Rozmowy na koniec tygodnia... #27

Domek
2006/05/28 22:39

1. A może TBFGE?

1. A może TBFGE?

Sprawa może nie jest nowa, ale do niedawna jakoś to znosiłem, więc zostawiałem ją w spokoju... Ostatnio jednak, kiedy przebijałem się przez recenzje graczy, coś we mnie pękło i nie mogę dłużej milczeć. Żeby nie przedłużać - o co chodzi? Kojarzycie może taką grę jak Guild Wars? Pewnie tak, jest dość popularna. Problem z nią jest taki, że to takie MMO, tylko przy okazji dość mocno różniące się od wszystkich innych produkcji tego typu. Do tego stopnia, że twórcy odcięli się od nich, wymyślając dla siebie jakiś zupełnie nowy gatunek - CORPG (Competitive Online Role Playing Game). Etykietkę tę bardzo szybko podchwycili co bardziej gorliwi fani.

Domek: Kurczę, nie mogę już tego znieść... ilekroć gdzieś rozpocznie się dyskusja na temat Guild Wars i oferowanych przez grę możliwości, pojawia się ktoś, kto stwierdza "ale to wcale nie jest MMORPG tylko CORPG, więc nie można go porównywać z niczym".

Chamb: Oh, śliski temat. ;)

Domek: Przecież to jest śmieszne. Jasne, że gra dość znacząco różni się od innych przedstawicielek gatunku, ale bez przesady! Ogólne założenia pozostają jak dla mnie bardzo podobne i jakoś nie widzę nic zdrożnego w porównaniu tej gry z typowymi MMO.

Chamb: Ja też nigdy tego pomysłu z CORPG nigdy specjalnie nie rozumiałem, co więcej wyjaśnienie tej kwestii jakie zaproponowali twórcy wcale mnie nie przekonało. Wręcz przeciwnie wydało mi się mocno naciągane.

Domek: A poza tym to przecież naprawdę fajna produkcja i moim zdaniem może się doskonale obronić w porównaniu z WoW-owatymi. Jest inna, tak, ale zdecydowanie nie do poziomu uniemożliwiającego porównanie - czemu się więc od możliwości porównań odcinać?

Po co właściwie twórcy wymyślili to całe CORPG? Rozumiem, że mają prawo mówić o swojej produkcji jak im się podoba, ale jaki w tym sens? "Stworzymy osobny gatunek tylko dla naszej gry, żeby nie musieć się martwić jakąkolwiek konkurencją"? A w ogóle to od kiedy gatunki wymyślają twórcy? Mnie się zawsze wydawało, że stworzyli je sami gracze, żeby ułatwić sobie życie i żeby w rozmowach innymi fanami elektronicznej rozrywki móc szybko i treściwie opisać jakiś nowy tytuł, który ostatnio męczą. "W co grasz ostatnio?" "W Warcrafta" "A co to?" "A, taki RTS" - i wszystko jasne, wiadomo o co chodzi.

W momencie w którym gatunki dla swoich gier zaczynają wymyślać sami twórcy, naruszany jest sam podstawowy sens ich istnienia (gatunków, nie twórców, chociaż kto wie ;)). "W co grasz?" "Guild Wars" "A co to?" "A taki CORPG" "A co to?"...

Domek: Sprawa jest jeszcze o tyle ciekawa, że tak naprawdę - według mnie przynajmniej - GW nie różni się od typowych MMO aż tak bardzo, żeby uzasadniało to wymyślanie zupełnie nowego gatunku. Problem jest po prostu taki, że znakomita większość "typowych MMO" jest w zasadzie identyczna! Więc w momencie, w którym pojawiło się coś trochę odmiennego, prezentującego inne podejście do sprawy, to zaczęło się to gadanie "to wcale nie MMO".

Chamb: Też jestem zdania, że Guild Wars to po prostu MMO z inną mechaniką/stylem gry/konstrukcją warstwy online i nic mojego zdania na temat tej gry nie jest w stanie zmienić.

Domek: To przecież tak naprawdę być może pierwszy poważniejszy krok w kierunku urozmaicenia rynku MMO! Moim zdaniem naprawdę świetnie by było, gdyby oferował on szereg zupełnie różnych doświadczeń, a nie tylko "WoW w tysiącu odmian". Czemu więc pozbawiać gatunek szans na rozwój i zróżnicowanie, odcinając od niego pierwszą produkcję, wprowadzającą coś nowego? I wymyślając dla niej zupełnie nową etykietkę?

