Jerzy Nowosad - „Czerwone oczy” – recenzja

Trashka
2006/10/20 23:00
9
0

Migracja na Poziom Minus Jeden

Migracja na Poziom Minus Jeden

Migracja na Poziom Minus Jeden, Jerzy Nowosad - „Czerwone oczy” – recenzja

„Piekło jest we mnie” – tak niegdyś zatytułował jeden ze swych głośnych kryminałów Joe Alex. „Piekło jest we mnie” – stwierdza też bohaterka „Czerwonych oczu”, cierpiąc prawdziwe katusze, nie mające jednak nic wspólnego z ogniem, siarką i kotłami wrzącej smoły. Diabeł nie jest więc taki straszny, jak go malują... Odziany w wytworny garnitur i drogi krawat, uśmiecha się uprzejmie i oznajmia: „Witamy na Poziomie Minus Jeden”.

Rozpoczęcie powieści śmiercią głównych bohaterów wydaje się nader ryzykownym posunięciem. Coś takiego znamionuje albo eksperyment literacki, albo... po prostu ciekawą przygodę dla czytelników i czytelniczek. Autor oferuje to drugie. Serwuje nam apetyczne danie – proste i znane niczym schabowy z kapustą, a zarazem podlane pikantnym, iście diabelskim sosem. Powstałą mieszankę spożywa się ze smakiem.

Nasi bohaterowie, Anna i Kamil, to narzeczeni w dość staromodnym stylu. Przypadł im w udziale straszliwy pech – zginęli w przeddzień ślubu. Lecz mieli również szczęście w nieszczęściu – zginęli razem i razem mogli... kontynuować wspólne życie.

Okazało się bowiem, że Zaświaty nie mają zgoła nic wspólnego z tym, co spodziewali się ujrzeć po drugiej stronie. Nowosad zaprezentował bardzo interesującą i kontrowersyjną wizję. Z jednej strony czytelnicy mogą wraz z zakochanymi odetchnąć z ulgą, z drugiej zaś – po plecach przebiega dreszcz niepewności, paradoksalnie prowokujący dużo większy niepokój niż wizja nieustającej pokuty za grzechy. Czy wszystko jest takie proste, jak mówią funkcjonariusze obu departamentów, niegdyś zwani diabłami i aniołami? Ciężko przyjąć do wiadomości, że nigdzie nie ukrywa się przysłowiowy haczyk... Czy aby na pewno? Czy demon może być „porządnym gościem”, przyjacielem z rodzaju tych „do rany przyłóż”?

Autor odsłania rzeczywistość do bólu zwyczajną, pełną swojskich akcentów, a jednocześnie zawierającą coś z groteski. Dowcipne i trafne spostrzeżenia odnośnie do polskiej mentalności, naszych dziwactw i przywar narodowych wręcz powalają na kolana niczym nagły cios łopatą w kark. Nowosad potrafi zachwycić ironią - czasem subtelną, a czasem kłującą prosto w oczy, tak że aż chce się stwierdzić, iż za chwilę staną się czerwone z wrażenia.

Książka fascynuje przede wszystkim ulotnym klimatem, w którym przeplata się swoista siermiężna poetyka polskich realiów z początku lat dziewięćdziesiątych z rozważaniami na temat zachowań ludzi testowanych pod kątem siły swego charakteru. Nie można wszak zapomnieć, że Zaświaty mają wymiar wychowawczy. To, co zastanawia, to nieobecność Boga, choć funkcjonariusze stanowią widomy dowód istnienia siły wyższej. Autor zdaje się sugerować, że jesteśmy zdani na własne siły, i nie ma co kogokolwiek obwiniać za nasze życie i uczynki. Wszystko w rękach człowieka – i na tym najlepszym ze światów, i na wszystkich innych. Niestety, choć powieść należy do bezsprzecznie interesujących, trafiają się też rzeczy, które mogą zirytować.

Dziwi trochę pewna staroświeckość stylu narracji. Nie stanowi ona właściwie wady w pełnym tego słowa znaczeniu, gdyż nie psuje przyjemności śledzenia rozwoju wydarzeń, powoduje jednak lekki dysonans poznawczy. Łatwo odnieść wrażenie, że akcja toczy się dekadę wcześniej niż w zamierzeniach pisarza.

