednym z atutów Obliviona jest nowy system odpowiadający za zachowanie się napotkanych osób. Tak zwany Radiant A.I. faktycznie robi wrażenie. Mieszkańcy miast i wsi żyją własnym życiem. Wstają rano, idą coś zjeść, pracują, wpadają na kielicha, plotkują z sąsiadami, ucinają sobie drzemki. Sklepikarze są czujni, i gdy zejdziesz do ich piwniczki udadzą się za tobą i grzecznie, acz stanowczo wyproszą. Wszystkie rozmowy w grze zostały udźwiękowione. Dialogi brzmią nieco sztucznie, ale tak czy inaczej, podczas zwykłego spaceru możemy „złapać” kilka questów tylko przysłuchując się pogaduszkom mieszczuchów.

Iluzję żyjącego świata psuje nieco fakt, że mieszkańcy cesarstwa w obliczu nadchodzącej zagłady, zachowują się jak gdyby nigdy nic. Poza tym nie zobaczysz tu także scen, którymi szczycił się Gothic - ludzi pracujących, kujących broń, warzących strawę, ostrzących narzędzia. Postaci w Oblivionie przez większość czasu spacerują i gadają, gadają, gadają.

Łatwiej, szybciej, przyjemniej, czyli RPG dla opornych

Zmian w mechanice w stosunku do poprzedniej części cyklu jest sporo, ale każdy, kto grał w Morrowind od razu poczuje się jak ryba w wodzie. Bohater opisany jest zestawem cech takich jak Szybkość, Zręczność, Siła, Inteligencja etc. Do tego dochodzą umiejętności, między innymi: ostrza (miecze, katany, miecze dwuręczne), obuchy (wszystkie topory, młoty, pałki), parowanie, skradanie się oraz kolejne szkoły zaklęć. Jak zwykle rozwój bohatera wynika z rozwoju umiejętności. Zamiast zwykłych punktów doświadczenia wprawiamy się w walce, bieganiu lub rzucaniu czarów. Im częściej korzystamy z danej biegłości, tym szybciej rośnie. Dopiero, gdy kilka umiejętności “podskoczy”, możemy zyskać nowy poziom doświadczenia. Wtedy otrzymujemy punkty na rozwój głównych atrybutów bohatera.

GramTV przedstawia:

Nowości i modyfikacje starych zasad zostały wprowadzone głównie po to, aby uprzyjemnić i przyśpieszyć rozgrywkę. Mana (czyli taka ropa napędzająca czary) bardzo szybko regeneruje się, dzięki czemu szybciej możemy się leczyć i miotać zaklęcia. Królestwo zaś możemy przemierzać pieszo, konno lub od razu przeskakiwać do szukanym miejsc. O ile nie gonią nas potwory, wystarczy otworzyć mapę i wskazać punkt docelowy. Tak! Każde miasto, stajnia, loch i ruiny pojawiają się na naszym planie. Dość już żmudnego truchtania tam i z powrotem.

Kolejną innowacją są minigry. Pierwsza przedstawia otwieranie zamków wytrychami. Możemy oczywiście zdać się na test naszej umiejętności albo samodzielnie pogrzebać wytrychem, i otworzyć wszystkie zapadki. Druga minigra dotyczy rozmów. Zabawiamy się w gadkę-szmatkę, aby polepszyć nastawienie naszych rozmówców. Każdemu możemy opowiadać anegdoty, pozować na herosa, schlebić lub zastraszyć. Wybierając odpowiednie opcje, obserwujemy wyraz twarzy rozmówcy i od razu wiemy czy dany osobnik jest skory do żartów, czy raczej strachliwy. Teraz wystarczy wykorzystać te informacje i raz, dwa zostajemy uwielbianym, brylującym lwem salonowym. Gorzej jest oczywiście ze strażnikami w hełmach, których spotkamy w mrocznych czeluściach. Ale zawsze możemy zdać się na zwykły test naszych zdolności konwersacji.

W ten sposób dochodzimy do walki. Jak zwykle bójki rozgrywają się w czasie rzeczywistym i wymagają nieco zręczności. Teoretycznie gra nie wykonuje żadnych testów trafienia. Jeśli ty, drogi graczu, trafisz kursorem w przeciwnika to i cios pójdzie gdzie trzeba. Ale tu zaczynają się schody. W walce można zadać kilka różnych uderzeń. Inaczej atakujemy podczas biegu, inaczej odskakując na boki, jeszcze inaczej, gdy przytrzymamy dłużej przycisk myszy. Do tego dochodzą jeszcze parowania tarczą, trafienia krytyczne (współczynnik Szczęście zaczyna być ważny) oraz ciosy specjalne, wynikające z poziomu umiejętności we władaniu bronią. Oznacza to, że walka, jak prawdziwy pojedynek, składa się z wymian ciosów, zasłon, uników i odskoków. Starcie jeden na jeden jest widowiskowe i satysfakcjonujące, zwłaszcza, że rozsądny gracz może z niego wyjść bez jednej rany. Specjalne ciosy, wspomniane przed chwilą, poznajemy automatycznie wraz z rozwojem bohatera. Pozwalają nam one rozbroić przeciwnika, ogłuszyć go, podciąć, odepchnąć na kilka kroków i tym podobne. Gorzej jest w zbiorowych burdach. Chaos, zgroza i częste ładowanie...