Chamb: Wiesz, jeszcze byłbym to w stanie zrozumieć, gdyby ArenaNET chciała pobierać opłaty abonamentowe. W takim wypadku, jako że to nowa pozycja od nowego studia developerskiego, takim odcięciem się od gatunku mogliby co nieco wskórać. W obecnej sytuacji nie widzę w tym najmniejszego sensu. Szczerze mówiąc wątpię czy popularność GW leży w tym, że "to nie MMO"... raczej skłaniałbym się do tezy, że to po prostu dobra gra sprawiająca dużo radości grającym. :)

Domek: I jeszcze - spójrz dla przykładu na takie RTS-y - w tym gatunku jest naprawdę duże zróżnicowanie, różne podejścia, różne pomysły... ale nikomu jakoś nie przychodzi do głowy rozmienianie go na drobne. Mamy RTS-y "tradycyjne" (C&C: Generals, C&C: The Battle for Middle-Earth ;)) RTS-y kosmiczne w pełnym 3D (Homeworldy itp.), RTS-y z elementami RPG (Warcraft III), RTS-y "bitewne", bardziej skoncentrowane na walce (WH40K)... Ale ogólne założenia gatunku pozostają te same i dobrze. Tak to powinno wyglądać, żeby w ramach jednego rodzaju gier były produkcje jak najbardziej zróżnicowane, nie zaś wszystkie takie same.

Chamb: Amen.

Domek: Jak tak dalej pójdzie, to się okaże, że dla każdej gry trzeba będzie wymyślić zupełnie nowy gatunek...

Powtarzam - dla GW jak najbardziej jest miejsce w świecie MMO, szczególnie, że pozycja ta przyciąga graczy dotychczas gatunkiem niespecjalnie zainteresowanych. I bardzo dobrze! Spokojnie może rywalizować z WoW-em czy Lineagem, nie poprzez oferowanie "tego samego tylko lepiej", ale właśnie dzięki dawaniu graczom czegoś trochę odmiennego.

Całe to zamieszanie wynika też może z tego, że MMO to właściwie gatunek dość młody i ciągle się kształtujący, niezdefiniowany jeszcze tak dobrze jak chociażby wspomniane RTS-y. Ale jestem prawie pewien, że za kilka lat o żadnych "CORPG" nikt nie będzie pamiętał, a rynek gier online dla wielu osób na raz będzie znacznie bardziej zróżnicowany i dzięki temu ciekawszy.

2. Kody i inne zwierzaki

Po wejściu na temat tak kontrowersyjny jak "GW kontra inne MMO", chyba nic wzbudzającego większe emocje napisać się nie da. Ale spróbuję tak czy inaczej. Prawie zupełnie nie o grach, no ale i od nich można przecież od czasu do czasu odpocząć (tylko nie za często i nie za długo ;)). Odpocząć by zakosztować trochę "wyższej kultury" w postaci amerykańskiej literatury współczesnej i jej hollywoodzkich adaptacji. A jak - "Kod Leonarda da Vinci", albo w wersji filmowej "Kod da Vinci" (bo wymyślony przez polskich tłumaczy książki "Leonard" nie zmieściłby się w logo kinowej produkcji). Byłem, widziałem i na przekór miażdżącym recenzjom byłem całkiem zadowolony.

Domek: Wiesz, byłem ostatnio na tym Kodzie...

Chamb: Hm, nie widziałem, nie wiem czy mam w ogóle ochotę na to iść - jestem troszkę "zniesmaczony" po kilku ostatnich filmach jakie dane mi był obejrzeć na wielkim ekranie. Ostatnio jestem na etapie odkurzania klasyki na DVD - Gorączka, Indiana Jones, Italian Job (to stare z 1969 z Michael Cainem). ;)

Domek: I powiem Ci, że naprawdę mi się podobał. Fabuła właściwie identyczna i przez nieco ponad dwie godziny filmu znacznie bardziej strawna niż przez 500 stron książki. ;)

Chamb: No książka miała to do siebie, że te 500 stron wcale się nie czytało jak 500 stron... raczej jak 200 - 250. Co w sumie złe nie jest.

