Rozmowy na koniec tygodnia...

Chamberlyn
2005/12/11 21:33
0
0

1. Toporem przez łeb!

Znakomita większość komputerowych gier RPG toczy się w mniej lub bardziej fantastycznych światach. Przyzwyczailiśmy się (zresztą nie tylko w grach) i jakoś nam niespecjalnie przeszkadzają niesamowite stwory, magia, elfy, itp. (ba, niesamowite stwory, magia, elfy, itp. są nawet całkiem na fali). Z drugiej jednak strony niektóre fantastyczne pomysły twórców nadal trudno jest przełknąć...

Chamb: Patrz na to.

Domek: Hehehe... co to ma być?

Chamb: Nie wiem... ale wyśmiewa się z tego, że w "największym i najlepszym RPG" (Oblivion) topory / siekiery / tasaki zaliczane są do "blunt weapons". Ktoś kto to wymyślił musiał się uderzyć się w głowę... dość porządnie... pewnie styliskiem topora czy czymś podobnym.

Domek: OK, nie zrozumiałem do końca.

Chamb: Dobra, powiedz mi co znaczy "blunt weapon" (to nie było pytanie retoryczne).

Domek: Obuchowe?

Chamb: Nooo... i jak do tego ma się TOPÓR?

Domek: Może uznają, że walimy trzonkiem?

A może faktycznie coś jest na rzeczy? Może to odpowiedź twórców na zarzuty, że gry komputerowe to takie brutalne są, a od widoku krwi zmniejsza się wrażliwość na okrucieństwo? I w ramach "walki o lepszą przyszłość młodzieży"TM całkowicie wyeliminowali ostre narzędzia. Jeżeli tak, to musimy ich zmartwić - ktoś już wpadł na ten pomysł. W Condemned, najnowszym dziele twórców FEAR-a na Xboksa 360, walka polega właśnie głównie na uderzaniu wrogów tępymi narzędziami. Ale niespecjalnie wyeliminowało to brutalność, niestety. Nie tędy droga. Tępe narzędzia nie są odpowiedzią. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że tego samego zdania są programiści z Bethesdy i nie wyeliminują w ostatniej chwili mieczy ze swojej gry. Akurat ich brak ciężko by chyba było przeboleć...

Chamb: Oblivion jest taki ubogi w porównaniu do Morrka, nie mówiąc już o Daggerfallu, że szok. Wiesz, że nie będzie w nim kusz?

Domek: E? A czemu to?

Chamb: Z pamięci słowa jednego z twórców: "bo przecież myśląc o średniowiecznej broni dystansowej automatycznie myślisz o łuku, więc kusze zapewne nie cieszyłyby się zbytnią popularnością. A projektowanie ich w identyczny sposób jak łuki jest bez sensu". Szkoda gadać.

Domek: Ale to przecież ma być RPG, nie symulator walki wszystkimi możliwymi rodzajami broni. Ja tam jestem dobrej myśli.

Chamb: No ja średnio... Aha broni miotanych też nie będzie... wiesz oszczepów, sztyletów, strzałek i innych tego typu ciekawych narzędzi.

Daleki jestem od stwierdzenia, że uproszczanie formuły Morrowinda to zły pomysł. Jak dla mnie gra była przytłaczająca, nie mówiąc już o Daggerfallu. To znaczy głównie chodzi o całą tę wspaniałą wolność, otwartość świata przy braku jakiejś spójnej linii fabularnej. Wydaje mi sie, że aktualnie tego typu produkcje zwyczajnie nie mają racji bytu. Takie z całkowicie otwartym, wielkim światem. Dlaczego? Bo mamy MMORPG-i, w których jest to wszystko i dużo, dużo więcej. Ile już razy myślałem, żeby zabrać się ponownie za Morrowinda, a kończyłem na "ale przecież wszystko to mam w WoW-ie".

Chamb: Znaczy Morro był trochę "rozwodniony" przez zbyt dużą wolność, tak, ale ja akurat sądzę, że wykrajanie możliwości nie jest dobrym rozwiązaniem.

Domek: Może... jak dla mnie niech kroją!

Chamb: Poza tym... fakt, nie śledzę Obliviona dokładnie... ale oni nie zaprezentowali chyba jeszcze żadnego przykładowego questa, o drzewku dialogowym nie wspominając. A przecież to jest esencja RPG.

Domek: No tak, ale przecież to nie oznacza koniecznie, że te elementy wyszły im kiepsko. A drzewka dialogowe... wiesz, w porównaniu z Morkiem i Daggerfallem może być przecież tylko lepiej.

Chamb: No to niech to pokażą! A nie mówią "zaufajcie nam - jest świetne".

2. Xbox 360 źródłem poważnych chorób

Od premiery Xboksa 360 minęło już trochę czasu i nawet w naszym kraju znaleźli się szczęśliwcy, którzy położyli łapy na nowej platformie Microsoftu. Znamy nawet kilka takich. Pewien nasz znajomy na przykład, dokładnie w dzień kiedy przyszła do niego paczka z konsolą, poważnie się rozchorował. Biedak.

GramTV przedstawia:

Domek: Niezła historia. Jego koledzy z pracy patrzyli w jego profilu Xbox Live na stronie Microsoftu w co akurat gra.

Chamb: Wiesz... takie zbiegi okoliczności są przecież możliwe. Prawda? ;)

Domek: Ta, a od momentu kiedy spytali go czemu tak szybko poległ w Kameo - znikł całkowicie. Ale grać raczej nie skończył, pewnie po prostu odłączył konsolę od sieci.