Co ratujemy tym razem?

Dosyć już tego zwodzenia. Czas wyłożyć kawę na ławę. W Oblivionie zostajemy wplątani w intrygę mającą na celu odsunięcie od władzy panującą w cesarstwie dynastię i zmianę oblicza całego świata. Na naszych oczach nieznani zamachowcy mordują panującego Uriela Septima VII. Dowiadujemy się także, że już zgładzono wszystkich legalnych następców tronu. Naszym zadaniem jest odnaleźć ostatniego pretendenta do korony i uchronić go przed podobnym losem. Musimy także odzyskać cesarskie regalia, które, jakże by inaczej, mają magiczną moc. No i trzeba nam odkryć tożsamość spiskowców, przejrzeć ich plany i powstrzymać diabelską inwazję królestwa Deadr. Główny wątek gry, choć zwięzły, jest niezwykle klimatyczny. Szybko z nieznanego przybłędy awansujemy na szanowanego męża opatrznościowego, który ma ratować największe państwo na świecie.

Ale jak zwykle w serii Elder Scrolls, główny wątek to jedynie ułamek tego, co ma do zaoferowania cała gra. A dodatkowych zadań są setki. Zamiast bawić się w politykę, płaszcze, spiski i sztylety możemy zostać zwykłym złodziejaszkiem, wędrownym magikiem, dołączyć do gildii siepaczy (przepraszam - „wojowników”) lub płatnych morderców. Możemy walczyć na arenie, zbierać zioła do eliksirów, czyścić podziemia z potworów i ogólnie szukać guza, i mocnych wrażeń. Zadania poboczne, związane z gildiami lub miejscami, są zrobione po mistrzowsku. Nawet zwykła misja „Idź i zabij szczury w piwnicy” zmienia się w prawdziwą intrygę. Mówiąc krótko: autorzy innych RPG mogą się z Obliviona wiele nauczyć. Niby fajnie, ale...

No właśnie. Wszystko wygląda pięknie, ale czegoś brakuje. Oblivion potrafi zauroczyć w pierwszych minutach, ale po godzinie znużyć. O co chodzi? Największą wpadką tytułu jest system dostosowujący poziom trudności gry do aktualnego stopnia doświadczenia bohatera. A to oznacza, że kiedy otworzysz skrzynię zamkniętą nawet nie na, trzy lecz na pięć spustów, to znajdziesz w niej...stare kapcie. Wszystko dlatego, że masz zbyt niski poziom doświadczenia. Gdybyś miał o 10 „leveli” więcej, to znalazłbyś tam przynajmniej kolię księżnej Diany! Ale umówmy się: w tym czasie nawet byś na takie świecidełko nie spojrzał. I w drugą stronę – główny wątek należy prześledzić w miarę szybko, bo gdy wrócisz do niego już jako doświadczony awanturnik to i potwory zastaniesz jakoś dziwnie rozrośnięte. A pomocnicy towarzyszący ci w głównym bitwach pozostaną tacy sami. Mizerni, znaczy się. A skoro już o „przyjaznych” Bohaterach Niezależnych mowa – wystarczy, że w bitewnej zawierusze zawadzisz o któregoś swoim toporem, to ten raz, dwa zmienia strony i szarżuje na ciebie. Przeprosiny nie są proste i w ferworze walki można się nieźle zdziwić. Kolejną wadą jest zupełne nie zgranie wątków: głównego i pobocznych. Bo kiedy zostaniesz już szychą i obrońcą przyszłego cesarza, do którego wszyscy z szacunkiem i grzecznie, to czy będzie ci się chciało ponownie zostać chłopcem na posyłki w zakichanej gildii wioskowych kuglarzy? Takim, na którego wszyscy fukają i patrzą z góry?

Nużące są także podziemia. Wszystkie loszki i pieczary tworzone są z gotowych segmentów. Czyli jeśli zwiedziłeś już jedne lub dwie ruiny, to kolejne cię nie zaskoczą. W kółko to samo.

