The Online Gamer - recenzja serialu internetowego

Grzegorz Bonter
2011/01/24 17:17

Na pewnym etapie mojego życia postanowiłem przesiąść na jakiś czas na konsole. Komputer już ledwo ciągnął nowsze gry, a grać się chciało. Wybór padł na Xboksa 360, a uzasadnieniem tej decyzji była techniczna przewaga Xbox Live nad PlayStation Network. Już pal licho ten abonament - chciałem grać online. Niestety, większość graczy na Xbox Live z jakimi mi przyszło grać można określić krótko. Dzicz. Wulgarna, krzykliwa i denerwująca dzicz składająca się głównie z 12-latków wyzywających pozostałych od "niggerów" (stan 2 lata wstecz i dotyczy FPS-ów pokroju Halo). Nic więc dziwnego, że większość dorosłych graczy musi wyłączać czat głosowy...

Na pewnym etapie mojego życia postanowiłem przesiąść na jakiś czas na konsole. Komputer już ledwo ciągnął nowsze gry, a grać się chciało. Wybór padł na Xboksa 360, a uzasadnieniem tej decyzji była techniczna przewaga Xbox Live nad PlayStation Network. Już pal licho ten abonament - chciałem grać online. Niestety, większość graczy na Xbox Live z jakimi mi przyszło grać można określić krótko. Dzicz. Wulgarna, krzykliwa i denerwująca dzicz składająca się głównie z 12-latków wyzywających pozostałych od "niggerów" (stan 2 lata wstecz i dotyczy FPS-ów pokroju Halo). Nic więc dziwnego, że większość dorosłych graczy musi wyłączać czat głosowy... The Online Gamer - recenzja serialu internetowego

Oczywiście takie zachowanie ludzie przejawiają tylko podczas "zabawy" z padem w ręce, traktując pozostałych graczy jak worki treningowe służące do wyładowania ich codziennych frustracji. Teraz wyobraźcie sobie osobnika, który tej wirtualnej osobowości nie ogranicza tylko do sesji z konsolą. Wynosi on obelgi i wyzwiska do rzeczywistego świata, ubliżając każdemu, kto stanie na jego drodze. Już? No to poznajcie Erika, głównego bohatera serialu The Online Gamer.

Erica poznajemy podczas spotkania z parą znajomych jego dziewczyny w dniu jej urodzin. Problem w tym, że nasz bohater jest już zbyt bardzo przyzwyczajony do funkcjonowania w środowisku Xbox Live. Gdy wszyscy zebrani zasiadają do Monopoly, już można łatwo domyśleć się, co nastąpi. Eric zachowuje się, jakby nadal był w lobby Modern Warfare. Wyzywa gości swojej dziewczyny od noobów, kpiąco komentuje każde ich posunięcie. Oczywiście wszystkie jego wypowiedzi są wręcz przesiąknięte przecinkami w postaci wszelkich odmian słowa "fuck". Nie najlepsze zakończenie wieczoru nie będzie tutaj chyba zbytnią niespodzianką. Czy to rusza Erika? Nie - on po prostu wraca do swojego Xboksa. Przyznam, że pierwszy epizod jest udanym skeczem, który zazwyczaj ogląda się podczas bezcelowego wałęsania się po Internecie. Filmik się kończy, w głowie pojawia się myśl "hmmm, nawet fajne to było", a następnie klikamy kolejny link do zdjęcia kota z ICanHasCheezburger. Nie wiadomo jednak dlaczego, ekipa studia Reckless Tortuga uznała, że ta formuła rozwrzeszczanego dzieciaka z Xbox Live w skórze dorosłego nadaje się na cały serial.

Po pierwszym odcinku The Online Gamer zamienia się w "porywające przygody Ericka". Widzimy, jak zachowuje się na imprezie, na kolacji u znajomych nowej dziewczyny czy (nie wiadomo dlaczego) na LARP-ie WoW-owców. Co jednak z tego, skoro cały czas humor zawartych w poszczególnych odcinkach sprowadza się do niemalże identycznych tekstów o posuwaniu czyjejś matki, uprawianiu seksu oralnego czy zwracaniu się do facetów jak do dziewczyn. A zapomniałbym... Eric sypie też szczodrze "fagami", jeżeli tylko ktoś wyraża zdanie na temat gier inne, niż jego. Beczka śmiechu.