Zresztą to prowadzi do już trochę mniej zabawnych wniosków. Bo to, że w profilu gracza widać czym się aktualnie zajmuje (nie tylko w co gra! Może być np. "słucha muzyki" albo "ogląda film"), nie każdemu musi się podobać. Niekoniecznie musimy przecież mieć ochotę, żeby cały świat mógł widzieć co akurat robimy. I to nawet jeżeli brzmi to dość ogólnikowo. A funkcji nie można wyłączyć.

No ale dla pracodawców z pewnością jest to wygodne. Szczególnie, jeżeli im pracownikom zdarza się pracować (tzn. nie pracować ;)) w domu. Brrr...

Domek: Destro naświetlał mi ostatnio taką wizję... Mówię np., że wieczorem jakiegoś tam newsa nie napiszę, bo muszę się pouczyć, a potem on wchodzi do mojego profilu i widzi "Domek gra w Civ IV". Straszne.

Chamb: Moim zdanie troszkę dziwne jest, że każdy może zobaczyć co w danym momencie robisz z konsolą - niezależnie od tego czy znajdujecie się na swoich listach przyjaciół i czy masz na to ochotę czy nie. Ostatnio oglądałem cotygodniowy program tworzony przez jeden z zagranicznych serwisów internetowych i wypowiadający się stwierdził, że kiedy grał w Perfect Dark Zero i nie szło mu jakoś specjalnie dobrze, dostał wiadomość od nieznanego użytkownika o treści "man, you suck!".

Domek: W ogóle cała sprawa z tymi profilami jest dziwna. W zamyśle służyć ma to graczom, ale przecież jest to cała masa bardzo ciekawych informacji, których aż żal (z punktu widzenia firmy) nie wykorzystać później do marketingu.

Chamb: No tak... kolejne poletko dla szerzenia się spamu? ;) Na szczęście zawsze można wyciągnąć kabel dostarczający sieć do konsoli. :D

Domek: No ale ma to też oczywiście dobre strony. Mogą pojawić się np. arcyciekawe statystyki w rodzaju "27% graczy wymięka w ciągu pierwszych 10 minut piątego poziomu Kameo". Dla takiej wiedzy chyba warto poświęcić odrobinę prywatności. ;)

3. Ofensywa jednokomórkowców

W minionym tygodniu jedna z firm analitycznych opublikowała raport, z którego wynika, że coraz większe pieniądze są w grach na komórki. Zresztą, ba, nawet pisaliśmy o tym. ;) Niby nadal niespecjalnie dorównują one swoim "odpowiednikom" z komputerów i konsol, ale jak znajdują się chętni by za to płacić, to czemu nie. A przy tylu "jednokomórkowcach", którzy kręcą się teraz po świecie, wystarczy, że tylko co któryśtam od czasu do czasu kupi jakąś grę, a jej producent może pławić się w bogactwie. Szczególnie, że na ogół nie są to rzeczy, w których tworzenie ładuje się grube miliony.

Domek: Jak dla mnie nadal te gierki nadal są co najmniej epokę za "normalnymi" tytułami. Dość zabawne jest za to wykorzystywanie tytułów znanych konsolowych czy PeCetowych produkcji. Miałem na przykład ostatnio okazję widzieć jak wygląda drugi Prince of Persia w wydaniu komórkowym.

Chamb: I jak?

Domek: Zdziwisz się - ani trochę nie przypominał tego którego znamy. ;) Właściwie to znacznie bardziej przypominał pierwszą część. Tę wiesz... zupełnie pierwszą.

Chamb: No wiesz, retro jest ostatnio niezwykle popularne (Xbox Live Arcade?), ale osobiście nie rozumiem idei grania na komórkach. Zresztą nigdy tego nie rozumiałem.

Domek: Co, nie zdarzyło Ci się pograć w oczekiwaniu np. na autobus?

Chamb: Znaczy tak kupiłem sobie komórkowego Splinter Cella :D ale dalej niż do połowy drugiego poziomu dobrnąć mi się nie udało... po prostu ta gra nie miała w sobie tego co miały jej "duże" odpowiedniki czy to na PC, czy na konsolach.

No właśnie - tym komórkowym "superprodukcjom" w Javie, nawiązującym do znanych i lubianych gier, ciągle zwyczajnie zbyt wiele brakuje, by mogły w pełni zasługiwać na ich miano. Może więc póki co lepiej byłoby przestać udawać, że komórka jest świetną maszynką do grania? Chociaż tu jest jeszcze jedna kwestia - być może dla wielu właścicieli telefonów te gierki są okazją do pierwszego w ogóle kontaktu z elektroniczną rozrywką. ;) W takim wypadku może to i nie jest takie złe. W innym chyba lepiej zdecydować się na jakąś konsolę przenośną. I trenować szybkie bieganie. ;)

Epilog

Wszyscy, którzy opanowali trudną sztukę liczenia do trzech i w dodatku czytali nasze poprzednie wypociny, spodziewali się, że ten tekst zbliża się do końca. Tych, dla których było to zaskoczenie - przepraszamy. Ale w końcu przecież skończyć było trzeba. Do usłyszenia (?) za tydzień!
Teksty Chamba: Chamb
Teksty Domka: Domek
Narrator: Domek

Domek:

Chamb: Tym razem będzie bez złośliwego komentarza... ;)

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!