GramTV przedstawia:

To, co naprawdę przeszkadza, to sztuczne, raczej pretensjonalne partie dialogowe. Ciężko wyobrazić sobie, by zakochani młodzi ludzie z końca XX wieku zwracali się do siebie równie patetycznie, co szekspirowscy kochankowie. Także inne rozmowy momentami wydają się niezbyt naturalne.

Czytelniczki mogą poczuć się nieco zniesmaczone wynurzeniami autora na temat „kobiecego ciepła” i istoty „kobiecości”. Anna chwilami jest po prostu nudna, tymczasem w oczach zakochanych w niej mężczyzn prezentuje się jako coś pośredniego między aniołem a Wenus z Milo (tyle że z rękami). Trzeba jednak przyznać, że Jerzy Nowosad nie lansuje stereotypów w rodzaju: seksowna równa się głupia, a kobieta - informatyk to zakompleksiony kaszalot. Lecz z drugiej strony, czy każda naprawdę interesująca niewiasta w owej powieści musi być jednocześnie złotowłosą seks-bombą, na widok której panowie głaszczą się (i nie tylko) po kroczach? Cóż, pomarzyć zawsze można...

Pomimo kilku wspomnianych mankamentów, zresztą niezbyt wielkiego kalibru, ta metafizyczno - obyczajowa historia należy do całkiem niezłych dokonań w polskiej literaturze fantastycznej. Trochę w niej grozy, trochę porozumiewawczego mrugania do czytelników, a trochę szarego życia zmęczonych ludzi. Podtytuł powieści brzmi: „komedia infernalna a la polanaise”, i faktycznie – coś w tym jest. Choć to raczej tragikomedia a la polonaise. Tak czy inaczej, ta ciekawa przeplatanka opowieści niesamowitej z opowieścią o polskiej mentalności sprawia, że poświęconego na lekturę czasu nie można nazwać straconym.

I choć zabrzmi to nader dwuznacznie, trzeba powiedzieć, iż warto spojrzeć w „Czerwone oczy” Jerzego Nowosada.

Plusy: + oryginalny pomysł + klimat + ironiczny dowcip + interesujące spostrzeżenia na temat polskich zachowań Minusy: - pretensjonalność i sztuczność niektórych dialogów - raz dziwaczne, raz stereotypowe wypowiedzi na temat kobiet

Autor: Jerzy Nowosad Tytuł: Czerwone oczy Wydawnictwo: Fabryka Słów 2006 Wydanie: oprawa miękka, 430 str. Cena: 29,99 zł Strona www: http://www.fabryka.pl/ksiazki.php?ibook=105#searchkk

Komentarze
9
Usunięty
Usunięty
22/10/2006 15:37

W tym miesiący o recenzjach trudno cokolwiekjasnego powiedzieć, gdyz są raczej nijakie.JeRzy trzyma formę - tekst nie przytłacza długością,widać autor nie jest skory do zalewania czytelnikawłasnymi wynurzeniami. Jak zwykle brak tam uwag,własnego zdania i spostrzeżeń - jest spojler naspojlerze. Pierwsze skrzypce gra Alfred Hitchcock,na basie Alfred Hitchcock, przy klawiszach AlfredHitchcock. Mam wrażenie, że to on recenzję pisał.JeRzy swoje teksty zaczyna zawsze w tym samym stylu -jak nie ma Alfreda Hitchcocka to juz nie to, prawda?Nawet Trashka w tym tygodniu nie bombarduje -choć spójnie i w miarę ciekawie, to nieco jednostaniei nurząco. Ponoć ta książka napisana jest z humorem?A recenzja czyta się jak przegląd kreacji w kondukcjiepogrzebowym. Skąd ten rozdźwięk? Oddać należy autorce,że momentami jest intrygująco, jednak ciut za płasko.A stac ją na dużo więcej;)...kto tu jest?! Alfred Hitchcock?!A poszedł stąd! <wali nicponia miotłą po łbie>

Usunięty
Usunięty
21/10/2006 14:19

Skoro mowa o książkach, to powiem Wam szczerze, że lubię je czytać. Najczęściej długimi, zimowymi wieczorami, wygodnie usadowiony w fotelu czytam książki sącząc, ciepłą, malinową herbatkę...

szd
Gramowicz
21/10/2006 12:56

heh fajny pomysł na książke :D atak troche off-topowo przeciaż chrześcijanie wymyślili siarke, ogień, smród i kotły nie?? :D:D




Trwa Wczytywanie