Pierwszy sezon tak naprawdę powinien składać się z zaledwie dwóch odcinków. Pierwszego, który jest jeszcze zjadliwy, oraz piątego, w którym widzimy dawnego Erika, zanim zaczął grać. Kontrast obu wersji głównego bohatera naprawdę nieźle tu wyszedł i potrafi rozbawić. Poza tym mamy tutaj tak naprawdę do czynienia tylko z ciągłym powtarzaniem tej samej formuły: ktoś wchodzi w interakcję z Erikiem, on zaczyna swój monotonny słowotok, kurtyna opada. Widownię prosi się o sprzątniecie popuszczonych w trakcie seansu fluidów...

Twórcy The Online Gamer starali się wprowadzić pewną świeżość w drugim sezonie, więc Eric wylądował jako pracownik w sklepie z grami. Niby doszły dwie nowe postacie, ale co z tego, skoro jedna jest kompletnie nijaka, a aktor grający właściciela sklepu nie daje rady zrealizować przyzwoicie swojej roli. Oglądając go widz wie, o co chodziło scenarzyście, gdy wymyślał jego kwestie, ale brak warsztatu aktora sprawia, że wszelkie gagi po prostu płoną żywcem na naszych oczach. Grający główną rolę Eric Pumphrey dobrze wczuwa się w swoją postać, ale co z tego, skoro przez 80% czasu, gdy jest na ekranie, nakłada on na twarz tylko jedną maskę. Maskę niemrugania. Reszta ekipy to amatorzy i niestety to widać. Ewentualnie można by wyróżnić króla LARP-owców za jego australijski akcent, ale nic więcej.

The Online Gamer to sympatyczna pamiątka dla ludzi z obsady tego serialu i być może pewien dodatek do portfolio dla ekipy produkcyjnej. Ale czy jest to dobra komediowa seria? Nie. Żarty są płytkie, a formuła zostaje wyczerpana praktycznie już na samym na początku. Obejrzyjcie pilot i piąty odcinek, a resztę odpuście. Czas zaoszczędzony na oglądaniu pozostałych odcinków możecie wykorzystać na siedzenie w lobby Black Ops, gdzie macie Erików na pęczki, a do tego na żywo.

Oficjalna strona Reckless Tortuga, a poniżej embed pierwszego odcinka:

S01E01:

GramTV przedstawia:

Komentarze
18
Usunięty
Usunięty
25/01/2011 02:01

Eee... takie sobie. Lepsze jest the Guild. O graczach PCtowych co prawda, ale.PS. Kto kojarzy dziewczynę tego kolesia? Californication? :P

Usunięty
Usunięty
24/01/2011 23:37

Ogladalem tego 2 albo 3 odcinki jak to powychodziło. Nie kumałem tego zbytnio bluzgania przy Monopoly. Ach debil robi z siebie idiote, bo chce być fajny i chce sie przypodobać...Poziom humoru faktycznie jest żenująco niski. Gdyby to był jeden odcinek jak napisal Zaitsev.Byłoby ok. ale czego wiecej!?Ale fakt problem z bluzgającymi się debilami jest. Nawet nie tylko na konsoli... sad :/

Usunięty
Usunięty
24/01/2011 23:16
Dnia 24.01.2011 o 22:10, MaZZeo napisał:

Niestety, większość graczy na Xbox Live z jakimi mi przyszło grać można określić krótko. Dzicz. Wulgarna, krzykliwa i denerwująca dzicz składająca się głównie z 12-latków wyzywających pozostałych od "niggerów" W tym momencie przestałem dalej czytać bo absolutnie gadasz wierutne bzdury.

Ale z czym masz problem, napisał "większość". Może mógł napisać "masa" albo "bardzo wielu". Nie zmienia faktu, że na Live jak i PSN czy na PC siedzi zdecydowanie zbyt wiele rozkrzyczanych, irytujących, niedojrzałych osób. Głównie hiperaktywnych i niewychowanych dzieciaków. Napisał też "przyszło mi grać" - opowiada o swoich osobistych doświadczeniach więc nie wiem gdzie tu te twoje "bzdury".To że ja na liście Friends mam wielu normalnych, cywilizowanych ludzi z którymi gra się bezproblemowo też o niczym nie świadczy. Bo trzeba się trochę postarać żeby ich znaleźć.




Trwa Wczytywanie