European Challenger Circuit: Poland - jak było na turnieju League of Legends

Sławek Serafin
2012/08/01 12:05
7
0

"Tysiąc nolajfów w jednym miejscu"

"Tysiąc nolajfów w jednym miejscu"

Usłyszałem to w windzie w Złotych Tarasach jadąc na górę do Multikina, gdzie odbywała się impreza. I nawet jeśli rzeczywiście by obejrzeć turniej i najlepsze europejskie drużyny przyjechali tam sami gracze, którzy "nie mają życia" poza League of Legends, to na to nie wyglądało. Normalni młodzi ludzie, płci obojga, weseli i podekscytowani, być może z lekko nadszarpniętym morale z uwagi na panujący upał oraz konieczność stania w długiej kolejce, by dostać się na salę kinową, gdzie rozgrywały się na wielkim ekranie mecze. Tych normalnych młodych ludzi było kilkaset sztuk tak na oko, zarówno na sali, jak i przed nią, w "strefie kibica" w kinowym lobby, gdzie ustawiono nieco mniejszy wyświetlacz. Podobno pierwszego dnia, w sobotę, gdy trwały mecze grupowe, przez imprezę przewinęło się około czterech tysięcy kibiców - drugiego mogło być ich trochę mniej, bo nie wrócili już ci, których wymęczył upał i postanowili, że obejrzą sobie mecze półfinałowe i finałowe w domu, na streamie, w chłodzie i spokoju. European Challenger Circuit: Poland - jak było na turnieju League of Legends

A rzeczywiście było gorąco, tak dosłownie. Klimatyzacja na sali nie wyrabiała i w zasadzie wszyscy spływali potem oprócz chłopaków z ESL i Riot Games, którzy zajmowali się realizacją transmisji, bo oni całkiem sprytnie przynieśli sobie wentylatory, żeby na nich dmuchały. Lata praktyki, to widać. A reszta kibiców siedziała lekko podduszona. I miejscami przysypiająca, bo nawet najbardziej zapalony i zainteresowany fan League of Legends miał problemy w wytrzymaniem tempa - mecze trwały w zasadzie non stop od 10:00 rano aż do 20:00 wieczorem. Dziesięć godzin oglądania tego samego? Ja sam nie wytrzymałem i w niedzielę finał oraz wręczenie nagród obejrzałem już w domu. Czyli niefajnie było, tak? A skąd, wręcz przeciwnie, impreza udała się nadspodziewanie i na dodatek zainspirowała kibiców - wieczorem, gdy grałem w League of Legends z kolegami (tak, po całym dniu oglądania musieliśmy przecież w końcu pograć!) bez przerwy widziało się u przeciwników postacie i taktyki zastosowane w czasie turnieju przez czołowych graczy. W piłce nożnej tak się nie da, nie?

A z piłką nożną, także z uwagi na ostatnie mistrzostwa, właśnie mi się European Challenger Circuit kojarzyło cały czas. Tak w piłce, jak i tutaj, były mniej emocjonujące rozgrywki grupowe, mecze w których niewiele się działo, stosowano ciągle te same taktyki i ciągle ci sami bohaterowie występowali, no, nudą wiało dość często. A potem, też jak w piłce, o tej całej nudzie momentalnie się zapominało, bo zdarzały się jakieś piękne akcje, bo odwracał się bieg meczu w jednym starciu obu drużyn, bo któryś z zawodników popisał się fenomenalną akcją, która wywołała aplauz, krzyki i brawa na całej sali. I właśnie to, te emocje, to przeżywanie, te huśtawki nastrojów utwierdziły mnie w przekonaniu, że e-sport, nie tylko League of Legends, ale w ogóle cały, różni się od tego tradycyjnego sportu w zasadzie jednym szczegółem - stadionem. Wystarczy zgromadzić większą grupę kibiców w jednym miejscu, tak jak w czasie ECC i już mamy te same emocje, tę samą radość kibicowania. Cała reszta to tylko kwestia skali.