Domek: Nie mówię, że mi się nie podobała - czytała się dość przyjemnie, względnie lekko... ale to wszystko. Zdecydowanie mnie nie porwała, ani razu nie wciągnęła tak, żebym nie mógł się oderwać od lektury. Co zaskoczyło mnie o tyle, że spodziewałem się wartkiej akcji, ciągłego napięcia... a te elementy owszem, pojawiały się, ale najwyżej na krótkie chwile, pomiędzy przydługimi dyskusjami bohaterów i rozbuchanymi do granic przyzwoitości "poetyckimi" opisami rzeczy oczywistych (półstronicowy opis drewnianej skrzynki to chyba jakiś rekord świata).

Chamb: Tak, miejscami Kod był lekko irytujący... ale ogólnie fakt, że książkę czytało się lekko i przyjemnie, no i że miała nawet ciekawą fabułę to wynagradzał.

Domek: Ogólnie moim zdaniem powieść strasznie rozwleczona, spokojnie mogłaby być o połowę krótsza. A film - dwie godzinki i po krzyku. ;) IMO jak ktoś nie widział książki, chciałby wiedzieć o czym tak wszyscy dyskutują (chociaż moim zdaniem też nie bardzo jest o czym, no ale to już temat na inną rozmowę), to może z powodzeniem iść na film i naprawdę nic nie straci.

Chamb: Cóż, skoro mówisz, że film jest niezły to może się wybiorę. W sumie i tak wolałbym żeby zamiast "Kodu" na ekran przenieśli "Anioły i Demony" - książka bardzo podobna do Kodu, a raczej to Kod jest podobny do Aniołów (bo one były pierwsze), ale mimo wszystko ciekawsza. Swoją drogą, skoro już przy Brownie jesteśmy, fajny tekst na jego temat zauważyłem ostatnio na jednym z serwisów który regularnie odwiedzam: "Dan Brown. Love him or hate him, you've got to admire the skill with which he's managed to write a clutch of successful novels which are practically bloody identical. Take some pathetically simple cryptography, one twist, a lemon - usually the lead character - and a bunch of two-page long chapters and voila, one Brown book." :)

Pomijam już zupełnie wszystkie te dziwne historie z "kontrowersyjnością" dzieła Browna i jego kinowej adaptacji. Chcę jeszcze trochę pożyć, więc tego tematu tykał nie będę. Staram się po prostu ocenić te dwa wytwory kultury (masowej dodam, dla purystów różnej maści) jako to czym tak naprawdę są - czyli jako czysto rozrywkowe opowiastki sensacyjne w klimacie Pana Samochodzika. Swoją drogą z lektury tego ostatniego mam znacznie lepsze wspomnienia niż z Browna. No ale to tylko ja.

Chamb: A od kiedy to filmowy "Kod da Vinci" powstał z uwagi na wybitne wartości zawarte w książce? Film powstał tylko dlatego, że książka sprzedała się niesamowitych ilościach... koniec kropka.

Domek: Swoją drogą w filmie świetnie wyszła "ubogość" samej powieści. Toż to tak naprawdę kilka scen w kilku zamkniętych pomieszczeniach, w każdym z nich bohaterowie nie robią wiele więcej niż rozmawianie i dumanie nad mniej lub bardziej pokręconymi zagadkami. Luwr, posiadłość Gandalfa, samolot, kościół w Londynie, kościół we Francji, koniec. Chyba że coś ominąłem. ;)

Chamb: To chyba wszystko. ;)

Domek: Jak już mówiłem - w filmie nie najgorzej, w powieści zdecydowanie bieda. No ale to rzecz gustu oczywiście.

Jednego Brownowi i twórcom filmu odmówić nie można na pewno - potrafią się zareklamować, wzbudzić zainteresowanie i zarobić pieniądze. A jeżeli to nie jest w kapitalistycznym świecie powód do szacunku, to ja nie wiem co nim jest. Oddaję więc sprawiedliwość - sam nie pogardziłbym pozycją twórcy takiej powieści, nie ukrywam... ;)

3. Optymistycznie, bo czemu nie?

Po dwóch kontrowersyjnych tematach, na koniec coś lżejszego z cyklu "z życia wzięte". Miałem ostatnio okazję zostawić w taksówce późno w nocy (druga to bodaj była) plecak... plecak z DS-em, grą Mario Kart, ładowarką i słuchawkami (była tam jeszcze para majtek i skarpetek, ale pomijam ;)). Sumaryczna wartość zestawu - około 700 zł. Stres niesamowity, myślałem, że się pochlastam następnego dnia...

