John Ringo – „W lustrze” – recenzja

JeRzy
2006/10/20 23:00
9
0

Naukowo, militarystycznie, wesoło

Naukowo, militarystycznie, wesoło

Naukowo, militarystycznie, wesoło, John Ringo – „W lustrze” – recenzja

Alfred Hitchcock mawiał, że akcję należy zacząć od trzęsienia ziemi, później zaś napięcie powinno rosnąć. Powieść „W lustrze” Johna Ringo pasuje do tego przepisu, biorąc pod uwagę, że zaczyna się od eksplozji o sile 60 kiloton, która zmiata z powierzchni ziemi Uniwersytet Środkowej Florydy wraz z przyległościami.

A wszystko przez Raya Chena – naukowca (ze względu na beztroskę, z jaką podszedł do przedmiotu badań można by go pewnie nazwać „szalonym”), którego eksperyment z subatomowymi cząstkami zakończył się nie tylko potężnym wybuchem, ale też otwarciem bramy do innego świata. Później do następnego i następnego... I jak łatwo się domyślić, za którąś z takich bram musiało siedzieć coś nieprzyjaznego. W efekcie planecie zagroziła obca inwazja, a największą nadzieją ludzkości okazuje się nietypowy „jajogłowy”, doktor Bill Weaver – człowiek zakresem talentów przypominający bardziej Bruce’a Wayne’a niż fizyka pracującego na rządowe zlecenie. To człowiek-orkiestra: z listą doktoratów długą jak ramię, ale jednocześnie wysportowany, wytrzymały, zdolny obywać się bez snu przez dłuższy czas.

„W lustrze” to powieść science-fiction w starym stylu – z solidną porcją rozważań naukowych opartych na aktualnym stanie wiedzy, a jednocześnie z równie solidną dawką akcji. Punktem wyjściowym dla fabuły jest teoria o istnieniu tzw. bozonów Higgsa, zwanych niekiedy Boskimi cząstkami, których obecność wiąże się z powstawaniem Wszechświata. Właśnie próba wytworzenia takiej cząstki owocuje tworzeniem się kolejnych „luster”, czyli przejść prowadzących w odległe krańce rzeczywistości, a może i dalej. Smaczku całości dodaje zastrzeżenie autora, który na wstępie informuje, że ze względów bezpieczeństwa umieścił w powieści kilka rozmyślnych błędów dotyczących fizyki. Warto też wiedzieć, że w przyszłym roku w laboratoriach CERN ruszają prace nad wytworzeniem bozonu Higgsa.

Takie smaczki ucieszą zwolenników dużej porcji „science” w SF. Ale tak naprawdę nauka stanowi tutaj dodatek (chociaż cenny) do części czysto rozrywkowej: opisu kosmicznej inwazji i walki dzielnych Amerykanów (a jakże!) z najeźdźcami. W powieści pod dostatkiem jest scen bitewnych, malowniczych opisów obcych technologii – Ringo świadomie nawiązuje do klasycznej „Kawalerii kosmosu” Heinleina. Nie brakuje tu również humoru i zabawy schematami, jak choćby w scenie, gdy miejscowa ludność cywilna udziela zbrojnego wsparcia wojsku.

Wspomniałem już, że jest to powieść rozrywkowa. Trudno to uznać za jej wadę – rozrywki dostarcza niewątpliwie – ale jednocześnie odnosi się wrażenie, że pewne tematy zasygnalizowane przez autora zasługują na lepsze potraktowanie i rozwinięcie. Konsekwencje nieprzemyślanych eksperymentów naukowych, zderzenie wojskowej mentalności z sytuacją rodem z fantastyki, wpływ pojawienia się obcych na ekonomię i politykę... John Ringo poświęcił każdemu z tych zagadnień i paru innym równie ciekawym tematom zaledwie trochę miejsca, a mógł głębiej wgryźć się w tematy, na czym „W lustrze” na pewno by zyskało. Przy istniejących proporcjach akcji wobec poważniejszych treści książka pozostaje sprawnie napisanym, przyjemnym, ale miejscami za bardzo spłyconym czytadłem SF. A mogła być czymś więcej.

GramTV przedstawia:

Plusy: + dobra rozrywka + przemyślane podłoże naukowe + humor Minusy: – spłycenie części wątków

Autor: John Ringo Tytuł: W lustrze Przekład: Krzysztof Kurek Wydawnictwo: ISA 2006 Wydanie: Oprawa miękka, 329 str. Cena: 27,90 zł Strona www: http://isa.pl/ksiazki/ksiazka.php?id=1084

Komentarze
9
Usunięty
Usunięty
22/10/2006 15:37

W tym miesiący o recenzjach trudno cokolwiekjasnego powiedzieć, gdyz są raczej nijakie.JeRzy trzyma formę - tekst nie przytłacza długością,widać autor nie jest skory do zalewania czytelnikawłasnymi wynurzeniami. Jak zwykle brak tam uwag,własnego zdania i spostrzeżeń - jest spojler naspojlerze. Pierwsze skrzypce gra Alfred Hitchcock,na basie Alfred Hitchcock, przy klawiszach AlfredHitchcock. Mam wrażenie, że to on recenzję pisał.JeRzy swoje teksty zaczyna zawsze w tym samym stylu -jak nie ma Alfreda Hitchcocka to juz nie to, prawda?Nawet Trashka w tym tygodniu nie bombarduje -choć spójnie i w miarę ciekawie, to nieco jednostaniei nurząco. Ponoć ta książka napisana jest z humorem?A recenzja czyta się jak przegląd kreacji w kondukcjiepogrzebowym. Skąd ten rozdźwięk? Oddać należy autorce,że momentami jest intrygująco, jednak ciut za płasko.A stac ją na dużo więcej;)...kto tu jest?! Alfred Hitchcock?!A poszedł stąd! <wali nicponia miotłą po łbie>

Usunięty
Usunięty
21/10/2006 14:19

Skoro mowa o książkach, to powiem Wam szczerze, że lubię je czytać. Najczęściej długimi, zimowymi wieczorami, wygodnie usadowiony w fotelu czytam książki sącząc, ciepłą, malinową herbatkę...

szd
Gramowicz
21/10/2006 12:56

heh fajny pomysł na książke :D atak troche off-topowo przeciaż chrześcijanie wymyślili siarke, ogień, smród i kotły nie?? :D:D




Trwa Wczytywanie