Na początku nie miałem komu kibicować. Były trzy polskie drużyny i zanim się zdecydowałem, której gra najbardziej mi się podoba, to wszystkie odpadły w fazie grupowej. A potem byłem za SK Gaming, jak zresztą wszyscy chyba, bo to właśnie ta niemiecka drużyna dostarczyła najwięcej emocji. W Grupie A pobili obu polskich konkurentów z Team Acer i Meet Your Makers, ale w ładnym stylu. Przegrali tylko z Team Curse EU, z którym zresztą ponownie spotkali się w niedzielę w meczu o trzecie miejsce. Jak łatwo się domyślić, SK przegrało półfinał z faworytem, drużyną Counter Logic EU, ale po naprawdę pięknej walce, zwłaszcza w drugiej rundzie, którą SK Gaming wygrało w wielkim stylu. A potem w trzeciej zostali dosłownie zmiażdżeni przez CLG.eu, poddali się w 28. minucie przed upadkiem nexusa i przegrywając 1:2, z nadszarpniętym morale, czekali na mecz o trzecie miejsce.

Tam też przegrali pierwszą rundę, dosłownie zmasakrowani przez Vayne, która zebrała aż 14 zabójstw, ginąc tylko raz - i SK poddało się w 29. minucie, choć miało jeszcze nie tylko wszystkie inhibitory, ale też i wieże ich broniące. Wszyscy spodziewali się, że Curse w drugiej rundzie litościwie dobije załamane SK, że mecz o trzecie miejsce skończy się szybko i można będzie przejść do finału. Ale sprawy potoczyły się całkiem inaczej i byliśmy świadkami chyba najlepszego, najbardziej emocjonującego spotkania właśnie w drugiej rundzie meczu CRS.eu kontra SK Gaming. Zaczęło się dobrze dla Curse, którzy wystawili na górnej linii Akali przeciw Yorickowi i choć ten ostatni mocno ją spychał, to dzięki dobremu ustawieniu i taktyce udało się jej złapać szybko kilka zabójstw i odsadzić Yoricka, który wydawał się najbardziej bezużyteczną postacią w zespole. Curse naciskało, kilka razy zabiło smoka i tylko załatwionego przez SK cichaczem w 23. minucie barona Nashor można było zaliczyć ogólnie przegrywającej drużynie jako mały sukces. Mieli mniej zabójstw, wyraźnie mniej ogólnego złota, w 27. minucie stracili inhibitor na środkowej linii, CRS zepchnęło ich do bazy i... tego było już chyba za dużo.

GramTV przedstawia:

Ocelote zdołał zmobilizować swoich kolegów, odepchnęli wroga, w pięć minut później załatwili znów barona bez większych strat własnych i tak jak do tej pory przegrywali każde drużynowe starcie, nagle zupełnie nie wiadomo dlaczego zaczęli każde wygrywać. Yorick stał się morderczą bestią, a Akali ginęła raz za razem. W 36. minucie Curse straciło dwa inhibitory, trzy minuty później padł trzeci baron dla SK, a Curse przy próbie ataku na "wyczerpanych" walką z baronem chłopaków z SK straciło czterech graczy, nie zabijając ani jednego. Minutę później było już po wszystkim, a cała sala krzyczała, bo taki powrót znad krawędzi przegranej jeszcze się w tym turnieju nie zdarzył. I chyba to właśnie podłamało psychicznie zawodników z Team Curse, a SK dało wiatr w żagle, bo trzeci mecz wygrali bardzo zdecydowanie - do 35. minuty było już 15-1 dla SK, głównie dzięki szalejącej na górnej linii Irelii. Wtedy w szczęśliwym starciu udało się CRS zabić wszystkich zawodników z SK Gaming, ale to tylko bardziej rozjuszyło oponentów, którzy w minutę później odwdzięczyli się tym samym, wycinając Curse w pień, robiąc barona i kończąc mecz o trzecie miejsce w pięknym stylu wśród aplauzu publiczności.

Szkoda, że pozostałe niedzielne mecze okazały się tak jednostronne. Niestety, nie było mocnych na Moscow 5. Najpierw szybko załatwili się w półfinale z Curse.eu, upokarzając tych ostatnich w drugiej rundzie wynikiem 15-0, a potem w podobnym stylu przejechali się walcem po Counter Logic EU, wygrywając wysoko obydwie rundy i to nawet w sytuacji, gdy grający na środku Alex Ich musiał w trakcie rozgrywki wyjść na moment do toalety opłukać twarz, bo zrobiło mu się trochę słabo z gorąca. Tego akurat mało kto się spodziewał, bo CLG nie tylko wygrywało w tym roku turniej za turniejem i praktycznie za każdym razem biło M5, ale też wygrało z nimi pierwszy mecz w sobotę w fazie grupowej i to bardzo zdecydowanie. W finale jednak nie mieli zupełnie nic do powiedzenia i zostali doszczętnie zmiażdżeni po pasywnej i mało widowiskowej grze - Moscow 5 zaś, choć grało fenomenalnie i bezbłędnie, to mimo wszystko bardzo klasycznie i bez żadnych eksperymentów, z których słyną.