No i pozostaje jeszcze gruba, pancerna szyba, która odgradza cię od świata gry. Choć kamerę można szybko przestawić na ujęcie TPP, to i tak nie zobaczysz interakcji swojego bohatera z otoczeniem. Milczy on także jak zaklęty. Bodaj tam! Nawet na piśmie z rzadka się wyraża. Dialogi bowiem ograniczają się tylko do klikania na podane z góry tematy. A czasem człowiek ma ochotę pogawędzić, wypytać kogoś, przycisnąć, napyskować, zelżyć, oszukać lub choćby wygrozić pięścią. Zostajesz więc sprowadzony do roli obserwatora, który może jedynie wyżyć się na napotkanych goblinach.

Podsumowując, Oblivion to gra raczej dla młodszych graczy lub takich, którzy dopiero co zasmakowali w RPG. Starzy wyjadacze znudzą się prędko i cisną go w kąt. Może go później z tego kąta wygrzebią. Komputerowych gier fabularnych ostatnio jak na lekarstwo.

Krok w tył?

Smutno to przyznać, ale Morrowind, choć starszy i co za tym idzie słabszy graficznie, w dalszym ciągu jest ciekawszy i dużo bardziej wciągający. Dlaczego niby? Bo tam był zaskakujący świat, i smak egzotyki. Niezwykłe miasta wykute w piaskowcu lub zbudowane w skorupach pradawnych stworów, folklor Mrocznych Elfów. Dzicy Popielni mieszkający jak Mongołowie w jurtach, uzbrojeni w chitynowe strzały i pancerze. Tutaj mamy klasyczne, plastykowe fantasy made in U.S.A. I jeszcze ta broń! Technicznie doskonale to wszystko przedstawiono, ale i tak miecze przypominają tandetne rekwizyty z Xeny. Na sieci jest film z cyklu „Making of...” Uśmiać się można... Jakiś facet stoi przed lustrem i macha mieczem od lewa, do prawa, jak cepem. I on to tworzył animacje walki. Kolejny gość robi fotki na XIX-wiecznych, amerykańskich cmentarzach, aby mieć dobre wzory cegieł do zamków, lochów i twierdz. Co? Do Anglii nie mogli pojechać? Mieli by tam i zamki, i dokumentacje, i ze sto bractw rycerskich lub historycznych, które pokazałyby jak się robi dawną bronią. Ale może dobrze zrobili? Zaoszczędzili sobie kosztów, a głupi gracz i tak kupi, bo nic innego nie ma.

Tytuł: The Elder Scrolls IV: Oblivion Gatunek: cRPG Wymagania: CPU 2 GHz, 512MB RAM, grafika 128 MB Plusy: + wielki i piękny świat + doskonałe questy + S.I. postaci Minusy: - nużąca rozgrywka - wysokie wymagania sprzętowe Czas na opanowanie: 30 min Poziom trudności: średni Producent: Bethesda Softworks Wydawca: Take 2 Polski wydawca: Cenega Cena: 139,90 PLN Wersja: Angielska (w przygotowaniu lokalizacja kinowa) Strona www: http://www.elderscrolls.com

Komentarze
62
Usunięty
Usunięty
13/12/2006 21:26

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Oblivion, to wydawał mi się bardzo dobrą... tfu! Nawet genialną grą! Tworzenie postaci, tekstury itd. Na początku fabuła jest malownicza i filmowa. Później... nie wiem jak to ująć, może dla niektórych graczy nie jest to prawda (o gustach się nie rozmawia!) ale grałem w Oblivion i przechodziłem wątek fabularny oczekując czegoś... dobrego i naowatorskiego. Grałem jakby z przymusu. Właśnie teraz odkryłem, że starsze gry są bardziej klimatyczne, np. GOTHIC, GOTHIC II - CUDO. Neverwinter nights potrafi bardzo wciągnąć. Ale skoro mowa o Oblivionie, to przyrównam go do Morrowind. Morrowind była niesamowicie klimatyczna muzyka, i wcale nie o wiele gorsza grafika na niższych wymaganiach sprzętowych. Był tam klimat, opowieści o tej prowincji, legendarne miejsca, a w Oblivionie przez cały czas możesz odczuwać sztuczność świata i prostotę. Co do recenzji: bardzo mi się podobała, co tu gadać, congratulations dla autora, który świetnie to wszystko wychwycił. Ogólnie mówiąc (powrócę do tamtego tematu) oblivion był lepszy technicznie, ale Morrowind dużo bardziej przeważa klimatem i fabułą.

Usunięty
Usunięty
09/11/2006 18:11

O mój boże mam te gre od trzech dni a juz 1\4 prezentuje się doskonale!!!Ten zróżnicowany teren ,bronie ,,,i wiele innych !To jest gra dla wymagających oraz tych co mają całkiem dobry sprzęcik:/szkoda ale nawet bez tego jest po prostu piękna!!!

Madt
Gramowicz
11/07/2006 19:25

Szkoda, że gry nie wydał CD Projekt. Była by pewnie lepsza polonizacja i lepsza cena




Trwa Wczytywanie