GramTV przedstawia:

Chamb: Sklerotyk. :P

Domek: Taa, ktoś mógł mieć całkiem niezłe znalezisko, nie powiem...

Ale na całe szczęście dla mnie - nie miał! Zadzwoniłem następnego dnia do tej firmy taksówkarskiej, z pomocą bardzo miłej i wykazującej dużo zrozumienia pani udało się zlokalizować tego kierowcę, skontaktować z nim i odzyskać plecak - wraz z całą zawartością, nienaruszoną w najmniejszym stopniu. I niech mi ktoś jeszcze powie, że u nas to sami złodzieje, a uczciwi i mili ludzie to niespotykane przypadki!

Domek: Wiesz, to może głupie, ale ja całe życie wierzę, że ludzie są z natury dobrzy i uczciwi. A co najśmieszniejsze, rzeczywistość na każdym kroku to potwierdza!

Chamb: Cóż... inne doświadczenia mamy widocznie. :)

Domek: Nie wiem jak to nazwać, jakimś szczególnym szczęściem, czy coś... Ale naprawdę sądzę, że o naszych rodakach również można wiele dobrego powiedzieć, wbrew obiegowym opiniom.

Chamb: Nie no jasne, że można... zawsze się coś znajdzie. Mam tylko wrażenie, że ta mroczna strona jest jednak ciągle w przewadze. ;) Ale jak mówię, wszystko zależy od doświadczeń.

Nazwijcie to niepoprawnym optymizmem, ale co tam - świat nie jest takim złym miejscem jak niektórym się wydaje. A zamiast ciągłego narzekania (które swoją drogą też lubię czasem uprawiać, ale ciiii ;)) warto czasem spojrzeć na jego jasne strony. I co moim zdaniem jeszcze ważniejsze, nie przyjmować chamstwa, prostactwa i złodziejstwa, które oczywiście się zdarzają, za coś nieodbiegającego od normy.

Pamiętacie pewnie, swego czasu napisaliśmy coś w rodzaju "inne narody to takie miłe i sympatyczne, a w Polsce sami buce". Ale to tak naprawdę wcale nie tak. Bo chamstwo zdarza się wszędzie. Tyle tylko, że - mam wrażenie - u nas bywa przyjmowane jako zachowanie najbardziej "oczywiste". Często spotykam się z tym, że ludzie generalnie naprawdę przyjacielscy i uczciwi są zdania, że "większość to tylko kradnie i oszukuje", mimo że sami wcale tak nie robią. Ale nie widzą w takich zachowaniach niczego wykraczającego poza ogólne normy. Czemu?

Chamb: Mnie nie pytaj - nie jestem ani psychologiem ani socjologiem. Choć nie ukrywam, że być tym drugim zamierzałem. Doceń to, że w porę się rozmyśliłem. ;P

W każdym razie - kończąc już te zwierzenia, bo zaczynam się trochę dziwnie czuć pisząc takie rzeczy - panu taksówkarzowi, gdyby jakimś cudem to przeczytał, serdecznie dziękuję. I pani z dyspozytorni również. Bez Was moje życie byłoby teraz dużo smutniejsze. :)


Teksty Chamba: Chamb
Teksty Domka: Domek
Narrator: Domek

Domek: A tak to mogę się teraz na zakończenie dnia pościgać w Mario Karta po sieci. :>

Chamb: A ja idę spać...

Komentarze
52
SwenG
Gramowicz
30/05/2006 08:29
Dnia 29.05.2006 o 18:09, Wesik napisał:

Oj dobrze że już kNOTa nie ma bo Domek i Chamb by dostali za to że nazywają Guild Wars MOORPG-iem.

Wbrew wszystkiemu, nigdzie wprost nie nazywają a i tak im się dostało ;)

Usunięty
Usunięty
30/05/2006 07:41

Oj wyjatkowo czerstwe te rozmowy...

Usunięty
Usunięty
29/05/2006 22:17

Fajne te rozmowy...fajne teamty poruszone ogólnie ciekawe:D




Trwa Wczytywanie