Ogólnie turniej stał pod znakiem tradycyjnej mety i ciągle pojawiających się tych samych postaci. Tylko w sobotę w meczu CRS.eu kontra Team Acer widzieliśmy płynne zmiany linii i ciągłe przechodzenie zawodników, a także Moscow 5 próbowało zaskoczyć CLG.eu zamieniając miejscami swoją górną i dolną linię, co zresztą skończyło się tragicznie dla M5 - w pozostałych trzymano się klasycznego ustawienia. Ciągle wybierano też te same postacie - w całym turnieju były może dwa spotkania bez Nunu, czy to w dżungli, czy to w roli wsparcia na dolnej linii. Tę ostatnią zdominowali Corki, Ezreal i Kog'maw, najczęściej wybierani carry - Ashe i Graves pojawili się kilka razy, Vayne miała swój jednorazowy, ale wielki występ we wspomnianym starciu CRS.eu z SK Gaming, a poza tym ciągle było to samo, w tym prawie nieustanny ban na Urgota, którego najwyraźniej nikt nie chciał widzieć w tym turnieju. Podobnie na środku - mieszanka Anivii, Karthusa, Ahri i Orianny z jednym zabawnym, bo bardzo słabiutkim występem Fiddlesticka w sobotnim meczu polskiego teamu EloHell.net z CLG.eu. Góra i dżungla podobnie nie były zbyt urozmaicone i w ogóle w całym turnieju nie było jakiegoś nietypowego, przełomowego zagrania na żadnej linii. Trochę szkoda.

Trzeba też przyznać, że generalnie dość słabo wypadli komentatorzy w polskiej transmisji, przygaszeni, bez emocji relacjonujący to co się działo na liniach. Możliwe, że to była wina obezwładniającego gorąca, ale widać nie przeszkodziło ono Marcinowi "Morglumowi" Lelontko w zrobieniu wielkiego show za każdym razem gdy był on wśród komentatorów. Hiperenergetyczny, znakomicie budujący emocje, sypiący żartami i zabawnymi porównaniami na lewo i prawo, porywał za sobą publiczność i całkowicie zepchnął w cień pozostałych komentujących. Dzięki niemu każdy mecz wydawał się być dwa razy lepszy - oby organizatorzy z ESL pamiętali o nim przy następnych turniejach.

I to właśnie błyskotliwy komentarz Morgluma, emocjonującą grę SK Gaming oraz Moscow 5, od niechcenia deklasujące rywali, zapamiętam z tej dwudniowej, bardzo fajnej imprezy. A także niemiłosierny upał, rzecz jasna. Prawdę mówiąc, wcześniej tylko przypadkiem oglądałem jakieś spotkania turniejowe w League of Legends, ale teraz tak dobrze się bawiłem, że na pewno nie pominę turnieju w Kolonii w czasie Gamescomu oraz finałów Sezonu Drugiego w październiku w Los Angeles. A gdy takie sławy zjadą się w przyszłym roku do Warszawy, to na pewno mnie też tam nie zabraknie - atmosfery wspólnego kibicowania nie da się bowiem porównać z choćby nawet wygodniejszym oglądaniem transmisji w domu.

Komentarze
7
Usunięty
Usunięty
06/08/2012 17:36

Ale tak jest w każdym nieanglojęzycznym kraju. Zresztą reakcja publiki jednoznacznie wskazywała na to, że coś tam po angielsku potrafią.

Usunięty
Usunięty
06/08/2012 17:02

Ogladałem chwilę na streamie. Nie spodobało mi się jedno - w przerwie między meczami był prowadzony wywiad między jakimś sławnym komentatorem czy tam streamerem ze światka LoL''a i którymś z graczy, a obok stał polak tłumaczący na polski każde wymieniane zdanie (sam wywiad był w języku angielskim). Jak dla mnie to wyglądało tak jakby polacy były tumany i angielskiego ni w ząb nie rozumieli... Nie do pomyślenia takie coś by było na imprezie np. w Niemczech. A samego wywiadu też było boleśnie słuchać skoro trwał dwa razy dłużej niż powinien.

Usunięty
Usunięty
05/08/2012 12:12

Mi sie tam przyjemnie ogladalo :)trzeba lubiec bo inaczej nie da sie ogladac.Jak ktos gra mecze rankingowe to wie ocb;p




Trwa Wczytywanie