Corey Yuen – „DOA: Dead or Alive” - recenzja filmu DVD

Mastermind
2007/05/16 21:25
3
0

Kumite w bikini

Kumite w bikini

Kumite w bikini, Corey Yuen – „DOA: Dead or Alive” - recenzja filmu DVD

Gra Dead or Alive ukazała się na PSOne w 1996 roku. Od tamtej pory ta konsolowa seria poszerzyła się o siedem pozycji (licząc niewiele wspólnego z bijatykami mającą Dead or Alive Xtreme Beach Volleyball), znajdując ponad 6 milionów nabywców. Nic więc dziwnego, że wytwórnia filmowa (w tym wypadku Constantin Film Produktion – koproducent m.in. serii Resident Evil) postanowiła skonsumować sukces również na dużym ekranie. Do roboty wziął się związany z amerykańskim studio Paul W.S. Anderson, doskonale znany komputerowym graczom. Przypomnijmy, że ów jegomość reżyserował m.in. wspomniany Resident Evil czy AVP: Alien vs. Predator. W przypadku DoA był producentem nadzorującym całość.

Filmowy DoA wpisuje się w standard gatunku, jaki wyznaczyły: seria Mortal Kombat (znowu Anderson...), Street Fighter czy The Quest. Jest to zatem film skierowany do konkretnego widza – wielbiciela komputerowych bijatyk, który podczas półtoragodzinnego seansu chciałby spotkać się ze swoimi ulubionymi postaciami z gry. I pod tym względem zapewne się nie zawiedzie. Bohaterkami są cztery wojowniczki, które uzyskały zaproszenie na prestiżowy turniej Dead or Alive właśnie, w którym pięści, nogi, kije i co tam jeszcze wpadnie pod rękę krzyżują najlepsi z najlepszych. Każda niewiasta ma zresztą nieco inne motywacje, z powodu których zgodziła się wziąć udział w tej imprezie.

Księżniczka Kasumi (nieziemskiej urody Devon Aoki), mistrzyni ninja, poszukuje zaginionego brata, który ponoć zginął podczas poprzedniego turnieju. Tina Armstrong (Jaime Pressly) to Amerykanka i mistrzyni wrestlingu, która na turnieju spotka swojego ojca (ich pojedynek będzie tyleż efektowny, co dowcipny). Christie Allen (Holly Valance) jest zawodową złodziejką i z przyjemnością ukradłaby turniejową fortunkę liczoną w milionach dolarów. Ostatnia z dziewczyn - Helena Douglas (Sarah Carter) jest mistrzynią sportów ekstremalnych, ale przykopać też nieźle potrafi.

Nie trzeba chyba dodawać, że wszystkie panie są nadzwyczaj urodziwe, a po ekranie biegają ubrane dość skąpo – głównie w kostiumach kąpielowych. Może słowo „biegają” nie jest w tym miejscu zresztą najwłaściwsze. Cały film to bowiem następujące po sobie sekwencje smakowicie zrealizowanych walk. Trzeba przyznać, że filmowy kwartet (panie w końcu jednoczą siły, by stawić czoła czarnemu charakterowi, niejakiemu Donovanowi, organizatorowi turnieju) kopie, skacze, fruwa i rozciąga się niezwykle efektownie.

Atutem DoA jest z pewnością szybki, przywodzący na myśl komputerowy pierwowzór montaż, który na szczęście nie został nadużyty. Wszystkie efektowne fatality, a nawet co bardziej złożone sekwencje i uderzenia zostały nieco zwolnione, żeby widz spokojnie mógł się im przyjrzeć. Zabieg ten bardzo się twórcom chwali, bowiem - jak wiadomo - nic bardziej nie irytuje w kopanym kinie, niż dynamiczna akcje, z których nie jesteśmy w stanie nic wyłowić.

Wydanie DVD DoA: Dead or Alive, oprócz zwykłej wersji filmu, zawiera również materiały dodatkowe. Znajdziemy wśród nich 10 interesujących wywiadów z aktorkami i aktorami. Na podkreślenie zasługuje fakt, że wszystkie są w wersji oryginalnej, ale dorzucono do nich polskie napisy, co z pewnością pomoże tym, którzy mową Szekspira nie władają. Wśród dodatków znalazł się także kinowy zwiastun, ale prawdziwą perełka jest ponad 15 minutowy reportaż z planu, w którym możemy podejrzeć filmową kuchnię (polecamy fragment o jeździe motocyklem, a także wszystkie podniebne ewolucje na linach).

Generalnie DoA: Dead or Alive ogląda się zatem bardzo przyjemnie, a w pamięci pozostaje kilka ładnych, plastycznych scen. Jak choćby pojedynek Kasumi i Ayane w bambusowym lesie (zgadnijcie do czego to nawiązanie...) oraz walka Tiny z piratami na łodzi. A że filmowa fabuła jest cienka niczym kompot z desek? No cóż, przy tego typu produkcji nikt się chyba na Bergmana nie nastawia...

GramTV przedstawia:

Plusy: + ciekawe układy walk + dynamiczny montaż + urodziwe aktorki Minusy: - szczątkowa fabuła

Tytuł: DOA: Dead or Alive Reżyser: Corey Yuen Scenariusz: J.F. Lawton, Adam Gross Zdjęcia: Chi Ying Chan, Kwok-Man Keung Muzyka: Junkie XL Obsada: Holly Valance, Devon Aoki, Jaime Pressly, Sarah Carter Produkcja: USA, 2006 Dystrybucja: Monolith Video Cena: 37,99 zł Strona WWW: tutaj

Komentarze
3
Usunięty
Usunięty
25/05/2007 14:49

Ja osobiście nie lubie japońskich horrorów... dziwne ze nie boje sie np. jacksona x tylko małej, wychudzonej, bladej czarnowłosej, skośnookiej dziewczynki z japoni... a jak chcecie zobaczyc naprawde dobry horror to se obejrzcie np. emili rose teksańską masakre początek xD

Lucas_the_Great
Redaktor
20/05/2007 13:55
Dnia 19.05.2007 o 15:40, bajwol1 napisał:

Z tego co się orientuję do 1942 jest z tej samej półki co np. ''Ring'' czy ''Dark Water''. Innymi słowy mówiąc posrany strach do kwadratu. Te białe mordy azjatyckich dziwczynek i ich długie czarne włosy a w tle ich krzyk. Jak raz obejrzałem ''Ring'' to za każdym razem kiedy w telewizorze nie ma odbioru i jest szary, syczący obraz zaraz go wyłączam...nie moge przetrawiać tych azjatyckich horrorów...

ROTFL. Sugeruję notorycznie czytanie recenzji przed napisaniem komentarza. Jest od tego wyjątek: można najpierw obejrzeć film. Mniej wstydu potem się czuje, uwierz mi... :D

Usunięty
Usunięty
19/05/2007 15:40

Z tego co się orientuję do 1942 jest z tej samej półki co np. ''Ring'' czy ''Dark Water''. Innymi słowy mówiąc posrany strach do kwadratu. Te białe mordy azjatyckich dziwczynek i ich długie czarne włosy a w tle ich krzyk. Jak raz obejrzałem ''Ring'' to za każdym razem kiedy w telewizorze nie ma odbioru i jest szary, syczący obraz zaraz go wyłączam...nie moge przetrawiać tych azjatyckich horrorów...




Trwa Wczytywanie